Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Gra o tron: Ród smoka” – recenzja po 2. odcinku. Serial, na który czekaliśmy?

Książka, film
|
30.08.2022

Choć nie powinno się oceniać książki po okładce, wydaje się, że po dwóch obszernych rozdziałach można podjąć się wstępnej próby jej zrecenzowania. Pierwsze epizody serialu „Gra o tron: Ród smoka” za nami, co pozwala zadać sobie pytanie: Czy to serial, który spełnia rozbuchane oczekiwania?

„Ród smoka” - HBO
„Ród smoka” od stacji HBO | mat. pras.

Zanim odpowiedź na to niełatwe pytanie, warto kilka słów powiedzieć właśnie o oczekiwaniach względem superprodukcji HBO. „Gra o tron” określana jest mianem najlepszego serialu w XXI wieku, ale ostatni sezon bardzo rozczarował miłośników prozy George'a R.R. Martina. Finałowe epizody, choć cieszyły się popularnością, zebrały przeciętne oceny. Nie zmienia to jednak faktu, że lwia część produkcji uznawana jest przez krytyków i widzów za dzieło niemalże doskonałe.

Kiedy więc dodamy do siebie popularność serialu, rozczarowujący finał i otarcie się o twórczą perfekcję w trakcie trwania „Gry o tron”, łatwo możemy sobie wyobrazić, z jak dużą presją zmagać musieli się twórcy prequela w postaci „Rodu smoka” (ang. „House of the Dragon”). Materiał źródłowy, czyli w tym przypadku książka „Ogień i krew” Martina, dawał ogromne możliwości, ale jak wiadomo, wszystko da się zepsuć na etapie pisania scenariusza czy realizacji. Szczególnie że duet Benioff–Weiss zastąpili Ryan J. Condal i Miguel Sapochnik (a ten pierwszy nie miał nic wspólnego z „Grą o tron”). 

Nie ma jednak co spekulować, ponieważ za nami dwa pierwsze odcinki serialu „Ród smoka”, co pozwala na wyciągnięcie pierwszych wniosków dotyczących produkcji HBO.

Plakat serialu „Ród smoka”
Jeden z plakatów promujących serial „Ród smoka” | mat. pras.

Diabeł tkwi w szczegółach

„Gra o tron” zachwycała realizacją. Wszystkie, nawet najdrobniejsze elementy, były dopracowane (nawet w otwierającym sezonie, który miał bardzo niski budżet). Podobnie jest w „Rodzie smoka”, gdzie od początku zachwycają nas pięknie przygotowane wnętrza, wspaniała scenografia, a także charakteryzacja postaci. Już w pierwszym epizodzie pojawiają się pojedynki rycerskie, które przygotowane są bardzo widowiskowo. Ujęcia są dynamiczne, a ruchy postaci naturalne. Świetnie wypadają więc ujęcia zarówno bardziej intymne, jak i te trudniejsze do zrealizowania – zbiorowe.

Podobnie jest w przypadku fabuły, która tkana jest bardzo precyzyjnie. Wszystkie dialogi i ujęcia mają jakieś – mniejsze lub większe – znaczenie dla fabuły. Twórcy od pierwszej minuty budują napięcie, a także nakreślają podstawy historii, którą będziemy śledzili prawdopodobnie przez kilka kolejnych sezonów. Ta podstawa, podobnie jak fundament domu, jest zatem kluczowa. Spartaczone pierwsze odcinki mogą oznaczać całkowite niepowodzenie całego przedsięwzięcia. Szczęśliwie w „Rodzie smoka” nic podobnego nie ma miejsca.

Fabuła, spójna i ciekawa, wciąga od pierwszej chwili. Nagromadzenie wątków i postaci jest duże, ale kto miał styczność z prozą George’a R.R. Martina, ten wie, że tak zwyczajnie być musi. Oczywiście twórcy serialu nieco wszystko na potrzeby swojego dzieła uprościli, żeby nie wprowadzać niepotrzebnego zamieszania. Na pewno jednak serial trzeba oglądać z dużą uwagą, bo czasem decydujące mogą być dwa wypowiedziana przez bohaterów zdania. Odradzam więc sięganie po telefon, żeby sprawdzić w czasie seansu, co tam nowego na Fejsie – można w ten sposób wiele stracić.

Mocny start i...

Pierwszy odcinek był prawdziwym trzęsieniem ziemi. Mnogość wątków, postaci, emocji. Każdy miłośnik „Gry o tron” czekał przecież na ten moment wiele długich lat. Twórcy, mając tego świadomość, postanowili podkręcić wszystko do maksimum. Na ekranie dzieje się dużo i ciekawie, a seans kończy się nadspodziewanie szybko, choć odcinek trwa przecież ponad godzinę. Nakreślenie sytuacji w rodzie Targaryenów to wiele smutnych, radosnych i mrocznych historii, które dopiero zaczynamy poznawać, a które – przynajmniej na tym etapie – wyglądają na fascynujące.

Twórcy „Rodu smoka” nie podążyli za słowami Hitchcocka, który powtarzał, że na początku ma być trzęsienie ziemi, a później napięcie ma nieprzerwanie rosnąć. W drugim odcinku emocje nieco opadają, ale było to do przewidzenia. Utrzymanie tak wysokiego poziomu zaangażowania byłoby prawdopodobnie niemożliwe do zrealizowana w 10-odcinkowym sezonie. Wątki są rozwijane, ale odcinek jest nieco spokojniejszy, bardziej „przegadany”. To jednak pozwala twórcom rozbudować warstwę fabularną, co bez wątpienia będą mogli wykorzystać w kolejnych odcinkach. Pod względem realizacji nic się jednak nie zmienia – wciąż jest to najwyższa półka.

Idźcie tą drogą!

Dwa odcinki to oczywiście za mało, żeby ocenić cały sezon „Rodu smoka”, ale można na tym etapie stwierdzić, że historia ma ogromny potencjał. Postacie są wielowymiarowe i ciekawe, a wszystkie wątki zaczynają się ciekawie przeplatać i rozwijać w nieoczywistych kierunkach. Ocenić można również casting, który wypadł naprawdę okazale – Paddy Considine, Matt Smith, Rhys Ifans czy Steve Toussaint pasują do swoich ról, kreując autentycznie wyglądających bohaterów. Podobnie jest z muzyką, która stanowi dobre uzupełnienie epickiej historii, którą powoli poznajemy.

Twórcy prequela stanęli na wysokości zadania, a momentami „Ród smoka” prezentuje równie wysoki poziom, co najwyżej oceniane epizody „Gry o tron”. Jeśli stworzony na tym etapie fundament nie zostanie obciążony zbyt dużą ilością niepotrzebnych wątków, a potencjał tych, które już się pojawiły, zostanie wykorzystany, będziemy mogli mówić w wypadku produkcji HBO o jednym z najlepszych seriali tego roku. A może nawet ostatniego 10-lecia... Wszystkiego dowiemy się w najbliższych, jakże emocjonujących tygodniach.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie