Przepaść międzypokoleniowa: tak samo, ale inaczej
Są takie elementy naszej młodości, z którymi mogłyby się identyfikować nasze nastoletnie dzieci, nawet, jeśli wersja z przeszłości teraz na niewiele by się zdała. Na przykład składanki – w naszym przypadku nagrywane z radiowych list przebojów lub hitów MTV, słuchane na kaseciakach i walkmanach (i te popularne podróby japońskiego sprzętu – np. Panascanic, pamiętacie?). Te składanki były znakiem czasu, wymagały wysiłku i, tak jak playlisty w smartfonach naszych dzieci, wyrażały nasze preferencje i osobowość.
W tym mieścił się cały dzisiejszy YouTube i Spotify. (fot. Pixabay.com)
Drugą rzeczą tak-różną-a-jednak-taką-samą, świadczącą o ponadczasowej potrzebie prywatności wśród nastolatków, jest długi kabel telefoniczny. Wystarczająco długi kabel (który nie plątał się zanadto) pozwalał nam uniknąć załatwiania swoich spraw w dużym pokoju, w zasięgu słuchu rodziców. Mogliśmy wziąć ze sobą słuchawkę do łazienki albo chociaż do przedpokoju i prowadzić osobiste rozmowy. Oczywiście nie dotyczy to tych, którzy mieli telefon w pokoju – był to prawdziwy fart. Nie mówiąc już o tych szczęśliwcach, którzy mogli korzystać z aparatów bezprzewodowych! Dziś smartfony i komunikatory sprawiły, że zachowanie intymności dla naszych dzieci jest aż nadto łatwe, potrafią prowadzić intymną konwersację z przyjaciółmi w trakcie rodzinnego obiadu.
Drugi aparat w innym pokoju nie rozwiązywał wszystkich problemów - zawsze ktoś mógł podsłuchać ;-) (fot. Pixabay.com)
Inne. I zdumiewające!
Te analogie przypomniały mi, że są także rzeczy, których moje dzieci, mające cały świat w zasięgu ręki i smartfona, nie mogą zrozumieć.
Dzisiejsze nastolatki mogą być mistrzami obsługi smartfonów, ale nie mają pojęcia, jak używaliśmy swoich starych aparatów. Zaczynając od tego, że korzystaliśmy z nich żeby rzeczywiście rozmawiać z ludźmi. Odbieraliśmy telefon, nawet jeśli nie wiedzieliśmy kto dzwoni. Nagrywaliśmy się na automatyczną sekretarkę. Pamiętacie szukanie drobnych po kieszeniach, żeby móc zadzwonić do rodziców z budki i poprosić, żeby was odebrali? A wykręcanie numeru na informację telefoniczną? Albo na zegarynkę czy bajki? A to uczucie satysfakcji zapewniane przez trzaśnięcie słuchawką, kiedy rozmówca cię zirytował? A żarty telefoniczne, które wydawały się wtedy takie zabawne?
Nasze nastoletnie dzieci nie znają najważniejszego zastosowania ołówka – do przewinięcia kasety, tak, by ukochana piosenka była gotowa do odtworzenia ponownie dokładnie od pierwszego dźwięku, albo do wciągnięcia wkręconej taśmy. Kto z was nigdy nie musiał tego robić, by móc posłuchać ulubionej piosenki, na którą godzinami czekał przy radiu (albo nawet dzwonił, by o nią poprosić), by ją nagrać i odtwarzać w kółko, aż wreszcie taśma robiła się za luźna?
Najgorzej było, jak taśma się zerwała i trzeba było kleić. (fot. Pixabay.com)
Spędzaliśmy także czas na różnych rzeczach, które kompletnie nie mieszczą się w głowie naszym dzieciom:
- Spędzaliśmy godziny na przegrywaniu od kolegów filmów na wideo, a potem oglądało się rozmazane kopie kopii kopii.
- Oglądaliśmy w domu telewizję i musieliśmy wstawać, by zmienić kanał.
- Patrzyliśmy na mapę, zanim się gdzieś wybraliśmy, by dowiedzieć się, jak się tam dostać.
Nawet sposób, w jaki odrabialiśmy zadania domowe nie ma dla nich sensu. Szukanie informacji do szkoły wymagało od nas korzystania z katalogu kartkowego w czytelni, przeglądania podręczników i sięgania do encyklopedii. Musieliśmy być bardzo skoncentrowani, pisząc prace „na czysto” na papierze kancelaryjnym, trzymając pod ręką korektor na wypadek błędów.
Co uderzyło mnie jednak najbardziej, to coś, co dziś może być zapomnianą już sztuką: cierpliwość. Czekaliśmy latami na kolejną część naszej ulubionej serii książek. Czekaliśmy tydzień na kolejny odcinek ulubionego serialu. Czekaliśmy na wywołanie zdjęć, żeby dowiedzieć się, jak wyszły. Czekaliśmy też na gazetę, by poznać codzienne wiadomości lub, co ważniejsze, repertuar kina. Czekaliśmy na mleko postawione pod drzwiami. Co poniektórzy czekali też na godzinę 13.00 ;-)
Zamiast konsol do gry mieliśmy podwórka, trzepaki, kapsle i inne gadżety. (fot. Pixabay)
Następnym razem, kiedy będziesz musiał poprosić swoje nastoletnie dziecko o pomoc w ogarnięciu jakiejś aplikacji, a ono przewróci oczami i wymruczy pod nosem, że o niczym nie masz pojęcia, weź głęboki oddech i uśmiechnij się. Ty uczyłeś się tekstu swojej ulubionej piosenki ze słuchu i nie miałeś możliwości, by sprawdzić to w Google.
Osobista playlista zawsze przy tobie - to było coś! (fot. Pixabay)
Tomasz Bielewicz
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie
Długi kabel telefoniczny był fajny, o ile ktoś miał telefon. Na naszym osiedlu, na początku lat 80 telefony mieli tylko działacze PZPR czyli przypadały dwa na cały blok. Nasz telefon otrzymaliśmy w 88, więc po 15 latach czekania od złożenia wniosku.
15.08.2021 05:38