Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Dom z papieru: Korea” już na Netfliksie. Czy to w ogóle miało sens? [RECENZJA]

Książka, film
|
26.06.2022

Gdy Netflix poinformował, że stworzy koreański reboot hitowego „Domu z papieru”, wielu było sceptycznych. Była to kontrowersyjna decyzja, która mogła być albo wielkim sukcesem, albo wielką klapą. Teraz już wiemy, czy stworzenie serialu „Dom z papieru: Korea” miało w ogóle sens.

„Dom z papieru: Korea” - bohaterowie
Bohaterowie „Dom z papieru: Korea” | fot. Netflix

Hiszpański „Dom z papieru” (org. La casa de papel) był wielkim przebojem. Spotkał się z ogromnym zainteresowaniem na całym świecie, przynosząc Netfliksowi krociowe zyski. Pięć sezonów, choć niekoniecznie równych pod względem jakości, złożyło się na spójną i wciągającą historię. Nie wszyscy za produkcją przepadali, zarzucając jej (całkiem zresztą słusznie) fabularne niespójności i niedorzeczności. Niezależnie od tego śmiało można stwierdzić, że to jeden z ciekawszych seriali przełomu dekad.

Netflix, który nabył prawa do produkcji od hiszpańskiej stacji telewizyjnej, robił wszystko, żeby „wycisnąć” z „papierowego świata”, ile się da. Kolejnym krokiem na tej drodze okazało się nagranie rebootu, ale w koreańskich realiach. Jako pozytyw przyjąć należy, że za jego stworzenie zabrał się odpowiedzialny za oryginał Álex Pina. Rodziło to jednak podejrzenia, że otrzymamy dokładnie to samo, tylko w innym miejscu. Czy były one uzasadnione? Możemy to sprawdzić, ponieważ serial „Dom z papieru: Korea” (org. Jong-i-eui Jib: Gong-dong-kyeong-je-gu-yeok) zadebiutował na Netfliksie 24 czerwca, a na pierwszy sezon złożyło się w sumie sześć odcinków. Wszystkie ujrzały światło jednocześnie.

„Dom z papieru: Korea” – fabuła serialu

W świat poszła informacja, że dojdzie do zjednoczenia Korei. Profesor, enigmatyczny geniusz, kompletuje ekipę najzdolniejszych złodziei z Północy i Południa. Ich zadaniem będzie ukradzenie świeżo wydrukowanej waluty, która ma obowiązywać w nowym państwie. Jak nietrudno się domyślić, zadanie będzie niezwykle trudne do realizacji. Potrzebny będzie nieskazitelny plan, a także wykonawcy, którzy będą w stanie go zrealizować.

Ale to już było...

W serialu pojawili się tacy bohaterowie jak wspomniany już Profesor, a także Moskwa, Tokio i Berlin. Brzmi znajomo? Oczywiście, mówimy tutaj o reboocie, a zatem znana historia powinna zostać opowiedziana w podobny sposób, ale w innych realiach. Przeniesienie akcji do Korei należy uznać za całkiem udany pomysł, ponieważ to jednak zdecydowani inny kulturowo kraj, niż znana nam już Hiszpania. Więc można powiedzieć, że serial przyniósł nam coś nowego, ale z drugiej strony – sporo ostatnio tych koreańskich produkcji, zatem o większym szoku nie może być mowy.

Właściwie to na tym koniec pozytywów. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle, historia jest ciekawa i wciągająca. Problem w tym, że każdy, kto oglądał oryginalny „Dom z papieru”, doskonale ją zna. Nowy serial dużo bierze od swojego „ojca”, a zdecydowanie zbyt mało daje od siebie. Historia jest podobna, postacie – z drobnymi odchyleniami – identyczne. W gruncie rzeczy, poza tym, że aktorzy mają inne twarze i mówią w innym języku, dostajemy to samo. Można odnieść wrażenie, że Netflix postanowił pójść na łatwiznę i to, niestety, nie pierwszy taki przypadek w ostatnim czasie. Wielu zada zapewne sobie pytanie, po co powstał serial „Dom z papieru: Korea”? Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to... No właśnie.

Kadr z „Dom z papieru: Korea”
Stroje bohaterów serialu „Dom z papieru: Korea” mogły się podobać | fot. Netflix

Bo trudno przejść obok najnowszej produkcji bez wrażenia, że nagrano ją tylko po to, żeby podtrzymać przy życiu znaną markę, jednocześnie wyciskając z niej ostatnie pieniądze, które jeszcze jest w stanie wygenerować. Smuci szczególnie fakt, że pierwszy sezon „Domu z papieru” (miał premierę w 2017 roku) nie był idealny. Ciekawy, nowatorski, ale niepozbawiony wad. Álex Pina otrzymał więc niepowtarzalną okazję, żeby poprawić dzieło swojego życia. Niestety z niej nie skorzystał, a koreańska odsłona jego serialu cierpi na te same problemy, nie wnosząc do uniwersum niczego nowego. Widocznie sam twórca nie ma sobie nic do zarzucenia i uważa, że stworzył dzieło doskonałe. Najlepszym więc w jego mniemaniu wyjściem było przeniesienie go 1:1 do koreańskiego świata. Szczerze? Zupełnie niezrozumiała decyzja.

Jak do tego doszło? Nie wiem

W „Dom z papieru: Korea” dostajemy sporo treści, ponieważ sezon trwa niespełna 7 godzin (które „upchnięto” w sześciu epizodach). Akcja wydaje się nieco bardziej powolna, niż w pierwowzorze, co przekłada się na niecno nudniejsze momenty. Nie oszukujmy się jednak – nawet gdyby twórcy skondensowali swoje dzieło do 5 godzin i znacząco przyspieszyli wydarzenia, niewiele by to w ostatecznym rozrachunku zmieniło. Bo wciąż pojawia się ten sam problem – to już było!

Można w tym momencie rzucić argumentem, że przecież nie wszyscy widzieli „Dom z papieru” i może to właśnie koreańska odsłona będzie dla nich pierwszym kontaktem z ekipą Profesora. Zgoda, może tak być, ale po co mają sięgać po gorszą, niż oryginał odsłonę, skoro ta jest kilka kliknięć dalej w bibliotece Netfliksa?

Po obejrzeniu serialu „Dom z papieru: Korea” potwierdziły się moje wszystkie obawy z nim związane. Przede wszystkim bałem się, że nie dostaniemy praktycznie niczego nowego, a sama produkcja będzie jedynie znaną dobrze opowieścią rzuconą w inne realia i nieco zmienioną, żeby nikt się nie czepiał. Ale czepiać się tego serialu trzeba, a najlepiej – jeśli ktoś lubi „Dom z papieru” – trzymać się od niego z daleka.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie