Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Film na weekend: „Mank”

Książka, film
|
19.03.2021

„Mank” to jeden z kandydatów do zdobycia najważniejszej nagrody filmowej – Oscara. Czy dzieło Davida Finchera faktycznie na takie wyróżnienie zasługuje?

Grafika promująca film  „Mank”
Hollywood w „Manku” wcale takie wspaniałe nie jest...

Walka o Oscary rozpędziła się na dobre. Wśród kandydatów do najważniejszej nagrody przemysłu filmowego znalazł się „Mank”, czyli zeszłoroczne dzieło Davida Finchera. Na wstępie warto powiedzieć, że nie będzie to produkcja zbliżona klimatem do największych dzieł reżysera, czyli „Podziemnego kręgu” czy „Siedem”. To zupełnie inny gatunek, ale bez wątpienia równie ciekawy. Choć Akademia film wyróżniła, nie zbiera on wcale najlepszych recenzji.

Postanowiłem zrobić to, co w takiej sytuacji należy zrobić – nie sugerowałem się opiniami innych, tylko sam włączyłem „Manka” i zdecydowałem przekonać się, co w tej produkcji zaoferował nam Fincher. Jest to o tyle ułatwione, że nominowane do Oscara dzieło dostępne jest na popularnej platformie Netflix.

„Mank” – o czym opowiada?

Film opowiada historię urodzonego w 1897 roku słynnego amerykańskiego scenarzysty, pisarza i producenta, Hermana Mankiewicza. Nie skupia się jednak na jego całym życiu – jak czynią to popularne obecnie filmowe biografie – ale na małym jego wycinku. Konkretnie rzecz ujmując, na momencie, gdy bohater ma zająć się (jak się później okaże) dziełem swojego życia, czyli przygotowaniem scenariusza do filmu „Obywatel Kane”. Mający już duże doświadczenie zawodowe, ale również poważny problem alkoholowy Mankiewicz wysłany zostaje do domku na środku pustyni. Towarzyszą mu dwie kobiety – asystentka oraz pielęgniarka. Ta druga dlatego, że scenarzysta ma nogę w gipsie.

Ujęcie z filmu "Mank"
Kadr z filmu „Mank”

Odcięcie od świata i alkoholu ma być receptą na niemoc twórczą i motywacją dla Mankiewicza, żeby skupił się na otrzymanym od Orsona Wellesa zadaniu. Co jednak niezwykle ważne, „Mank” nie skupia się za bardzo na pracy scenarzysty, nie pokazuje procesu tworzenia jednego z najważniejszych filmów XX wieku. To pełna retrospekcji opowieść o złotej erze Hollywood, czyli latach 30. XX wieku. Mankiewicz staje się bohaterem tych wszystkich opowiastek, które mają unaocznić nam, jak wyglądał tamten świat. Warto jednak wiedzieć, że reżyser w żadnym wypadku nie stawia na realizm i oddanie jeden do jednego klimatu tamtego okresu. Fincher inscenizuje fikcję, próbując opowiadać o złotej erze językiem ówczesnego kina.

Krytyka tamtego świata

Zwykle, gdy powstają filmy nawiązujące do minionych, ale pozytywnie kojarzonych czasów, są one tworzone w formie hurraoptymistycznej. W tym wypadku nie ma o tym mowy – Fincher pokazał Hollywood jako miejsce przesiąknięte żądzą pieniądza i zepsuciem. Miejsce, w którym – jeśli nie masz twardego tyłka i układów – nie przetrwasz zbyt długo. W „Manku” pojawia się wiele osób, które obecnie uważane są za niezwykle zasłużone dla rozwoju kinematografii, ale reżyser wcale nie wychwala ich dorobku. Wręcz przeciwnie, uwydatnia ich wady oraz pokazuje, jakimi osobami były naprawdę. Dobrym przykładem jest Louis Mayer (ten od Metro-Goldwyn-Mayer), który w filmie zaprezentowany jest jako mało inteligentna postać, skupiająca się przede wszystkim na schlebianiu bogatszym od siebie.

Prezentacja zepsutego świata Hollywood bez wątpienia zaskakuje, ponieważ nie jest zbyt często obieraną przez twórców drogą. To na pewno jednak niezwykle ciekawy materiał analityczny, a także coś, co należy docenić. Fincher postanowił postawić na otwartą krytykę, co w obecnych czasach nie jest zabiegiem zbyt popularnym. Nawet jeśli niektórym ludziom podpadł, na pewno zostanie dzięki „Mankowi” zapamiętany na długo. Niektórzy sugerują nawet, że reżyser celowo pokazał świat sprzed niemalże wieku, żeby poprzez subtelne nawiązania i niejasności skrytykować to, co obecnie dzieje się w Hollywood. Czy tak faktycznie było? Pewnie nigdy się nie dowiemy, ale wyobraźnia pracuje...

Plakat promujący film "Mank"
Amerykański plakat filmu „Mank”

„Mank” to dzieło godne Oscara?

Odpowiem w najmniej precyzyjny sposób – i tak, i nie. Podobać może się pomysł na wystylizowanie „Manka” na film z epoki. To wyszło Fincherowi bardzo dobrze i jest w mojej opinii ogromną zaletą produkcji. Podobnie jak wspomniana wcześniej bezkompromisowość dotycząca pokazania złotej ery Hollywood taką, jaka faktycznie była. Ostatnim, ale ogromnym plusem filmu jest wcielający się w postać Mankiewicza Gary Oldman. Nie od dziś wiadomo, że to aktor szalenie utalentowany, a rola w filmie Finchera kolejny raz to potwierdziła. W niektórych momentach skrada on po prostu całe show, co jest w mojej opinii ogromną zaletą. Szczególnie, że obok niego pojawił się nie byle kto, bo chociażby Charles Dance, Amanda Seyfried czy Lily Collins.

Największym zastrzeżeniem, jakie mam do „Manka”, jest tempo. Nie można powiedzieć, że film jest nudny, ponieważ byłaby to dla niego zniewaga, ale zwyczajnie nie porywa. To dzieło ciekawe z powodu prezentacji świata i osadzenia akcji, ale jednocześnie stosunkowo flegmatyczne. Szczególnie, jeśli ktoś ma w głowie poprzednie dzieła Finchera. „Mank” może zachwycić, ale na nieco innej płaszczyźnie, niż na przykład wspomniany tutaj film „Siedem”. To produkcja dopracowana i pod wieloma względami fascynująca, ale po prostu monotonna. Warto więc przed włączeniem filmu mieć świadomość, z jakim dziełem będzie się obcowało.

„Mank” dostępny jest na platformie Netflix.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie