Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Tragedie, które mogą być... inspiracją

Podsumuj 40
|
31.10.2014
Podsumuj 40 Tragedie, które mogą być... inspiracją

Samobójstwo Robina Williamsa, śmierć Philipa Seymoura Hoffmana, czy widok zniszczonego alkoholem i narkotykami, niedoszłego samobójcy – Paula Gascoigna, pokazują że ludzie, którzy odnieśli sukces (czytaj: sławę, uwielbienie, majątek), wcale nie czuli się szczęśliwi. Paradoksalnie – te tragiczne przypadki mogą być inspiracją do poszukania prawdziwego sensu życia i to niezależnie, w którym jego miejscu się znajdujesz.

Tagi: depresja , kryzys , samotność , męska depresja

Podsumuj 40 Tragedie, które mogą być... inspiracją

Nim spróbujemy odpowiedzieć na pytania, jak wspinając się po szczeblach kariery, goniąc za sławą i pieniędzmi nie stracić poczucia sensu życia, czy zdolności odczuwania przyjemności, przyjrzyjmy się najpierw życiu tych trzech, znanych całemu światu facetów.

Od ochroniarza na szczyt i... w przepaść

Philip Seymour Hoffman (ur. 1967) – po tym, jak skończył prestiżową New York University's Tisch School of Drama, musiał zarabiać na chleb jako kelner czy ochroniarz. Kolejny przykład kariery od pucybuta do milionera. Już wtedy alkohol i narkotyki były jego nieodłącznymi towarzyszami. Przełomem dla niego była rola w słynnym „Zapachu kobiety” (1992), u boku Ala Pacino i Chrisa O'Donnella. Wówczas już od dwóch lat był „czysty” od uzależnień.

Choć wygląd miał raczej... radiowy, to pokazywał swój aktorski kunszt i oczarowywał publiczność oraz krytyków w wielu filmach, za role w których był wielokrotnie nagradzany, m.in. w „Bez skazy” (1999), „Magnolii” (1999), „Capote” (2005), „Wojnie Charliego Wilsona” (2007), „Wątpliwości” (2008), „Idach marcowych” (2011), „Mistrzu” (2012), „Igrzyskach śmierci: W pierścieniu ognia” (2013), czy – w ostatnim filmie z jego udziałem – „Bardzo poszukiwanym człowieku”. Nie wytrwał jednak w abstynencji. W 2013 roku znów trafił na odwyk, uzależniony od leków przeciwbólowych i heroiny. Ostatecznie jednak przegrał.

2 lutego 2014 ciało będącego u szczytu kariery 46-letniego Seymoura Hoffmana znaleziono w jego mieszkaniu na Manhattanie, z igłą w żyle i heroiną wokół, którą przedawkował. Odszedł w sposób, w jaki mogłoby umrzeć wielu granych przez niego bohaterów, zazwyczaj wykastrowanych z optymizmu, załamanych i pozbawionych nadziei.

Radosny na ekranie. W depresji poza nim

Robin Williams (ur. 1951) w dzieciństwie borykał się z problemem, jakim była otyłość i brak akceptacji ze strony rówieśników. Tę przypadłość zwalczył w szkole średniej, uprawiając zapasy i lekką atletykę. Studiował nauki polityczne, lecz porzucił je na rzecz aktorstwa. Ukończył prestiżową Julliard School w Nowym Jorku. Z kabaretu i estrady jako komik, stand-upper, trafił do telewizji. Dzięki roli Marsjanina Morka w serialu „Mork & Mindy” (1978-1982) zaczął być rozpoznawalny.

Od tego czasu stworzył mnóstwo niezapomnianych kreacji, że wspomnimy choćby takie tytuły jak: „Świat według Garpa” (1982), „Good Morning, Wietnam” (1987) – za który otrzymał Złoty Glob i był nominowany do Oscara, „Stowarzyszenie Umarłych Poetów” (1989) – nominowany do Oscara, „Przebudzenia (1990)”, „Fisher King (1991)” – Złoty Glob i nominacja do Oscara, „Pani Doubtfire” (1993), „Jumanji” (1995), „Buntownik z wyboru” (1997) – zdobył Oscara, „Bezsenność” (2002).

Robin Williams popadł w uzależnienie od alkoholu i kokainy już po pierwszych wielkich sukcesach w show-biznesie. Używki odstawił w 1983 roku, gdy dowiedział się, że jego żona (pierwsza z trzech) jest w ciąży. Do picia wrócił po 20 latach.

Walczył z alkoholizmem i depresją przez kilka lat. Opisując moment, gdy pił samotnie w swoim pokoju w 2008 roku i myślał o samobójstwie, Williams powiedział, że jego „przytomny mózg” powiedział jego „pijanemu mózgowi”, by kwestię samobójstwa „odłożył tutaj, do przedyskutowania, do czasu, aż będzie trzeźwy”.

11 sierpnia 2014 roku jeden z najzabawniejszych aktorów na świecie powiesił się na pasku w swojej posiadłości. Był trzeźwy. Na krótko przed śmiercią wykryto u niego chorobę Parkinsona.

Po sukcesach topi się w whisky

Paul Gascoigne (ur. 1967) – robił błyskotliwą karierę na piłkarskich boiskach. Najpierw w Newcastle United, potem w Tottenham Hotspur. W wieku 21 lat zadebiutował w reprezentacji Anglii, z którą dwa lata później zdobył czwarte miejsce na MŚ (1990). Był też uczestnikiem Euro 1996. Świetna gra, zawadiacki charakter i poczucie humoru przysporzyło popularnemu „Gazzie” wielu fanów na całym świecie. W 1992 wyjechał do Włoch, aby występować w Lazio Rzym, jednak doznał tam poważnej kontuzji.

Wkrótce zaczął słynąć z pozaboiskowych ekscesów. W 1995 przeniósł się do Glasgow Rangers, z którym trzykrotnie sięgał po mistrzostwo Szkocji. W 1998 został wykluczony z drużyny narodowej przed mistrzostwami świata, ze względu na problemy z alkoholem. W 1998 roku podpisał kontrakt z Middlesbrough F.C., jednak jego alkoholizm spowodował rozwiązanie umowy. Później grał jeszcze w Evertonie, Burnley i Boston United oraz chińskim klubie Gansu Tianma, jednak nie był już w stanie osiągnąć niczego wielkiego przez swój nałóg.

Oprócz napojów wyskokowych nie stronił także od narkotyków, które jak sam twierdzi, zażywał po to, by odwrócić uwagę swojego organizmu od wysokoprocentowych trunków , bez których nie mógł już funkcjonować. Jego życie w ostatnich latach to sinusoida. Do opinii publicznej dochodzą na zmianę pozytywne doniesienia o tym, że „Gazza” się leczy, nie pije i zdrowieje, po czym w końcu dochodzi do kolejnego ciągu w jego wykonaniu, w którym ociera się o śmierć na oddziałach detoksacyjnych. Jak sam przyznał, zdarzało mu się wypijać dziennie dwa litry whisky albo ginu i kilkanaście piw. Dawka śmiertelna dla nieuzależnionego organizmu. Ostatnio, gdy znów trafił do szpitala, świat obiegły zdjęcia 47-letniego Gascoigne'a, który jest tak wyniszczony, że wygląda na 30 lat starszego…

Co chcesz osiągnąć, a co jest jeszcze ważniejsze?

Skąd wynikają problemy ludzi, którzy z punktu widzenia przeciętnego człowieka osiągnęli to, czego innym, mimo wielu wysiłków, nigdy nie uda się zdobyć? Mieli sławę, uznanie i wielkie pieniądze. Niby wszystkie atrybuty szczęśliwego życia. A jednak zabrakło im poczucia szczęścia i spełnienia.

Jeśli osiągnąłeś już sukces i jesteś na półmetku swojego życia, to nadszedł czas, by zadać sobie ważne pytania. Takie, które pozwolą ci dostrzegać wciąż nowe cele i nowe wartości. By były one czymś więcej, niż tylko kolejną kwotą na twoim koncie. Byś czuł się spełniony, potrzebny innym i szczęśliwy.

Codziennie, a zwłaszcza wtedy, gdy czujesz spadek energii i zaangażowania, musisz stawiać sobie pytania: w którym kierunku zmierzam, co chcę osiągnąć, czego ja naprawdę chcę w swoim życiu? Co się dla mnie naprawdę liczy? Co czyni mnie szczęśliwym? Można zacytować Carla Gustava Junga: "Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz nazywał to przeznaczeniem".

Ludziom, którzy nie potrafią odpowiedzieć sobie na pytanie, czego chcą dokonać, albo co chcą zmienić, brakuje motywacji, aby robić coś sensownego.

Dlatego tak ważna dla poczucia, że jesteś we właściwym miejscu, jest wyraźna wewnętrzna wizja tego, czego naprawdę chcesz dla siebie i swoich bliskich. Koncentrowanie się na tym, czego pragniesz, a nie na tym, czego chcesz uniknąć. Dostrzeganie najpierw możliwości, później barier. W przeciwnym razie obawy przed niepowodzeniem będą cię paraliżować.

Nie spiesz się z odpowiedziami. Przemyśl te obszary gruntownie. Po czterdziestce warto zadbać, by druga połowa życia przebiegła wg twoich planów.

Poczuj wewnętrzną wolność

W życiu zbyt często ulegamy presji społecznej, naciskom naszych bliskich czy wewnętrznemu przymusowi zabiegania o akceptację innych. Jednak próby sprostania wszystkim życzeniom, oczekiwaniom i tzw. „standardom” mogą doprowadzić nawet do depresji. Przy takiej postawie, pomimo zewnętrznych oznak sukcesu, naszemu życiu może zacząć brakować subtelnego poczucia szczęścia i spełnienia, które jest możliwe tylko wtedy, kiedy czujemy, że niczego nie musimy, że podążamy drogą, którą sobie obraliśmy i jednocześnie mamy dystans do siebie i otaczającego świata. Jeśli w twoim życiu będzie więcej „chcę”, „pragnąłbym”, „wybieram” zamiast „muszę” i „powinienem”, wtedy masz szansę, że takie poczucie wolności i własnej wartości pozwoli ci patrzeć na świat wg własnych standardów.

Zaakceptuj samego siebie

Każdy z nas na swój sposób pragnie akceptacji otoczenia, a szczególnie bliskich. Tymczasem często zapominamy o tym, że akceptację możemy, a nawet powinniśmy, uzyskać przede wszystkim od samych siebie. Bez niej trudno o poczucie zgodności siebie samego z całym światem. Bez niej żyjemy, próbując realizować przekonania o tym, jacy powinniśmy być, jak się zachowywać, aby inni nas akceptowali.

Kiedy więc staniesz na życiowym zakręcie, zadaj sobie kilka ważnych pytań, które pozwolą ci odnaleźć sens życia na jego półmetku. Być może wspomniani w tekście trzej tragiczni ludzie sukcesu nigdy ich sobie nie zadali… Ty masz czas, by wszystko przemyśleć.

Paweł Pluta, Marek Wiśniewski
W tekście wykorzystano materiały ze strony: coaching.focus.pl
Fot. Georges Biard

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie