Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Nie wiem. I nie ma w tym nic złego

Wolne myśli
|
04.03.2024

W większości języków istnieje prosta fraza, która ma ogromną moc: „nie wiem”. Te dwa banalne słowa mogą całkowicie zmienić twoją relację z innymi i z samym sobą. W naszym świecie jednak rozwinęła się do nich szczególna niechęć. Jeśli przyznasz się do braku wiedzy, nawet na temat, na który nie musisz nic wiedzieć, natychmiast poczujesz się mniej wartościowy. Wpływ tego błędnego przekonania wyraźnie manifestuje się w reakcjach na praktycznie wszystkie poruszane zagadnienia, szczególnie wśród dojrzałych mężczyzn.

Tagi: psychologia , samoocena

nie wiem
Przyznanie się do niewiedzy nie jest ujmą

Ludzka natura jest taka, że reagujemy zwykle ostrożnością, podejrzliwością, gniewem a nawet agresją w stosunku do tego, co trudno nam zrozumieć. Dzieje się tak dlatego, że jeśli czegoś nie rozumiemy, odczuwamy dyskomfort, mamy poczucie nieadekwatności, a nawet zagrożenia, szczególnie jeśli to, czego nie rozumiemy, wykracza jakoś poza społeczne uwarunkowania.

Oczywistym jest, że o wielu sprawach nie mamy pojęcia. Dotyczy to nas wszystkich. Nawet przeświadczenie, że można wiedzieć wszystko choćby na jeden konkretny temat jest dość nierealistyczne, nie mówiąc już o głębokim zrozumieniu wielu istotnych tematów, które na co dzień przykuwają naszą uwagę. W dodatku ludzka wiedza nieustannie ewoluuje, a nowe odkrycia prowadzą do zakwestionowania wcześniejszych prawd. Przez całe wieki ludzie wiedzieli, że Ziemia jest płaska i stanowi centrum wszechświata. Wiedzieli też, że czary to realne zagrożenie, a sąsiedzi mogą rzucić na nich urok. Dziś niektórzy wiedzą, że szczepionki szkodzą i że raka trzeba zagłodzić.

Nasza kultura promuje fałszywe przekonanie, że, by być prawdziwym mężczyzną, musisz okazać się ekspertem od wszystkiego. 

Takie przykłady można by mnożyć, bo nasze umysły doskonale radzą sobie z operowaniem koncepcjami i faktami tak, by pasowały do naszych komfortowych narracji, zamiast pozwalać przyjąć niespecjalnie komfortowe prawdy.

Wszystkowiedzące istoty to domena religii i fantazji. Ze swojej strony wiem na pewno, że nie wiem nic na znacznie więcej tematów niż wiem. Nie mam pojęcia o rachunku różniczkowym, grze na gitarze, budowaniu domów, naprawie klimatyzacji, mówieniu po chińsku… mógłbym wymieniać długo. Nie ma nic złego w powiedzeniu „nie wiem”, jeśli, co całkiem prawdopodobne, rzeczywiście nie wiemy.

Jesteśmy jednak (szczególnie my mężczyźni) wychowywani tak, by myśleć inaczej. Nasza kultura promuje fałszywe przekonanie, że, by być prawdziwym mężczyzną, musisz okazać się ekspertem od wszystkiego. Postaci fikcyjne (James Bond to doskonały przykład) w tej kulturze stają się wzorcami, ideałami, które próbujemy osiągnąć.

"Prawdziwy mężczyzna" jest przystojny, sprawny fizycznie, charyzmatyczny i wyjątkowo inteligentny. Doskonale zna się na broni, potrafi naprawić samochód, zhakować komputer, pilotować helikopter, uwodzić kobiety, pić jak smok i doskonale radzić sobie z walką wręcz, zachowując przy tym stoickie nastawienie do świata i niemal socjopatyczny poziom chłodu emocjonalnego. I wciąż nienaganną fryzurę. Całe pokolenia chłopców i mężczyzn uwarunkowaliśmy tak, by czuli się nieprzystający do tych kompletnie nierealistycznych fikcyjnych wzorów.

Żyjemy w świecie, w którym autorytet zależy od tego, jak głośno potrafimy mówić i jak twardo potrafimy bronić swoich racji, a nie od tego, czy faktycznie się na czymś znamy. 

Niestety era social mediów, pełnych znawców tematu i samozwańczych specjalistów, dodatkowo zaostrzyła ten problem. Wypowiedzenie dwóch prostych słów: „nie wiem”, albo, co gorsza, przyznanie się do błędu, stało się nieakceptowalną oznaką słabości. Zamiast uznać taki komunikat za uczciwe przyznanie się do niewiedzy lub pomyłki, traktujemy go raczej jako znak, że danej osobie nie można ufać lub że jest zbyt głupia, by brać udział w dyskusji.

Tymczasem „nie wiem” oznacza po prostu brak wystarczających informacji, by sformułować świadomą opinię. Nie ma niczego złego w takiej uczciwości. To realistyczne spojrzenie na siebie, które powinno leżeć u podstaw każdej dyskusji, od prostych tematów, jak opinie na temat popularnego serialu, do kwestii tak istotnych jak globalne ocieplenie czy prawa człowieka. To jednak wciąż ten rodzaj uczciwości, której w rozmowach nam brakuje.

Żyjemy w świecie, w którym autorytet zależy od tego, jak głośno potrafimy mówić i jak twardo potrafimy bronić swoich racji, a nie od tego, czy faktycznie się na czymś znamy. Potrzeba posiadania opinii na każdy temat, znania się na wszystkim i bycia autorytetem w każdej dziedzinie staje się dla nas zgubna. Tracimy instynkt obiektywnej oceny stanu własnej wiedzy i wyciągamy wnioski, ba, podejmujemy decyzje w oparciu o wypaczony obraz siebie samych jako specjalistów w tej czy innej dziedzinie. Wypowiadamy się coraz śmielej, jednocześnie coraz bardziej zamykając się na opinie innych, hodując swoją „najmojszą” rację w każdym niemal temacie. W tej ciepłej bańce samozadowolenia łatwo przeoczyć fakt, że mijamy się z prawdą, czasem brniemy w niewłaściwą stronę i często bywamy w tym po prostu śmieszni.

Brunon Nowakowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie