Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Debiutancki sezon „The Last of Us” za nami. Akcja, emocje i rozterki moralne [RECENZJA]

Książka, film
|
14.03.2023

Właśnie zakończył się pierwszy sezon jednego z najgłośniejszych seriali ostatnich lat. „The Last of Us” od HBO to produkcja, obok której nie można i nie wypada przechodzić obojętnie. Wszystko dlatego, że – choć osadzenie akcji nie jest dla wszystkich atrakcyjne – tytuł dotyka wielu poważnych i ważnych problemów. Nie jest tylko kolejnym serialem o przetrwaniu. To coś dużo większego.

„The Last of Us” - bohaterowie serialu
Główni bohaterowie serialu „The Last of Us” | fot. mat. pras.

Po premierze pierwszego odcinka serialu „The Last of Us” przygotowałem recenzję, w której – opierając się o niewielki procent obejrzanego przeze mnie dzieła – pokusiłem się o tezę, że możemy mieć do czynienia z najlepszym serialem tego roku. Obecnie jestem osobą o wiele mądrzejszą, ponieważ produkcja HBO właśnie się zakończyła. A w zasadzie jej pierwszy sezon. Oczywiście wciąż nie mam porównania z innymi tytułami, które pojawią się jeszcze w 2023 roku, ale mimo wszystko postaram się zweryfikować postawioną dwa miesiące temu tezę.

„The Last of Us” emitowane było w tygodniowych odstępach, dlatego z recenzją całości musiałem nieco poczekać. Zwykle nie jestem miłośnikiem tego sposobu publikacji, ale akurat w przypadku tego survival horroru okazało się to dobrym wyborem. Wszystko bowiem dlatego, że mamy do czynienia z tytułem bardzo emocjonującym, w którym każda kolejna scena przynosi nowe, istotne dla rozwoju fabuły treści. W żadnym wypadku nie jest to więc produkcja, którą należy przyjmować w jednej czy dwóch sesjach. Tygodniowy odstęp i dawkowanie emocji było dobrą decyzją. Dzięki temu można było na spokojnie „przetrawić” to, co działo się w kolejnych odsłonach serii. Serii, która od dwóch miesięcy wzbudza ogromne emocje.

Tak to się robi

Serial „The Last of Us” powstał na podstawie znakomitej gry komputerowej o tym samym tytule. Już przy okazji recenzji pierwszego epizodu wspominałem, że znajomość świata gry nie jest konieczna podczas oglądania serialu. Powtarzam to jeszcze raz, ponieważ wiem, że wiele osób nie sięgało po tytuł od HBO z obawy o brak wiedzy związanej z uniwersum. Twórcy wzięli pod uwagę, że wielu widzów nie będzie graczami, dlatego od podstaw opowiedzieli nam historię Joela oraz Ellie i postapokaliptycznego świata, po którym się poruszają. Warto wspomnieć, że twórcy zrobili coś, czego chyba nikt się nie spodziewał – wzięli materiał źródłowy i postanowili go uzupełnić o nowe wątki i postacie, których wcześniej nie znaliśmy. To z jednej strony puszczenie oczka do graczy i miłośników tytułu „The Last of Us”, a z drugiej dowód na to, że podeszli do swojego zadania na poważnie.

Historia nieudanych filmów i seriali, które powstały na podstawie gier, jest długa i przygnębiająca. Na szczęście scenarzyści, Craig Mazin i Neil Druckmann, nie wzięli przykładu ze swoich kolegów po fachu i przygotowali nam dzieło, które garściami czerpie z pierwowzoru, a które nie powiela błędów kopiowania jeden do jednego. Bo nie jest żadną nowością, że gra to gra, a serial to serial i one po prostu wymagają innego podejścia – w kontekście budowania fabuły, postaci i świata. Twórcy zachowali otwarty umysł, czego efektem jest naprawdę udany serial na podstawie gry wideo. Prawdziwy święty Graal.

„The Last of Us” – serial, który wytycza nowe drogi

Dziewięć odcinków „The Last of Us” to prawdziwy rolllercoaster. Akcja, w której kluczowym czynnikiem jest walka o przetrwanie, przeplata się z ogromnymi emocjami bohaterów. Twórcom udało się zachować balans pomiędzy kinem akcji a dramatycznym, co jest niezwykle trudnym zadaniem. Z równie dużym zaangażowaniem przyglądamy się temu, jak bohaterowie walczą z różnymi maszkarami, jak i temu, gdy ze sobą rozmawiają i pokazują swoje uczucia, budując trudne relacje. Prezentowanie przez nich różnych emocji to w zasadzie istota całego serialu – pojawiają się ważne pytania etyczne dotyczące tego, jak egzystować w świecie, w którym dominuje śmierć i zniszczenie.

Przeciwniki z „The Last of Us”
„The Last of Us” jest się czego bać... | fot. mat. pras.

„The Last of Us” stał się blockbusterem właśnie z tego powodu. Oczywiście – świat przedstawiony jest złożony i doskonale zarysowany, ale to właśnie fabularna głębia nadana przez bohaterów i ich problemy oraz rozterki sprawia, że możemy mówić w przypadku produkcji HBO o dziele kompletnym. To również ważne dla osób, które nie przepadają za postapo i po prostu po ten tytuł nie sięgnęły. To nie jest kolejna produkcja, która opowiada o bezrefleksyjnej walce z hordą mutantów, a serial, w którym poruszane są ważne problemy społeczne i moralne, a świat przedstawiony jest tylko pretekstem do ich prezentacji i przedyskutowania.

Nie sposób nie wspomnieć o jeszcze dwóch kluczowych aspektach sukcesu „The Last of Us”. Pierwszym są odtwórcy głównych ról – Pedro Pascal oraz Bella Ramsey to aktorzy, którzy dodali bohaterom charakteru i ich zdefiniowali. Choć postaci w grze były napisane świetnie, w mojej ocenie te serialowe wypadają jeszcze lepiej, a to zasługa perfekcyjnej gry aktorskiej. Drugim aspektem jest muzyka. Ta stworzona na potrzeby serialu jest bardzo klimatyczna, świetnie podkreślająca targające bohaterami emocje i potęgująca wydźwięk wydarzeń. Ja doceniam również smaczki w postaci znanych i lubianych utworów sprzed lat, które pojawiają się w „The Last of Us” w nieoczekiwanych momentach. Na liście znalazły się takie kultowe kawałki jak „Take on Me” od A-ha, „All or None” Pearl Jam, „White Room” Cream czy „Never Let Me Down Again” Depeche Mode. Ten ostatni dzięki serialowi zyskał drugą młodość, znów wpadając na listy przebojów (podobnie jak Kate Bush po emisji „Stranger Things”). W tym aspekcie twórcy wykonali kawał dobrej roboty!

To dopiero początek!

Serial „The Last of Us” odniósł ogromny sukces, a HBO ponownie udowodniło, że jeśli chodzi o tworzenie seriali, są niedoścignionym wzorem. Craig Mazin i Neil Druckmann w jednym z wywiadów zdradzili, że historia z gier ma zostać podzielona na przynajmniej trzy sezony. Wydaje się, że – patrząc na jakość oraz skalę sukcesu – możemy spodziewać się ich jeszcze więcej. Jeśli poziom zostanie utrzymany, chętnie je obejrzę.

Wracając do pytania z początku – czy debiut „The Last of Us” to faktycznie najlepszy serial 2023 roku? Kolejne miesiące przyniosą nam pewnie sporo dobrych tytułów, ale pokuszę się o stwierdzenie, że serial od HBO znajdzie się w ścisłej czołówce większości zestawień podsumowujących obecny rok.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie