Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Najgorsze powody, dla których ludzie są razem

Związek
|
21.09.2022

Czasem brakuje nam pewności, czy nasz związek rzeczywiście ma sens. Pierwsze uniesienia i fascynacje szybko mijają, w życie wkrada się monotonia, a w duszę obawy: "może to był zły wybór? dlaczego kolejny raz mi się nie udało?". Jak twierdzi psycholog Agata Wilska, wielu z nas decyduje się na związek, nie mając ku temu odpowiednich powodów.

Tagi: rozwód , związek w dojrzałym wieku

Po co ludzie tkwią w nieudanym związku
Czy ten związek ma sens?

Do napisania artykułu zainspirowała mnie historia dwojga moich pacjentów będących w trakcie rozwodu.

Jednym z nich jest Liliana (40), która wyszła za mąż pięć lat temu. Dlaczego? – Czułam, że najwyższy czas ułożyć sobie życie – odpowiada Liliana. – Dziś wiem, że bycie w związku czasem nie ma nic wspólnego z poukładanym życiem, a bywa wręcz przeciwnie. Przyznaję, że byłam zdesperowana. Chciałam mieć dziecko. Wmówiłam sobie, że lepiej być rozwódką niż starą panną. Nie myślałam tylko, jakie mogę mieć z tego powodu kłopoty! Długi męża, które częściowo zrobił podczas trwania małżeństwa, są tak naprawdę i moim zmartwieniem. Wspólne dziecko będzie nas łączyć do końca życia, co wzbudza we mnie lęk. Dziś nie wiem, po co mi to było. Gdybym mogła odwrócić czas, zaoszczędziłabym sobie nerwów i problemów. Kocham naszego synka, ale nie wiem czy to, co się dzieje, jest dla niego dobre – rozbita rodzina, kłótnie między rodzicami i moje emocje, których często nie umiem opanować. Po co ja się w to wpakowałam? – zastanawia się Liliana.

Olgierd (43) ożenił się głównie z powodu nacisków rodziny. – Moja matka i jej siostry tak mi suszyły głowę, że jestem sam i zostanę sam jak palec, że już nie wiem, czy zrobiłem to dla świętego spokoju (ich i swojego), czy nawet zacząłem im trochę przyznawać rację – mówi Olgierd. – W każdym razie ożeniłem się i to był błąd. Zraniłem kobietę, która na to nie zasłużyła. Byłem nieuczciwy, żeniąc się bez miłości. Wykorzystałem ją, choć wtedy tak o tym nie myślałem. Zmarnowałem jej sześć lat życia. Mam do siebie żal. Moja była żona nienawidzi mnie i wcale się nie dziwię. Nie jestem złym człowiekiem, ale zachowałem się nie w porządku. I wobec niej, i wobec siebie – wyznaje.

Historia Liliany i Olgierda to historia jednego z wielu nieudanych związków, które rozpadły się, bo zawarto je z nieodpowiednich motywacji. Przy wchodzeniu w związek każdy ma ku temu jakiś powód. Żaden tak naprawdę nie jest gwarancją tego, że związek będzie satysfakcjonujący i długotrwały. Nawet tak zwana wielka czy prawdziwa miłość może nie wystarczyć.

Z moich obserwacji wynika jednak, że możemy rozróżnić te motywacje, które są mniej i bardziej sprzyjające jakości oraz trwałości związku. Dziś chciałabym zająć się tymi bardziej ryzykownymi. Oczywiście, nie oznacza to, że każdy związek zawarty w wyniku określonej potrzeby na pewno się rozpadnie. Jak pokazuje rzeczywistość – relacje to nie matematyka i możliwość przewidywania jest poważnie ograniczona.

Spróbuję podzielić się tym, co zaobserwowałam w pracy z pacjentami. Oto te z motywacji, które w mojej opinii mogą budzić wątpliwości:

Ucieczka z domu rodzinnego

W dzisiejszych czasach jest to na szczęście powód nie tak częsty, jak dawniej. Zmieniły się bowiem obyczaje. Dziś nie trzeba wyjść za mąż, żeby móc wyjść z domu. Jest wiele dopuszczalnych wariantów – mieszkanie samemu lub razem, wspólny wyjazd, kilka związków przed zawarciem małżeństwa.

Nie oznacza to jednak, że i aktualnie motywacja tak zwanej "potrzeby wyjścia z domu" nie jest obecna. Pojawia się ona szczególnie w domach, w których istnieje silny nacisk na spełnianie różnych oczekiwań i wyznawanie określonych wartości np. chrześcijańskich, choć oczywiście nie tylko. Jeśli w rodzinie nie ma przyzwolenia na sprawdzanie siebie w wielu różnych relacjach, nie ma innego wyjścia – gdy chcemy odejść z domu, musimy wejść w stały związek. Zdarza się, że uciekamy przed toksycznymi relacjami, przemocą, pustką emocjonalną. Rozumiem tę potrzebę ucieczki, ale nie jest to najlepszy powód do wiązania się z kimś. Najpierw warto uporządkować kwestie rodzinne i swoje emocje z tym związane, a dopiero potem myśleć o partnerskim związku.

Presja rodziny, presja społeczna, bo tak się robi

Rodzina naciska, a my poddajemy się. Doskwierają nam różne stereotypy: że z ludźmi, którzy są samotni, coś musi być nie tak; że ułożenie sobie życia polega na posiadaniu rodziny; że rodzina jest najważniejsza… i w końcu ulegamy. Żenimy się, wychodzimy za mąż, bo: tak się robi, tak to działa, tak już w życiu jest...

Nie zadajemy sobie pytań, czy my tego chcemy, czy dla nas to jest ważne, czy to jest sposób nasze życie? Nie znam przepisu na szczęście, ale znam na porażkę – kierować się oczekiwaniami innych. Zdaję sobie sprawę, że oparcie się naciskom otoczenia nie jest łatwe, ale z drugiej strony – ludzie zawsze będą oceniać i wyrażać opinię.

Niezależnie od tego, co zrobimy, nie uda nam się zadowolić wszystkich. A próby sprostania innym mogą mieć naprawdę poważne konsekwencje – tłumione potrzeby i niezadowolenie przyczyniają się do depresji, nerwicy, schorzeń ciała. Czy warto?

Strach przed samotnością, potrzeba bezpieczeństwa, desperacja w potrzebie miłości

Większość z nas ma potrzebę kochać i być kochanym. Pragniemy bliskiej, udanej relacji. Nie chcemy być sami, a związek kojarzy się nam z poczuciem bezpieczeństwa. To zupełnie naturalne potrzeby!

Jest jednak cienka granica między potrzebą, a desperacją. Chęcią, a wewnętrznym przymusem. Obawą, a paniką. Potrzebą, chęcią, obawą można jeszcze jakoś zarządzać – umieć je opanować, pogodzić się z ich czasowym niezaspokojeniem, radzić sobie. Z desperacją, przymusem czy paniką jest już trudniej. Mają one taką moc, że to one nami rządzą. Powodują, że działamy automatycznie i bez udziału świadomości. Gdy nas dopadną – jesteśmy gotowi zrobić niemal wszystko, żeby przestać się bać, np. wejść w przypadkowy, nieprzemyślany związek.

W takim związku szybko dostrzeżemy, że wcale nie czujemy zaspokojenia. Jeżeli oczekujemy, że związek zapewni nam poczucie pełnego bezpieczeństwa i towarzystwa – możemy się bardzo pomylić. Brakujących nam rzeczy często należy szukać najpierw w sobie. Drugi człowiek może być tylko dopełnieniem naszego życia, a nie wypełniać je w całości.

Tykanie zegara biologicznego

Ta motywacja dotyczy głównie kobiet, ponieważ biologia jest dla mężczyzn w tym wypadku dużo łaskawsza. Zdaję sobie sprawę, że potrzeba posiadania dziecka potrafi być naprawdę bardzo silna. Im dłużej jednak słucham opowieści moich pacjentów, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że naprawdę trzeba wiedzieć, z kim chce się mieć dzieci. Dzieci bowiem łączą rodziców do końca życia, niejednokrotnie znacznie silniej i poważniej niż akt ślubu.

Bo ktoś mnie zechciał, bo nic innego mi się nie trafi

Są takie osoby, które lekkomyślnie przyjmują to, co daje im życie – często nawet nie zastanawiając się zbytnio nad swoimi prawdziwymi potrzebami. Od pewnego czasu spotykam się w gabinecie z Marysią (35). Marysia jest przeciążona, napięta i nie radzi sobie ze stresem. Pracuje dużo… zdecydowanie za dużo. Pytam, czy rzeczywiście musi (bo może jest w takiej sytuacji, że potrzebne są jej pieniądze). – Właściwie to nie. Poradziłabym sobie, pracując o połowę mniej – odpowiada.

Drążę więc: po co w takim razie? Bo ktoś ją prosił, bo ludziom się nie odmawia, bo może to ostatnia taka ciekawa oferta, bo może już jej się nic nie trafi, bo trzeba korzystać z okazji… Okej, przyszło mi do głowy pytanie: czy w relacjach osobistych funkcjonuje podobnie? Odpowiedź przyszła na kolejnym spotkaniu. Marysia planowała ślub, ale na jej twarzy radości było jak na lekarstwo. Zupełnie mnie to nie zdziwiło, kiedy przysłuchałam się jej argumentom: "Nie jestem pewna czy kocham. Ale to dobry chłopak. Kocha mnie, szanuje, jest dla mnie czuły. Mama twierdzi, że jak będę taka wybredna, to nigdy nikogo nie znajdę. Może ma rację? Jak dają, trzeba brać. Potem możesz żałować".

Naprawdę nie wspieram szukania ideału. Ale Marysia raczej była z tych, co nie dość, że nie przebierają, to biorą cokolwiek. Nie traktuj się jak przeceniony produkt. Znaj swoją wartość (i nie mam tu na myśli pychy!). Zadaj sobie pytanie o swoje potrzeby.

Poleganie "na motylkach w brzuchu"

Pamiętam moją pacjentkę Konstancję i sesję z nią, na której uroczyście poinformowała mnie, że wychodzi za mąż. Z narzeczonym znali się 3 miesiące. – Co ty na to? – zapytała mnie. Sto myśli przewaliło mi się przez głowę: co ja na to? Cieszę się, że jest szczęśliwa. Mam wątpliwość, czy na taką decyzję nie jest za wcześnie. Psychologowie mają czasem paskudnie niewdzięczną rolę – a mianowicie: kata miłości. Ktoś przychodzi na chemicznym haju, a ja muszę mu powiedzieć: spokojnie, to tylko zauroczenie. To jeszcze nie miłość. To jeszcze nie życie.

Przyznam, że znam pary, które nie ugięły się pod pręgierzem sztywnych, racjonalnych zasad pod tytułem: "odczekaj dwa lata, nie minie ci chęć na małżeństwo – żeń się". I udało im się. Ale większość par, jeśli zaufa jedynie "motylkom w brzuchu", ignorując przy tym praktyczny i codzienny wymiar życia – ponosi porażkę. Chemia, namiętność, spontaniczność są ważne – bez nich nie powstałby prawie żaden związek. Wspólne życie to jednak nie tylko szał uniesień czy niezwykłe porozumienie dusz. To także kryzysy, nieporozumienia i prozaiczność.

Pieniądze

Motywacja "dla pieniędzy" bywa niebezpieczna. Pomijam już, że jest ona mało uczciwa wobec osoby, z którą się wiążesz. W konsekwencji może być ona również bardzo przykra dla ciebie.

Przyszła do mnie kiedyś na spotkanie pewna kobieta – Katarzyna. Miała około czterdziestu lat. Zgłaszała objawy depresji. Okazało się, że piętnaście lat żyła z mężczyzną, który bardzo dobrze zarabiał. Ona nie pracowała, bo nie musiała i też nie chciała. Rok temu firma jej męża upadła. Zostali bez środków do życia, bo oszczędnościami musieli opłacić wspólników i pracowników. Mąż Katarzyny oczekiwał, że w tej sytuacji ona przyjmie na siebie część obowiązków zarobkowych. Ona jednak nie brała takiego wariantu pod uwagę. W jej wyobrażeniach o wspólnym życiu taki scenariusz był abstrakcją.

Była wściekła na męża, choć tak naprawdę nie był winien on, lecz jej sztywne wyobrażenia o małżeństwie i przedmiotowe traktowanie tej relacji. Kiedy sytuacja zaczęła się pogarszać, okazało się, że nikt nie chce jej przyjąć do pracy. Brak doświadczenia, finansowe przyzwyczajenia, a więc i wymagania, nie ułatwiały Kasi stanięcia na nogi. Uświadomiła sobie swoją absolutną zależność od męża i to, że jej decyzja sprzed lat "upośledziła" ją w wielu sferach życia.

Oczywiście nie mam nic przeciwko pieniądzom, może nawet przeciwnie. Ale aby relacja była zdrowa – mogą być one jedynie ułatwiającym i uprzyjemniającym życie dodatkiem, a nie motywacją samą w sobie.

Premedytacja i nieświadomość

Bez wątpienia większość powodów do wejścia związek to motywacje nieuświadomione. Te, o których mowa w artykule też mogą takie być, choć nie zawsze – czasem w zupełności zdajesz sobie z nich sprawę. Najbardziej ryzykowne jest nieświadome powtarzanie wzorców z domu rodzinnego (mechanizmy, role, klimat emocjonalny). Ale to już temat na kolejny artykuł.

 

Agata Wilska


Artykuł ukazał się w serwisie sympatiaplus.pl

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie