Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Konsultant”, czyli Christoph Waltz jako szef z piekła rodem. Recenzja serialu Amazona

Książka, film
|
03.03.2023

Słowo „niepokojący” jest chyba najlepsze do opisania nowego serialu, który zadebiutował na Amazon Prime Video. Produkcji, w której główne skrzypce gra sam Christoph Waltz, zdobywca dwóch Oscarów i jeden z ulubionych aktorów Quentina Tarantino. Ale czy to wystarczy, żeby serial odniósł sukces?

„Konsultant” – plakat
Główny cohater serialu „Konsultant” | fot. mat. pras.

Amazon postanowił przygotować serialową interpretację powieści Bentleya Little’a „The Consultant”, która niestety jak dotąd nie ukazała się na rynku polskim. Ponieważ okazała się bestsellerem w Stanach Zjednoczonych, zainteresowanie ze strony giganta streamingu nie powinno dziwić. Zresztą postanowiono podejść do sprawy na poważnie, zatrudniając na stanowisko reżysera Tony’ego Basgallopa („Servant”, „Hotel Babylon”), a także gwiazdę kina – samego Christopha Waltza („Django”, „Bękarty wojny”, „Rzeź”), zdobywcę dwóch Oscarów.

Ośmioodcinkowa produkcja zadebiutowała na Amazon Prime Video 24 lutego. Wiemy już dziś, bo poinformowała o tym sama platforma, że cieszyła i nadal cieszy się dużym zainteresowaniem.

„Konsultant” – o czym opowiada serial?

Rzecz dzieje się w Los Angeles, w firmie CompWare, która zajmuje się tworzeniem i dystrybucją gier mobilnych. Na jej czele stoi młody koreański geniusz, Sang. A właściwie stał, ponieważ na samym początku dowiadujemy się, że szef wziętej firmy z branży IT nie żyje. Jakby tego było mało, zmarł w bardzo niepokojących okolicznościach. Tak się jednak złożyło, że tuż przed śmiercią Sang namaścił swojego następcę, niejakiego Regusa Patoffa.

Ten wkracza do CampWare i zaczyna swoje rządy. Pracownicy są na tyle zaniepokojeni, że zaczynają własne dochodzenie mające na celu ustalić, co tak naprawdę stało się z Sangiem i kim właściwie jest tajemniczy Konsultant, który przejął stery w firmie. Na czele najbardziej zainteresowanych sprawą są Elaine (w tej roli Brittany O'Grady), była asystentka Sanga, a także programista Craig (Nat Wolff).

To komedia czy thriller?

Na stronie Amazon Prime Video przeczytać możemy, że „Konsultant” to komedia i thriller. Przyznam szczerze, że w mojej ocenie to ani jedno, ani drugie. A przynajmniej nie w pełnym tych słów znaczeniu. W serialu faktycznie pojawiają się wątki i sceny komediowe, ale to raczej czarny, niekiedy wisielczy humor. Gęsty jak smoła i w zasadzie trudno powiedzieć, czy należy się śmiać, czy raczej lekko zapłakać. Jeśli chodzi natomiast o aspekty dobrego thrillera, to trzeba oddać konsultantowi jedno – jest niepokojący. Twórcy od samego początku stawiają dużo pytań, nie dając nam praktycznie żadnych odpowiedzi. Doprowadza to do sytuacji, że zwyczajnie – jako widzowie – jesteśmy zaniepokojeni, ponieważ właściwie nic nie wiemy. A żeby było gorzej, wraz z kolejnymi odcinkami sytuacja niewiele się poprawia.

Pod tym względem można powiedzieć, że serial jest thrillerem, ale zdecydowanie nie w konwencjonalnym tego słowa znaczeniu. Zresztą niewiele rzeczy jest w produkcji Amazona konwencjonalnych. Fabuła to nieoczywisty zlepek scen i wydarzeń, które często wprowadzają co najwyżej chaos narracyjny. Bohaterowie miotają się z miejsca na miejsce, przerzucają pomysłami, a ostatecznie niewiele wyjaśniają. Jestem w stanie uwierzyć, że wielu widzów może to na dłuższą metę irytować, ponieważ nie mamy w serialu nic, co jest nam znane. Twórcy eksperymentują z formą. W mojej ocenie momentami wychodzi im to dobrze, interesująco, a momentami zwyczajnie przesadzają, zapędzając samych siebie w kozi róg. Jako osoba ceniąca sobie innowacje podziwiałem to z zainteresowaniem, ale jak ktoś powie, że go to poirytowało – zrozumiem.

„Konsultant” - kadr
Oni próbują rozgryźć zagadkę Konsltanta | fot. mat. pras.

Największą zaletą, i raczej tutaj nikogo nie zaskoczę, jest kreacja Christopha Waltza. Jego typowa, nieco przerysowana gra aktorska w wypadku „Konsultanta” sprawdza się idealnie. Nadaje on tytułowi tego złowrogiego, niepokojącego klimatu. Pozostali aktorzy również wywiązują się ze swojej roli bardzo dobrze, choć – przynajmniej w mojej ocenie – niektórzy są zbyt papierowi, bez potrzebnej w podobnych tytułach głębi. Po ośmiu odcinkach nie potrafiłbym nawet do końca powiedzieć, jacy właściwie są bohaterowie „Konsultanta” (poza Patoffem, którego udaje nam się poznać całkiem dobrze).

Osiem odcinków, każdy po nieco pół godziny, ogląda się dynamicznie. To, że są tak krótkie, to spora zaleta, ponieważ w każdym dostajemy kolejny fragment historii. Nie powiem, że składa się nam to wszystko w spójną całość, ponieważ to twierdzenie, które zwyczajnie do „Konsultanta” nie pasuje. Raczej poznajemy kolejny element nieco odstrzelonej w kosmos układanki, która prowadzi nas do finału. Finału, który – mówię to z ciężkim sercem – rozczarowuje. Mogło być wielkie bum, a ostatecznie wyszedł strzał z kapiszonowca. Szkoda, ponieważ historia, nawet chaotyczna i niejasna, miała w sobie dużo większy potencjał, którego twórcy nie byli w stanie wykorzystać.

Ku nieznanemu!

Nie powiem jednak, że „Konsultant” to serial zły albo że zmarnowałem kilka godzin z życia, oglądając go. Na pewno nie. Wszystko dlatego, że doceniam jego innowacyjne podejście do opowiadania historii i konstrukcji fabularnej. Jego absurdalność mogła niekiedy razić, ale koniec końców obcowanie z nim sprawiło mi sporo satysfakcji. Mogło to jednak wynikać z faktu, że mam już nieco dość produkcji, które są powtarzalne, schematyczne i sztampowe. Doceniam fakt, że Besgallop spróbował czegoś nowego, zaskakującego. Nie wszystko mu wyszło? Tak to bywa, gdy wpływa się na nieznane lądy. Może „Konsultant” będzie inspiracją dla innych, żeby popłynąć w podobnym kierunku i odkryć coś pięknego, nieznanego? Kto wie...

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie