Bart Nickerson i Ashley Lyle stworzyli serial „Yellowjackets” na zamówienie amerykańskiej stacji telewizyjnej Showtime. Pierwszy epizod zadebiutował 14 listopada 2021 roku. Ostatecznie 10-odcinkowa produkcja zamknięta została (wiemy już, że nie na dobre) w połowie stycznia 2022 roku. Nie mówimy więc tutaj o żadnej nowości, ale z jakiegoś niezrozumiałego powodu żadna polska stacja ani platforma streamingowa nie była skłonna do wykupienia tytułu. Napisałem „niezrozumiałego”, ponieważ tytuł zebrał świetne recenzje i zyskał sympatię widzów za Oceanem. Zwykle w takich sytuacjach przychodzi nam czekać co najwyżej kilka tygodni, żeby cieszyć się nowym tytułem również nad Wisłą.
Tak się jednak nie stało, ale w końcu jest! Jakiś czas temu pierwszy sezon serialu „Yellowjackets” zadebiutował na Canal+ (na platformie dostępnej dla abonentów). Ja, niżej podpisany, miałem okazję do zapoznania się z tytułem już wcześniej, ale z recenzją serialu czekałem do momentu, w którym będzie on dostępny dla szerszego grona odbiorców w Polsce – z napisami lub lektorem. Co takiego niezwykłego prezentuje „Yellowjackets”, że zrobiło się o nim tak głośno w Ameryce? Jest przynajmniej kilka powodów, dla których warto sięgnąć po ten tytuł...
Obsada
Zanim przejdziemy do samej fabuły, warto poświęcić chwilę na analizę obsady serialu „Yellowjackets”. Trzon stanowią aktorki, a to wynika bezpośrednio z opowiedzianej historii, ale wśród nich są takie znakomitości, jak Christina Ricci, Juliette Lewis czy Melanie Lynskey. Dodatkowo w obsadzie nie brakuje młodych i zdolnych – Sammi Hanratty, Jasmin Savoy Brown czy w końcu – to w mojej ocenie największa pozytywna niespodzianka – Sophie Thatcher. Zwykle swojej analizy nie zaczynam od castingu, ale w tym wypadku postanowiłem zrobić wyjątek, ponieważ twórcy podjęli wiele bardzo dobrych decyzji.
Spójna, wielowątkowa fabuła
Jeszcze o tym nie wiecie (jeśli nie widzieliście „Yellowjackets”), ale obsada w tym serialu jest kluczowa. Wszystko dlatego, że akcja osadzona jest na dwóch płaszczyznach czasowych – teraźniejszości, a także przeszłości – regularnie przenosimy się do wydarzeń, które rozgrywały się ćwierć wieku wcześniej. Odpowiedzialni za casting musieli zatem znaleźć odtwórczynie głównych ról w wieku kilkudziesięciu i około 40 lat. Musiały być do siebie maksymalnie podobne. Nie tylko pod względem cech fizycznych, ale również aktorskiego rzemiosła. Zadanie należące do arcytrudnych, ale w tym wypadku wykonane zostało perfekcyjnie.
Co takiego wydarzyło się w latach 90., że stało się osią fabuły serialu „Yellowjackets”? Doszło wtedy do wypadku, w wyniku którego samolot przewożący drużynę piłkarek rozbił się w ostępach Ontario. Młode, przerażone dziewczyny – oczywiście te, które przeżyły – zmuszone zostały do przetrwania w dziczy. Jak nietrudno się domyślić, musiały podejmować wiele trudnych, a nawet dramatycznych decyzji. Wydarzenia z przeszłości prezentowane są w formie klasycznego dreszczowca, natomiast w czasach współczesnych – dramatu. Bohaterki bowiem muszą po 25 latach uporać się z trudną przeszłością, jeszcze raz stawiając czoła temu, co wydarzyło się w dziczy. Taka konstrukcja serialu sprawia, że dostajemy tak naprawdę dwie wciągające, świetnie poprowadzone historie, które w taki czy inny sposób się ze sobą zazębiają.
Historia, w której drzemie potencjał
Dziesięć odcinków pozwoliło na opowiedzenie ciekawej, wielowątkowej historii. Twórcy pozostawili sobie jednak furtkę, która już została uchylona. Stacja Showtime – po świetnym przyjęciu „Yellowjackets” – już zamówiła kolejny sezon. Wcale mnie to nie dziwi, ponieważ to jeden z lepszych tytułów, które debiutowały na przełomie 2021 i 2022 roku. Aż trudno uwierzyć, ze polscy widzowie musieli tak długo czekać, żeby zapoznać się z tą produkcją. Warto wspomnieć, że produkcja bywa porównywana do kultowego w niektórych kręgach serialu „Zagubieni”. Pewne elementy wspólne faktycznie są, ale w mojej ocenie to dwa zupełnie różne dzieła, które skupiają się na innych zagadnieniach. Mimo wszystko już samo porównanie świadczyć może o tym, że w przypadku „Yellowjackets” mówić możemy o dziele ponadprzeciętnym.
Ciekawostką niech będzie fakt, że – to już oficjalnie potwierdzone – w kolejnym sezonie jednym z nowych aktorów, którzy pojawią się w „Yellowjackets”, będzie sam Elijah Wood, filmowy Frodo. Z radością zobaczę go na małym ekranie!
Michał Grzybowski
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie