Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

20 płyt, które musi mieć na półce miłośnik thrash metalu

Muzyka
|
09.07.2022

Thrash metal zapewnił słuchaczom już cztery dekady niesamowitej muzycznej podróży. W tym czasie pojawiły się dziesiątki znakomitych płyt. Są jednak wśród nich takie, które zasługują na szczególne uznanie i uwagę. Ich listę znajdziecie właśnie w tym artykule.

Metallica - zdjęcie występu
Metallica na scenie | fot. Kreepin Deth / Creative Commons

Historia thrash metalu sięga początku lat 80. XX wieku. W zależności od opracowania, początków tego podgatunku upatruje się w twórczości takich zespołów jak Black Sabbath oraz Venom. Ciekawostką niech będzie również fakt, że thrash uznawany jest za fuzję heavy metalu oraz popularnego wówczas w Stanach Zjednoczonych punk rocka. Właśnie dlatego, przynajmniej początkowo, thrashmetalowi wykonawcy kojarzeni byli z bardzo surowym, acz agresywnym brzmieniem.

Gatunek rozwijał się przede wszystkim na dwóch gruntach – amerykańskim oraz europejskim. Większą popularnością cieszył się ten pierwszy, ale wielu wykonawców ze Starego Kontynentu, szczególnie Niemiec, odcisnęło swoje piętno na całym thrash metalu. Wskazanie 20 najuważniejszych dla całego gatunku płyt nie było łatwym zadaniem, ale wydaje się, że każdy szanujący się miłośnik thrash metalu powinien mieć na swojej półce następujące wydawnictwa:

Metallica – Kill ’Em All (1983)

O tym, że debiut Metalliki to dzieło przełomowe, powiedziane i napisane zostało już chyba wszystko. Album, który ukazał się w 1983 roku, otworzył zespołowi drzwi do wielkiej kariery, a także miał niebagatelny wpływ na rozwój muzyki thrashmetalowej. Takie kompozycje jak „Seek & Destroy”, „Metal Militia” czy „Jump in the Fire” nie dość, że kipią energią, to dodatkowo brzmią znakomicie również dziś. Obecnie uznawane są za kultowe, a zespół – choć niedługo minie 40 lat od ich wydania – wciąż chętnie sięga po nie podczas koncertów. To nie przypadek!

Metallica – Ride The Lightning (1984)

Triumfalny marsz Metalliki trwał. Rok po wydaniu wspomnianego już debiutu światło dzienne ujrzało kolejne wydawnictwo zespołu – „Ride The Lightning”. Płyta nieco bardziej dojrzała i lepiej wyprodukowana, ale wciąż kipiąca niesamowitą energią. Zespół nad wieloma sprawami popracował, co przełożyło się na jakość materiału. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, jak wartościowymi utworami są „Fade to Black”, „Creeping Death” czy „The Call of Ktulu”. Album doceniony został przez krytyków oraz miłośników muzyki metalowej na całym świecie.

Slayer – Hell Awaits (1985)

Na drugiej płycie Slayer poprawił to, co nie zagrało na debiucie. Wysoka ocena płyty to przede wszystkim kompozytorski geniusz Jeffa Hannemana, który napisał większość muzyki, a także część tekstów na „Hell Awaits”. Sporo dołożył też Kerry King. Duet ten spisał się znakomicie, a płyta szybko zyskała uznanie miłośników cięższych brzmień. To właśnie z tego krążka pochodzi kultowa kompozycja „Hell Awaits”. Na płycie znalazło się prawie 38 minut premierowego materiału. Nie ma tam nawet słabszego momentu.

Exodus – Bonded By Blood (1985)

Kolejny przełomowy debiut miał miejsce w 1985 roku, kiedy swoją pierwszą płytę wydała nikomu nieznana formacja Exodus. Klasyczny thrash metal ze znakomitymi solówkami w wykonaniu Gary’ego Holta okazał się strzałem w dziesiątkę. Zespół uznawany jest za jednego z najważniejszych przedstawicieli gatunku, a to duża zasługa właśnie płyty „Bonded By Blood”. Świetnie skomponowanej i bezkompromisowej na każdej płaszczyźnie.

Destruction – Infernal Overkill (1985)

Genialnych debiutów ciąg dalszy. Tym razem jednak przeskakujemy do Europy, gdzie w maju 1985 roku światło dzienne ujrzał album „Infernal Overkill”. Zespół Destruction pokazał, że Stary Kontynent nie ma się czego wstydzić. Konkretne metalowe uderzenie zostało docenione przez miłośników gatunku. Na płycie, na którą złożyło się osiem premierowych kompozycji, nie było słabszych momentów. Kwintesencją brzmienia płyty jest instrumentalny utwór „Thrash Attack”, który był inspiracją dla wielu późniejszych wykonawców.

Megadeth – Peace Sells… But Who's Buying? (1986)

„Wake Up Dead”, „The Conjuring” czy „Peace Sells” – takie kultowe kompozycje znalazły się na drugiej płycie zespoły Megadeth. Dave Mustaine otrząsnął się po wyrzuceniu z Metalliki i zaczął przygotowywać naprawdę znakomite płyty. Jedną z nich jest właśnie „Peace Sells… But Who's Buying?”, a później było tylko lepiej. Drugi album zespołu zebrał bardzo pochlebne recenzje, a Megadeth zaczął być wymieniany w jednym szeregu z najlepszymi wykonawcami metalowymi.

Slayer – Reign In Blood (1986)

Nie można powiedzieć, że opisana przez nas wcześniej płyta Slayera była rozgrzewką, bo to kawał dobrego wydawnictwa, ale jeszcze lepsze przyszło w 1986 roku. Na albumie z tego roku znalazły się uznawane obecnie za kultowe kompozycje „Angel of Death” i „Raining Blood”. Duet Hanneman-King znów stanął na wysokości zadania. Teksty były zaangażowane i naprawdę głębokie, a muzyka wywracała trzewia do góry nogami. O to przecież w thrashu chodzi, prawda?

Dark Angel – Darkness Descends (1986)

35 minut nieokiełznanej energii. Druga płyta w dorobku Dark Angel uznawana jest za jedną z najważniejszych w całej historii gatunku. Muzycy podeszli do tematu ambitnie, tworząc złożone i pełne polotu kompozycje. Zachwycał przede wszystkim perkusista, Gene Hoglan, ale również mający niesamowitą skalę wokalista – Don Doty. Co ciekawe, początkowo płyta nie zebrała najlepszych recenzji, ale po latach ją doceniono. Fani natomiast od razu poznali się na muzycznej jakości, którą zaprezentował Dark Angel. Bo w 1986 roku, gdzie konkurencja była naprawdę ogromna, ten album sprzedał się znakomicie.

Kreator – Pleasure To Kill (1986)

Trio Petrozza-Reil-Fioretti przygotowało kolejny przełomowy dla thrashu album. „Pleasure To Kill” to drugie w dorobku wydawnictwo zespołu Kreator. Spójne muzycznie i tekstowo, niesamowicie energetyczne i bezbłędnie skomponowane. Tytułowy utwór uznawany jest obecnie za legendarny, ale mówiąc szczerze – cała płyta jest niezwykle równa, kipiąc niesamowitą wręcz energią. Niemiecki zespół szybko udowodnił, że zalicza się do światowej czołówki muzyki thrash metalowej.

Metallica – Master of Puppets (1986)

To już trzeci album Metalliki w zestawieniu, ale... nie ma wyboru! „Master of Puppets” to prawdziwe mistrzostwo w wykonaniu amerykańskiego zespołu. Płyta spójna, przebojowa, wpadająca w ucho, a jednocześnie pełna brutalności i wściekłości. Takie utwory jak „Welcome Home (Sanitarium)”, „Batter”, „Orion” czy oczywiście „Master of Puppets” dały inspirację wielu innym zespołom, które zafascynowały się twórczością Metalliki. Więcej o trzeciej płycie zespołu napisałem w jednym z tekstów z cyklu „Półka kolekcjonera”.

Death Angel – The Ultra-Violence (1987)

Skład zespołu uległ dużym zmianom, a w momencie nagrywania płyty średnia wieku muzyków wynosiła... poniżej 20 lat. Perkusista Andy Galeon miał, wchodząc do studia, 15 lat! Aż trudno uwierzyć, że tak młodym muzykom udało się nagrać album tak znakomity pod względem kompozycyjnym. Jednocześnie, co nie powinno dziwić, słychać na nim nieokiełznaną młodzieńczą energię. To dało znakomity efekt, a instrumentalny kawałek „The Ultra-Violence” to prawdziwe mistrzostwo!

Anthrax – Among The Living (1987)

Z repertuaru Anthraxu zdecydowałem się na wskazanie trzeciej płyty. Stanowi ona najbardziej dojrzałe dzieło muzyków, którzy swoją karierę rozpoczęli już w 1981 roku. „Among The Living” to dziewięć kompozycji, które dały ponad 50 minut materiału – dość dużo, porównując z opisanymi wcześniej wydawnictwami. Ale zespół był pewien jakości, dlatego nie zdecydował się na wycięcie żadnego fragmentu. I dobrze, bo na trzeciej płycie Anthraxu nie ma słabszych momentów.

Voivod – Killing Technology (1987)

Pozostajemy w Ameryce Północnej, ale tym razem udajemy się do Kanady. To właśnie stamtąd pochodzi zespół Voivod, który w swojej twórczości łączy thrash metal i progresję. Album „Killing Technology” był bez wątpienia powiewem świeżości i ciekawym spojrzeniem na gatunek, który tak naprawdę dopiero się rozwijał. Pośród wszystkich innych płyt, „Killing Technology” wyróżnia się zdecydowanie najbardziej – ten eksperyment był jednak tak udany, że album po prostu musiał znaleźć się w zestawieniu.

Testament – The Legacy (1987)

Debiutancki album zespołu Testament nawiązuje swoim tytułem do poprzedniej nazwy formacji. Dołączenie do formacji wokalisty Chucka Billy’ego okazało się strzałem w dziesiątkę, choć największy wpływ na kształt płyty miał gitarzysta Alex Skolnick. Brzmienie „The Legacy” cechuje się agresywnym wokalem i melodyjnymi solówkami. Składająca się z dziewięciu utworów płyta zrealizowana została z udziałem Marshy i Jona Zezulów. Tych samych, którzy dali szansę na wydawniczy debiut Metallice.

KAT – Oddech wymarłych światów (1988)

KAT łączył w swojej twórczości thrash, heavy i black metal, więc wydawnictwo różni się w dużym stopniu od tego, co opisałem wyżej, ale na pewno płyta „Oddech wymarłych światów” zasługuje na wyróżnienie. Mroczne teksty Kostrzewskiego i świetnie skomponowana muzyka Luczyka to coś, obok czegoś nie wypada przechodzić obojętnie. Utwór „Głos z ciemności” uznawany jest obecnie za kultowy i nie ma w tym przypadku.

Sepultura – Beneath The Remains (1989)

Brazylii jeszcze na naszej liście nie było. To właśnie z tego kraju pochodzi Sepultura. Płyta „Beneath The Remains” jest jedną z najlepszych, jakie przygotowali. Surowa, mroczna i pełna nieposkromionej energii. Trzeci album w dorobku braci Cavalerów uznawany jest za ich najlepsze (ewentualnie jedno z najlepszych) dzieł. Ponad 53 minuty thrash metalu we wciągającym wydaniu. Muzyka z płyty „Beneath The Remains” broni się nawet dziś, co na pewno zasługuje na duże uznanie.

Overkill – The Years Of Decay (1989)

Grzechem byłoby nie wspomnieć o zespole Overkill. Mnie najbardziej przekonuje czwarty album w dorobku Amerykanów, czyli „The Years Of Decay”. O żadnej brzmieniowej rewolucji nie może być tutaj mowy – to po prostu rasowy thrash metal. Agresywny, sugestywny i zadziorny. Dziewięć kompozycji i ponad 56 minut materiału stanowi o sile płyty, którą najlepiej przyjmować w całości.

Sodom – Agent Orange (1989)

Wracamy na Stary Kontynent. Sodom to jeden z czołowych przedstawicieli europejskiego thrashu, a to uznanie wynika między innymi z tego, co muzykom udało się przygotować na płycie „Agent Orange”. Warstwa tekstowa albumu skupia się na wojnie w Wietnamie, którą fascynował się Tom Angelripper. Brzmienie to natomiast thrash metal w najczystszej postaci – zaawansowany technicznie, agresywny, ze świetnymi solówkami. Dla mnie „Agent Orange” to płyta kompletna.

Megadeth – Rust In Peace (1990)

Drugi w zestawieniu krążek Megadeth. Wydaje się, że to właśnie na „Rust In Peace” Dave Mustaine osiągnął kompozytorski szczyt. Album nie ma słabych punktów, a jednocześnie zawiera takie ponadczasowe przeboje jak „Holy Wars... The Punishment Due” i „Hangar 18”. W zgodnej opinii recenzentów i fanów to najlepsza płyta nie tylko w dorobku Megadeth, ale w całej historii muzyki thrashmetalowej. Stanowiła jednocześnie swego rodzaju zamknięcie rozwoju gatunku, który w latach 90. XX wieku nieco stracił na popularności. A szkoda...

Sepultura – Arise (1991)

Powiewem świeżości okazała się jeszcze płyta „Arise”, którą wydała wspomniana już Sepultura w marcu 1991 roku. Nowością był fakt, że do thrashowych brzmień zespół dodał nieco death metalu czy muzyki industrialnej. Teksty skupiły się natomiast na takich problemach, jak przemoc i korupcja. Album zachwyca przede wszystkim potężnym brzmieniem, a także przemyślanymi, spójnymi melodiami. Max Cavalera i Andreas Kisser ponownie pokazali klasę, udowadniając jednocześnie, że ciągle się rozwijają i są coraz lepsi w tym, co robią.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie

GB
10 sierpnia 2023 o 07:36
Odpowiedz

Świetny wybór. Płyty oczywiste i bez niespodzianek. Może trochę dziwi obecność Destruction , Death Angel i Kata a brak Sound of Heaven, Season in the Abbys oraz Alice in hell, które są moimi ulubionymi thrash metalowymi albumami. Z drugiej strony można tak wymieniać i zaraz zrobi się 50 pozycji...

~GB

10.08.2023 07:36
1