Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Półka kolekcjonera: Perfect – „UNU”

Muzyka
|
04.10.2021

Drugi studyjny album zespołu Perfect to bez wątpienia jeden z najważniejszych krążków w całej historii polskiej muzyki rockowej. Po świetnym debiucie Hołdys i spółka poszli za ciosem, przygotowując znakomitą, acz odmienną od poprzedniej płytę. „UNU” trafiło właśnie na naszą półkę kolekcjonera.

„UNU” - okładka płyty
Okładka płyty „UNU” grupy Perfect

Debiut zespołu Perfect, o którym pisałem już obszerny artykuł na łamach portalu, okazał się wielkim sukcesem. Zespół w 1981 roku wydał album naszpikowany przebojami, chwytliwymi solówkami i ciekawymi tekstami. Popularność grupy eksplodowała. Perfect zaczął wyprzedawać duże koncerty, a sam krążek szybko znikał ze sklepowych półek. Podczas organizowanych w całej Polsce występów zespół grał nie tylko utwory z debiutu, ale również premierowy materiał – jeszcze przed premierą drugiej płyty w stołecznym klubie Stodoła rozbrzmiały chociażby takie kompozycje jak „Autobiografia”, „Pepe wróć” czy „Objazdowe nieme kino”. Szybko jasnym stało się, że grupa przymierza się do nagrania nowej płyty studyjnej.

Choć od wydania albumu „Perfect” wcale nie minęło wiele czasu, w zespole doszło do sporych zmian kadrowych. Basistę Zdzisława Zawadzkiego zastąpił Andrzej Nowicki, a gitarzystę Ryszarda Sygitowicza Andrzej Urny. Dwaj nowi członkowie występowali z zespołem podczas wspomnianych koncertów w Warszawie, a także wielu innych. Znali zatem zarówno nowy, jak i stary repertuar, dlatego wejście do studia z Hołdysem, Markowskim i Szkudelskim nie stanowiło dla nich najmniejszego problemu.

Podobny, a jakże inny

Jeśli chodzi o samą konstrukcję płyty „UNU”, to jest ona zbliżona do poprzedniej. Dynamiczne utwory opierające się o wpadające w ucho solówki gitarowe przeplatają się z kompozycjami wolniejszymi, noszącymi znamiona ballad rockowych. Za pierwszym razem się udało, zespół postanowił zrobić to również w wypadku drugiego wydawnictwa. I był to pomysł jak najbardziej trafiony, ponieważ album nie nudzi podczas słuchania, zaskakuje i przemawia do wyobraźni. Jednak sama konstrukcja to nie wszystko. Brzmienie uległo już ewolucji. Wynika to między innymi z powodu zmian kadrowych, o których napisałem wcześniej. Urny miał zdecydowanie bardziej bluesowe zacięcie, niż Sygitowicz, co daje się odczuć w wielu fragmentach „UNU”. Oczywiście nic w tym złego – taka różnorodność została przez wielu fanów doceniona. Utwory na płycie wciąż były melodyjne, ale zdają się bardziej charakterne. Z rockowym pazurem. Jednocześnie brzmienie płyty nie zostało aż tak wygładzone, jak to miało miejsce w przypadku krążka „Perfect”.

W końcu można odnieść wrażenie, że muzykę przygotowano w niewielkim, zadymionym studiu nagraniowym. Słychać to również w partiach wokalnych Markowskiego, który odzyskał swoją charakterystyczną chrypkę, której na debiucie – za sprawą obróbki dźwięku – nie było praktycznie słychać. W przypadku „UNU” zdecydowano się na mniejszą ingerencję w nagrany przez zespół materiał, co w mojej ocenie wypadło na korzyść.

Jeśli chodzi o kwestie pisania i komponowania utworów, to druga płyta Perfectu jest dziełem genialnego duetu Hołdys-Olewicz. Stworzyli oni wszystkie utwory poza „Co za hałas – co za szum”, „A kysz – biała mysz” oraz „Nie bój się tego wszystkiego”, które są dziełem pierwszego z wymienionych. Trzeba przyznać, że obaj panowie byli na początku lat 80. w szczytowej formie twórczej i spod ich piór wychodziły znakomite utwory. Bo na „UNU” znalazły się takie kultowe obecnie utwory jak „Idź precz” oraz wspomniane już „Objazdowe nieme kino” oraz „Autobiografia”.

Warto kilka słów powiedzieć o ostatnim z wymienionych. Utwór uznawany jest obecnie za największy przebój w dorobku grupy Perfect. Wielokrotnie pojawiał się w samej czołówce Polskiego Topu Wszech Czasów organizowanego w Radiowej Trójce, a skupiającego wszystkie najlepsze utwory nagrane przez polskich wykonawców. Choć niektórzy sugerują, że kompozycja zawiera wątki autobiograficzne pochodzące z życia Grzegorza Markowskiego, w rzeczywistości pochodzą one z życia trzech przyjaciół – Andrzeja Mogielnickiego, Zbigniewa Hołdysa oraz Bogdana Olewicza, którzy jako nastolatkowie marzyli o wielkiej karierze. Co równie ciekawe, początkowo utwór chciał śpiewać Hołdys, ale ostatecznie przekazał go Markowskiemu, ponieważ uznał, iż nie poradzi sobie z wymagającą linią wokalną.

Klasyka polskiego rocka

Choć album „UNU” spotkał się z bardzo pozytywnym przyjęciem – zarówno ze strony fanów, jak i krytyków – to z jakiegoś powodu uznawany jest za słabszy, niż debiut Perfectu. To ciekawe, ponieważ w warstwie muzycznej wypada on znacznie ciekawiej, niż poprzedni krążek zespołu. Jednocześnie pokazując, jak duży potencjał drzemał w składzie nagrywającym płytę. Szkoda, że już nigdy Hołdys, Markowski, Nowicki, Szkudelski, Urny oraz Olewicz nie spotkali się w studiu nagraniowym, ponieważ czuć, że drzemał w nich ogromny potencjał, który w „UNU” dopiero został uwolniony, ale słychać było, że wspomnianych panów stać na jeszcze więcej.

Początkowo album „UNU” pojawił się na płycie winylowej, ale jakiś czas później również na CD. W nowej wersji wzbogacony został o prawie 20 minut materiału, ale raczej nie wniósł wiele nowego do twórczości formacji. Jako bonus dodano między innymi znane już kompozycje „Chcemy być sobą” czy „Nie płacz Ewka”. Ostatnia reedycja – ponownie na winylu – miała miejsce we wrześniu 2017 roku. Album w tej odsłonie wciąż dostępny jest w sprzedaży w najpopularniejszych sklepach muzycznych w Polsce.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie

Paweł Kopeć
22 sierpnia 2023 o 21:37
Odpowiedz

Genialna, ech ten klimat i wspomnienia... Ale uwaga na "Live" Perfectu!

~Paweł Kopeć

22.08.2023 21:37
1