Maj już prawie za nami. W świecie szeroko rozumianej muzyki rockowej działo się naprawdę dużo, choć wydaje się, że szczególnie usatysfakcjonowani powinni być miłośnicy ekstremalnych jej odmian. Dużo pojawiło się bowiem wydawnictw metalowych, wśród których również postanowiłem wskazać kilka najnowszych perełek. W zestawieniu coś dla siebie znajdą także fani nieco spokojniejszych brzmień, choć wśród wydawnictw utrzymanych w takich klimatach wybór był zdecydowanie mniejszy.
Oceniając jednak całościowo, maj 2022 należy uznać za miesiąc wielkich powrotów, ale i nieoczekiwanych zwrotów akcji, bo kilku wykonawców postanowiło nas zaskoczyć. Spośród dziesiątek płyt, które ukazały się w ostatnich czterech tygodniach, wyróżnić postanowiłem:
Three Days Grace – „Explosions” (6 maja)
Three Days Grace – „Explosions”
Siódmy album od Kanadyjczyków z Three Days Grace przyniósł nam prawie 38 minut premierowego materiału. Aż dwanaście utworów utrzymanych jest w klimatach hard & heavy. Zespół zresztą nigdy nie dawał się zaszufladkować. Podobnie jest na „Explosions”, gdzie otrzymujemy energetyczną dawkę gitarowego grania z różnymi wpływami i naleciałościami. Całość brzmi jednak bardzo spójnie i jest przemyślana. Szczególnie podobać może się zadziorny wokal Matta Walsta i złożone, wpadające w ucho melodie.
Halestorm – „Back From The Dead” (13 maja)
Halestorm – „Back From The Dead”
Doceniony Grammy zespół Halestorm powrócił! Album „Back From The Dead” wyprodukował ceniony w branży Nick Raskulinecz, który ma na koncie współpracę z Alice in Chains czy Mastodon. Amerykańska formacja zaostrzyła brzmienie, a wokalistka – Lzzy Hale – ponownie udowodniła, że ma niesamowity warsztat. Jej przeszywający głos jest znakiem rozpoznawczym zespołu, a na nowej płycie jeszcze bardziej niż do tej pory zachwyca techniką. Solidne hardrockowe granie, które jest bardzo chwytliwe. Zespół zmierza w dobrym kierunku!
The Black Keys – „The Dropout Boogie” (13 maja)
The Black Keys – „The Dropout Boogie”
Ten album ma zdecydowanie najłagodniejsze brzmienie ze wszystkich w zestawieniu. Wszystko dlatego, że duet The Black Keys postanowił muzycznymi marzeniami powrócić do czasów minionych, czego efektem jest retro album „The Dropout Boogie”. Niespotykana dziś mieszanka blues rocka i garażowego, nieco rzemieślniczego grania. Sporo na płycie nawiązań do twórczości cenionych wykonawców z epoki. Sporo również ciekawych rozwiązań kompozytorskich. Bez wątpienia jest to jeden z ciekawszych albumów w dorobku amerykańskiego zespołu.
Evergrey – „A Heartless Portrait (The Orphean Testament)” (20 maja)
Evergrey – „A Heartless Portrait (The Orphean Testament)”
Szwedzcy mistrzowie metalu progresywnego powrócili z trzynastym w swoim dorobku albumem. Był to powrót jakże udany. Dziesięć kompozycji to najwyższa klasa i szczytowe osiągnięcie muzyków z Göteborga. Złożone, wielowątkowe brzmienie i wpadający w ucho, agresywny wokal zrobiły na tej płycie niesamowitą robotę. Świetnie słucha się jej od początku do końca. Jest jednak momentami dość nieoczywista, dlatego kolejne przesłuchania są jak najbardziej wskazane. Wyłapywanie kompozytorskich smaczków to bardzo satysfakcjonujące zajęcie.
Decapitated – „Cancer Culture” (27 maja)
Decapitated – „Cancer Culture”
Jeszcze przed premierą płyty zespół Decapitated napisał:
Oczekiwania, jeśli chodzi o nową płytę, były ogromne, nagrywanie jej było więc dla nas olbrzymim wyzwaniem. Ale ciężka praca się opłaca. Mieliśmy okazję zgromadzić niesamowitych ludzi, którzy zajęli się produkcją i pomogli nam osiągnąć jak najlepszy efekt.
To się udało, choć porównywanie najnowszych dokonań z tym, co Decapitated nagrywali na początku, nie ma sensu. Brzmienie znacząco się zmieniło. Jednym ta droga się podoba, innym nie. Ja, niżej podpisany, szanuję zespół za podjęcie próby zmiany klimatu swoich nagrań. „Cancer Culture” ma kilka mocnych momentów, ale chyba największe wrażenie robią zaangażowanie społecznie teksty. Warto się w nie wsłuchać.
Def Leppard – „Diamond Star Halos” (27 maja)
Def Leppard – „Diamond Star Halos”
Na koniec coś od rockowych weteranów, czyli zespołu Def Leppard. Brzmieniowej rewolucji tutaj nie ma, ale chyba nikt na nią nie liczył? Wpadające w ucho granie, nieźle przygotowane od strony technicznej, to coś, co może się podobać. Szczególnie że zespół na nowej płycie postanowił przypomnieć sobie o swoich młodzieńczych inspiracjach – Davidem Bowie czy Mott the Hope. Dało to niecodzienny efekt i na pewno jest to powiew świeżości względem poprzednich albumów Def Leppard. Nie ma wątpliwości co do tego, że „Diamond Star Halos” warto dać szansę. Można znaleźć tam kilka prawdziwych perełek.
Michał Grzybowski
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie
Evergrey "A Heartless Portrait The Orphean Testament" brzmi mocarnie i melodyjnie
06.06.2022 18:20