Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Wiking” – zemsta, brutalność i potoki krwi. Recenzja filmu Roberta Eggersa

Książka, film
|
01.05.2022

Fabularnie nie zachwyca, a brutalność wylewa się wręcz z ekranu. Mimo wszystko nie da się oderwać od niego wzroku. „Wiking” to bez wątpienia film, obok którego nie da (i nie powinno) się przejść obojętnie. Czy to jednak faktycznie kino ambitne i wyjątkowe, czy przerost formy nad treścią? Sprawdźmy!

„Wiking” - film
Alexander Skarsgård w filmie „Wiking” | fot. mat. pras.

Ostatnio filmowe i serialowe opowieści o wikingach cieszą się sporym uznaniem i jeszcze większą popularnością. Osadzone w nieprzyjaznych, mrocznych i krwawych czasach historie fascynują. Bo odkrywają nieznane, a także prezentują świat, którego nie znamy nawet z lekcji historii. Gdy kilka miesięcy temu zapowiedziano film „Wiking” (ang. „The Northman”), emocje sięgnęły zenitu.

Bo wydawało się, że wszystko jest w nim na swoim miejscu. Ambitny, nietuzinkowy i pełen pasji reżyser – Robert Eggers – zaprosił do współpracy takie aktorskie znakomitości jak Nicole Kidman, Anya Taylor-Joy, Alexander Skarsgård, Ethan Hawke czy Willem Dafoe. Dodatkowo pierwsze materiały promocyjne sugerowały, że będziemy mieli do czynienia z filmem z najwyższej półki. Oczekiwania były zatem ogromne, a ich porównanie z rzeczywistością możemy robić od kilku dni, gdy „Wiking” trafił do polskich kin.

Plakat - "Wiking"
„Wiking” – plakat filmowy | 
mat. pras.

Klasyczna historia zemsty, czyli fabuła „Wikinga”

Rzecz dzieje się na mroźnej Islandii. Król Aurvandil War-Raven zostaje zamordowany, jego żona Gudrún trafia do niewoli, natomiast ich syn Amleth, który był u progu stania się mężczyzną, ucieka łodzią ze swojego królestwa. Poprzysięga, że zemści się na swoim wuju i jednocześnie zabójcy ojca, Fjolnirze.

Dwie dekady później Amleth, najeżdżając słowiańską wioskę, spotyka czarownicę, która przypomina mu o jego przysiędze zemsty. Bohater postanawia ją zrealizować. Udaje się na statku z niewolnikami do Islandii, gdzie rozpoczyna krwawą drogę do wyrównania rachunków ze swoim wujem. Ma jednocześnie nadzieję, że uda mu się uratować matkę.

Witaj w brutalnym świecie wikingów

Słowa nie oddadzą do końca tego, co zaproponował nam Eggers, jeśli chodzi o fabułę, ale powyższy opis nie jest daleki od przekazania pełnego obrazu historii w „Wikingu”. To prosta, niemalże sztampowa opowieść o zemście. Taka, jakich w historii literatury czy filmu widzieliśmy na pęczki. Co zatem jest tak wyjątkowego w produkcji, że mówi o niej niemalże cały świat? Wydaje się, że najprostszą odpowiedzią jest… prezentacja w eggersowskim stylu.

Bo świat pokazany w „Wikingu” jest mroczny i krwawy. Dominują w nim najbardziej prymitywne ludzkie instynkty, a przemoc jest czymś powszechnym. Przemoc, która eskaluje, rozlewa się w ludzkich umysłach i sercach. Prowadzi to oczywiście do rozlewu krwi, której w filmie Eggersa jest bardzo dużo. Wszystko napędzane jest rządzą zemsty, adrenaliną i testosteronem. Ten cały spektakl brutalności nie pozwala na rozwinięcie wątków psychologicznych i zgłębienie charakterologiczne postaci. Choć akcja wydaje się powolna, cały czas idzie do przodu, prowadząc nas do zakończenia historii Amletha.

Kadr z filmu "Wiking"
Bohaterowie filmu „Wiking” | 
fot. mat. pras.

Widać w filmie zamiłowanie Eggersa do świata horrorów (przypomnijmy, że to on odpowiedzialny jest za filmy „Lighthouse” i „Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii”). W produkcji nie brakuje ludowych rytuałów, czarownic, przepowiedni i wizji. Symbolika bijąca z filmu może nie jest przesadnie nachalna, ale na pewno zauważalna. Odgrywa ona w „Wikingu” ważną rolę. Sprawia, że atmosfera świata przedstawionego jest jeszcze gęstsza, nieprzewidywalna, niekiedy oniryczna. Że nigdy nie wiadomo, do czego doprowadzą poczynania poszczególnych bohaterów.

Nie mniej sugestywnie na odbiorcę działa zabawa obrazem w wykonaniu Eggersa. Gdy uzna, że to dobre wyjście, zaprezentuje na ekranie monochromatyczny chłód, żeby niedługo później rozgrzać salę kinową tańczącym w płomieniach kolorem pomarańczowym. Wszystko jakby przesycone albo niedosycone. W zależności od potrzeb. Kamera porusza się przy tym powoli, żeby widz mógł nacieszyć wzrok kostiumami i scenografią. Te, to trzeba oddać reżyserowi, są wykonane perfekcyjnie, z dbałością o najmniejsze detale. Dopełnieniem jest mroczna, znakomicie podkręcająca klimat muzyka. Eggers wspomniał w jednym z wywiadów, że wraz z całą ekipą poświęcili dziesiątki godzin na dopracowywanie szczegółów. To widać.

Doświadczenie, a nie seans

„Wiking” to trudny do zrecenzowania film. Bo historia nie jest w nim odkrywcza, a wszystkie realizatorskie wodotryski są trudne do opisania słowami. Nie da się o nich napisać tak kwieciście, żeby faktycznie słowa oddały obraz. Jednocześnie dzieło Eggersa nie jest majstersztykiem w kwestii rytmu narracyjnego, który kilkukrotnie zwalnia, a nawet się zatrzymuje. Tylko o tych wszystkich niuansach myśli się dopiero po wyjściu z kina. Bo podczas seansu oddziaływanie na zmysły jest tak ogromne, że nie ma czasu na dogłębną analizę. Ten film zwyczajnie się chłonie, przyswaja, żyje się nim przez te prawie 140 minut.

Właśnie z tego powodu warto zobaczyć „Wikinga”. Żeby poznać niesamowitą i nietuzinkową wizję Eggersa, a także przekonać się, jak sugestywne może być dobrze zrealizowane kino. Nawet jeśli przedstawia prostą historię o zemście. Jeśli mógłbym coś polecić, to zdecydowanie najlepszym miejscem do zapoznania się z filmem będzie sala kinowa. To tam można na własnej skórze odczuć, jak genialną pracę wykonał reżyser. Seans w domowym zaciszu również będzie miał swój klimat, ale wydaje się, że nie będzie dawał tych samych odczuć, co w ciemnej kinowej sali z ogromnym ekranem i przestrzennym dźwiękiem.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie

Gość
04 maja 2022 o 10:31
Odpowiedz

Nie wiem, czy ktoś w redakcji zdaje sobie sprawę, że w języku polskim odmieniamy nazwy własne.

~Gość

04.05.2022 10:31
1