Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Krótka historia małżeńska

Zdrada i romans
|
06.02.2023

Czy zdrada może uratować związek? Jedna z naszych czytelniczek, Julia, podzieliła się z nami swoją historią.
Tekst nadesłany przez czytelniczkę.

Tagi: jak uratować małżeństwo

Zdradzona kobieta nie wie, jak wybaczyć zdradę
Historia pewnej zdrady

Prawdziwe historie o zdradzie - takimi dzielicie się z nami. Tę zdecydowaliśmy się opublikować, ponieważ może innym przynieść otuchę, inspirację, siłę, by poradzić sobie z własnym podobnym problemem.

 

Maj 2014

W oczach masz łzy i trzęsą Ci się ręce. Nie jesteś w stanie zrobić zdjęcia, nie jesteś w stanie nic powiedzieć. Przed chwilą przeciąłeś pępowinę, omal nie zwymiotowałeś na widok łożyska. Wcześniej trzymałeś mnie za rękę i mówiłeś, że dam radę.

Oto jest.

Po latach starań, po dwóch poronieniach.

Nasz Cud.

***

Kwiecień 2010

Odwiedzasz mnie każdego dnia. Nie mogę jeszcze chodzić, więc mnie wozisz wózkiem po korytarzach. Śmiejemy się - trochę mi odbija po narkozie. Po dwóch operacjach i czternastu miesiącach sprzecznych diagnoz wiemy na pewno: to nie rak.

 

Maj 2010

Dochodzę do siebie w domu. Ty gotujesz, dbasz o mnie - najlepiej jak potrafisz. Nie kochaliśmy się od dawna - przekroili mnie na pół, nie jestem nawet w stanie spać na boku. Dziwna rzecz: nie mam w brzuchu czucia. Chirurg uspokaja, to może potrwać do pół roku. Nie wiem jeszcze, że nie odzyskam go już nigdy.

 

Maj 2010, później

Leżymy na kanapie, oglądamy „Metroland”. Młode małżeństwo, kredyt, dobra praca. Mają siebie i mają wszystko. Tylko przestają z sobą być: rozmawiają, ale bez treści; żyjąc w zgodzie, bezdźwięcznie kwestionują rzeczywistość.

Mam ściśnięty żołądek, ty na mnie nie patrzysz. Gdy Christian Bale zastanawia się, czy słusznie poślubił Emily Watson, wstajesz i wychodzisz z pokoju bez słowa.

- Co, zbyt prawdziwe? - wołam za Tobą.

Jeszcze nie wiem, czemu to powiedziałam.

 

Maj 2010, później

Impreza firmowa, znajomi z pracy z żonami i mężami. Ty też. Wesoło; nie piję, bo jeszcze nie mogę, ale rozmawiam ze wszystkimi. Ty nie. Ty siedzisz z boku i co chwilę zerkasz w ekran. Jestem zła, jak możesz, co ty tam robisz w ogóle.

- Masz rację. - Chowasz telefon. - Rozmawiałem z Moniką.
- Okej, ale chodź już do nas.

Monika jest śliczna i miła, pracujecie razem od lat. Bardzo lubię ją i jej męża, spotykamy się czasem we czwórkę.

 

Maj 2010, później

Znowu siedzę przy komputerze do późna. Rozkręcam działalność, biorę setki zleceń. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam wolny weekend. Ty to rozumiesz: wiesz, jak mi zależy.

Nie słyszę, jak wchodzisz do pokoju. Nie reaguję, patrzę w monitor. Czuję, że dotykasz mojej dłoni. Odwracam się do Ciebie, siedzę na krześle, dziwię się, widząc Twoją twarz na wysokości swojej. Klęczysz i trzymasz mnie za ramię.

- Zrobiłem coś strasznego - szepczesz z trudem.
- Co...? - Nie domyślam się. Wyobrażam sobie, że popełniłeś przestępstwo, że straciliśmy pieniądze, że stracimy mieszkanie. Nie przychodzi mi do głowy tylko jedno.
- Z Moniką... Tydzień temu, jak wyszliśmy na drinka po pracy...

Nie potrafię w to uwierzyć.

- To żart...? - pytam przez łzy. - Powiedz, że to żart.

Kręcisz głową.

- Wybacz mi, proszę...

Mam 29 lat. Pół roku temu powiedziałeś mi: „tak”.

 

Maj 2010, kilka minut później

Niedobrze mi, wybiegam z domu. Nie mogę na Ciebie patrzeć, nie mogę Cię słuchać.

- Nie wychodź. - Łapiesz mnie za rękę.
- Mam ochotę się przejść!!!

Idę szybko, prawie biegnę. Dzwonię do koleżanki, wyrywam ją z łóżka, jest po jedenastej. Mieszka niedaleko, siadamy na chodniku pod jej domem.

- Życie mi się skończyło. - Tak się czuję w tamtej chwili. - Mąż mnie zdradził.

Opowiadam. Że się urżnąłeś w trzy dupy, że niewiele pamiętasz. Że to było raz, że jej nie kochasz, że niczego tak w życiu nie żałowałeś.

Relatywizuje. Moja najlepsza przyjaciółka relatywizuje! Mówi, że mi współczuje, ale mogło być gorzej: mogłeś mieć romans, mogłam odkryć to sama, mogłeś się wypierać, kłamać, mogłeś mnie obwiniać. Mogłam was nakryć w naszym łóżku albo znaleźć ci w kieszeni zużytą gumkę.

Nie wiem jeszcze, że tylko takie myśli mi pomogą.

Nagle zauważam Cię w oddali. Szukałeś mnie, bałeś się o mnie.

Wracamy do domu.

Tej nocy nie zmrużę oka. Ty śpisz na kanapie, dużo myślę.

 

***

Stres. To pamiętam najbardziej. I zdziwienie. Że nie potrafię Cię uderzyć, że nie przestaję w jednej chwili Cię kochać. Kiedyś myślałam, że to automat: zdrada - koniec miłości - rozwód.

Od wtedy wiem, że to nie tak.

Nie mogę znieść myśli, że mi to zrobiłeś. To boli bardziej niż sam akt, niż moja bujna wyobraźnia... Tuż po operacji, pół roku po ślubie. Po czternastu miesiącach niepewności, po sprzecznych diagnozach, dwóch nowotworach wielkości jajka. Już raz mi powiedzieli: „złośliwy, droga pani”, potem zmiana - po kolejnym badaniu. Ty zawsze przy mnie byłeś, wspierałeś, uspokajałeś, aż do teraz. Zawsze byłeś moim najlepszym przyjacielem.

 

***

Na początku chcę odejść, jak na filmie. To takie proste: hop, mieszkanie na pół. Gdy staję przed decyzją, czuję strach: ta biurokracja. Żenujące rozprawy, wywlekanie brudów. Jak podzielić książki i jak podzielić płyty. I najgorsze ze wszystkiego: wstyd. Palący wstyd przed rodziną.

Postanawiam zostać, a przynajmniej spróbować. Chyba ze względu na rodzinę.

Ale najpierw tracę rozum. Żądam, żebyś rzucił pracę, odmawiasz. Zabraniam Ci wychodzić z kumplami. Żebyś już nigdy jej nie widywał ani nigdy z nią nie rozmawiał. To ważniejsze niż nasz kredyt, niż to, że go nie pociągnę z jednej pensji.

Już przeczuwam, że zachowuję się jak gówniara.

Ale potem tracę rozum jeszcze bardziej. Piszę do niej na Facebooku. Dziwko, szmato, zdziro, smarkulo. Chcę być dumna, a okazuję słabość, najgorszy typ histerii, o który siebie nie podejrzewałam.

Mówię Ci o tym, ona też. Odpowiadasz, że mi się nie dziwisz.

Ale potem tracę rozum już doszczętnie. Czytam Twoje maile, komunikatory, sprawdzam Ci telefon. Robię awantury o każdego lajka od dziewczyny, której nie znam. Potrafię dzwonić do Ciebie do pracy z pretensjami, że zmieniłeś hasło. Jesteś wściekły i masz mnie dosyć, a ja co chwilę przypominam Ci, kto zaczął.

To chyba wtedy podejmujesz decyzję.

Nigdy wcześniej ani później nie byłam zazdrosna.

Po kilku tygodniach mówisz, że poważnie myślisz o rozstaniu. Że się starasz ze mną być, ale nie potrafisz. Pytam, czy to przez tę zazdrość, sama jej nienawidzę, ale nie umiem tego kontrolować choć próbuję. Poza tym, to ja miałam odejść, a nie ty.

I wtedy mówisz to.

Wtedy dopiero zaczyna być źle.

 

***

Nie lubisz się ze mną kochać.

***

Co się z nami stało? Z tą dwójką dwudziestopięciolatków, która rozumiała się bez słów? Z przebojową dziewczyną i rozsądnym chłopakiem? Nigdy nie mogliśmy się nagadać, identyczne spojrzenie na świat.

Jesteśmy ogniem i wodą, Pani Baran - Pan Rak. Przeciwieństwa się przyciągnęły i to zawsze grało: ja przy Tobie złagodniałam, Ty się przy mnie otworzyłeś. Kochaliśmy spędzać razem czas.

Teraz siedzimy naprzeciw siebie: dwójka obcych ludzi. Nie czuję nic poza szokiem, jawną niesprawiedliwością. Jak to źle w łóżku?! Udawałeś przez te wszystkie lata? Z nią było lepiej? Jak możesz mi w ogóle mówić coś takiego...?

Staram się zachować dystans.

Jesteśmy razem cztery lata, nie dziwi euforia po seksie z kimś innym. Gdybyś był w związku z nią i zdradził ją ze mną, czułbyś to samo: powiew nowości. To perspektywa - ona nie jest lepsza, ładniejsza, seksowniejsza, bardziej otwarta...

Ale to nie tak.

W połowie zdania uświadamiam sobie rzeczywistość. Przypomina mi się, jak często przez ostatnie dwa lata uprawialiśmy seks. Raz w miesiącu? Rzadziej? Myślę o naszej nocy poślubnej, spędzonej pod kołdrą w ciepłych piżamach, plecy w plecy. Może uznawaliśmy tę zmianę za naturalną kolej rzeczy? Następny etap? Żadne z nas nie było nigdy wcześniej tak długo w związku... Ale jest jeszcze coś: odkąd zachorowałam, przez czternaście miesięcy żyłam w strachu; za każdym razem, gdy szliśmy do łóżka dusiłam w sobie łzy, bojąc się, że to może być nasz ostatni raz. Teraz myślę, że to głupie, bo już wiem, że to nie rak. Wtedy nie wiedziałam, a wyobraźnia zaprawiona hipochondrią decydowała za mnie.

Uświadamiam sobie, jak strasznie mnie to unieszczęśliwiało. Ciebie też. Jestem wściekła, bo czuliśmy to samo, ale ja byłam lojalna, nie rozłożyłam nóg przed byle kim. Jestem wściekła, bo po latach słyszę od Ciebie, za czym tęskniłeś. Paradoksalnie: za tym, co ja. Jestem wściekła, bo mi walisz prawdę między oczy; jestem wściekła, że nie rozmawialiśmy o tym wcześniej.

Czuję się brzydka, gruba, brudna, ośmieszona. Do niczego. Płaczę. Przypominam sobie dawne czasy, gdy się poznaliśmy ledwo po studiach, w ars amandi dwadzieścia pięć lat znaczy: „dzieciak”. Przecież kiedyś było tak fajnie; razem dorastaliśmy, eksperymentowaliśmy. Zawsze myślałam, że nie trzeba słów, słów się kiedyś wstydziliśmy oboje.

A teraz nagle rzucamy się na siebie, to jest chore; zawstydzone króliki chowają się po norach. To jest chore, bo nie ma w tym zabawy, jest ambicja: pokazać Ci, że tamta jest nikim.

 

***

Myślę o Twoim poprzedniku: prawdziwa Pasja. Równie wielka, co nierealna i krótkotrwała. Tego związku nie zapomnę nigdy, ale nie wiem jeszcze, że wspomnienia to miraż, a nie cel, do którego chcę dążyć. Gdy to zrozumiem, odzyskam spokój. Ale jeszcze nie.

Na razie rozumiem, że to nie zdrada jest problemem. I że nie seks.

 

***

Znowu rozmawiamy. Rozmawiamy od pół roku, a między nami jest źle. Coraz gorzej. Wypominamy sobie wszystko; że gderam, a ty narzekasz. Że kibel niezamknięty i że zupa za słona. Że Twoja matka i że moja matka. Że jesteś spokojny, a ja nie usiedzę w miejscu. Że nie pływasz na żaglach i nie czytasz Tołstoja. Że się wymądrzam i mówię nim pomyślę.

Już wiemy, gdzie popełniliśmy błąd.

 

***

Nasz związek nigdy nie miał szans, przecież tak wiele nas dzieli. Uświadamiam sobie, że nie jesteś Tym Jedynym. Uświadamiasz sobie, że nie jestem Tą Jedyną. To nas boli najbardziej: odkrycie, że zaślepieni nie wiem czym wybraliśmy źle. Że jednak nie jesteśmy dla siebie stworzeni.

Pytam, czy mnie kochasz: mówisz, że już sam nie wiesz. Pytasz, czy kocham Ciebie. Mówię, że już sama nie wiem.

Gdy postanawiamy się rozstać, boli mnie żołądek.

 

***

Nie pamiętam, kto wpada na ten pomysł. Po tylu koszmarnych miesiącach, zdecydowani na rozwód postanawiamy chwycić się brzytwy. Nie bardzo w nią wierzymy, ale chcemy spróbować: przez wzgląd na różową przeszłość. Przez wzgląd na naszą przyjaźń.

Terapeuta to starszy pan. Niejedno widział, niejedno słyszał. Najpierw idę sama nas zapisać, na luźną rozmowę, zorientować się. Relacjonuję, co i jak. Obgryzam paznokcie, boję się. Tłumaczę, że Ty też chcesz, tylko nie mogłeś dzisiaj przyjść, masz rozprawę. Pan mnie prosi, żebym o Tobie opowiedziała. Nie o nas, o Tobie, tylko zalety. Nie myślę wcale, recytuję od razu. Masz dobre serce, jesteś dobrym człowiekiem. Nigdy, poza tym jednym razem, mnie nie zawiodłeś. Zawsze stałeś za mną murem i zawsze mnie wspierałeś. Dzięki Tobie się nie wkurzam o pierdoły, nauczyłeś mnie dystansu. Cenię Twoje poczucie humoru, inteligencję i spokój. Jesteś niezawodny: jak powiesz, tak jest. Jesteś przystojny i tak wysoki, że mogę Ci się schować pod pachą. Jesteś cierpliwy, ale do czasu. Nie pozwalasz sobie wejść na głowę. Jesteś jedynym mężczyzną, przed którym, ja, Panna Cięty Język, czuję respekt.

Gdzieś w połowie tej listy zaczynam płakać. Pan uśmiecha się i coś notuje. Pyta, co lubimy razem robić. Nie myślę wcale, recytuję od razu. Podróżować. Z plecakiem, po schroniskach, all-inclusive nigdy w życiu. Oboje fotografujemy, słuchamy podobnej muzyki, kiedyś nie było tygodnia, żebyśmy nie poszli na koncert. „Czemu już tego nie robicie?” - pyta pan. „Nie wiem.” I znów zaczynam płakać. Uświadamiam sobie, że nie przeżyję rozwodu.

W drodze do domu wspominam słowa terapeuty: „Nie potrzebujecie mnie.” Gdy otwieram oczy w zdziwieniu mówi bez cienia ironii, że terapia jest dla par w kryzysie, a pogubieni, jeśli zechcą, odnajdą się sami. „Przestańcie wszystko analizować. Nie rozbierajcie tej zdrady na czynniki pierwsze. I róbcie ze sobą to, co lubicie.” Mamy wrócić, jeśli nam się nie uda.

Tego wieczora skaczesz po kanałach, trafiamy na Doktora Phila. Nigdy tego nie oglądamy, ale mówią o kryzysach. „Decyzję o rozwodzie”, mówi Doktor Phil, „należy podejmować na chłodno. Gdy emocje już opadły, gdy już wiecie, że spróbowaliście wszystkiego. Gdy już wiecie, że to nie pomogło. Dopiero wtedy należy się zastanowić nad rozstaniem.”

 

***

Maj 2011

Nie idziemy na terapię, idziemy do kina. Najpierw raz, potem wiele razy. Idziemy na spacer, na koncert, na piknik, do parku. Tak się nie walczy o małżeństwo, ale tak się odświeża dobre wspomnienia. Znowu się śmiejemy.

Rozmawiamy. Mówię, że trzeciej szansy nie dostaniesz, że Ci wybaczyłam, ale nie potrafię zapomnieć. Obiecuję nigdy tego nie wywlekać i wiem, że dotrzymam słowa. Mówię, żebyś się nie zdziwił, jeśli się zemszczę - zostawiam sobie otwartą furtkę. Jeszcze nie wiem, że to niedojrzałe. Ani że nigdy z tej furtki nie skorzystam.

Stajemy naprzeciwko siebie i patrzymy. Bez dotyku, obserwujemy się. „Uwielbiam twoje włosy”, mówisz. „I pełne usta.” Od tamtej chwili już zawsze widzę w lustrze pełne wargi; wcześniej wydawały mi się wąskie. „Lubię twoje dłonie”, też nigdy Ci tego nie mówiłam. „I szerokie ramiona.” Nie możesz uwierzyć, zawsze myślałeś, że Cię uważam za chudego.

 

Maj 2012

Wciąż nie dotarliśmy na terapię, a ja chciałabym móc powiedzieć, że jestem z nas dumna. Ale bardziej mnie przeraża, jak blisko byliśmy końca. Wciąż nie wiem dlaczego - nie dociekam.

Pijemy kawę na balkonie, nie wyjąłeś z kubka łyżeczki. Już mam coś powiedzieć, ale liczę do trzech. Jeszcze nie wiem, że kiedyś przestanę tę łyżeczkę zauważać.

Inaczej się kłócimy. Częściej, ale zdrowiej. Nie gotujemy w sobie emocji, mówimy wprost, nawet przykre rzeczy. Jeszcze nie wiemy, że za kilka lat w połowie słowa machniemy ręką, że się będziemy kłócić na chłodno, świadomi, że to kłótnia i nic więcej. Częściej mówimy „dziękuję”. Częściej mówimy „przepraszam”.

Dwa lata temu byłam zła, że mi powiedziałeś. Rozgrzeszyłeś się moim kosztem, to przez Ciebie musieliśmy się zmierzyć: sami ze sobą i ze sobą nawzajem. Jeszcze nie wiem, że kiedyś poczuję wdzięczność za tamtą szczerość, ale już widzę, że dzięki temu przetrwaliśmy.

Omal nas nie zgubiła karykatura dojrzałości. Zawsze byliśmy poważniejsi od rówieśników i wzięliśmy to za pewnik. Skoro tak robimy, to znaczy, że jest mądrze; znaczy, że jest optymalnie. Tylko najtrudniej jest dostrzec własną głupotę. Nie. Najtrudniej jest potem spojrzeć w lustro.

Zmieniamy się, dorastamy. I uczymy się od siebie, definiujemy się na nowo. Jeszcze nie wiemy, że kiedyś ujrzymy w sobie nawzajem kwintesencje: męskości i kobiecości, ojcostwa, macierzyństwa. I erotyzmu, bo będzie lepiej niż kiedykolwiek i z kimkolwiek. Powoli się domyślam, że to w tym może tkwić sekret: w mojej dumie z Ciebie i Twojej ze mnie; i wdzięczności za każdy dzień. I przede wszystkim: w zmianie soczewki. W nieskupianiu wiązek światła na tym, że ręczniki z koszulami - w skupianiu ich na tym, że sam z siebie wstawiasz pranie. W nieskupianiu ich na wczorajszej dyni z kuskusem, tylko na tym, że dzisiaj wreszcie kotlet. Dziwne, że nie wpadliśmy na to wcześniej. Mamy trzydzieści jeden lat.

Zdarza mi się myśleć o Monice, choć nieczęsto. Głównie o tym, że jest szczuplejsza, Jezu, jakie to babskie. Jeszcze nie wiem, że pewność siebie i poczucie własnej wartości wracają ostatnie. Gdy niebawem wrócą, znów poczuję się piękna.

 

***

Już przeczuwam, że nigdy nie zapomnę. Nawet nie próbuję, bo nie o to chodzi. To była lekcja dla Ciebie i dla mnie: wykład z determinacji i z patrzenia pod powierzchnię. Przyznania się do błędów i wybaczenia cudzych. Zmierzenia się z poczuciem winy i z poczuciem krzywdy. Już przeczuwam, że nie będzie tak samo. Jeszcze nie wiem, że będzie lepiej: dojrzalej, świadomiej, realniej. Cieszę się, że daliśmy sobie szansę.

 

***

Maj 2018

Wołam Was do stołu, oboje w białych T-shirtach. To nie wróży dobrze, bo jemy spaghetti.

- Co ty na to, żeby zjeść bez koszulki? - pytasz wesoło Helenkę.
- Nie chcę!
- Ale plamy z pomidorów nie zejdą. Patrz, ja też ściągam. I mama też!

Śmieję się, a Ty patrzysz podstępnie i krzyżujesz ręce.

Nie doczekam się, aż córka pójdzie spać.

 

Julia

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (13) / skomentuj / zobacz wszystkie

Anna
09 czerwca 2023 o 14:09
Odpowiedz

Brawo!

~Anna

09.06.2023 14:09
Mała
13 stycznia 2023 o 18:50
Odpowiedz

Dziękuję za ten artykuł jak i za ten czy da się uratowac. Właśnie jestem na tym etapie. Po 16 latach małżeństwa mąż miał pół roczny romans, pol roczny bo się wydał....to był cios ogromny, a wiecie co jest najlepsze? Ze nigdy w stu proc mu nie ufałam, a nawet z tylu glowy mialam, ze nawinie się chetna, bo okazji to on miał pod dostatkiem i pójdzie w tango. Nigdy nie przypuszczalam, ze w człowieku są takie emocje, tez sobie mowilam, wielokrotnie sobie mówiliśmy, że zdrady nigdy nie wybaczymy. No właśnie nigdy nie mow nigdy...on mowil ze nigdy mnie nie zdradzi ja ze nigdy nie wybacze...owszem nie wybaczylam, za krotki czas minął, ale dalam szanse. Tak jak w artykule targaja mna rozterki presja otoczenia, rodziny. Ale podjęłam próbę ratowania tylko dlatego, ze widzę faktyczny zal, skruchę, zmienil podejscie do zycia, do mnie, do dzieci. Pewnie tez choroba miala na jego zmiane wplyw. Kiedys przeczytalam, ze jak przez to przebrniemy nasza milosc wejdzie na wyzszy lepszy poziom. Mimo chwil zalamania, wypominania, zwątpień, wierzę ze tak kiedys będzie, ze nadejdzie dzień w ktorym nie będę obwiniac tej dz....za wejscie z buciorami w nasze zycie tylko jej podziękuję, ze scementowala nasze malzenstwo.

~Mała

13.01.2023 18:50
Daniel
14 listopada 2022 o 19:22
Odpowiedz

Według mnie zamiatanie pod dywan jest naszym najpoważniejszym problemem. Coś się nie podoba? To się pokłócimy, prześpimy się odwróceni tyłkami do siebie i... rano obudzimy się, jak gdyby nigdy nic. Przeprosimy się i nigdy nic się nie zmieni. Tak rozpadło się wiele moich związków. Ogień się wypalał, ale codzienność nigdy nie robiła się lepsza. Jak to ma działać? A potem pojawia się ktoś inny, ciekawszy i wszystko się rozpada. Terapia nam pomogła, ale bardzo ciężko było się przemóc, żeby w ogóle wybrać się do gabinetu. Chodziliśmy do Psychologgii i długo trwało, zanim znów poczułem do niej to, co kiedyś. Jak już tak się pochrzani, to bardzo trudno jest spojrzeć na drugą osobę tak, jak wcześniej. No ale polecam spróbować.

~Daniel

14.11.2022 19:22
Iza 44
28 grudnia 2021 o 22:41
Odpowiedz

Pierwszy raz się tu wypowiadam, mój przypadek jest może trochę podobny. Tak po skrócie powiem, nie myślałam o zdradzie ale jak mąż po alkoholu przy mojej koleżance nazwał mnie ku**ą chociaż nie miał podstaw do tego, to we mnie coś pękło. Po rozmowie z koleżąnka doszłam do wniosku że spróbuję, nawet tak dla samej siebie. No i tak zrobiłam. Koleżanka ostrzegała mnie że jak puszczę się raz to trudno będzie zrezygnować, no i miała rację. Mąż nawet nie zauważył nic a ja coraz częściej się puszczałam. Miałam tego świadomość i chcąc utrzymać dobrą atmosferę w domu jestem bardzo miła i wyrozumiała dla męża bo w łóżku jest naprawdę cieniasem w porównaniu z innymi facetami. Teraz nawet nie wzrusza mnie jak czasem nazwie mnie ku**ą, ok, jak chciał mieć ku**ę to ma. Pozdrawiam.

~Iza 44

28.12.2021 22:41
Witold28
10 października 2021 o 21:30
Odpowiedz

Masz rację.Czas nie leczy ran tylko pozwala się do nich przyzwyczaić.Jednak też nie zawsze.

~Witold28

10.10.2021 21:30
ErykMlody
05 lutego 2021 o 00:53
Odpowiedz

oldtimer.....może tego nawet nie przeczytasz bo upłynęło dużo czasu .....jeśli dobrze zrozumiałem to postanowiłeś udawać, że nic się nie stało ....dla dobra związku, dzieci ? postanowiłeś być odpowiedzialny.... teraz zastanawiasz się czy dobrze zrobiłeś ...... nie polecasz swojej drogi ....wszystko to kwestia tego jak się z tym czujesz ....jak udało Ci się to ogarnąć ... ponieważ to są nasze indywidualne wartości ? potrzeby ? nie wiem... moja żona zakochała się w innym 12 lat temu , szalałem , pozwoliłem jej odejść chociaż rodzina stanowiła dla mnie najwyższą wartość , dzieci zostały ze mną, rzuciłem się w wir przygodnych znajomości żeby zagłuszyć mój ból ....nic to nie dało .....codziennie o niej myślę i zastanawiam się czy nie powinienem jednak o nią bardziej zawalczyć .....odczekać aż jej przejdzie ...ale duma nie pozwoliła mi na to .....teraz "wciąż są różne koło mnie nie budzę się sam ale nic nie jest proste w te dni ..."

~ErykMlody

05.02.2021 00:53
Frost
08 stycznia 2021 o 10:14
Odpowiedz

Bardzo mocno wierzę w to, że dwoje naprawdę kochających się ludzi zawsze ma szansę znaleźć drogę do porozumienia bez względu na to, co się wydarzyło. Tylko trzeba chcieć wyjść poza swoje oczekiwania. Otworzyć się na drugiego człowieka. Dużo tu i na FB komentarzy o tym, że szkoda czasu, że zdrada = rozpad związku. W dzisiejszych czasach ludzie oczekują od życia samych miłych, dobrych chwil, partnerów, doświadczeń, przedmiotów. Partnerowi potknęła się noga? Jest be. Pyk i zmieniamy na nowszy model. Uczucia w dzisiejszych czasach są płytkie, podejście egoistyczne. Niestety, aby mieć trwały, dobry związek, trzeba też dać coś od siebie. Nie tylko brać.
Ja zbłądziłem, do zdrady było blisko, ale na szczęście wszystko się niechcący wydało. Układamy mozolnie nasze wspólne życie od nowa. A moja żona jest niesamowita. Gosiu, dziękuję Ci za kolejną szansę.

~Frost

08.01.2021 10:14
oldtimer
13 października 2019 o 13:31
Odpowiedz

Zawsze byłem "stary", gdy były imprezy pilnowałem stada by wszyscy przeżyli, zakochałem się w trudnej dziewczynie i tak mi zostało. Jej np. miesięczne wakacyjne babskie wypady nie budziły we mnie przerażenia bo nie myślałem jak rówieśnicy i ufałem zbyt dorośle a faktem który wyszedł po latach było to że jacyś faceci pojawiali się po tych wakacjach starając o utrzymanie relacji lub nawet z oświadczynami, choć byłem świadomy że nie była w próżni to nie tak wyglądało to w opowiadaniu z wakacji.
Rodzina i przyjaciółki milczały latami, dopiero gdy pojawiło się dzieci (upływ czasu) zaczęły wyciekać drobiazgi wśród wspomnień lub kobiecych spięć. Było mi dziwnie ale to ciągle były skrawki. Kiedyś ją wzięło po alkoholu na noc delikatnej szczerości i dużo się potwierdziło a jeszcze więcej pytań powstało w związku z wcześniejszymi uwagami jej przyjaciółek czy matki.
Może było jak mówiła i nie przekroczyła pewnych granic ale po by wracała po latach do nieistotnych zdarzeń.
Potem miał miejsce pewien niewinny incydent, nic nie wskazywało by miał znaczenie, nie widziałem nikogo, nie poznałem żadnych faktów i tylko złamanie wzorca, zadbany stój, makijaż, woń alkoholu i ta widoczna w pierwszej chwili jej radosna ekscytacja nie pasująca do pory dnia i wersji zdarzeń którą mi sprzedała.
Gdyby nie przecieki faktów z młodości może bym nie zwrócił uwagi ale choć starałem się racjonalnie podejść do tematu, moja podświadomość przestała w nią wierzyć już zupełnie.
Wiecie co jest smutne, jestem z nią dekady, nadal ją adoruję , podrywam itd., ona szanuje mnie, podziwia mój intelekt, nasze dzieci są uśmiechnięte, dorastają, wchodzą w dorosłość i tylko smuci mnie fakt że moje życie jest wg. mnie TEATREM który gram od chwili gdy moja podświadomość straciła zaufanie do kobiety którą kocham.
Jest takie powiedzenie że jedynie ludzie w związkach z długim stażem potrafią zrozumieć jak to jest równocześnie kochać się i nienawidzić.
W sumie mam rodzinę tylko dlatego że wyrosłem na człowieka z zasadami, zajęty nimi zamiast szukać szczęścia naprawiałem to co ona psuła (np. jej alkoholizm - pokonany) i dlatego nie polecam mojej drogi innym bo nie każdy da radę i może zniszczyć samego siebie przy okazji.
Jeśli coś nie gra lepiej nie opierać się na dojrzałości bo po dekadach wyjdzie wam to bokiem, tylko wyjaśnić wszystko do końca albo przestać grać.

~oldtimer

13.10.2019 13:31
Artur43
20 sierpnia 2019 o 02:00
Odpowiedz

Moja żona zdradzała mnie przez ponad rok z kolegą z pracy i długo nic nie podejrzewałem ale coraz częściej wracała późno do domu, unikała mnie, więc wynająłem prywatnego detektywa [post edytowany przez moderatora z powodu naruszenia regulaminu serwisu]. Niestety moje podejrzenia się potwierdziły i muszę zacząć swoje życie od nowa, sam. Po zdradzie nie może być lepiej w małżeństwie, ja w to nie wierzę

~Artur43

20.08.2019 02:00
normalnyjestem
30 kwietnia 2019 o 22:41
Odpowiedz

po zdradzie może być lepiej w małżenstwie - to są totalne bzdury. Już nic nie będzie takie samo jak było, to będzie obcy nieznany człowiek , ktoś kto cię oszukiwał, okłamywał, najważniejszą swoją przysięgę zeszmacił co czyni każde jego słowo nic nie wartym. ktoś powiedział że zdradę można wybaczyć co jest bzdurą , można się z nią pogodzić, wyobcować z siebie ale NIGDY nie zapomnimy, nigdy nie wybaczymy chyba że zresetujemy mózg lub na skutek wypadku stracimy pamięc. Zawsze będziemy mieli świadomosc że nas zraniono, zeszmacono, poniżono ....... Najlepszym wyjsciem jest rozejscie się każdy w swoją stronę i życie według własnych starych uczciwych zasad. NIE DA SIĘ PO ZDRADZIE URATOWAĆ ZWIĄZKU, może przetrwać, może byc dalej ale to nie będzie małżenstwo lecz twór .

~normalnyjestem

30.04.2019 22:41