Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Półka kolekcjonera: Judas Priest – „Painkiller”

Muzyka
|
13.09.2021

Wydając dwunasty album Judas Priest byli już jedną z ikon metalu. Grupa udowodniła w 1990 roku, że wciąż ma sporo pomysłów, a sami muzycy są w znakomitej formie. Ale – choć płyta została doceniona – niedługo później w zespole doszło do trzęsienia ziemi...

„Painkiller”. Okładka płyty
Okładka płyty „Painkiller” – charakterystyczna dla Judas Priest kreska

W latach 70. i 80. XX wieku Judas Priest wydał tak ważne dla rozwoju gatunku albumy jak „British Steel”, „Screaming for Vengeance” czy „Defenders of the Faith”. Zespół miał już ugruntowaną pozycję i wymieniany był wśród czołowych wykonawców tak zwanego New Wave of British Heavy Metal. Grupa zasłynęła agresywnym, melodyjnym brzmieniem gitar (to zasługa K.K. Downinga), a także wysokim i czystym wokalem (Rob Halford). Płyty sprzedawały się naprawdę dobrze, a koncerty Brytyjczyków cieszyły się dużym zainteresowaniem – również w Stanach Zjednoczonych.

Wchodząc na początku 1990 roku do studia nagraniowego członkowie Judas Priest byli muzykami spełnionymi. Nagrali jedenaście studyjnych wydawnictw, które w wielu wypadkach osiągnęły duży sukces. Historia uczy nas, że w takich wypadkach zwykle nie powstają dzieła przełomowe, a muzycy albo wybierają sprawdzone rozwiązania z poprzednich wydawnictw, albo decydują się na muzyczny eksperyment, który wcale nie musi być udany. Brytyjski zespół na płycie „Painkiller” jednak ewoluował, robiąc wszystko to, co wcześniej, ale w jeszcze lepszym stylu.

Judas Priest - zdjęcie zespołu
Zespół Judas Priest na początku lat 90.

Praca, praca i... problemy

Zespół Judas Priest w składzie Rob Halford, K. K. Downing, Glenn Tipton, Ian Hill oraz Scott Travis wszedł do znajdującego się we Francji Miraval Studios w styczniu 1990 roku. W procesie nagrywania nowej muzyki wsparł ich producent Chris Tsangarides, który współpracował wcześniej z formacją (był między innymi inżynierem dźwięku podczas nagrywania albumu „Sad Wings of Destiny” z 1976 roku). Doszło również do ważnej zmiany personalnej – perkusistę Dave’a Hollanda zastąpił wspomniany wcześniej Travis. Przełożyło się to w znacznym stopniu na brzmienie płyty.

Znany z występów w zespole Racer X Scott Travis słynął z mocnego uderzenia, a także bezkompromisowej gry. Swoje muzyczne przyzwyczajenia przełożył na pracę w studiu z Judas Priest, co wpłynęło na wydźwięk całego albumu. Muzyka – za sprawą perkusji – była dużo bardziej energetyczna i cięższa, a samo brzmienie bębnów zostało mocno wyeksponowane w procesie masteringu. Dało to efekt, którego chyba żaden fan Judas Priest się nie spodziewał. Można było momentami odnieść wrażenie, że to album power-, a nie heavymetalowy. Nie było w tym jednak nic złego!

Zanim jednak o samym brzmieniu, warto wspomnieć o tym, kto napisał utwory na album „Painkiller”. Było to dzieło tria Glenn Tipton, Rob Halford oraz K.K. Downing. Co ciekawe, współautorem kompozycji „A Touch of Evil” jest – poza wspomnianą trójką – również producent Chris Tsangarides. Na albumie składającym się z dziesięciu energetycznych utworów znalazło się miejsce na singiel instrumentalny – trwający niespełna minutę „Battle Hymn”. Pracę w studiu muzycy z Judas Priest wspominają jako bardzo pozytywne doświadczenie, choć wiemy już teraz, że ich relacje nie były aż tak dobre, a w samym studiu nie obyło się bez kłopotów.

Dopiero w 2020 roku dowiedzieliśmy się, że podczas prac nad albumem „Painkiller” z problemami zdrowotnymi zmagał się basista Ian Hill. Klawiszowiec Don Airey przyznał, że tak naprawdę to on nagrał większość linii basu na płycie (używał syntezatora zwanego Minimoogiem), choć nie zostało to później oficjalnie odnotowane. Zdradził, że dzięki temu udało im się w ogóle nagrać album w wyznaczonym czasie, czyli przez trzy miesiące – praca trwała bowiem do marca 1990 roku. Materiał nagrany we Francji trafił następnie do holenderskiego studia Wisseloord, gdzie został zmiksowany.


Polscy metalowcy zachwycili w 2020 roku coverem utworu „Painkiller”

Nie było ratunku dla Judas Priest

Recenzje nowego albumu Judas Priest, który ukazał się ostatecznie 3 września 1990 roku, były bardzo pozytywne. Recenzenci zachwycali się żywiołowością – nie tylko perkusisty, ale również wokalisty, który wspiął się na nieznane dotąd rejestry. Doceniono złożone, ale wpadające w ucho solówki K.K. Downinga, a także fakt, że płyta jest muzycznie bardzo równa. Nie była może długa (46 minut), ale nie zawierała żadnych „zapychaczy” czy utworów nieprzemyślanych lub pisanych i nagrywanych w pośpiechu. Zespół miał pomysł na każdą kolejną kompozycję, co podczas odbioru „Painkillera” jest zauważalne. To jeden z tych albumów, które najlepiej słucha się od początku do końca i podczas tego procesu nie ma nawet chwili na nudę. W całej historii muzyki metalowej nie było zbyt wielu aż tak równych muzycznie albumów. Przynajmniej zdaniem niżej podpisanego.

Docenili to także fani muzyki metalowej, którzy chętnie sięgali po najnowsze dzieło Judas Priest. Album pokrył się złotem w Stanach Zjednoczonych, Japonii oraz Kanadzie. Dla brytyjskiego zespołu było to duże osiągnięcie. Szczególnie, że na płycie „Painkiller” w żadnym wypadku nie pokazali, że łagodząc brzmienie chcą trafić do mainstreamu. Wręcz przeciwnie – oni jeszcze to brzmienie podkręcili, co fani gatunku bardzo docenili. Czy wydany w 1990 roku album jest najlepszym w dorobku Judas Priest? Wydaje się, że nie, ale na pewno jest w czołowej trójce. Zachwyca brzmieniem i realizacją. Może jest mniej przełomowy niż poprzednie, ale na pewno zwyczajnie bardzo udany i wciąż zachwycający energetycznym brzmieniem.

Choć album odniósł sukces, zaraz po trasie koncertowej promującej płytę „Painkiller” – w maju 1992 roku – zespół opuścił wokalista, Rob Halford. Konflikty w grupie się nawarstwiły, a dodatkowo frontman chciał podjąć się nowego muzycznego wyzwania. Założył zespól Fight, który wykonywał muzykę z pogranicza groove i thrash metalu. Miejsce Halforda zajął kilka lat później Tim „Ripper” Owens. Wszystko wróciło do normy w 2003 roku, ale to już historia na zupełnie inną opowieść...

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie