Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Test: Ford Mustang GT Fastback – bliżej marzeń

Samochody
|
17.06.2016
Samochody Test: Ford Mustang GT Fastback – bliżej marzeń

Każdy z nas nie raz marzył o posiadaniu supersamochodu w swoim garażu. Lans wśród znajomych, niecodzienne osiągi oraz motoryzacyjna miłość są przekreślone zazwyczaj przez brak finansów. A co gdyby na rynku pojawiło się coś, co daje wszystko to, co powyżej, a nie kosztuje przy tym połowy wygranej w lotka? To coś to nowy Mustang!

Tagi: test samochodu , test Ford

Samochody Test: Ford Mustang GT Fastback – bliżej marzeń

Z logicznego punktu widzenia do testu, nawet takiego samochodu, powinienem podejść z dystansem i dużą dozą obiektywizmu. Powiem szczerze, że naprawdę próbowałem, ale wersja Mustanga GT w neonowym żółtym lakierze po prostu mi na to nie pozwoliła. Jest to tak emocjonujący wóz, że ciężko mówić o nim ze stoickim spokojem. Mimo to, ten efekt „wow” spróbuję wam przedstawić w dość zjadliwy sposób.

A szok jest wielki, bo przecież wystarczy spojrzeć na żółtego Forda Mustanga z długą potężną maską na czarnych (19-calowych) felgach. Takie kontrastowe kolorowanie Mustanga sprawia, że każdy obejrzy się za nim na ulicy, nieważne czy w dzień, czy w nocy. Kolor to jednak nie wszystko. Jak na rasowe coupe przystało, a także legendarnego amerykańskiego musclecara, maska posiada garby, które widać zza kierownicy, a bezramkowe drzwi są długie i oporne. Tył natomiast jest krótki z pionowymi potrójnymi reflektorami, które mają nawiązywać do pierwowzoru.

Forda Mustanga nie da się pomylić z innym autem. Wersja GT wyróżnia się jedynie kilkoma detalami, ale gdy na błotniku zobaczycie tajemnicze 5.0, a na zderzaku pomiędzy reflektorami napis GT wiedzcie, że pod maską siedzi przyczajone V8. Gdy macie problemy ze wzrokiem, na pewno uda się wam go usłyszeć, ponieważ wolnossący silnik musi dawać o sobie znać na zewnątrz. I oczywiście robi to, ale w wyrafinowany sposób, bez zbędnych basów i pierdów jak z tuningowanego Civica, tylko dostojnym bulgotem. Fakt, robi to trochę za cicho, ale i tak zwraca na siebie uwagę.

Ciekawych smaczków w Mustangu jest dużo więcej. Spod lusterek wyświetla się na chodniku hologram ze znanym koniem. Wewnątrz plakietka z napisem „since 1964” lub niecodzienne włączniki na konsoli centralnej jak w samolocie działają pobudzająco. Wspomnianego konia spotkamy jeszcze w kilku innych miejscach. Nie da się ukryć, że wizualnie Ford długo pracował nad tym, by nowy Mustang z godnością mógł wbiec na pola starego kontynentu. Na szczęście w końcu to zrobił i dzięki temu nawet już niemałe stadko możemy zaobserwować w Polsce.

Skoro zewnętrzna karoseria sprawia, że opada ci szczęka, to niestety takie samo wrażenie nie panuje już w środku. Oczywiście sportowe, amerykańskie fury nigdy nie dbały o to, aby to wnętrze było jak najbardziej komfortowe i nowoczesne. I o ile mogę się czegoś przyczepić, to właśnie jedynie tego elementu samochodu. Sam design środka jest iście fordowski, znane kształty oraz rozwiązania, ale też niestety błędy. Materiały, mimo, że dobrej jakości, czasem są źle spasowane i po prostu potrafią zaskrzypieć, ale świetne fotele, spora kierownica i niezłe wyposażenie jak na sportowe auto sprawiają, że takie problemy, to żadne problemy.

Bo jak inaczej nazwać podgrzewane i elektrycznie regulowane fotele, nawigację, niezły system audio oraz łączność z telefonem i Internetem dzięki systemowi SYNC 2 sygnowanym przez Microsoft? Owszem, jego obsługa nie jest banalna, ale po pewnym czasie dostęp do wszystkich opcji naraz (jak to kiedyś bywało z przyciskami) staje się bardzo pomocny. Do tego szereg systemów bezpieczeństwa, które są delikatnie przeciągnięte niż w zwykłym samochodzie.

O tym, dlaczego tak twierdzę, opowiem za chwilę, ponieważ fakt, że ludzie kupują oczami sprawia, że projektanci Forda nieźle odrobili pracę domową. Czas w końcu usiąść za kierownicę i sprawdzić jak spisali się niemieccy i amerykańscy inżynierowie. Małe co nieco pisałem już upalając litry benzyny oraz opony na podpoznańskim torze w Bednarach, ale to było jedynie kilka godzin wypełnionych niezłymi emocjami. Teraz miałem do dyspozycji kilka dni, więc „sky is the limit”, no i może pieniądze na paliwo.

Po wciśnięciu przycisku start (bezkluczykowy dostęp do auta) budzi się do życia 421-konne V8 o pojemności 5 litrów i maksymalnym momencie obrotowym równym 530 Nm przekazujące moc na tylną oś dzięki 6-biegowemu manualowi. Czy do szczęścia trzeba czegoś więcej? Jedynie trochę umiejętności i rozsądku, ponieważ takie auto potrafi napędzić stracha. W spokojnej i codziennej jeździe samochód jest naprawdę cywilizowany, słucha się kierowcy, przez co człowiek ciągle przesuwa swoją granicę do momentu, że jest tak pewny siebie, aż może się to skończyć źle. Genialne sześciotłoczkowe hamulce Brembo na pewno pomogą w razie „w”, ale mogą nie wystarczyć.

Dlaczego? Ponieważ Ford Mustang GT to auto z niemałymi możliwościami i elektryką interweniującą naprawdę późno – co więcej w trybie torowym i sportowym można ją wyłączyć, a wówczas radzę dociskać gaz jedynie na dużym zamkniętym placu. Może taki Mustang typowym dirftowozem jak BRZ nie jest, ale swoje potrafi, więc muchy bokiem można połapać, a przy tym o dziwo potrafi skręcać, lecz tak jak już mówiłem przy dodawaniu gazu w zakręcie radzę uważać. Jeśli chodzi o osiągi to na papierze trochę rozczarowują, ponieważ 250 km/h prędkości maksymalnej oraz 4,8 s do setki to nie wyniki Ferrari itp., ale naprawdę je czuć i dają kopa!

To sprawia, że jazda Mustangiem z jednej strony dostarcza bardzo dużo adrenaliny, pozwala czerpać z zakazanego owocu i trochę uzależnia. Tak mocno, że chce się nim jeździć nawet po zgrzewkę wody, ale kupując butelki pojedynczo. Dzięki fenomenalnemu układowi kierowniczemu i dość akceptowalnym nastawom zawieszenia w mieście da się to robić bez uszczerbków na zdrowiu. Gorzej z portfelem, ponieważ Mustang V8 wśród arterii ulic zużywa spore ilości paliwa. Liczyć je trzeba w okolicach 18-25 l/100 km. Zaskoczę was jednak innymi wynikami. Mianowice w trasie osiągnięcie 12-13 litrów jest bardzo proste i nie wymaga chowania się za TIRem, przez co średnie spalanie to około 15 l. Czy można to zaakceptować? Mając takie auto owszem, ale zaprzyjaźnijcie się z obsługą najbliższej stacji benzynowej – będziecie tam co kilka dni – zasięg 59-litrowego baku to tylko 250-300 km.

Ale po co martwić się pieniędzmi, jeśli takie auto spełnia marzenia z dzieciństwa? Dla pocieszenia dodam, że słabsza wersja z silnikiem 2,3 Ecoboost pali niewiele mniej. Poza tym kupno Forda Mustanga nie wymaga wydatku kilku milionów złotych, jak za inne tak emocjonujące samochody. Wersja GT rozpoczyna cennik od okolic 180 tysięcy złotych, co jest poziomem dobrze wyposażonego Mondeo lub Superba. Gdy już pozbieraliście zawartość ust po tym kaszlnięciu zdziwienia, to dodam, że mniejszy silnik to wydatek jedynie 20 tys. zł mniej.

Podsumowując, wiem, że mogę brzmieć teraz trochę jak dziecko skaczące w kałuży, ale nawet po kilkunastu dniach od zwrócenia Mustanga na samo wspomnienie o nim szczerze mam uśmiech na twarzy. I chyba o to właśnie chodzi w prawdziwej motoryzacji. Dlatego Fordowi mocno gratuluję tego modelu i w końcu wprowadzenia go na rynek europejski. To jedna z waszych lepszych decyzji, a ja idę rozbić skarbonkę sprawdzając, ile mi jeszcze na tego konika brakuje.

Dane techniczne:

  • Silnik: V8
  • Pojemność: 4951 cm3
  • Moc: 421 KM/6500 obr./min
  • Moment: 524 Nm/525 obr./min
  • Skrzynia biegów: Manualna, sześciobiegowa
  • 0-100 km/h: 4.8 s
  • Prędkość max. 250 km/h
  • Masa 1720 kg
  • Cena od 180 000 PLN

Konrad Stopa
Fot: Adam Gieras

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie