Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Za kilkanaście lat nie będzie już prawa własności?

Wolne myśli
|
12.04.2024

Prawo własności jest jednym z fundamentów zachodniej cywilizacji. Tymczasem okazuje się, że w świecie zaczynają się pojawiać trendy – zarówno społeczne, jak i gospodarcze, które zmierzają do jego stopniowego wyeliminowania. Nie chodzi tu jednak o to, że ktoś w bliskiej przyszłości powie nam „posiadania trzeba zakazać”. Przeciwnie, odbędzie się to w białych rękawiczkach, w sposób zdecydowanie bardziej wyrafinowany i wieloetapowo. Nie wierzycie? To przeczytajcie.

Prawo własności w przyszłości
Prawo własności zniknie w ciągu najbliższych kilkunastu lat? Utopia czy realne zagrożenie? (fot. AI)

Polacy szczególnie cenią prawo do posiadania

Gdyby ktoś 10-20 lat temu ówczesnym Polakom, podręcznikowemu wręcz społeczeństwu na dorobku, powiedział, że za kolejne 20 lat to, na co tak intensywnie po upadku starego systemu „realnego socjalizmu” pracują, pomnażając swoje majątki i budując podwaliny pod własne ekonomiczne powodzenie, wkrótce odejdzie do przeszłości, chyba nikt by nie uwierzył.

Stary system upadł przecież nie tylko z powodu powszechnej chęci wolności, zmęczenia satrapią, ale przede wszystkim dlatego, że nie potrafił zaspokoić materialnych potrzeb i aspiracji ludności. W tym potrzeby posiadania dóbr – mieszkań, samochodów, ale też bardziej trywialnych rzeczy, takich jak chociażby kolorowy telewizor czy wymarzony zestaw stereo.

W PRL posiadanie mieszkania czy auta było luksusem, więc obywatele zburzyli tamten system, bo pragnęli w końcu zaznać tego, czego doświadczali ludzie za żelazną kurtyną – chcieli wreszcie móc swobodnie kupować wszystko to, na co mają ochotę i czego im potrzeba do życia: od domów po przedmioty zbytku.

Własność jest więc dla nas – ludzi szczególnie doświadczonych historią – czymś niezwykle ważnym, oczywistym. Właśnie dlatego, że przez wiele dekad była niedostępna w takim zakresie, w jakim byśmy wszyscy chcieli.

Ten swoisty stan „oczywistości” własności spowodował jednak to, że pamiętające jeszcze dawne czasy (choćby nawet z opowieści rodziców i dziadków) pokolenie dzisiejszych czterdziesto- i pięćdziesięciolatków, które nie wyobraża sobie, by ktoś przy zdrowych zmysłach chciał się dobrowolnie wyzbyć przywileju gromadzenia dóbr, trochę przegapiło zmiany, które się dokonują na świecie. A zmiany te prowadzą w kierunku rezygnacji z dotychczasowego wyłącznego „posiadania” przez jednostki, w kierunku rozwiązań, które kiedyś były spotykane, ale były zupełnym marginesem, chociażby takich jak wypożyczenie.

W jakim kierunku to będzie zmierzać?

Na wstępie mam złe wiadomości dla wielbicieli teorii spiskowych. Za zmianami, które nadchodzą, raczej nie stoi żaden „rząd światowy” ani spisek elit. To po prostu wynik przyjętego dziś powszechnie modelu gospodarczego, w którym zysk jest dla dużych korporacji jedyną wartością, którą się kierują. I to nie zysk – jak w etycznym biznesie z czasów amerykańskiego boomu gospodarczego lat 60. czy 80. – długoterminowy, tylko profit szybki, natychmiastowy. Korporacje są dziś tak skonstruowane, że ich szefowie (którzy kiedyś byli niemal zawsze, a teraz nie są prawie nigdy, spokrewnieni z właścicielami) zamiast regularnych pensji dostają zwykle warte znacznie więcej pakiety akcji tych firm.

Streaming
Oglądanie filmów w tak zwanym streamingu w ramach abonamentu zamiast kupowania fizycznego nośnika - dziś to codzienność w większości domów. (fot. Pixabay)

Zarządzających, którzy nie są właścicielami ani ich rodzinami, a tylko najemnymi menedżerami, nie interesuje zatem, ile te firmy będą warte za 15 lat, kiedy ich już w nich dawno nie będzie. Ważny jest tylko kurs akcji, gdy oni będą otrzymywać lub spieniężać swój coroczny „przydział” walorów. To powoduje, że kładą nacisk na stałe wzrosty na giełdzie, a te da się poprawiać przez spektakularne działania marketingowe i krótkoterminowe zyski, a nie długotrwałe i kosztowne inwestycje. Stąd też np. boom firm technologicznych, które przy minimalnych nakładach osiągają wielkie marże „z niczego”. Właśnie takie biznesy są dziś na topie i to one nadają ton, a tradycyjny przemysł, który coś produkuje, odchodzi do lamusa bądź jest wysyłany do krajów, gdzie jest znacznie tańsza siła robocza.

Jak to się ma do naszego „prawa własności”? Otóż tak, że model subskrypcyjny, który w nadchodzących latach w znacznym stopniu zastąpi klasyczną własność przedmiotów, jest po prostu dla wielkich firm – a te decydują o kierunkach zmian na świecie – bardziej opłacalny od tradycyjnej sprzedaży z przeniesieniem praw własności na kupującego.

Przykłady takich systemów już działają w wielu branżach – np. rosnące ekspresowo serwisy streamingowe. Kiedyś by wysłuchać nagrań ulubionego wykonawcy, trzeba było kupić płytę z nagraniem, ponieść jednorazowy, czasem zresztą znaczny wydatek. Do tego trzeba było kupić gramofon, a potem odtwarzacz CD. Ci, którzy robili to przez lata, mają dziś imponujące własne kolekcje nagrań. Tymczasem młodzi ludzie zadowalają się czymś znacznie prostszym i w pewnym sensie poręczniejszym – możliwością odtworzenia nagrania z internetu na swoim telefonie. Nie potrzebują już mieć w rękach fizycznych płyt, albumów, czy będących często dziełami sztuki okładek. Chcą za to „tu i teraz” mieć w zasięgu ręki cały zasób muzyczny świata – zwykle za symboliczną opłatę. To, że taka piosenka czy płyta nie staje się ich własnością, niemal nigdy nie ma dla nich znaczenia, ba nawet nie zastanawiają się nad tym.

Oczywiście serwisy streamingowe to tylko jeden z przykładów i rzecz jasna nie najważniejszy. To tylko już teraz funkcjonująca zapowiedź ważnego zjawiska, które w przyszłości obejmie więcej sfer życia. W podobny sposób możemy dziś korzystać z wielu produktów np. pakietów biurowych, aplikacji komputerowych do kreatywnej pracy (chociażby Office Microsoftu, z którego możemy korzystać po zapłaceniu abonamentu w wysokości niecałych trzydziestu zł). Wychodzi w ujęciu rocznym znacznie taniej niż zakup całego pakietu na własność. Oferta jest kusząca, sam korzystam.

W kolejce z tego typu ofertami czekają już abonamenty na samochody, sprzęt AGD, wszelkiego rodzaju usługi, a później także wyeliminowanie tradycyjnej własności z kluczowego w tym aspekcie rynku mieszkań i domów.

Wunajmowanie rowerów
Wypożyczamy rowery, samochody, hulajnogi, wkrótce może to dotyczyć każdego sprzętu użytku osobistego. (fot. Pixabay)

Przy sektorze motoryzacyjnym warto się przez chwilę zatrzymać, gdyż ten obszar wkrótce może się zmienić szczególnie – z różnych względów. Składają się na to przeobrażenia wynikające z polityki klimatycznej wielu państw i popularyzacja „elektryków”, czasem zresztą wymuszona przepisami dyskryminującymi auta spalinowe zarówno w sferze ich produkcji, jak i późniejszego użytkowania. Już w 2024 roku (najpóźniej na jego koniec), a wynika to bezpośrednio z zapisów Krajowego Planu Odbudowy, opodatkowana ma być rejestracja starszych aut spalinowych, niespełniających wyśrubowanych norm emisji spalin. Z czasem zostanie to rozszerzone na wszystkie pojazdy spalinowe, także te nowe.

Na dziś nie ma od tego odwrotu, gdyż jest to decyzja całej UE. Sprawi to, że auta na paliwa kopalne zaczną znikać z naszych dróg, co być może pozytywnie wpłynie na klimat i jakość powietrza w miastach, ale będzie mieć też inną konsekwencję – mniej osób będzie sobie w ogóle mogło pozwolić na użytkowanie pojazdu, nawet w przyszłych, nowoczesnych abonamentach. Dlaczego? Ponieważ samochody elektryczne są i będą – mimo zaklęć wielu środowisk ekologicznych – droższe od obecnych spalinówek, a co najważniejsze i o czym prawie się nie mówi, światowe zasoby metali ziem rzadkich, które są niezbędne w procesie produkcji ich akumulatorów, są na tyle szczupłe, że po prostu nie będzie fizycznie możliwe wytwarzanie w najbliższych latach tylu aut elektrycznych, co dziś benzynowych. Chyba że, co wydaje się dziś mało prawdopodobne, przynajmniej w perspektywie kilkunastu lat, zostaną opracowane ich tanie i wydajne zamienniki.

Krótko mówiąc, nie dla wszystkich chętnych tych aut po prostu wystarczy, a to oczywiście podbije ich cenę i wymusi – dziś jeszcze lekceważoną – a nieuchronną zmianę stylu życia milionów ludzi i konieczność korzystania z transportu publicznego. O ile singlom taka perspektywa może nie spędzi snu z powiek, tak na przykład dla rodzin z dziećmi może być – ze względów czystej domowej logistyki – kłopotliwa.

Osobny artykuł można by napisać o roli prawa własności w sferze mieszkań i domów. To zresztą temat, w którym Polska jest krajem i społeczeństwem bardzo specyficznym. Z badania CBOS przeprowadzonego w 2022 roku (a jego wyniki nie są w tej materii wyjątkowe) wynika, że zdecydowanie więcej badanych opowiada się za wsparciem państwa, chociażby w sferze ułatwień w przepisach budowalnych dla indywidualnych inwestycji, niż za budową mieszkań komunalnych czy nawet tanich bloków z mieszkaniami na wynajem. Krótko mówiąc, Polacy nie chcą żadnych kolektywów mieszkaniowych, jakie na Zachodzie już teraz stają się normą. Wolą żyć „u siebie”, nawet kosztem jednych z najwyższych w UE cen nowych nieruchomości. Być może zresztą dlatego nie wyszedł nigdy żaden rządowy program budowy mieszkań na wynajem.

Taka ciekawostka – Polska ma, obok Rumunii, jeden z najwyższych w UE odsetków „mieszkań własnościowych”, gdy w tym czasie na dostatnim Zachodzie to – przewrotnie – mieszkania „na wynajem” zwykle stanowią zdecydowaną większość. Polskie władze próbowały przyjmować różne przepisy, w tym o kooperatywach mieszkaniowych, które ułatwiają wspólną budowę domu grupie niespokrewnionych osób, ale na razie nie cieszą się one zbyt dużym powodzeniem.

Mieszkanie na własność
Mieszkanie lub dom staną się dobrami dostępnymi tylko w formie wynajmu, bez możliwości nabycia? (Fot. Unsplash)

Wiele wskazuje jednak na to, że będzie się to wszystko, łącznie z naszymi przyzwyczajeniami, musiało w perspektywie najbliższych kilkunastu lat diametralnie zmienić. Będzie tak, ponieważ ceny nowych mieszkań mogą się stać na tyle wysokie, że ich zakup w normalnym trybie będzie bardzo trudny, a z pewnością przekroczy możliwości finansowe średnio zarabiającej rodziny.

Dlaczego prawo własności jest tak ważne?

Nie bez przyczyny w naszym kręgu kulturowym mówi się o „świętym prawie własności”. Dziś ten nieco zapomniany, starożytny slogan nic nie stracił ze swojej aktualności. Dlaczego? Bo to właśnie prawo do posiadania i – co być może nawet ważniejsze – do dysponowania tym, co się posiada, jest wyznacznikiem naszej wolności.

Gdy godzimy się na coraz to nowe rozwiązania – od abonamentów muzycznych, po zgody na skomplikowane, wielostronicowe umowy, które musimy akceptować, nabywając wiele produktów od gigantycznych korporacji, godzimy się z czymś, co można nazwać nowym porządkiem świata i gospodarki.

Kiedyś nabywając płytę z muzyką (i dowolną inną rzecz), mogliśmy zrobić z nią to, co się nam żywnie podobało. Słuchać, nie słuchać, wyrzucić do kosza lub dać komuś w prezencie. Elektronicznego nagrania z abonamentu nikomu nie podarujemy, bo nie mamy do niego prawa. W początkach internetu istniały serwisy, które umożliwiały pobranie pliku po jego zakupie, dziś nawet to się nie dzieje, a jeśli nawet, to tylko technicznie plik ściągany jest na nasz telefon czy telewizor, ale po odtworzeniu jest automatycznie kasowany i nawet przez moment nie stanowi naszej własności.

Inny przykład – niedawno kupiłem w promocji drukarkę znanej marki. Już po zakupie okazało się, że ma ona coś w rodzaju abonamentu na tusz – przez pierwsze pół roku dostajemy go za darmo. W tym czasie – zgodnie z umową, gdy wkład się wyczerpywał, dostawałem pocztą nowy, bezpłatnie. Gdy jednak – już po okresie próbnym – postanowiłem na jakiś czas zawiesić usługę, okazało się, że przestały działać (a drukarka musi być podłączona w sieci) nawet te kartridże, które dostałem wcześniej, w czasie opłacania abonamentu. Myślałem, że stawały się one moją własnością, zwłaszcza że powstał zapas. Tymczasem nie – ja nie doczytałem umowy (co jest oczywiście moją winą), gdyż nawet przez myśl mi nie przeszło, że to, co już fizycznie dostałem w trakcie płacenia za usługę, zostanie mi zabrane po jej zawieszeniu.

To wszystko może się wydawać drobiazgami, ale eliminacja klasycznej własności na rzecz udostępniania i wynajmu będzie mieć konsekwencje we wszystkich dziedzinach życia. Chociażby kwestia dziedziczenia – dziś to fundament zamożności i dobrobytu wielu społeczeństw. Dobra zgromadzone przez wieki są przekazywane z pokolenia na pokolenie także właśnie dlatego, że mogły być kiedyś w czyimś posiadaniu, że ktoś je po prostu miał i mógł gromadzić. Tymczasem wynajętego mieszkania, książek dostępnych w e-czytniku na abonament, wypożyczonej biżuterii czy elektronicznej kolekcji muzycznej nikomu nie przekażemy, bo nie są i nie będą one naszą własnością.

testament
Bez majątku nie będzie także dziedziczenia, przekazywania dóbr z pokolenia na pokolenie. (fot. Pixabay)

To – w dłuższej, wieloletniej perspektywie – zmieni ludzką psychikę, rozumienie świata, przyzwyczajenia i cały świat zachowań. Na przykład to, że coś posiadamy, uczy nas odpowiedzialności i rozsądnego dysponowania rzeczami materialnymi. Lęk przed utratą może być w wielu sytuacjach wręcz destrukcyjny, ale może też sprawiać, że na dłuższą metę uczymy się rozsądku i zaczynamy rozumieć konsekwencje własnych działań, zwłaszcza jeśli coś stracimy. Jeśli własność zniknie, możemy zupełnie zatracić tę mobilizującą perspektywę. Dochodzi też oczywiście możliwość manipulowania cenami. To, że dziś abonamenty na dostęp do cyfrowej muzyki czy gier są bardzo atrakcyjne, nie znaczy, że tak będzie zawsze.

Utopijny brak własności

Na świecie pojawiają się oczywiście różnorodne, moim zdaniem utopijne poglądy, według których przyszły świat, świat bez indywidualnej własności, będzie o wiele lepszy od obecnego: wygodny, dostatni, pozbawiony materialnych trosk. Pracować będą za nas algorytmy sztucznej inteligencji, ewentualnie roboty, a my będziemy zwyczajnie cieszyć się życiem. W 2016 na jednej z konferencji Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, w materiałach promocyjnych do tego wydarzenia pojawił się nawet esej pod tytułem „You’ll own nothing and you’ll be happy”, czyli „Nie będziesz mieć niczego i będziesz szczęśliwy” zapowiadający właśnie te trendy, o których tu piszę.

Esej ten, autorstwa Idy Auken, byłej minister środowiska w parlamencie duńskim, brzmi tak:

Witaj w roku 2030. Witaj w moim mieście - a właściwie powinnam powiedzieć „naszym mieście”. Nie posiadam niczego. Nie mam samochodu. Nie mam domu. Nie mam żadnych urządzeń ani ubrań.

Może wydawać się to dziwne, ale dla nas, w tym mieście, ma to pełny sens. Wszystko, co kiedyś było produktem, teraz stało się usługą. Mamy dostęp do transportu, zakwaterowania, jedzenia i wszystkiego, czego potrzebujemy w codziennym życiu. Po kolei wszystkie te rzeczy stały się darmowe, więc posiadanie ich straciło sens.

Najpierw komunikacja stała się cyfrowa i darmowa dla wszystkich. Potem, gdy energia odnawialna stała się darmowa, rzeczy zaczęły szybko się zmieniać. Transport znacznie staniał. Nie miało sensu, abyśmy mieli własne samochody, ponieważ mogliśmy w ciągu kilku minut wezwać pojazd bez kierowcy lub latające auto na dłuższe podróże. Zaczęliśmy przemieszczać się w znacznie bardziej zorganizowany i skoordynowany sposób, gdy transport publiczny stał się łatwiejszy, szybszy i wygodniejszy niż samochód. Teraz ledwo mogę uwierzyć, że akceptowaliśmy korki i zatory drogowe, nie wspominając o zanieczyszczeniu powietrza przez silniki spalinowe. Co myśmy sobie myśleli?

Czasami korzystam z roweru, gdy odwiedzam niektórych moich przyjaciół. Cieszę się z aktywności i samej jazdy. To tak, jakby dusza dołączała do podróży. Zabawne, jak niektóre rzeczy nigdy nie tracą swojego uroku: chodzenie, jazda na rowerze, gotowanie, rysowanie i uprawa roślin. To ma głęboki sens i przypomina nam o tym, jak nasza kultura wyrosła z bliskiej relacji z naturą.

miasto przyszłości
Miasto przyszłości, w którym nic do nikogo nie należy? (ilustracja: AI)

Problemy środowiskowe wydają się odległe

W naszym mieście nie płacimy czynszu, ponieważ ktoś inny korzysta z naszej wolnej przestrzeni, kiedy jej nie potrzebujemy. Mój salon służy do spotkań biznesowych, gdy mnie tam nie ma.

Od czasu do czasu decyduję się ugotować coś sama. To proste - potrzebne wyposażenie kuchenne jest dostarczane pod moje drzwi w ciągu kilku minut. Odkąd transport stał się darmowy, przestaliśmy zapełniać nasze domy wszystkimi tymi rzeczami. Po co trzymać maszynę do robienia makaronu i patelnię do naleśników upchnięte w szafkach? Możemy je po prostu zamówić, kiedy ich potrzebujemy.

To także ułatwiło przełom w gospodarce cyrkularnej. Gdy produkty stają się usługami, nikt nie ma interesu w produkowaniu rzeczy o krótkim okresie życia. Wszystko jest projektowane pod kątem trwałości, naprawialności i recyklingu. Materiały szybciej przepływają w naszej gospodarce i mogą być łatwo przekształcone w nowe produkty. Problemy środowiskowe wydają się odległe, ponieważ używamy tylko czystej energii i czystych metod produkcji. Powietrze jest czyste, woda jest czysta i nikt nie odważyłby się naruszyć chronionych obszarów natury, ponieważ stanowią one wielką wartość dla naszego dobrego samopoczucia. W miastach wszędzie mamy dużo zieleni, roślin i drzew. Nadal nie rozumiem, dlaczego w przeszłości wypełnialiśmy wszystkie wolne miejsca w mieście betonem.

Zmierzch zakupów

Zakupy? Naprawdę nie pamiętam już, co to jest. Dla większości z nas zamieniło się to w wybieranie rzeczy do użytku. Czasami sprawia mi to przyjemność, a czasami wolę, aby algorytm zrobił to za mnie. Teraz zna mój gust lepiej niż ja.

Gdy sztuczna inteligencja i roboty przejęły tak wiele naszej pracy, nagle znaleźliśmy czas, aby dobrze jeść, dobrze spać i spędzać czas z innymi ludźmi. Koncepcja godziny szczytu nie ma już sensu, ponieważ pracę, którą wykonujemy, można wykonać o każdej porze. Naprawdę nie wiem, czy nadal nazwałabym to pracą. To raczej czas na myślenie, tworzenie i rozwój.

mieszkanie przyszłości
Aby coś ugotować, będziemy wypozyczać sprzęt kuchenny? (ilustracja: AI)

Żyją innym życiem poza miastem

Przez pewien czas wszystko było rozrywką i ludzie nie chcieli zajmować się trudnymi sprawami. To był ostatni dzwonek, by dowiedzieć się, jak wykorzystać te wszystkie nowe technologie do lepszych celów niż tylko zabijanie czasu.

Moim największym zmartwieniem są wszyscy ci, którzy nie mieszkają w naszym mieście. Ci, których straciliśmy po drodze. Ci, którzy zdecydowali, że to wszystko zbyt dużo, cała ta technologia. Ci, którzy poczuli się zbędni i niepotrzebni, gdy roboty i AI przejęły dużą część naszej pracy. Ci, którzy zirytowali się systemem politycznym i przeciwstawili mu się. Żyją innym życiem poza miastem. Niektórzy utworzyli małe samowystarczalne wspólnoty. Inni po prostu zostali w pustych i opuszczonych domach w małych wioskach z XIX wieku.

Czasami irytuje mnie fakt, że nie mam prawdziwej prywatności. Nie ma miejsca, gdzie mogę pójść i nie być obserwowaną. Wiem, że wszystko, co robię, myślę i marzę, jest gdzieś rejestrowane. Mam tylko nadzieję, że nikt tego przeciwko mnie nie wykorzysta.

piknik w przyszłości
Czy oprócz prawa własności stracimy także prawo do prywatności? (ilustracja: AI)

***

Czy faktycznie będzie tak idyllicznie? Nie wierzę. Moim zdaniem eliminacja powszechnej własności to jedna z groźniejszych idei ostatnich lat. Dlaczego?

To, że konsumenci nie będą właścicielami rzeczy, które wypożyczą i będą użytkować, wcale nie sprawi, że pojęcie własności zniknie zupełnie. Zostanie po prostu przeniesione na wąskie elity. Te wszystkie wypożyczane auta, domy, usługi nadal będą czyjąś własnością, tyle że już nie naszą, a najprawdopodobniej kilku wielkich i nieodpowiedzialnych przed nikim, ponadnarodowych korporacji. Staną się one panami życia i śmierci większości z nas i będą bogatsze niż kiedykolwiek.

Już obecna praktyka chociażby serwisów społecznościowych pokazuje, że bardzo łatwo się narazić wpływowym ludziom i środowiskom. Dziś za „stawianie się” mogą nas co najwyżej wyrzucić ze strony internetowej, zablokować dostęp. Nasze życie się od tego nie zawali, choć są tacy, dla których będzie to bolesne. W przyszłości bez własności można sobie wyobrazić inne dużo groźniejsze konsekwencje. Np. firma, od której wypożyczamy auto (niezbędne do pracy czy w kontaktach z rodziną) nagle je nam zablokuje, gdyż stwierdzi – a powszechna inwigilacja to jeden z elementów „nowej przyszłości” – że coś, co napisaliśmy w jakimś serwisie społecznościowym, jest niezgodne z jej polityką i przekonaniami. I absolutnie nic nie będziemy w stanie z tym zrobić.

Albo inna sytuacja – dziś kupujemy smartfona i robimy z nim to, co uważamy za stosowne. Nikt nie może nam go zdalnie (w teorii, w praktyce jest to możliwe już teraz, ale nielegalne) wyłączyć, niezależnie od tego, czy prowadząc rozmowy, mówimy „to, co trzeba”, czy jednak nie. A w przyszłości nie będzie to wykluczone. Telefon, czy jakiekolwiek wtedy popularne urządzenie nie będzie już nasze, więc jego prawdziwi właściciele będą mogli zrobić z nim, co zechcą… Tymczasem w świecie, w którym nic do nas nie należy, będziemy na każdym kroku zagrożeni tym, że ktoś nas z czegoś wykluczy, gdzieś się narazimy. Nie będzie żadnego miejsca, o które będziemy mogli się oprzeć. Przyznam, że na samą myśl o tym przechodzi mnie dreszcz zaniepokojenia.

Tomasz Sławiński

 

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie