Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Władca pierścieni: Pierścienie władzy” – 1. sezon za nami. Jest pięknie, ale... [RECENZJA]

Książka, film
|
16.10.2022

Za nami 1. sezon serialu „Władca pierścieni: Pierścienie władzy”, najdroższej produkcji w historii telewizji. Dawno nie pojawił się tytuł, który wywołałby tyle skrajnych emocji. Teraz, po premierze finałowego epizodu, można pokusić się o całościową ocenę głośnej produkcji Amazon Prime Video.

„Władca pierścieni: Pierścienie władzy” – kadr z serialu
Bohaterowie serialu „Władca pierścieni: Pierścienie władzy” | mat. pras.

Kilka tygodni temu, gdy zadebiutowały pierwsze odcinki serialu „Władca pierścieni: Pierścienie władzy” (ang. „The Lord of the Rings: The Rings of Power”), pokusiłem się o ich zrecenzowanie. Wówczas miałem pozytywne odczucia, choć wytknąłem twórcom kilka błędów. Czy to związanych z fabułą, czy postaciami. Teraz – po premierze ósmego i zarazem ostatniego w tym sezonie epizodu – jestem człowiekiem znacznie mądrzejszym. Czy najdroższy serial w historii telewizji spełnia rozbuchane do granic możliwości oczekiwania?

Zanim odpowiem na to pytanie, warto przedstawić kilka istotnych faktów. Wiadomo oficjalnie, że twórcy zaproszeni do współpracy przez Amazon Prime Video mieli do dyspozycji niemalże nieograniczony budżet, który miał zostać wykorzystany nie tylko na efekty specjalne i scenografię, ale również aktorów, scenarzystów oraz reżyserów.

Wszystko w serialu „Władca pierścieni: Pierścienie władzy” miało być „naj”, choć – to wiedzieliśmy już dużo wcześniej – Amazon nie dysponował prawami do wszystkich dzieł J.R.R. Tolkiena. Już wtedy było jasne, że tak słynna „kanoniczność” będzie piętą achillesową produkcji. Miałem tego świadomość, dlatego odstępstw od prozy Mistrza nie będę traktował jako wada, ponieważ od dawna było jasne, że tak to będzie wyglądało. Podczas oglądania skupiłem się natomiast na wszystkich pozostałych aspektach, które decydują o tym, czy dana produkcja jest godna zainteresowania. Mowa o fabule, historii, realizacji i tak dalej.

Plakat serialu „Władca pierścieni: Pierścienie władzy”
Jeden z plakatów promujących serial „Władca pierścieni: Pierścienie władzy” | mat. pras.

Piękny, acz pusty świat

Świat w serialu „Władca pierścieni: Pierścienie władzy” wygląda pięknie. Rzuca się to w oczy już od pierwszej sceny, a w kolejnych odcinkach dostajemy tylko tego potwierdzenie. Pod tym względem produkcja Amazon wypada nawet lepiej niż filmowa trylogia Petera Jacksona. Oczywiście – dzieli je kilka dekad, ale jednak to wizja słynnego reżysera była od lat prezentowana jako wzór. Teraz został on poprawiony i w tym wypadku czuć, że twórcy dysponowali ogromnym budżetem. Miasta znane ze świata Tolkiena wyglądają w serialu imponująco, zachwycając szczegółowością oraz rozmachem.

Problem w tym, że te „miejscówki” nie są zbyt chętnie w serialu prezentowane. Szybkie ujęcie na panoramę raz na jakiś czas się pojawi, ale zdecydowanie za rzadko i na zbyt krótko. A przecież takimi widokami można by „kupić” wielu miłośników twórczości J.R.R., którzy zwyczajnie doceniliby, że z książkowych opisów udało się – przy pomocy nowoczesnej technologii – stworzyć tak wspaniałe miasta, zabudowania, zamki i tak dalej. No bo się udało, ale nie mieliśmy zbyt wielu okazji, żeby podziwiać efekty pracy grafików i designerów. Szczęśliwie ujęcia, praca kamery, a także oświetlenie również stały na wysokim poziomie, co dane nam było doświadczyć już znacznie częściej.

„Władca pierścieni: Pierścienie władzy” - świat
Trzeba przyznać, że wygląda to pięknie... | mat. pras.

Narracyjny chaos

Szkoda tylko, że wszystkie te zabiegi montażowe i praca scenografów zostały zmitrężone przez napisaną po łebkach fabułę. Otrzymujemy już na wstępie dużo wątków, które miały potencjał do tego, żeby ciekawie je poprowadzić. Problem w tym, że nie został on w większości wypadków wykorzystany. Ciekawie wygląda historia Elronda i krasnoludów, ale... to w zasadzie tyle. Główna bohaterka została skonstruowana tak, że zwyczajnie trudno ją polubić, a te wszystkie wątki nie doprowadziły do żadnego wielkiego, imponująco finału. Wszystko gdzieś powoli się rozmyło.

W pewnym momencie, gdzieś już pod koniec, zacząłem się zastanawiać, jaki jest właściwie główny cel przyświecający bohaterom serialu „Władca pierścieni: Pierścienie władzy”? Miałem nadzieję, że otrzymam odpowiedź w finale, choćby połowiczną, ale niestety takowej się nie doczekałem. Niby historia otrzymała jakieś prowizoryczne domknięcie, ale w żadnym wypadku nie było ono satysfakcjonujące. Gdzieś ten cały potencjał został zatracony. Fabuła była przesadnie rozwleczona i brakowało w niej jakichś punktów zaczepienia. Przełomowych wydarzeń, które podtrzymałyby zainteresowanie historią. Okazała się ona nijaka, choć oczywiście – jak już wspomniałem – miała lepsze momenty.

Nadzieja umiera ostatnia...

Z mojej analizy po dwóch odcinkach, o której już wspomniałem, płynęła jasna konkluzja – jest potencjał, poczekajmy, dajmy szansę. Dałem szansę, ale niestety ostatecznie się zawiodłem. Na pewno wynika to z rozbudzonych oczekiwań, o czym zresztą piszą zawiedzeni fani prozy Tolkiena, ale również z faktu, że serial nie zachwyca pod względem fabularnym. A to duży zarzut w sytuacji, gdy twórcy mają praktycznie nieograniczony budżet i znakomity materiał źródłowy.

„Władca pierścieni: Pierścienie władzy” zawodzi nie tylko jako serial dla miłośników twórczości J.R.R., ale również fanów fantastyki jako takiej. Wiadomo już, że Amazon – zadowolony z wyników oglądalności – przygotuje kontynuację swojej sztandarowej produkcji. Pozostaje mieć nadzieję, że twórcy wyciągną wnioski i przygotują o wiele lepszą historię. Bo ten serial wciąż da się uratować, ale trzeba w nim zmienić naprawdę dużo rzeczy.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie