Spotkanie z Albanią miało odpowiedzieć nam na wiele pytań, które nagromadziły się po fatalnym meczu z Czechami. Trener Santos, podobnie jak zawodnicy, był pod presją – opinia publiczna i kibice byli zwyczajnie poirytowani tym, co musieli oglądać kilka dni temu. Choć na papierze pojedynek z Albańczykami powinien zakończyć się pewnym zwycięstwem Biało-Czerwonych, nikt nie był przed pierwszym gwizdkiem niczego pewien.
Selekcjoner, który ogłosił skład na kilkadziesiąt minut przed spotkaniem, dał jasny sygnał – idziemy po pełną pulę. Wymienił kilku zawodników, którzy zawiedli w pierwszym meczu eliminacji, ale przede wszystkim zmienił ustawienie. Trzech obrońców, wahadłowi i dwóch napastników. Takim zestawieniem wychodzi się, gdy chce się pewnie wygrać. Z drugiej strony Santos podjął ryzyko, ponieważ zagęścił środek pola, ale zmniejszył liczebność defensorów, co – przynajmniej w teorii – mogło pomóc albańskim napastnikom. Mimo wszystko decyzja wydawała się uzasadniona, ponieważ nie było już miejsca na półśrodki.
Polska–Albania: składy, przebieg meczu, statystyki pomeczowe
Polska 1-0 Albania
Karol Świderski 41
Polska: 1. Wojciech Szczęsny - 19. Przemysław Frankowski, 15. Bartosz Salamon, 5. Jan Bednarek, 14. Jakub Kiwior - 13. Jakub Kamiński, 8. Karol Linetty (78, 4. Damian Szymański), 20. Piotr Zieliński, 11. Karol Świderski (89, 10. Sebastian Szymański), 21. Nicola Zalewski (68, 18. Michał Skóraś) - 9. Robert Lewandowski.
Albania: 23. Thomas Strakosha - 2. Iván Balliu, 15. Marash Kumbulla, 13. Enea Mihaj, 4. Elseid Hysaj - 9. Jasir Asani (70, 19. Anis Mehmeti), 8. Klaus Gjasula (88, 14. Qazim Laçi), 20. Ylber Ramadani, 21. Kristjan Asllani (75, 10. Nedim Bajrami), 7. Myrto Uzuni - 16. Sokol Çikalleshi (75, 11. Tauljant Sulejmanov).
Na szczęście nie powtórzył się „czeski scenariusz” i naszym udało się utrzymać wynik w pierwszych minutach meczu. Mimo wszystko Polacy biegali nieco rozkojarzeni, jakby nie do końca wiedząc, jak odnaleźć się w nowych realiach taktycznych. Albańczycy grali w swoim stylu, czyli agresywnie i stawiając na pressing. Przyniosło im to w zasadzie jedną groźną akcję, gdy Szczęsnego zaskoczyć próbował Çikalleshi. Uderzenie było jednak zbyt słabe, żeby sprawić polskiemu bramkarzowi większe problemy.
Polacy w drugiej części pierwszej połowy uporządkowali grę i postawili na rozgrywanie krótkimi podaniami. Trudno było im się przebić przez dobrze zorganizowaną albańską obronę, w którą zaangażowanych było nawet dziewięciu piłkarzy. Z czasem przewaga podopiecznych Santosa rosła, co przekładało się przede wszystkim na stałe fragmenty gry – rzuty rożne i wolne. Jeden z nich przyniósł efekt w postaci upragnionego gola. Po zamieszaniu w polu karnym do piłki dopadł Kamiński, który uderzył technicznie sprzed „jedenastki”. Piłka odbiła się od słupka, ale ostatecznie wpadła do bramki – dużym sprytem wykazał się Świderski, który w 41’ pokonał albańskiego bramkarza. Do końca pierwszej połowy nie działo się już zbyt wiele.
Wydawało się, że skoro udało się Polakom zdobyć gola, mecz będzie w drugiej połowie bardziej poukładany. Nic z tych rzeczy. Gra po obu stronach była szarpana. W momencie, gdy podopieczni Santosa mieli optyczną przewagę i posiadanie piłki, niewiele z tego wynikało. W 63’ przypomniał o sobie Lewandowski, który sprytnie przerzucił piłkę nad obrońcami, a później to samo próbował zrobić z bramkarzem. Piłkę z linii bramkowej wybił albański obrońca. W 68’ na boisku pojawił się Skóraś, który wniósł nieco ożywienia na skrzydło, ale ponownie – nic konkretnego z tego nie wyniknęło. Końcówka była nerwowa, a Albańczycy postanowili postawić wszystko na jedną kartę. Na nasze szczęście brakowało im umiejętności i jakości z przodu, żeby wyrównać, choć niewiele brakowało. Zwycięstwo Polaków stało się faktem, ale nie na takie okoliczności liczyli kibice.
Polska–Albania: statystyki pomeczowe | Flashscore.com
Niech rewolucja stanie się faktem
Trzy punkty w dwóch meczach to przeciętny dorobek – absolutne minimum, które powinna zdobyć kadra Santosa na początku eliminacji. Biorąc pod uwagę remis Czechów z Mołdawią, nasza sytuacja w grupie jest komfortowa, ale nie oszukujmy się – nie w tym tkwi problem. Bo nie awansować z tej grupy byłoby sporą sztuką. Szczególnie że w świetle nowych przepisów na EURO pojadą dwie pierwsze drużyny. Problem tkwi znacznie głębiej, czyli w jakości piłkarskiej i taktycznej, której nasi zawodnicy... praktycznie nie mają. To znaczy, w teorii mają, ale gdy spotykają się na zgrupowaniu – niezależnie od tego, kto jest selekcjonerem – tracą praktycznie całą piłkarską jakość.
Fernando Santos nie miał czasu, żeby wpoić polskim zawodnikom swoją filozofię gry, dlatego w mojej ocenie nie powinno się go oceniać zbyt surowo. Widać, że próbował zmienić rozegranie, stawiając na posiadanie piłki i krótkie podania. Brawo, bo to jedyna droga do tego, żeby nasza drużyna zaczęła grać przemyślany i składny futbol. Początki są jednak trudne i niekiedy aż oczy bolały, gdy Zieliński holował piłkę przez kilkanaście metrów i nie miał do kogo podać, ponieważ jego koledzy się pochowali. Nie wszyscy dorośli jeszcze do zmiany systemu, ale czy tego chcą, czy nie – ta zmiana jest konieczna. Powiem więcej – w mojej opinii nasza kadra potrzebuje rewolucji.
Nie tylko kadrowej, ale i taktycznej. Santos wydaje się odpowiednim człowiekiem do tego zadania, ale jednocześnie nie oszukujmy się – z pustego i Salomon nie naleje. Młodzi i zdolni niby są, ale jak zakładają koszulkę z Orłem na piersi, to zaczynają się gubić. Kłopoty z motywacją i mentalne są chyba największym problemem polskich zawodników (niezależnie od wieku). To problem nie do przeskoczenia, z którym zmagają się wszyscy selekcjonerzy.
Nie ma wątpliwości co do tego, że nadchodzi zmierzch Roberta Lewandowskiego. To wielki piłkarz, który pewnie będzie miał jeszcze przebłyski i dobre mecze, ale widać było w spotkaniach z Czechami i Albanią, że nie daje już kadrze tego, co dawał w ostatnich latach. To kolejny problem, z którym będzie musiał poradzić sobie Santos. Cieszy, że jest Świderski, który gdy gra w kadrze, to zawsze daje z siebie 110% i... zwykle gola.
Widać więc, że ostatnie zgrupowanie przyniosło wiele pytań i wątpliwości, na które nie poznaliśmy jeszcze odpowiedzi. Może poznamy na kolejnym spotkaniu, a może jeszcze kolejnym. Pewne jest jedno – Fernando Satntos po tygodniu ze swoimi podopiecznymi ma jeszcze większy ból głowy, niż miał przed pierwszym spotkaniem. Witamy w Polsce!
Michał Grzybowski
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie