Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Półka kolekcjonera: Black Sabbath – „Paranoid”

Muzyka
|
14.12.2020

1970 rok przyniósł nam dwa albumy Black Sabbath. Choć oba uznawane są za kultowe i miały ogromny wpływ na rozwój muzyki rockowej, my postanowiliśmy skupić się na tym drugim. Chodzi o „Paranoid”, czyli płytę, z którą związane jest wiele fascynujących historii.

Black Sabbath „Paranoid”. Okładka
Okładka albumu „Paranoid” z repertuaru Black Sabbath

Po wydaniu w lutym 1970 roku płyty „Black Sabbath” brytyjski zespół zyskał sporą popularność i zainteresowanie ze strony fanów. Choć debiutancka płyta nie została doceniona przez krytyków, którzy nie do końca zrozumieli jej zamysł, otwarci na muzyczne nowości młodzi ludzie bardzo ją chwalili. Nieznana nikomu grupa chłopaków pod przewodnictwem Tony’ego Iommiego zaszokowała opinię publiczną. Stworzyli płytę, jak na tamte czasy bardzo agresywną, opartą na ostrym gitarowym graniu. Nie zabrakło również nawiązań do okultyzmu czy satanizmu.

Kiedy Black Sabbath mieli wyruszyć w trasę promującą debiutancki album w Stanach Zjednoczonych, krajem wstrząsnęła zbrodnia sekty Charlesa Mansona. Wówczas przez media przetoczyła się dyskusja, jakoby postępowanie Rodziny (nazwa sekty Mansona) wyniknęło między innymi z wpływu, jaki wywarł na jej lidera utwór „Helter Skalter” z repertuaru The Beatles. W tej sytuacji zespół Black Sabbath nie mógł wyruszyć w tournée, ponieważ szybko znaleźliby się na cenzurowanym. W tych okolicznościach postanowili wejść do studia nagraniowego i popracować nad drugim w swoim dorobku albumem. Jak się niedługo później okazało – przełomowym.

5 dni prac i hit na 5 minut przed końcem

Choć trudno sobie to obecnie wyobrazić, na przygotowanie debiutu muzykom z Black Sabbath musiał wystarczyć... jeden dzień w studiu nagraniowym. Oczywiście muzycy wchodząc do londyńskiego Regent Sound sporo mieli już przygotowane, ale i tak jest to osiągnięcie niesamowite. Podczas prac nad „Paranoid” zespół miał dostać od wytwórni więcej czasu i faktycznie tak było. Muzycy musieli zdążyć w pięć dni. I, mimo różnych problemów, wystarczyło im to na stworzenie jednego z najważniejszych albumów w historii muzyki rockowej. Wszystko działo się między 16 a 21 lipca 1970 roku, ponownie w studiu Regent Sound.

Black Sabbath przy pracy w studiu
Zespół Black Sabbath podczas prac nad „Paranoid”

Ułatwieniem był fakt, że ostatnie miesiące muzycy spędzili na jamowaniu, dlatego większość materiału była tak naprawdę gotowa. Inna sprawa, że w tamtym okresie byli niesamowicie płodni twórczo, co wiązało się między innymi z prowadzonym przez nich – pełnym używek – trybem życia. Mając ograniczone możliwości w zakresie czasu w studiu szybko zabrali się do pracy, a utwory powstawały jeden po drugim. Mimo wszystko materiału było trochę za mało i pod sam koniec okazało się, że przygotowane utwory nie trwają nawet 40 minut – a to tak zwane minimum przyzwoitości w przypadku studyjnego longplaya. Musieli nagrać jeszcze jeden utwór.

Wszyscy bohaterowie opowiadają o jego powstaniu w ten sam sposób. Wszystko zaczęło się od prostego riffu, który wypłynął spod palców Iommiego, który po prostu brzdąkał sobie na gitarze. Melodia spodobała się Butlerowi, basiście Black Sabbath, i natychmiast zabrał się do pisania tekstu. Jak przekonuje perkusista Bill Ward, od momentu, gdy Iommi zagrał riff do powstania utworu minęło niespełna 30 minut! Ostatecznie napisanie całej piosenki od A do Z zajęło rekordowe dwie godziny. Byli gotowi do nagrywania. Warto dodać, że mowa o kompozycji tytułowej, czyli „Paranoid” – jednej z najważniejszych w całym dorobku Black Sabbath. Jednocześnie komponowanie tego utworu ugruntowało styl pracy muzyków na lata. Tony Iommi zaczynał od riffu, następnie Geezer Butler pisał tekst, Ozzy Osbourne zajmował się melodią. Bill Ward dołączał do basu Butlera i... piosenka była gotowa!

Awantura o tytuł płyty

Gdy wszystkie utwory były gotowe, płyta powinna zostać do końca wyprodukowana, a następnie trafić do sprzedaży. Okazało się jednak, że problemem jest... jej tytuł. W pierwszych założeniach miała ona nazywać się „Walpurgis” i nawiązywać do pogańskiego święta Nocy Walpurgi (Kościół Szatana). Już w studiu okazało się, że muzycy zamiast o satanizmie woleli zaśpiewać o problemach współczesnego im świata. Dlatego właśnie „Walpurgis” stało się ostatecznie kultowym „War Pigs”, czyli protest songiem antywojennym. Mimo tej zmiany, Tony Iommi nadal przekonywał, że to właśnie od tej kompozycji powinien pochodzić tytuł całego albumu.

Protest wysunął amerykański wydawca płyty, który poinformował, że album pt. „War Pigs” nie może trafić na tamtejszy rynek. Związane to było z faktem, że album miał zostać opublikowany w czasie trwania wojny wietnamskiej – chciał uniknąć kontrowersji i negatywnego odbioru wydawnictwa. Wówczas amerykańskie media robiły wszystko, żeby przekonać społeczeństwo, iż wojna ta jest priorytetem i jest ważnym elementem polityki kraju. Pod siłą tego nacisku Black Sabbath zdecydowało, że singlem promującym album i jednocześnie dającym jej tytuł będzie „Paranoid”. Ten sam, który powstał w biegu i praktycznie przez przypadek. Co ciekawe, decyzję o zmianie tytułu podjęto tak późno, że nie było już czasu na stworzenie nowej okładki i została ta, która stworzona została z myślą o płycie pt. „War Pigs”.

Album „Paranoid” ujrzał światło dzienne 18 września 1970 roku, ale jedynie w Europie. Na terenie Stanów Zjednoczonych pojawił się dopiero w styczniu 1971 roku.

Ogromny sukces Black Sabbath

Szacuje się, że na całym świecie po album „Paranoid” sięgnęło około 10 milionów osób. To świetny wynik, ale wydaje się, że tą płytą Black Sabbath osiągnął znacznie więcej, niż dobrą sprzedaż. To krążek, który otworzył muzykom furtkę do światowej kariery. Jak pokazały późniejsze ich dokonania, skorzystali z tej możliwości, choć w historii zespołu nie brakuje wzlotów i upadków, a także szeregu zmian personalnych. Łącznie z tym, że z Black Sabbath na wiele lat rozstał się Ozzy Osbourne, który rozpoczął pełną sukcesów karierę solową. Liderem grupy pozostał jednak aż do jej końca Tony Iommi, który nawet w najtrudniejszych czasach zapraszał do studia muzyków i nagrywali albumy. Gorsze lub lepsze, ale dzięki temu Black Sabbath przetrwał.

Co jednak jeszcze ważniejsze, drugi album zespołu stał się inspiracją dla twórców muzyki rockowej z całego świata. Aż do dziś uważany jest za jedno z największych osiągnięć w całej historii gatunku hard & heavy. Młodzi, zdolni, ale mimo wszystko niedoświadczeni muzycy w 1970 roku dokonali czegoś niesamowitego. Nie dysponowali dużym budżetem, a w studiu nagraniowym mogli spędzić zaledwie pięć dni. A mimo to nagrali album przełomowy, który odcisnął swoje piętno na całym muzycznym świecie. Bo zespól sięgnął po rozwiązania, których nikt wcześniej nie próbował – zarówno w zakresie samego brzmienia, jak i tekstów utworów. W latach 70. dla wielu była to muzyka nie do przyjęcia, „muzyka szatana” – jak ją nazywano. Szybko okazało się jednak, że właśnie takiej twórczości potrzebowali młodzi ludzie z tamtego okresu. Black Sabbath stał się ikoną rocka, czy to się komuś podoba, czy nie.

Z okazji 50-lecia wydania „Paranoid” zespół Black Sabbath przygotował specjalne wznowienie, które zawiera sporo niepublikowanego wcześniej materiału. Na pięciu płytach winylowych lub czterech CD pojawiły się między innymi dwa koncerty, z których nagrania nigdy nie ujrzały światła dziennego. Pierwszy z 31 sierpnia z Montreux w Szwajcarii – nagrany tuż przed wydaniem „Paranoid”. Drugi zarejestrowany kilka miesięcy później w Brukseli – Black Sabbath było już gwiazdą muzyki światowego formatu.

Black Sabbath. Wznowienie płyty "Paranoid"
Wznowienie albumu „Paranoid” przygotowane z okazji 50-lecia jego wydania

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie