Robert Lewandowski, który w wieku 34 lat nie myśli nawet o zakończeniu kariery, a jego celem jest gra w F.C. Barcelonie, to najwybitniejszy polski piłkarz od kilkudziesięciu lat. A nawet – biorąc pod uwagę suche liczby – najlepszy w historii, ale porównywanie go z takimi ikonami jak Ernest Pohl, Grzegorz Lato, Zbigniew Boniek, Kazimierz Deyna czy Włodek Lubański nie ma w tym momencie większego sensu, bo trudno byłoby dojść do jakichś obiektywnych wniosków. Na pewno jednak RL9 jest piłkarzem z wielu powodów wyjątkowym, który jest nie tylko najlepszym strzelcem w historii polskiej kadry, ale również jednym z najskuteczniejszych zawodników nie tylko Bayernu Monachium, ale i całej Bundesligi.
Wydaje się, że wielu z nas przeszło już do porządku dziennego z boiskowymi poczynaniami Lewandowskiego w klubie i kadrze. Bramka? Dwie? Następny hat-trick? Przywykliśmy, bo od wielu lat Robert właściwie się nie zatrzymuje i zdobywanie kolejnych goli przychodzi mu z ogromną łatwością. Zestawmy jednak ostatnią dekadę z tym, co działo się zaledwie kilka lat wcześniej. Gdy z zapartym tchem obserwowaliśmy, jak Żurawski zdobywa kilkanaście bramek w słabiutkiej lidze szkockiej (grając w mocnym Celticu), czy Niedzielan zalicza dobry sezon w holenderskim... NEC Nijmegen. Wydawało nam się wtedy, że to – jak na skalę europejską – duże rzeczy. Tylko czym one są w porównaniu z tym, co nawyczyniał od 2008 roku Lewandowski, który najpierw podbił polską ekstraklasę, a następnie w zaledwie trzy lata zawojował jedną z najlepszych europejskich lig?
It is a great honor and pleasure to receive the title of FIFA The Best Men's Player
— Robert Lewandowski (@lewy_official) January 17, 2022
Thank you for your votes and your support #TheBest @FIFAWorldCup @FIFAcom pic.twitter.com/GdLwawCNK8
Jeśli Lewandowski przejdzie do Barcelony, to prawdopodobnie ponownie udowodni, że jest napastnikiem klasy światowej. Warto jednak mieć na uwadze, że ma on 34 lata (rocznikowo) i przed nim, choć fizycznie jest jak dwudziestokilkulatek, zaledwie 2-3 sezony grania na najwyższym poziomie. Czy ktoś udźwignie ciężar zastąpienia go w Biało-Czerwonej koszulce? Kandydatów niestety brak, bo Arek Milik – choć talentu mu nie brakuje – ani nie ma szczęścia do klubów i trenerów, ani nie ma żelaznego jak Robert zdrowia. Piątek na razie jest w dołku. Buksa? Wciąż nie ten kaliber. Za Robertem zatęsknimy więc szybko, dlatego warto docenić to, co daje nam obecnie i trzymać kciuki, żeby potrwało to jak najdłużej. A skąd właściwie wziął się fenomen napastnika Bayernu? To ciekawa historia...
(Nie)doceniony pracuś
Początki Lewandowskiego w Polsce były trudne. Podobnie jak każdego młodego piłkarza. A to za niski, a to za chudy, a to zbyt chorowity. Niech nikomu się nie wydaje, że sukces Roberta jest efektem świetnie zorganizowanej pracy z młodzieżą, dzieckiem oddolnych inicjatyw zorganizowanych przez PZPN czy w końcu trenerskiego talentu ludzi, którzy pracują oraz oceniają potencjał młodych adeptów futbolu. Nie, Lewandowski zawdzięcza miejsce, w którym się znalazł, trzem czynnikom: ciężkiej pracy, talentowi oraz szczęściu. Z dużym naciskiem na to pierwsze. Gdy odbijał się od bram Legii Warszawa, bo trener Wdowczyk nie widział w nim materiału na dobrego piłkarza, pomocną dłoń wyciągnął do niego trzecioligowy Znicz Pruszków. Już tam udowodnił, że ma talent, zostając królem strzelców kolejno III i II ligi. Zapłacone za niego wówczas... 5 tysięcy złotych szybko się zwróciło.
Szczególnie że po udanych występach sięgnął po niego Lech Poznań, gdzie Robert potwierdził swój potencjał, zdobywając 32 gole w 58 meczach, a w sezonie 2009/10 zostając królem strzelców ekstraklasy (18 bramek). Oferta z niemieckiej Borussii Dortmund była jak spełnienie marzeń. Ale i zagrożenie. Bo ilu już było młodych zdolnych, którym po transferze na Zachód nie wychodziło? Bo sodówka od nadmiaru euro uderzała do głowy; bo zachodzili za często do kasyna; bo woleli oglądać dno butelki, niż jechać na dodatkowy trening. Takich historii było boleśnie dużo i w wypadku „Lewego” mogło skończyć się podobnie.
Niemiecki sen „Lewego”
Ale nie skończyło, bo był piłkarzem, który miał poukładane w głowie. Wiedział, czego chce i jak to osiągnąć. Trafił jednocześnie na podatny grunt, bo w Dortmundzie lubią stawiać na młodzież. Rozwijać zdolnych zawodników, ogrywać ich i puszczać w świat dalej. Robert skorzystał z tej możliwości jak mało kto. Harował, dawał z siebie wszystko i to zaprocentowało. Kolejna korona króla strzelców, tym razem Bundesligi, i bezgotówkowy transfer do wielkiego Bayernu. Najbogatszego, najlepszego i najbardziej utytułowanego klubu w Niemczech. Kariera książkowa.
O to, czy w Bayernie Lewandowskiemu się powiedzie, chyba nikt się nie martwił. Piłkarz miał już wyrobioną markę, a przede wszystkim – niezmiennie dążył do celu. Chciał zostać najlepszym piłkarzem na świecie. O tym, co osiągnął z Bayernem, zostało napisane już chyba wszystko. Setki strzelonych goli, pobite kolejne rekordy (w tym nieśmiertelny Gerda Muellera, czyli 40 goli w jednym sezonie Bundesligi), zdobyte kolejne korony króla strzelców i upragniona Liga Mistrzów. Brakuje tylko „Lewemu” Złotej Piłki, ale w sezonie, w którym zasłużył na nią jak nikt inny, zdecydowano się jej... nie przyznawać. Bo pandemia. Absurd, o którym powinniśmy jak najszybciej zapomnieć.
Bezkonkurencyjny golleador
Robert Lewandowski w ostatnich latach był nazywany „najlepszym napastnikiem na świecie”. I to w dobie Messiego i Ronaldo. To coś, o czym jeszcze dekadę temu każdy polski kibic mógł jedynie pomarzyć. Warto jednocześnie dodać, że napastnik nie jest piłkarzem kompletnym – brakuje mu momentami techniki, nie zawsze jest w stanie przedryblować przeciwnika, zdarzy mu się niecelnie dośrodkować. Ale jak staje w polu karnym, natychmiast staje się jego królem. Piłka się go słucha, nogi (czy to lewa, czy prawa) nie odmawiają posłuszeństwa. Potrafi strzelić głową, technicznie, siłowo i nożycami. Jest napastnikiem kompletnym i lisem pola karnego. Spójrzmy na Messiego, który – jak się właśnie okazuje – był zawodnikiem jednego klubu, skrojonym pod filozofię gry Barcelony.
Lewandowski dowiódł swojej wartości zarówno w siłowej lidze polskiej, jak i dużo lepszej Bundeslidze, czy w końcu w Lidze Mistrzów i reprezentacji (nie takiej mocnej, jak się nam wydaje). Niewykluczone, że pozostawi po sobie ślad w Hiszpanii lub Anglii. Gdyby doszło do transferu już teraz, polski klub, który go wychował, dostałby – bo takie są przepisy – pokaźną sumę w euro. Niezależnie jak się to dalej potoczy, możemy cieszyć się, że przyszło nam obserwować karierę jednego z najlepszych polskich zawodników w historii. Piłkarza, po którym – takie niestety mam smutne wrażenie – będziemy płakać i wspominać go niczym Mundial z 1974 roku. Doceńmy to, co Robert zrobił do tej pory, krytykujmy, gdy są podstawy i miejmy nadzieję, że pogra na światowym poziomie jeszcze kilka sezonów. Naszej kadrze, a więc i nam – kibicom – jest potrzebny niczym tlen.
Najważniejsze indywidualne i klubowe osiągnięcia Roberta Lewandowskiego:
- 2x Piłkarz Roku FIFA (2020, 2021);
- Najlepszy Piłkarz w Europie wg UEFA (2020);
- Złoty But (41 goli w Bundeslidze, 2020/21);
- 18x Król strzelców (m.in. Bundesliga, Puchar Niemiec, Eliminacje do Mistrzostw Świata, Liga Mistrzów);
- Zdobywca Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium (2019/20);
- 10x Mistrz Niemiec (2x Borussia Dortmund, 8x Bayern Monachium);
- 4x Zdobywca Pucharu Niemiec (1x Borussia Dortmund, 3x Bayern Monachium);
- Mistrz Polski z Lechem Poznań (2009/10);
- Zdobywca Pucharu Polski z Lechem Poznań (2008/09);
- 12x Piłkarz Roku (10x w Polsce, 2x w Niemczech).
Michał Grzybowski
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie