Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Półka kolekcjonera: Armia – „Legenda”

Muzyka
|
07.09.2021

Wydana w 1991 roku płyta „Legenda”, którą współtworzyli Tomasz Budzyński oraz Robert Brylewski, to nasza najnowsza propozycja dla wszystkich wytrwanych kolekcjonerów. Wydawnictwo w niektórych kręgach uznawane za kultowe odcisnęło piętno na całej polskiej muzyce rockowej.

„Legenda” - okładka płyty
Okładka albumu „Legenda” zespołu Armia

Okoliczności powstania płyty „Legenda” są z wielu powodów wyjątkowe. Nie tylko dlatego, że twórcze siły połączyło dwóch wybitnych artystów, ale również dlatego, że do współpracy między nimi – a także pozostałymi członkami Armii – doszło... w hipisowskiej komunie mieszczącej się w miejscowości Stanclewo w obecnym województwie warmińsko-mazurskim. Można wiele o drugim albumie zespołu Armia opowiadać, ale najważniejsza jest zawsze muzyka. A ta jest wyjątkowa, spójna i niezwykle sugestywna.

Wydaje się, że w wypadku „Legendy” nie możemy mówić tylko i wyłącznie o albumie punkrockowym, ponieważ w 1990 roku, bo wtedy ją nagrywano, powstało coś dużo ambitniejszego. Doszło do pewnego artystycznego połączenia, które dało nieoczekiwany efekt. Teraz, trzydzieści lat po premierze płyty, znajdująca się na niej muzyka wciąż zachwyca. A to świadczy o jej niezwykłości.

Budzyński i Brylewski w hippisowskiej komunie

Marcin Miller, przyjaciel zespołu Izrael, kupił w schyłkowym okresie PRL-u kilka gospodarstw w Stanclewie. Choć sam mieszkał wówczas w Londynie, bliskie były mu ideały hipisowskie. W tym samym czasie Robert Brylewski uznał, że chciałby zamieszkać na wsi. Przeprowadził się więc do jednego z gospodarstw Millera i zamieszkał w nim z Vivian Quarcoo, późniejszą żoną, oraz córką Sarą. W Stanclewie był również Tomasz Budzyński, który ukrywał się tam przed poborem do wojska, a także kilkanaście innych osób. W komunie mieszkali lub dojeżdżali do niej wszyscy muzycy Armii, a także większość Izraela. Składy formacji nieustannie się przenikały. Miller kupił również sprzęt muzyczny, dlatego Robert Brylewski oraz Paweł Szanajca mogli dalej rozwijać swoje studio nagraniowe Złota Skała, które przenieśli z Warszawy.

Okoliczności do powstawania nowej muzyki były zatem znakomite. Wszyscy muzycy byli na miejscu, mieli sprzęt oraz studio nagraniowe. W takich właśnie warunkach zaczął powstawać drugi album Armii. Początkowo zespół używał automatu perkusyjnego, ponieważ Gogo Szulc – dotychczasowy perkusista zespołu – przyjeżdżał do Stanclewa sporadycznie. W końcu do składu Armii powrócił Piotr Żyżelewicz ps. „Stopa”, który odejść musiał z szeregów grupy, ponieważ otrzymał wezwanie do służby zastępczej. Ostatecznie też Tomasza Żmijewskiego zastąpił Dariusz Malejonek ps. „Maleo”, a niekiedy obowiązki basisty wykonywał Krzysztof Banasik ps. „Banan”. Podobne roszady były na porządku dziennym, ponieważ wszyscy muzycy prawie zawsze byli na miejscu – jeśli jeden był akurat niedysponowany, w jego miejsce wskakiwał inny. Nie zmieniało się jedno – o sile Armii od początku stanowili Tomasz Budzyński oraz Robert Brylewski.

Podejście dalekie do punkowego

Punkowe granie cechuje się prostotą. Jest zwykle bardzo energetyczne, ale nie nastawione na formę przekazu. Chodzi o próbę wykrzyczenia swoich racji, poglądów czy opinii. W takim stylu lubił tworzyć Brylewski, który nie przykładał wagi do układu czy koncepcji płyty. Przeciwnie Budzyński, który w nowym dziele Armii widział ogromny potencjał. Wykrzesał go poprzez nadanie płycie tytułu, uszeregowanie w odpowiedniej kolejności utworów i w końcu – co najważniejsze – przygotowanie tekstów, których jest autorem. Wplatał pomiędzy swoje słowa wiele cytatów, inspirował się gnostycyzmem, zwracał uwagę na symbolikę liczb. W utworach słychać nawiązania do buddyzmu, twórczości J.R.R. Tolkiena czy Samuela Becketta. Nawet okładka ma swoją symbolikę – znajduje się na niej Don Kichot, a całość utrzymana jest w czarno-białej tonacji. Za muzykę odpowiedzialny jest w większości wypadków cały zespół, ale z dużym naciskiem na Brylewskiego.

Podejście Budzyńskiego sprawiło, że „Legendy” nie możemy nazwać albumem punkowym. To wydawnictwo jest swoistym dziełem koncepcyjnym, które ma określoną formę spiętą znaczeniową klamrą. Jest dużo bardziej wysublimowane i złożone pod względem przekazu, a także możliwych interpretacji. Płyta jest zróżnicowana brzmieniowo, a także stylistycznie. Próba penetracji ambitniejszych muzycznych rewirów przez rasowych punkowców nie zawsze wychodzi dobrze, ale w tym wypadku efekt jest oszałamiający. „Legenda” w mojej ocenie to jedno z najznakomitszych osiągnięć polskiej muzyki rockowej XX wieku.

Duże uznanie i wielkie zainteresowanie

Wydawnictwo „Legenda”, które ukazało się w 1991 roku, spotkało się z pozytywnym przyjęciem recenzentów oraz fanów – również miłośników innych gatunków, niż punk. Muzyka trafiła do mainstreamu, co nie spodobało się niektórym środowiskom, które zarzucały Armii komercjalizację, a także odejście od korzeni punk rocka (między innymi za mistyczny przekaz płynący z płyty). Zainteresowanie twórczością zespołu było jednak ogromne, co potwierdzały tłumy na koncertach promujących „Legendę”. Trasa trwała dwa lata, a zespół wykonywał płytę w formie zbliżonej do spektaklu, wraz z podziałem na części, a także odpowiednią scenografią i dopasowanym wizerunkiem scenicznym muzyków. Warto nadmienić, że sukces nie przełożył się na realne zyski dla samych muzyków – wpływ na to miało zamieszanie związane z zarządzaniem zespołem (zmiany menadżerów), a także coraz popularniejsze w Polsce lat 90. piractwo.

Niezależnie od wszystkich okoliczności, Armia stworzyła dzieło wybitne, które na stałe wpisało się do historii polskiej muzyki rozrywkowej. O jego popularności niech świadczy fakt, że „Legendę” wielokrotnie wznawiano – między innymi w 1999, 2004, 2007 i w końcu w listopadzie 2019 roku. Obecnie wydawnictwa Armii ukazują się nakładem Metal Mind Productions.

Na koniec jeszcze o alternatywnej wersji „Legendy”, którą Tomasz Budzyński przygotował wraz z Michałem Jacaszkiem, a która pojawiła się w 2017 roku. Wersja elektroakustyczna albumu znacząco różni się od oryginału, a momentami jedynie się nim inspiruje. Na pewno jest to muzyczna ciekawostka, z którą zapoznać powinni się wszyscy miłośnicy zespołu Armia.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie

Paweł Kopeć
03 października 2023 o 14:34
Odpowiedz

2 Tm 2, 3!
Druga płyta!
Wielkie!
Patos!
+ koncert w Legnicy, LCK, na dziedzińcu, lata 90/2000!?

~Paweł Kopeć

03.10.2023 14:34
1