Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Terapia na ratunek małżeństwu

Związek
|
21.09.2022
Związek Terapia na ratunek małżeństwu

Okoliczności bitwy niczym się nie różnią: dwa obozy walczą ze sobą na śmierć i życie, na stół wyciągane są najintymniejsze elementy życia, a wszystko obserwuje zupełnie obca osoba. W przeciwieństwie jednak do sali sądowej - gabinet psychoterapeuty gromadzi skłóconych małżonków w innym celu.
Przychodzą tam walczyć nie przeciw sobie, ale o siebie. Czy to wystarczy, by terapia małżeńska przyniosła oczekiwane efekty?

Tagi: kryzys

Związek Terapia na ratunek małżeństwu

Lek na rutynę

Po małżeństwie z 30-letnim stażem można spodziewać się wszystkiego, ale nie rozstania. Pełna stabilizacja w każdej sferze życia, fizyczne i psychiczne spełnienie, emocjonalne poczucie bezpieczeństwa, wzajemne zaufanie i pewność myśli, gestów, zachowań – temu sielankowemu obrazowi dojrzałej miłości zagrozić mogłaby chyba tylko rutyna. Chyba, że uczuciu brakuje bliskości – fizycznej i emocjonalnej.

Tak jak u Kay i Arnolda, bohaterów komedii romantycznej "Dwoje do poprawki" (2012), którzy w celu ratowania swojego małżeństwa wylądowali na kozetce psychoterapeuty, eksperta od związków i seksu. Fanaberia znudzonych codziennością partnerów czy realna szansa na odświeżenie uczucia?

Julita zadała sobie to pytanie, zanim jeszcze wyszła z kina. Oczywiście, sama, bo jej mąż Wojtek, przestał z nią wychodzić lata temu. Mieli za sobą wprawdzie dopiero 12 lat małżeństwa, ale emocje bohaterki filmu Julita zrozumiała w lot.

– Nawet nie chodziło tylko o seks czy namiętność, choć wiadomo, że każda kobieta potrzebuje się czasem do kogoś przytulić – przyznaje. – Brakowało mi bliskości emocjonalnej. Miałam wrażenie, że od narodzin drugiego dziecka, czyli pięć lat temu, oboje zajęliśmy się sobą. A właściwie Wojtek się zajął, bo ja musiałam zadbać o dzieci – dodaje z lekką pretensją w głosie.

Jak zapewnia Julita, osławiony małżeński dialog inicjowała setki razy. Zwykle bezskutecznie. Wojtek najczęściej powoływał się na zmęczenie lub bagatelizował problem, twierdząc, że żona wymyśla i zalecał jej wyjść trochę do ludzi, bo zaczyna wariować w domu.

– A ja wyłam do poduszki, bo mężczyzna, którego pokochałam, podważał moje uczucia, a szybki seks bez emocji raz w tygodniu uważał za wystarczający dowód małżeńskiej miłości – opowiada Julita.

Praca u podstaw

Według badań CBOS-u, dotyczących sądów Polaków na temat trwałości ich własnych lub preferowanych związków małżeńskich, aż 70% ankietowanych jest przekonanych, że ludzie pobierają się z miłości, a ich uczucie dojrzewa i umacnia się z upływem lat. Wiele wyjaśnia profil autorów takich poglądów – to najczęściej osoby w wieku 18-24 lat (78% badanych), którzy formalizację związku mają dopiero przed sobą lub są świeżo po ślubie. O wiele większą powściągliwość w ferowaniu takich wyroków wykazują starsi respondenci.

Powyższe dane uzupełniają statystyki rozwodów – stabilizujące się w ostatnich latach, ale silnie uwarunkowane malejącą liczbą zawieranych małżeństw. Brakuje z kolei jakichkolwiek analiz na temat sposobów radzenia sobie Polaków z kryzysami w małżeństwie, m.in. częstotliwości i chęci korzystania z oferowanych przez gabinety psychoterapeutyczne i psychologiczne terapii małżeńskich. Z obserwacji i praktyki specjalistów w tych dziedzinach wynika jednak, że takie rozwiązanie może być popularniejsze, niż nam się wydaje.

Jak zauważa Małgorzata Włodek, psycholog i psychoterapeuta w Centrum Psychoterapii i Rozwoju Osobistego NANOVO we Wrocławiu, mimo iż współcześnie przed parami przeżywającymi kryzys stoi wiele możliwości uporania się z problemem, a decyzja o skorzystaniu z pomocy psychoterapeuty jest najczęściej jedną z ostatnich rozważanych opcji, opcja ta zyskuje coraz więcej zwolenników. Co ciekawe, "na kozetce" wcale nie lądują wyłącznie małżeństwa na krawędzi rozpadu związku, ale także pary chcące nad swoją relacją pracować.

Coraz więcej par w gabinetach

– Dla coraz większej liczby par terapia staje się dostępną formą pomocy i coraz więcej partnerów z niej korzysta nie tylko po to, by formalnie uratować małżeństwo, ale także, by poprawić jego jakość. Na terapię trafiają pary na każdym etapie związku. Spotykam się zarówno z partnerami, którzy mają trudności z poradzeniem sobie z naturalnym kryzysem przechodzenia z jednej fazy związku do drugiej, jak także z tymi, którzy doświadczyli ostrego kryzysu lub od dłuższego czasu obserwują powolny rozpad swojego związku – tłumaczy psycholog.

Znakiem czasu są także nowi klienci gabinetów psychoterapeutycznych – pary z niewielkim stażem małżeńskim. Według Małgorzaty Włodek, ich zainteresowanie terapią wynika z dysproporcji między zadaniami, z którymi przychodzi dziś zmierzyć się młodym małżonkom a ocenianymi subiektywnie możliwościami partnerów.

– Dzieje się tak zarówno wtedy, gdy należy zacząć traktować siebie jako "my", a nie "ja i ty", jak i wtedy, gdy pojawia się dziecko, zmieniając całkowicie sposób funkcjonowania pary. Nie oznacza to, że kiedyś partnerzy lepiej radzili sobie z przechodzeniem do kolejnych faz. W sytuacji pierwszych kryzysów stosowali utarte wzorce postępowania, najczęściej wyniesione z rodzin pochodzenia, powielając tym samym błędy, których to właśnie chcieli w życiu uniknąć. Dzisiaj już na tych pierwszych etapach pary starają się nabyć nowe umiejętności, otworzyć na potrzeby partnera i zmienić komunikację w związku na bardziej satysfakcjonującą dla obojga z nich. A to daje nie tylko doraźne efekty, ale także procentuje na dalszych etapach związku – dodaje Włodek.

Lekcja miłości

Z pomysłem udania się na terapię małżeńską Julita wyszła już następnego dnia po wizycie w kinie. – Wolałam kuć żelazo póki gorące, nieważne, że tylko swoje – nakręciłam się, że skoro takim weteranom się udało, dlaczego nam by miało się nie udać? W ogóle nie myślałam, że to przecież tylko film – wzdycha.

Namówienie Wojtka na terapię zajęło trochę czasu, przekonanie, że warto zostać, gdy pierwsza rozmowa z psychoterapeutą skończyła się płaczem Julity i wzajemnymi oskarżeniami przed obcym człowiekiem, jeszcze więcej. Ale opłaciło się.

– Trwało to o wiele dłużej niż w filmie, ale powoli wracamy do siebie, choć wciąż jeszcze długa droga przed nami, żebyśmy nauczyli się iść na kompromisy i dawać sobie szansę zrozumienia emocji drugiej osoby. To niełatwe, szczególnie, gdy "przerabia się" takie emocje przed kimś trzecim, ale możliwe, o ile tylko chcą tego dwie osoby – dodaje Julita.

Przypadek Julity nie jest odosobniony. Jak zaznacza Małgorzata Włodek, terapia małżeńska nie zawsze jest trudna.

– Często zamiast oczekiwanych trudności para doświadcza ulgi, po jakimś czasie także satysfakcji i radości. Przykre treści wnoszone przez obojga z partnerów często nie mogą zakłócić tego, że w gabinecie terapeuty odnajdują się na nowo, odkrywają nowe wspólne płaszczyzny. Terapia nie polega bowiem na tym, by ukazywać parze jak wiele ich różni, ale na tym, by odnajdować, a często odkopać lub zwyczajnie odkurzyć, zasoby swojej relacji, mocne strony, nierzadko zapomnianą bliskość – wyjaśnia.

Tym, co jest – według obserwacji eksperta – najtrudniejsze dla większości par, to zmiana oczekiwań wobec terapii.

– Pary często trafiają do gabinetu z nastawieniem, że osoba trzecia pomoże im zmienić „tego drugiego”. Partnerzy często koncentrują się nadmiernie na cechach partnera i oczekiwaniach wobec niego, nie dostrzegając swojego wpływu na związek. Niekiedy bolesne może zatem okazać się spojrzenie na siebie oczami partnera i przyjęcie jego uczuć jako podstawy do konstruktywnej zmiany, a nie jedynie kolejnego powodu do wzajemnych oskarżeń i odrzucenia. Zmiana wzorców zachowania w parze, poszukiwanie kompromisów i próba zrozumienia swoich wzajemnych uczuć i emocji to główne wyzwania terapii – ocenia Włodek.

(Nie)gasnący pożar

Iwona do dziś zastanawia się, czy rozpad jej małżeństwa wynikał z tego, że straciła ochotę do walki o nie. W związku przestało się jej układać już po trzech latach od ślubu. Drobne sprzeczki urosły do rozmiarów nierozwiązywalnych konfliktów, wzajemne oskarżenia były na porządku dziennym, a oziębłość fizyczna na stałe zastąpiła bliskość i jakiekolwiek wzajemne emocje. Mimo to, zdrada Sebastiana była dla niej ogromnym ciosem.

– Nie potrafię dziś powiedzieć, czy i jeśli tak, to jakie próby podejmowaliśmy, żeby ratować to, co się dało uratować. Oboje ciężko pracowaliśmy, nawet w weekendy, ale jednak się widywaliśmy, więc mieliśmy trochę okazji, by pobyć ze sobą, podtrzymać gasnące uczucie. A jakoś nie pamiętam, byśmy to robili – przyznaje Iwona. – To, co zrobił Seba, było jak kubeł zimnej wody, o, dziwo, także dla niego. Postanowiliśmy sobie pomóc – dodaje.

Jak wspomina Iwona, skrupulatnie wybrany psychoterapeuta odwalił kawał dobrej roboty. Niestety, bezskutecznie.

– Chyba poraniliśmy się już tak bardzo, że nie daliśmy rady z tego wyjść. Pretensje okazały się silniejsze od potrzeby bycia razem, przebaczenia. Rozstaliśmy się po siedmiu miesiącach od ostatniej wizyty, po której mieliśmy samodzielnie powalczyć o uczucie. Czy to wina braku chęci walki? No, nie wiem – zastanawia się dziś Iwona.

– Rezultaty terapii małżeńskiej zależą od wielu czynników, m.in. od osobistej motywacji partnerów do zmiany i istnienia wspólnego celu. Zdarza się, że partnerzy przychodzą do gabinetu w celu ratowania związku, jednak jedno z nich już wcześniej przestało wierzyć w zmianę i nieświadomie podjęło decyzję o rozstaniu. Terapia czasami pozwala na uświadomienie sobie tej decyzji. Bywa i tak, że partnerzy podejmują się terapii z myślą, że chcieliby spróbować wszelkich sposobów pomocy, by potem nie wyrzucać sobie, że się nie starali, z góry jednak wiedzą, że i ten sposób ma ich upewnić, że nie mogą razem spędzić reszty życia – tłumaczy psycholog.

Co z sytuacjami, gdy obie strony mają wspólny cel i dobrą motywacja, a mimo to – jak w przypadku Iwony i Sebastiana – po prostu się nie udaje?

Gdy nie ma już odwrotu

– Tak dzieje się przede wszystkim wówczas, gdy nagromadziło się zbyt wiele smutku, zranień, żalu i wzajemnych oskarżeń. A takie przykre odczucia generuje m.in. zdrada. Zdarzenie to staje się albo niezapomnianą krzywdą, albo bronią przeciwko krzywdzącemu partnerowi, co utrudnia, a czasami uniemożliwia terapię małżeńską – ocenia Włodek.

Zdrada może jednak być punktem wyjścia do "przerobienia" relacji - nawet, gdy z woli partnerów ulegnie rozwiązaniu. Jak wyjaśnia psycholog - nawet, jeśli terapia nie pomoże parze przezwyciężyć kryzysu, pozwoli zrozumieć powody rozstania i rozejść się w zgodzie.

– Celem terapii nie musi być bowiem praca na rzecz związku i bycia razem. Może to być potrzeba dobrego rozstania, zwłaszcza wtedy, gdy partnerzy chcą zachować wzajemny szacunek lub wtedy, gdy na świecie jest ich wspólne dziecko – dodaje.

Najczęstsze efekty spotkań małżonków w gabinecie psychologa czy psychoterapeuty – poprawa jakości relacji, zmiana zachowań wobec siebie, lepsze zrozumienie siebie nawzajem, polepszenie komunikacji między partnerami i zbliżenie się do siebie nawzajem – to najbardziej oczekiwane i doceniane owoce pracy nad związkiem. Tym bardziej, że zdobyte samodzielną pracą – nad relacją i sobą samym.

– Praca terapeutyczna jest o tyle intensywna, że odbywa się nie tylko w gabinecie podczas spotkań, ale przede wszystkim, między spotkaniami, kiedy to pary podejmują się wspólnych zadań wyznaczonych podczas terapii. Terapia pary, mimo że jest intensywną pracą partnerów na rzecz zmiany, to forma inwestycji w związek. Takiej inwestycji, która pomaga zmierzyć się z obecnym problemem, ale również dokłada kolejną ważną cegiełkę do wspólnej budowli, jaką jest związek. A solidność takiej budowli jest nieoceniona – podsumowuje Małgorzata Włodek

Paulina Wójtowicz
Artykuł ukazał się w serwisie SympatiaPlus.pl

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie