Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Polska w fatalnym stylu przegrywa ze Słowacją na EURO. Czas na mecz o wszystko...

Na luzie
|
14.06.2021

Nadzieje jak zawsze były duże, ale reprezentanci Polski nie dali rady im sprostać. W kiepskim stylu drużyna Paulo Sousy przegrała na inaugurację EURO 2020 ze Słowacją. Co gorsza, trudno o optymizm przed kolejnymi dwoma meczami.

Karol Linetty strzela gola Słowacji
Karol Linetty strzelił jedynego gola dla Polski w meczu ze Słowacją

Mecze sparingowe z Rosją i Islandią nie zachwyciły, ale sztab szkoleniowy polskiej kadry był zgody – nie należy wyciągać po nich daleko idących wniosków. Trener Sousa wykorzystał je w celu taktycznych eksperymentów i sprawdzania zmienników. Na inauguracje mieliśmy zobaczyć lepszą kadrę Biało-Czerwonych. Bardziej poukładaną, zgraną i pewną siebie. I faktycznie, trener zaskoczył... w podstawowej jedenastce reprezentacji Polski pojawili się Linetty czy Rybus, których niewielu się spodziewało. Ale nie należy przecież oceniać książki po okładce. Trener przecież wie lepiej, kto jest w jakiej dyspozycji.

Jeszcze przed rozpoczęciem meczu Polska-Słowacja jasnym było, że zdobycie trzech punktów jest niezbędne, żeby pojawić się w dalszej fazie Mistrzostw Europy. Wszyscy mieliśmy przecież świadomość, że Hiszpanii punktu raczej nie urwiemy, a Szwecja to bardziej wartościowy przeciwnik, niż nasz dzisiejszy rywal. Nie trzeba być mistrzem analizy, żeby pojąć, jak ważne było dla naszej reprezentacji dzisiejsze spotkanie. Musieli zagrać na 110% i zdobyć trzy punkty. Tak się jednak nie stało...

Składy, statystyki i przebieg meczu Polska-Słowacja

POLSKA 1:2 SŁOWACJA

Polska: 1. Wojciech Szczęsny - 18. Bartosz Bereszyński, 15. Kamil Glik, 5. Jan Bednarek - 21. Kamil Jóźwiak, 14. Mateusz Klich (85, 16. Jakub Moder), 10. Grzegorz Krychowiak, 20. Piotr Zieliński (85, 11. Karol Świderski), 8. Karol Linetty (74, 19. Przemysław Frankowski), 13. Maciej Rybus (74, 26. Tymoteusz Puchacz) - 9. Robert Lewandowski.
 
Słowacja: 1. Martin Dúbravka - 2. Peter Pekarík (79, 24. Martin Koscelník), 5. Ľubomír Šatka, 14. Milan Škriniar, 15. Tomáš Hubočan - 18. Lukáš Haraslín (87, 21. Michal Ďuriš), 19. Juraj Kucka, 25. Jakub Hromada (79, 13. Patrik Hrošovský), 20. Róbert Mak (87, 10. Tomáš Suslov) - 8. Ondrej Duda (90, 6. Ján Greguš), 17. Marek Hamšík.

Statystyki po meczu Polska-Słowacja
Statystyki meczowe (źródło: Flashscore.pl)

Pierwsza połowa meczu rozpoczęła się nerwowo. Po jednej i po drugiej stronie. Presja ważnego spotkania negatywnie wpłynęła na piłkarzy, którzy nie bardzo wiedzieli, jak zacząć mecz. Polacy rozgrywali piłkę głównie w środku pola, ale nie przynosiło to zagrożenia bramki Słowaków. Ci natomiast skupili się na szczelnej obronie i próbach kontrataku. Ani jednym, ani drugim zbyt wiele się w meczu nie udawało. Przełom nastąpił w 18’, gdy lewym skrzydłem popędził Robert Mak. Prostym zwodem przedryblował dwóch naszych obrońców i z bliskiej odległości, ale sporego kąta uderzył na bramkę Wojciecha Szczęsnego. Piłka uderzyła w słupek, a następnie odbiła się od rąk interweniującego bramkarza. Nieoczekiwanie Słowacja objęła prowadzenie. Choć Polacy mieli świadomość, że muszą odrabiać straty, atakowali bardzo chaotycznie. Wszystkie próby kończyły się albo pod nogami obrońców, albo po niecelnych strzałach z dalszych sektorów boiska. Pierwsza połowa dobiegła końca, a my – kibice polskiej kadry – wiedzieliśmy jedno: Nie jest dobrze!

Paulo Sousa chyba wykonał w szatni dobrą robotę, ponieważ już pierwsza akcja (naprawdę składna!) przyniosła wyrównanie. Z bliskiej odległości po podaniu Macieja Rybusa piłkę w siatce umieścił Karol Linetty. Słowacy nie wiedzieli, jak odnaleźć się w drugiej części spotkania. Polacy atakowali raz za razem. Choć akcje były mniej lub bardziej składne, widać było, że rośnie przewaga Biało-Czerwonych. Bramka była tylko kwestią czasu. Wszystko, jak domek z kart, posypało się w 62’, gdy drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę otrzymał grający fatalne zawody Grzegorz Krychowiak. Słowacy wyczuli swoją szansę i podjęli próbę przejęcia inicjatywy. Nieco zdezorientowani Polacy nie radzili sobie z kolejnymi atakami rywali. Te zakończyły się kolejnym golem Słowaków. Bramkę po podaniu Marka Hamsika strzelił Milan Skriniar. Polski bramkarz był bez szans. Paulos Sousa zareagował zmianami, które nieco ożywiły poczynania naszych piłkarzy. Słowacy cofnęli się do obrony. Ostatnie minuty przyniosły wiele akcji – nieco rwanych, ale całkiem sprawnie przeprowadzonych. Choć dwukrotnie było blisko (Lewandowski i Bednarek), ostatecznie gol nie padł, a Słowacy cieszyli się trzech punktów.

 

Przeciętność. I nadziei brak...

Oceniając obiektywnie, Polska kadra zagrała w Petersburgu bardzo słaby mecz. Zrywy na początku i końcu drugiej połowy to za mało, żeby pokonać – bądźmy ze sobą szczerzy – słabą reprezentację Słowacji. Ponownie brakowało pomysłu, błysku, ciekawych rozwiązań na rozegranie. Mieliśmy duże posiadanie piłki, ale nic z tego nie wynikało. Obrońcy zagrali bojaźliwie i niepewnie, a ofensywni gracze nie mieli żadnego pomysłu na stworzenie groźnej sytuacji. Akcja z początku drugiej połowy, po której padł gol dla Polski, była naprawdę dobra. Ale to była właściwie jedyna tak groźna i przemyślana akcja przez całe spotkanie! Tak się meczów na tym poziomie nie wygrywa.

Trener Sousa zaskoczył ustawieniem i składem personalnym. Wydaje się, że zaskoczeni jego decyzjami byli nie tylko kibice, ale również piłkarze, którzy nie wiedzieli do końca, co mają robić. Zawiodły też „gwiazdy” kadry – Lewandowski miał jedną szansę pod koniec meczu, gdy mógł wpakować piłkę głową do siatki, ale... to w sumie tyle. Kapitan szarpał, walczył, próbował rozgrywać, ale bez rezultatu. Zieliński czy Klich również bez błysku. Glik był ociężały, a Bednarek wystraszony. Występu Krychowiaka lepiej w ogóle nie komentować...

Najgorsze w tym wszystkim jest, że nie ma większych nadziei, że będzie lepiej. Nic na to zwyczajnie nie wskazuje. To nie jest tak, że Polscy piłkarze dziś walczyli, szarpali, „gryźli trawę”, ale przeciwnik okazał się zbyt mocny. Oni byli chaotyczni, nudni i przewidywalni. Na Hiszpanach i Szwedach nie zrobi to raczej większego wrażenia. Jeśli coś się nagle nie zmieni, jeśli trener Sousa nie będzie miał taktycznego olśnienia, w sobotę zagramy „mecz o wszystko”, a kilka dni później „mecz o honor”. Polscy kibice niestety zbyt dobrze znają ten układ spotkań grupowych na dużych turniejach.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie