Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” – superprodukcja, która spełniła oczekiwania?

Książka, film
|
03.09.2022

Właśnie zadebiutowały dwa pierwsze odcinki jednego z najbardziej oczekiwanych seriali tego roku. „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” miał nas zachwycić nie tylko w warstwie wizualnej, ale i fabularnej. Jednocześnie z produkcją, jeszcze przed jej premierą, wiązało się wiele kontrowersji. Co ostatecznie przyniosły nam debiutanckie epizody superprodukcji?

„Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy”
Galadriela w serialu „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” | fot. mat. pras.

Gdy Amazon ogłosił, że planuje przygotować najdroższy serial w historii, który oparty będzie o twórczość J.R.R. Tolkiena, miłośnicy fantastyki oszaleli. Pierwsze ogłoszenia dotyczące tego ambitnego projektu pojawiały się już kilka lat temu. Z biegiem czasu emocje studziły kolejne doniesienia – chociażby te dotyczące obsady, fabuły, jak i faktu, że Amazon nie nabył praw do wszystkich dzieł pisarza.

Mimo wszystko, choć wiele osób było nastawionych do serialu „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” (ang. „The Lord of the Rings: The Rings of Power”) negatywnie, oczekiwania były duże, a superprodukcja miała być jedną z najgorętszych premier 2022 roku. W końcu światło dzienne ujrzały dwa pierwsze epizody, co jest szansą na podzielenie się kilkoma przemyśleniami związanymi z serialem, na który tak wielu czekało. Warto w tym miejscu wspomnieć, że pierwszy sezon produkcji Amazona będzie liczył osiem odcinków, a kolejne będą miały premierę co piątek, począwszy od przyszłego tygodnia. Wielki finał przewidziany jest więc na 14 października.

Widowisko na miarę ogromnych możliwości

Patrick McKay oraz John D. Payne, twórcy serialu, dysponowali gigantycznym budżetem, dlatego mieliśmy prawo oczekiwać, że „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” będzie serialem widowiskowym i dopieszczonym w każdym calu. Już pierwsze sceny potwierdziły, że o warstwę audiowizualną nie musimy się martwić. Szerokie kadry, ujęcia z góry, wspaniałe miasta i budowle. Do tego wspaniała muzyka pasująca do okoliczności. Przywodziło to na myśl dzieła Petera Jacksona, ale wszystko zdawało się jeszcze piękniejsze. To oczywiście naturalne – oba dzieła dzielą dwie dekady ciągłego rozwoju technologii. Twórcy serialu Amazona stanęli na wysokości zadania i dali nam świetnie wyglądającą, wysokobudżetową produkcję.

Nie byłbym jednak sobą, gdybym się trochę nie przyczepił. W drugim epizodzie zbroje elfów wyglądały, jakby były wykonane z tektury (podpatrzyli to z netfliksowego „Wiedźmina?), a efekty specjalne sztormu nie wyglądały perfekcyjnie. Niby drobiazgi, ale jak już wpompowano w ten projekt miliard dolarów, to wypadałoby o nie zadbać. Ogólnie jednak było dobrze, a momentami nawet świetnie. Wnętrza i scenografia – zdecydowanie na plus.

„Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy”
Bohaterowie serialu w jednym z wnętrz | mat. pras.

Warto wspomnieć o obsadzie, która momentami nie zachwyca. Nie będę się rozwodził na temat koloru skóry poszczególnych bohaterów (co czyni wiele osób), bo nie ma ten aspekt dla mnie żadnego znaczenia. Czy to poprawność polityczna, czy wizja twórców? Bez różnicy. Bardziej chodzi o dobranie bohaterów do poszczególnych ról. Największym rozczarowaniem jest dla mnie postać Elronda. Robert Aramayo wydaje się w swojej roli niezwykle sztuczny, a w jego wypadku charakteryzacja nie jest doskonała. Dużo naturalniej wypada Galadriela, a zdecydowanie najciekawszą postacią jest Nori. Ogólnie jednak – mogło być w tej kwestii nieco lepiej. Może z czasem się przyzwyczaję...

Spokojnie, dopiero się rozkręca...

Fabularnie dwa pierwsze epizody nie przyniosły nam niczego wyjątkowego, ale na pewno spójną i dopiero rozwijającą się historię. Kilka wątków, które mają spory potencjał, żeby pod koniec sezonu wywiązało się z nich coś naprawdę ciekawego. Na ekranie przez te nieco ponad dwie godziny działo się dużo, ale co oczywiste – nie otrzymaliśmy żadnych odpowiedzi, a jedynie dużo pytań. To jednak w pełni zrozumiałe, ponieważ mamy za sobą dopiero ćwierć historii przygotowanej przez twórców. Powrót do świata Tolkiena można zatem uznać za udany, ale... No właśnie, zawsze musi być jakieś „ale”.

Największe zastrzeżenia do fabuły „Pierścieni Władzy” mają entuzjaści prozy Mistrza. Wiadomo było od dawna, że Amazon nie będzie pochodził do swojego dzieła w sposób stanowiący kalkę tego, co napisał Tolkien (zresztą nie mogli, bo nie mają praw chociażby do „Silmarillionu). No i faktycznie, ta sławetna już kanoniczność nie wypada najlepiej. Wydarzenia z Drugiej Ery są skompresowane i poprzeinaczane. Sugerując się materiałem źródłowym, w momencie wykuwania pierścieni Galadriela wraz z mężem powinni rządzić Eregionem już od kilkuset lat. W serialu zostało to zaprezentowane zupełnie inaczej.

Podobnych zmian – mniejszych i większych – jest dużo, a pewnie będzie jeszcze więcej. Albo trzeba się z tym pogodzić, albo zrezygnować z dalszego seansu. Jaki jest sens się męczyć i rwać włosy z głowy, bo jeden czy drugi wątek został wymyślny, a nie zaczerpnięty od Tolkiena? No nie ma.

Czy warto?

Reasumując – „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” to serial z dużym potencjałem, a także wciągającą historią. Nie jest skierowany do miłośników twórczości Tolkiena, ale raczej do fanów szeroko rozumianej fantastyki. Realizacja stoi na bardzo wysokim poziomie, choć twórcy w niektórych miejscach popełnili błędy. Czekam jeszcze na jakieś poważniejsze sceny batalistyczne, które ostatecznie potwierdzą jakość realizacji.

Na pewno jednak jest to tytuł, któremu warto dać szansę i samodzielnie wyrobić sobie zdanie na jego temat. Wydaje się, że kolejne odcinki powinny przynieść nam wiele fabularnych zawirowań. Oby wszystko prowadziło do satysfakcjonującego i spójnego finału.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie