Pierwsze siedem epizodów najnowszego sezonu „Stranger Things” przyniosły nam wiele pozytywnych wrażeń, o czym niżej podpisany pisał w recenzji. Emocje sięgnęły zenitu, ale na ich podsumowanie w postaci dwóch ostatnich odcinków musieliśmy czekać kilka tygodni. Te w końcu zadebiutowały 1 lipca. Przyniosły nam rozwiązanie wielu ważnych wątków, a także prawie cztery godziny (!) nieustających emocji. Czy jednak zapewniły satysfakcjonujące rozwiązanie?
Odpowiedź znajdziecie w dalszej części tekstu, która pozbawiona będzie oczywiście spojlerów. Historia, którą bracia Duffer zbudowali w pierwszych epizodach 4., sezonu była spójna i wciągająca, a podzielenie bohaterów na kilka niezależnych grupek okazało się strzałem w dziesiątkę, ponieważ z dużą satysfakcją można było śledzić ich poczynania, raz po razie „przeskakując” w inne miejsce. Nadawało to całości dynamizmu i w dwóch ostatnich epizodach zostało to podtrzymane.
Jim Hopper nie miał lekko w 4. sezonie | fot. Netflix
Poszli za ciosem
Nastoletni (i nie tylko) bohaterowie, jak to mają w zwyczaju, wspięli się na wyżyny odwagi i pomysłowości w walce z dużo potężniejszym, przerażającym przeciwnikiem. O ile na początku w dialogach nie brakowało humoru, o tyle pod koniec było go już mniej, a rozmowy zdominowały tematy poważniejsze – dotyczące związków, relacji rodzinnych i tak dalej. Ale to nie przeszkadzało. Jedynie było dowodem na to, że bohaterowie naszego serialu zwyczajnie wydorośleli i zmienili postrzeganie rzeczywistości, jednocześnie odpowiednio reagując na zagrożenie, z którym przyszło im się mierzyć.
Niezmiennie rozbawiającym pozostał aż do samego końca Argyle, ciągle „ujarany” rozwoziciel pizzy. To bez wątpienia jedna z ciekawszych postaci pobocznych, która stanowiła przeciwwagę dla znacznie poważniejszych, niż w poprzednich odsłonach, głównych bohaterów. Zresztą obsada dodana na potrzeby 4. sezonu naprawdę się sprawiła, a docenić należy chociażby rolę Toma Wlaschiha, który wcielił się w postać rosyjskiego żołnierza Dmitriego Antonova.
Wracając jednak do rzeczy, czyli fabuły dwóch ostatnich odcinków najnowszego sezonu, to dostaliśmy jeszcze więcej tego, co w poprzednich epizodach. Spójną, wciągającą i emocjonującą historię, w której nie brakuje zwrotów akcji i zawirowań fabularnych. Również brutalności, której w najnowszej odsłonie „Stranger Things” jest zdecydowanie najwięcej w porównaniu z poprzednimi odsłonami. Całość uzupełnia świetnie dobrana muzyka z epoki – rockowe klasyki przeplatają się z popowymi i elektronicznymi szlagierami, tworząc niesamowitą atmosferę i dodatkowo podkręcając emocje. Po Kate Bush, która okazała się muzyczną gwiazdą pierwszych siedmiu odcinków, w finałowych ciarki na plecach wywołało „Masters of Puppets” Metalliki.
Nie można zapomnieć o finale, na który czekaliśmy wszyscy przez ponad 12-godzinny seans. Ten okazał się satysfakcjonujący, choć – tego należało się spodziewać – nie domyka on wszystkich wątków. Twórcy zapowiedzieli bowiem jakiś czas temu, że przygotowany zostanie jeszcze jeden, finałowy sezon „Stranger Things”. Daje się to wyczuć w ostatnich minutach, ponieważ bracia Duffer zostawili sobie kilka fabularnych furtek. To oczywiście decyzja całkowicie zrozumiała, ale jednak dla osób, które liczą na spektakularny, pełen emocjo finał, może okazać się pewnym rozczarowaniem.
Klasa sama w sobie
Oceniając jednak całościowo, w ostatnich tygodniach dostaliśmy jeden z najlepszych seriali. Kropka. Choć Netflix nie ma ostatnio najlepszej passy, często obrywając od recenzentów za swoje najnowsze propozycje filmowo-serialowe, „Stranger Things” jest perłą w koronie popularnego serwisu streamingowego. Wobec produkcji narosły ogromne oczekiwania, którym bez większych problemów sprostali twórcy, ponownie udowodniając, że mają pomysł na dzieło swojego życia, a każdy detal jest w nim perfekcyjnie dopracowany.
Serial bije rekordy popularności i nie powinno to dziwić, ponieważ ma wszystko, czego oczekuje współczesny widz – wciągającą historię, świetnie napisane postacie, humor, doskonałą muzykę. Co jeszcze ważniejsze, to produkcja skierowana do wszystkich widzów (oczywiście zgodnie z oznaczeniami, muszą mieć oni więcej, niż 16 lat). Coś dla siebie znajdą młodsi odbiorcy (postacie, z którymi można się utożsamiać), coś starsi (muzyka i klimat lat 80.). Co jednak ważniejsze, wszystkich widzów zainteresuje to, co najważniejsze – mroczna i klimatyczna historia z pogranicza horroru i Sci-Fi. Na nowy sezon przyjedzie nam jeszcze poczekać, prawdopodobnie do 2023 roku, ale jedno jest pewne – będzie się działo!
Michał Grzybowski
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie