Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Robert Kubica. Nowy rozdział

Oni nas inspirują
|
26.11.2018

Zaczęło się od dziecięcego błysku w oku i zabawy, która z czasem przerodziła się w pasję. Potem wiele lat wytrwałego szlifowania talentu, powolna, ale konsekwentna droga do elity i kilka lat spędzone w wąskim gronie najszybszych kierowców świata. I jedna sekunda, która to wszystko przekreśliła, pozostawiając pytanie, czy kiedykolwiek uda się tę drogę przejść jeszcze raz? Dziś znamy odpowiedź. Udało się. Robert Kubica po raz drugi dokonał niemal niemożliwego.

Robert Kubica Williams
Robert Kubica. Fot. Williams

Sobota, 6 lutego 2011 roku, około godziny 8:30. Na trasie rozgrywanego we włoskiej Ligurii niezbyt prestiżowego, ale bardzo wymagającego rajdu Ronde di Andora staje załoga Skody Fabia RS 2000. Za kierownicą Robert Kubica – pierwszy w historii polski kierowca Formuły 1, który pod koniec marca ma rozpocząć swój szósty sezon na torach najbardziej prestiżowych zawodów samochodowych na świecie. Jego pilotem jest Jakub Gerber. Jest wąsko, kręto, ślisko i szybko – jak to zwykle w rajdach, zwłaszcza zimowych, bywa.

Na pierwszym odcinku specjalnym koło Fabii trafia na nierówność w drodze, spowodowaną przez wrastający w asfalt korzeń drzewa. Auto traci przyczepność i przy prędkości około 140 km/h uderza w metalową barierę energochłonną. Ta powinna była przyjąć na siebie siłę uderzenia i „wyrzucić” samochód z powrotem na drogę. Ale jedno ze spoiw pękło i metalowa bariera przebiła samochód niemalże na wylot, natrafiając po drodze na prawą rękę i nogę kierowcy. Pilot opuścił pojazd o własnych siłach, Kubicę wydobyły z wraku służby techniczne i został natychmiast przetransportowany do szpitala. Rajd przerwano.

To się nie powinno było zdarzyć, ale się zdarzyło. Na polskiego kierowcę – oprócz wielu ciepłych słów i życzeń szybkiego powrotu do zdrowia – posypały się również pretensje i zarzuty braku odpowiedzialności. „Jakby za mało mu było emocji w F1” – dało się słyszeć. Eric Boullier, szef zespołu Renault-Lotus, której barwy reprezentował wówczas Kubica, odpowiadał na to: „Wszyscy znaliśmy ryzyko, ale nie mogliśmy mu zabronić startu. Nie możecie go za to winić. Robert ściganie ma w sercu.”

Pierwsze okrążenia

Eric Boullier miał rację. Kubica w chwili wypadku miał 28 lat, z których zdecydowaną większość spędził za kierownicą. Zaczął jako kilkuletni chłopiec, gdy w prezencie od rodziców dostał miniaturowy samochód z kilkukonnym silnikiem. Zabawkę szybko zamienił na gokart, ale na pierwszy start w wyścigu musiał poczekać do chwili ukończenia 10 lat. Gdy się doczekał – wygrywał niemal wszystko, w tym sześciokrotnie tytuł kartingowego mistrza Polski.

Trzy lata po pierwszym starcie wyjechał do Włoch, dysponujących jedną z najlepszych lig kartingowych na świecie i dających szansę rywalizacji z najlepszymi. Jako czternastolatek zdobył po raz pierwszy tytuł mistrza Włoch (jako pierwszy cudzoziemiec w historii), rok później ten wyczyn powtórzył, dokładając do niego tytuł mistrza Niemiec, kilka innych prestiżowych zwycięstw i wysoką lokatę w Mistrzostwach Europy. Gdy ukończył 16 lat ścigał się już jako senior, ale uznawszy, że w kartingu wiele więcej już się nie nauczy, postanowił, że rok 2000 będzie jego ostatnim za sterami gokarta.

Kolejne lata to starty w wyścigach Formuły Renault 2000 (równolegle w edycji europejskiej i włoskiej) – bez spektakularnych sukcesów, ale z solidnymi wynikami, które otworzyły mu drogę do programu Renault Driver Development – realizowanego przez francuską stajnię F1 i nastawionego na poszukiwanie i rozwój talentów, mogących w przyszłości zasilić szeregi ekipy. Lata 2003-2004 to przesiadka do szybszego bolidu Formuły 3 Euroseries i kolejne solidne występy (w tym raz pole position i dwa zwycięstwa), najpierw w barwach Prema Powerteam, później w Muecke Mercedes i Manor Motorsport, gdzie był partnerem Lewisa Hamiltona.

W elicie po raz pierwszy

Przełomowy dla kariery Roberta Kubicy okazał się rok 2005, który rozpoczął jako zawodnik Formuły Renault 3.5, w barwach zespołu Epsilon Euskadi. W sezonie, który inaugurował powołaną przez Renault do życia serię, nazywaną czasem „przedsionkiem” Formuły 1, Polak odniósł cztery zwycięstwa i aż jedenastokrotnie stawał na podium, wygrywając ostatecznie klasyfikację generalną i zapisując się w historii serii jako jej pierwszy zwycięzca. W kończącym sezon Grand Prix Macau, traktowanym jako nieoficjalne mistrzostwa świata Formuły 3, startujący w bolidzie Carlin Motorsport Kubica zajął drugie miejsce. Na reakcję ze strony wyścigowej elity nie trzeba było długo czekać.

25 września Robert Kubica otrzymał zaproszenie od zespołu Minardi na Grand Prix Chin Formuły 1, gdzie miał wystąpić jako trzeci kierowca. Ostatecznie do udziału Polaka w zawodach nie doszło, ponieważ – mimo zwycięstwa w wyścigowej serii - nie udało mu się otrzymać tzw. superlicencji, pozwalającej na zajęcie miejsca w bolidzie F1. Udało mu się to ponad dwa miesiące później, kiedy w ramach nagrody za wygranie World Series by Renault został zaproszony do udziału w testach bolidu francuskiej marki. Na torze Catalunya debiutant osiągnął szósty rezultat i otrzymał propozycję podpisania kontraktu z zespołem Renault, ale skuteczniejsi okazali się menedżerowie teamu BMW Sauber. Kilka dni przed Wigilią oficjalnie poinformowano, że trzecim kierowcą niemieckiego teamu na sezon 2006 został Polak – Robert Kubica. Szesnaście lat po debiucie za kierownicą zabawki sen Kubicy o fotelu kierowcy najważniejszej serii wyścigowej na świecie zaczął się spełniać.

Droga na szczyt

Początki nie były łatwe, bo chociaż jako trzeci kierowca kilka razy notował na treningach najlepsze rezultaty w całej stawce, na swój wyścigowy debiut musiał czekać aż do 6 sierpnia 2006 roku i wyścigu o Grand Prix Węgier, w którym miał zastąpić kontuzjowanego Jacquesa Villeneuve.

Debiut udał się połowicznie. Wprawdzie po niezwykle pasjonującej rywalizacji i wielu zwrotach akcji Kubica ukończył wyścig na siódmej pozycji, jednak po rutynowej kontroli technicznej, która wykazała o 2 kg niższą od minimalnej masę bolidu Polaka, został on ostatecznie zdyskwalifikowany. Mimo to Kubica miał powody do zadowolenia: po węgierskim wyścigu kontrakt z Sauberem rozwiązał Villeneuve, co oznaczało pewne miejsce Roberta za kierownicą bolidu co najmniej do końca sezonu 2006.

Miesiąc później, w swoim trzecim występie na torze Formuły 1, Robert Kubica po raz pierwszy stanął na podium. W Grand Prix Włoch, rozgrywanej na torze Monza, zajął trzecie miejsce, przegrywając tylko z Michaelem Schumacherem i Kimmi Raikkonenem. Od tej pory, aż do feralnego dnia wypadku w liguryjskim rajdzie, na podium Grand Prix Formuły 1 będzie stawał dwunastokrotnie. W tym raz w roli zwycięzcy.

Pierwszy powrót

Świat wstrzymał oddech 10 czerwca 2007 roku, podczas rozgrywanej w Montrealu Grand Prix Kanady. Na 27. okrążeniu Kubica próbował wyprzedzić Jarno Trulliego, ale manewr okazał się nieudany. Przedni spojler w samochodzie polskiego kierowcy zaczepił o koło bolidu Trulliego, po czym urwał się i wpadł pod koła Kubicy. Polak stracił kontrolę nad pojazdem, który najpierw zjechał na pobocze, ale odbiwszy się od bocznej bandy uniósł się w górę i przy prędkości około 230 km/h roztrzaskał o bandę, okalającą nawrót trasy. Wypadek wyglądał makabrycznie i przez moment poważnie obawiano się o zdrowie Kubicy.

Szczęśliwie skończyło się na wstrząśnieniu mózgu, skręconej kostce i konieczności ustąpienia miejsca w bolidzie podczas kolejnych zawodów o Grand Prix USA. Trzy tygodnie później Kubica stał już na starcie Grand Prix Francji.

Niespełna rok później, 8 czerwca 2008 roku, na tym samym torze, na którym brał udział w potwornie wyglądającym wypadku, Robert Kubica ponownie wystartował do walki o Grand Prix Kanady. Po znakomitych kwalifikacjach zajmował na starcie miejsce w pierwszym rzędzie, tuż za bolidem Lewisa Hamiltona. Przez pierwszą część wyścigu udało mu się bronić drugiej pozycji. Na 19. okrążeniu do Kubicy uśmiechnęło się szczęście: jego najgroźniejsi rywale z czołówki stawki, Hamilton i Raikkonen, zderzyli się przy wyjeździe z pit-lane i zmuszeni byli wycofać się z rywalizacji. Dzięki perfekcyjnie przygotowanej strategii zmiany opon i bezbłędnej jeździe ukończył wyścig jako pierwszy, z ponad 16-sekundową przewagą nad swoim partnerem z zespołu, Nickiem Heidfeldem. Rok po wypadku, po którym wróżono mu koniec kariery, w tym samym miejscu słuchał Mazurka Dąbrowskiego, po raz pierwszy jako zwycięzca wyścigu Formuły 1.

Nowy początek

Od rana aż do późnych godzin wieczornych 6 lutego 2011 roku o stanie zdrowia Roberta Kubicy będą napływać sprzeczne informacje. Część z nich będzie uspokajała, że życiu kierowcy nie zagraża niebezpieczeństwo, część mówi o konieczności amputacji prawej dłoni. Mówi się o zmiażdżeniu nadgarstka, zerwanych nerwach, wielomiejscowych złamaniach. Później okaże się, że stracił tak wiele krwi, że lekarze najpierw musieli się zająć ratowaniem jego życia, a dopiero w drugiej kolejności ratowaniem ręki.

Operacja trwała 11 godzin. W kolejnych miesiącach i latach przejdzie ich jeszcze kilkanaście, a mimo to jego ręka nigdy nie wróci do pełnej sprawności, pozwalającej mu na bezpieczny powrót za kierownicę bolidu. Przez ponad sześć lat widok prawej ręki Kubicy będzie jego największą tajemnicą. Skrzętnie ukrywa ją pod rękawami bluzy, przed kamerami staje zawsze w taki sposób, by prawa ręka nie znalazła się w oku obiektywu. Ale nigdy nie przestaje walczyć o jej sprawność i o to, by móc wrócić za kierownicę bolidu.

Kupuje rower szosowy i zaczyna na nim jeździć, by utrzymać formę, pracować nad siłą przedramienia i wyciszyć głowę – długie przejażdżki, choć z racji skali uszkodzeń dłoni nie należą do łatwych, znakomicie nadają się do poukładania sobie w głowie paru spraw. Z czasem zacznie jeździć coraz więcej, będzie pokonywał nawet kilkanaście tysięcy kilometrów rocznie. Zaprzyjaźni się z kilkoma kolarzami: z Alessandro Petacchim, Michałem Kwiatkowskim, Przemysławem Niemcem. Środowisko kolarskie zacznie o nim mówić: „to nasz człowiek”. Z rowerem nie rozstanie się do dzisiaj.

 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Robert Kubica (@robertkubica_real)

Ani na moment nie porzuci myśli o powrocie na tor, choć zdaje sobie sprawę, że z takimi ograniczeniami w poruszaniu prawą ręką jest to praktycznie niemożliwe. Nie da się bolidu utrzymać na torze jedną ręką i pokonać w ten sposób zwykle ponad 300-kilometrowej trasy wyścigu. Mimo to nie przestaje nad nią pracować. Półtora roku po wypadku, 8 września 2012 roku, wraz z pilotem Giuliano Manfredim stanie na starcie Ronde Gomitolo di Lana. Zwyciężą z przewagą blisko minuty nad kolejną załogą. Od tej pory będzie brał udział w kilkudziesięciu rajdach, wiele z nich wygrywając. I choć wszyscy zdają sobie sprawę, że rajdy samochodowe, mimo że są sportem niezwykle wymagającym, pod względem niezbędnej sprawności fizycznej wciąż są daleko od tego, czego wymaga Formuła 1, Kubica każdym swoim występem będzie się starał udowodnić, że nie istnieją takie ograniczenia, których nie byłby w stanie pokonać.

Druga wspinaczka na szczyt

Przez cały czas, odkąd powrócił do czynnego uprawiania sportu, Kubica stara się przypomnieć światu, że umiejętność prowadzenia pojazdu nie była jedyną, dzięki której usiadł za kierownicą bolidu F1. Zawdzięcza to również nieprzeciętnej wiedzy technicznej i umiejętności przekazywania mechanikom niezwykle precyzyjnych wskazówek dotyczących ustawień pojazdu. To również systematycznie zbliża go do celu: rozpoczyna współpracę z zespołami wyścigowymi i wraca do ścigania na torze. Startuje w wyścigach dobowych, rozgrywanych w formule WEC (World Endurance Championship). Jest nie tylko znakomitym kierowcą, ale również świetnym instruktorem, od którego inni uczą się współpracy z całym zespołem.

19 kwietnia 2017 roku, sześć lat po wypadku, ponownie zajmuje miejsce w fotelu kierowcy bolidu, biorąc udział w teście samochodu GP3, która towarzyszy wyścigom F1. Jest coraz bliżej swojego celu. Niespełna dwa miesiące później znowu poczuje adrenalinę, towarzyszącą prowadzeniu pojazdu Formuły 1. Na torze w Walencji będzie miał możliwość jazdy testowej bolidem Renault z 2012 roku. Po tym doświadczeniu powie: „Z jednej strony jestem dumny z tego, co dzisiaj osiągnąłem, ale jednocześnie widzę, co straciłem.” Miesiąc później wystąpi w tym samym bolidzie na imprezie Goodwood Festival of Speed oraz na kolejnych jazdach testowych na torze. W sierpniu zostanie zaproszony na oficjalne testy aktualnego bolidu Renault na torze Hungaroring. Trzymał wówczas dłoń na klamce, by ponownie wejść do świata Formuły 1.

Te drzwi uchyliły się późną jesienią 2017 roku, po serii testów, jakie Robert Kubica zrealizował z zespołem Williams. Wszystko wskazywało na to, że zespół podpisze kontrakt z Polakiem, ale decydujący głos okazały się mieć pieniądze sponsora, którego „przyprowadził” do stajni Siergiej Sirotkin, z którym Kubica rywalizował o miejsce w bolidzie.

Polak pozostał jednak w orbicie Williamsa, wspierając zespół podczas jazd testowych i sesji treningowych jako kierowca rezerwowy. Znów znalazł się w swoim żywiole, mogąc mknąć po torze, by później przekazać bezcenne uwagi mechanikom zespołu, znajdującego się niestety na samym końcu stawki i nie mogącego sobie poradzić z technicznymi problemami z bolidem. Do pełni szczęścia brakowało Kubicy tylko jednego: kontraktu, który mógłby podpisać jako podstawowy kierowca.

Otrzymał tę szansę dopiero 22 listopada 2018 roku, przeszło siedem i pół roku od dnia wypadku. Kto inny miałby w sobie tyle determinacji, żeby przejść tę całą długą drogę na szczyt? Kubica uczynił to w swoim życiu dwa razy.

Nowy początek

Często daje się słyszeć głosy, że życiorys Roberta Kubicy to gotowy scenariusz na hollywoodzką produkcję. Albo, że można jego powrót do sportu zaliczyć w poczet najsłynniejszych come-back’ów w historii, obok Hermana Maiera, Moniki Seles, czy Karola Bieleckiego.

Na to jednak jest chyba jeszcze zbyt wcześnie. Robert Kubica doczekał się swojej drugiej szansy. A nawet nie tyle się doczekał, ile sobie na nią solidnie zapracował: konsekwencją, determinacją, nieustępliwością oraz codzienną, niezwykle ciężką pracą, dzięki której pokonał niemal wszystkie fizyczne ograniczenia. Ale to jeszcze nie czas na pisanie scenariuszy i końcowych napisów.

Kubica dopiero rozpoczyna pisanie nowego rozdziału.

Mariusz Czykier

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie