Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Po latach wracamy do serialu „Czarna Żmija”. Ponadczasowy humor?

Książka, film
|
10.07.2022

Jest kilka seriali, w których dominuje absurdalny, brytyjski humor. Humor, który nie wszystkim odpowiada. Ci, którzy jednak go lubią, na „Czarnej Żmii” zaśmiewali się do czerwoności. Czy serial z Rowanem Atkinsonem śmieszy również dziś?

Serial „Czarna Żmija”
Rowan Atkinson w najlepszej roli? | fot. mat. pras.

Pierwsza odsłon, czyli „Czarna Żmija: Konia za królestwo” ukazała się w 1983 roku i okazała się wielkim sukcesem. Produkcja cieszyła się uznaniem przede wszystkim w Wielkiej Brytanii, ale jakiś czas później trafiła również do innych krajów, gdzie również spotkała się z pozytywnym przyjęciem. Rowan Atkinson, jak to ma w zwyczaju, wypadł wybitnie w roli komediowej, ale na spore uznanie zasługiwała również pozostała część obsady – znakomicie zaprezentowali się Tony Robinson, Brian Blessed czy Tim McInnerny.

Stacja BBC, odpowiedzialna za serial, szybko dostrzegła ogromny potencjał w nowym formacie. Szczególnie że zaprezentowanie historii imperium brytyjskiego w krzywym zwierciadle dawało nieograniczone wręcz możliwości w zakresie scenariusza. I faktycznie, kolejne losy rodu Czarnych Żmij pojawiły się dość szybko, ponieważ kolejna odsłona serialu – „Czarna Żmija: Głupek renesansu” – miała swoją premierę 1986 roku. Zaledwie rok później stacja BBC wypuściła serię „Czarna Żmija: Rozważny i romantyczny”, a na koniec – w 1989 roku – „Czarna Żmija: Jak spędziłem I wojnę światową”. W między czasy na antenie zaprezentowano trzy odcinki specjalne, a ostatni miał premierę w 1999 roku.

„Czarna Żmija: Konia za królestwo”
Polskie wydanie DVD „Czarna Żmii” | mat. pras.

Popularność serialu była ogromna. Absurdalny humor w odniesieniu do kluczowych wydarzeń w historii Wielkiej Brytanii okazał się kluczem do sukcesu. Podobnie jak znakomita rola Rowana Atkinsona, który pod koniec lat 80. XX wieku był już niekwestionowanym królem brytyjskiej komedii. Później pojawił się w roli kultowego Jasia Fasoli, a to zaszufladkowało go na dobre. W „Czarnej Żmii” główny bohater wykonał kawał dobrej roboty, ale na uznanie zasługują również scenarzyści, reżyserzy i odtwórcy ról drugoplanowych. Wszystko to złożyło się na stworzenie drugiego najlepszego sitcomu w historii Wielkiej Brytanii. Taką przynajmniej nagrodę otrzymała „Żmija” w 2004 roku. Wydaje się, że w pełni zasłużenie.

„Czarna Żmija”, czyli powrót do lat 80.

Wspomnienia po seansie „Czarnej Żmii” miałem pozytywne, ale – nie ukrywam – było to dość dawno. Może nie zaraz po premierze, ale jakoś w latach 90. XX wieku. Tak się złożyło, że później nie miałem okazji do obejrzenia nawet jednego epizodu, choć wiem, że serial był wielokrotnie powtarzany na różnych stacjach polskiej telewizji. Obecnie brytyjską produkcję można znaleźć na TVP VOD i w ofercie abonamentowej Canal+. Innymi słowy – nie miałem problemu, żeby przypomnieć sobie kultowego w niektórych kręgach serial.

W porównaniu z niektórymi tasiemcami, z którymi zmagałem się w cyklu „Powrót po latach”, obejrzenie 27 (24 właściwych i 3 bonusowych) epizodów „Czarnej Żmii” nie stanowiło większego problemu. Mówię oczywiście o czasie na to poświęconym, ponieważ sam seans był wielką przyjemnością. Niektóre aspekty – szczególnie realizatorskie – nieco się zestarzały, ale w niczym to nie przeszkadzało, ponieważ serial nadrabiał ciekawą historią i, to chyba najważniejsze, niebanalnym humorem.

Nie zawsze poprawnym politycznie, ale w latach 80., gdy powstawał, nikt się takimi sprawami nie przejmował. I dobrze, bo dzięki temu miał naturalny wydźwięk, a nawet kontrowersyjne wypowiedzi czy sceny zwyczajnie śmieszyły, a nie wywoływały poczucie oburzenia. Bo na co się tutaj oburzać? Twórcy chcieli skomentować pewne sprawy tak, a nie inaczej i nikt ich nie ograniczał. Tak to powinno właśnie wyglądać. A czy coś było na miejscu, czy nie, ocenić mieli sami widzowie.

Czy było warto?

Nie ukrywam, że jestem miłośnikiem brytyjskiego poczucia humoru, chociażby tego znanego z „Monty Pythona”, ale obawiałem się powrotu do świata „Żmii”. Żarty mogły się zestarzeć, a humor sytuacyjny stępić – nic takiego się jednak nie stało. Serial śmieszy tak samo, jak te kilkadziesiąt lat temu. No i nie oszukujmy się, ogromna w tym zasługa Rowana Atkinsona, który w serialu wspiął się na wyżyny swojego ogromnego talentu. Choć sam później przyznał, że wcale nie zależało mu na zostaniu ikoną brytyjskiej komedii, miał wszelkie predyspozycje, żeby nią zostać. Tak się też stało, choć sam zainteresowany nie był tym faktem zachwycony. Ale po tym, co wyczyniał na planie „Czarnej Żmii”, nie powinno to dziwić. Dla mnie osobiście to dużo lepsza rola niż ten jego kultowy Jaś Fasola. Ale to oczywiście kwestia gustu.

Są takie seriale, które z przyjemnością ogląda się po dekadach i są takie, które odrzucają po kilku latach od premiery. „Czarna Żmija” zalicza się bez wątpienia do tej pierwszej kategorii. Wynika to między innymi z miejsc, w których osadzono akcję, ale przede wszystkim – ponadczasowości historii, błyskotliwych dialogów oraz świetnych kreacji aktorskich. To bez wątpienia jedna z najlepszych komedii sytuacyjnych w historii telewizji. Jednocześnie wiem, że nie wszystkich humor z produkcji BBC zachwyci, bo jest on faktycznie dość specyficzny. Jeśli jednak ktoś lubi podobny klimat, powrót do „Czarnej Żmii” – nawet po wielu latach – będzie bardzo pozytywnym doświadczeniem.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie