Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Półka kolekcjonera: Black Sabbath – „Sabbath Bloody Sabbath”

Muzyka
|
14.12.2021

Piąta płyta Black Sabbath, podobnie jak wszystkie poprzednie, okazała się wielkim przebojem. Powstanie „Sabbath Bloody Sabbath” to bardzo złożona, nie do końca pozytywna historia. Historia tego, jak upadał kultowy zespół...

„Sabbath Bloody Sabbath” - okładka płyty
Okładka „Sabbath Bloody Sabbath” to dzieło ilustratora, Drew Struzana

W 1973 roku Black Sabbath był na fali wznoszącej. Zespół wydał już cztery płyty, które szybko docenione zostały przez fanów rocka, a obecnie uznawane są za kultowe. Wydawało się, że tej rozpędzonej maszyny nic nie powstrzyma. Ale podczas prac nad kolejnym wydawnictwem – bohaterem naszego tekstu „Sabbath Bloody Sabbath” – prace nie przebiegały harmonijnie. Niestrudzony do tej pory kompozytor Tony Iommi przeżywał kryzys twórczy, muzycy coraz częściej nie potrafili się dogadać, a narkotyki stawały się motywem przewodnim wszystkich wspólnych spotkań członków Black Sabbath. Poprzednim razem, takie można odnieść wrażenie, używki pomagały im w pracy, ale ten system – nie ma co się dziwić – przestał w pewnym momencie funkcjonować.

Ostatecznie kryzys udało się zażegnać, a płyta „Sabbath Bloody Sabbath” okazała się znakomita. Docenili ją fani i krytycy, a zespół ponownie udowodnił, że jest w wybornej formie. To jednak pozory, o czym dopiero po latach otwarcie zaczęli mówić członkowie Black Sabbath. Nagrywanie tego albumu było „początkiem końca oryginalnego składu Black Sabbath” – powiedział w 2013 roku Ozzy Osbourne. Chociażby z tego powodu warto poznać tę historię...

Zdjęcie zespołu Black Sabbath
Zdjęcie zespołu Black Sabbath z lat 70.

Niemoc twórcza w kokainowym ciągu

Po wyczerpującej trasie koncertowej promującej album „Vol. 4” członkowie Black Sabbath szybko przystąpili do prac nad nowym materiałem. Wpisywało się to w ich rytm pracy – nie robili sobie przerw, w studiach spędzali mało czasu, a płyty wydawali często. Podobnie miało być i tym razem. Latem 1973 roku weszli do Record Plant Studios w Los Angeles i zamieszkali w Bel Air. Większość czasu jednak zmarnowali, będąc w narkotykowym ciągu, który nie przyniósł żadnego twórczego olśnienia. Tony Iommi przyznał po latach, że wszyscy czekali, ale w końcu uda mu się coś skomponować, ale on miał kryzys twórczy. Nie był w stanie napisać nawet jednego chwytliwego riffu.

Tony brał kokę dosłownie od wielu dni – wszyscy to robiliśmy, ale Tony przekroczył granicę. Mam na myśli, że te rzeczy po prostu wypaczają całe twoje wyobrażenie o rzeczywistości. Zaczynasz widzieć rzeczy, których nie ma. A to Tony’ego jakby nie było...

- powiedział wiele lat później Ozzy Osbourne o pierwszym podejściu do nagrywania „Sabbath Bloody Sabbath”.

Po miesiącu w Los Angeles, który nie przyniósł nic konstruktywnego, muzycy przenieśli się do brytyjskiego zabytkowego zamku Clearwell mieszczącego się w Forest of Dean. Ponieważ budynek uznawany był za nawiedzony, panowie z Black Sabbath – po zastosowaniu ulubionych używek – byli przekonani, że widzą duchy. Opowiadali różne dziwne historie z pobytu w zamku, ale ostatecznie okazało się, że pozwoliło im to na rozładowanie atmosfery i powrót na właściwe tory. Siedząc w jednym z tamtejszych lochów Iommi wymyślił główny riff utworu „Sabbath Bloody Sabbath” i był to moment przełomowy. Chemia wróciła, muzycy robili sobie żarty, straszyli się wzajemnie i w końcu zaczęli tworzyć.

Clearwell Castle
Zamek Clearwell | fot. AHFilms

Ostatecznie materiał na „Sabbath Bloody Sabbath” zarejestrowali w londyńskim studiu Morgan, a rzecz działa się we wrześniu 1973 roku. Jak to mieli w zwyczaju, przybyli na miejsce z napisanym materiałem, dlatego sam proces nagrywania płyty poszedł bardzo gładko. Składająca się z ośmiu utworów płyta była gotowa do publikacji. Ta nastąpiła już 1 grudnia 1973 roku.

Po swojemu wprost do celu

Materiał, który znalazł się na „Sabbath Bloody Sabbath”, nie był w żadnym stopniu rewolucyjny. To Black Sabbath znany z poprzednich płyt, czyli wpadające w ucho solówki Iommiego i zaangażowane w różne, również poważne tematy teksty Butlera oraz Osbourne’a. Mroczne, solidnie podbudowane ciężkim brzmieniem utwory brzmiały zaskakująco przebojowo. Choć heavymetalowe, wpadające w ucho. Z tego powodu popularność piątej płyty zespołu nie powinna dziwić.

Ciekawostką jest, że w końcu album brytyjskiej formacji doceniony został przez mainstreamowe media, które aż do jej wydania nie były przychylne twórczości Iommiego i spółki. Nad „Sabbath Bloody Sabbath” rozpływało się chociażby opiniotwórcze, najważniejsze wówczas amerykańskie pismo muzyczne „Rolling Stone”. Fani album pokochali z miejsca, a Black Sabbath ugruntował tylko swoją pozycję wśród czołowych metalowych wykonawców na świecie. Ostatecznie „Sabbath Bloody Sabbath” pokryło się platyną w Stanach Zjednoczonych (ponad milion sprzedanych egzemplarzy) oraz złotem w Wielkiej Brytanii. Największymi przebojami, które znalazły się na wydawnictwie, są „Sabbath Bloody Sabbath”, „A National Acrobat” i „Sabbra Cadabra”, ale trzeba przyznać, że płyta jako całość jest bardzo spójna i przemyślana.

Początek końca...

Problemy podczas tworzenia „Sabbath Bloody Sabbath” nie przełożyły się na efekt końcowy, czyli samą płytę, ale miały poważne dalekosiężne skutki. Atmosfera w zespole zaczynała się psuć. Muzycy, poważnie uzależnieni od alkoholu i narkotyków, nie potrafili się porozumieć w wielu kluczowych dla rozwoju formacji kwestiach. Można było nawet odnieść wrażenie, że coś zaczynało się między nimi psuć również na stopie prywatnej. W grę zaczynały wchodzić coraz większe pieniądze, a presja była często nie do zniesienia. Głupimi żartami i ciągłym upojeniem nie można było zagłuszyć wszystkiego.

 „Sabbath Bloody Sabbath” był tak naprawdę albumem, po którym powinienem był się pożegnać, bo po nim naprawdę zacząłem się rozsypywać. W końcu wszyscy przestaliśmy za sobą przepadać.

- powiedział Osbourne w 2013 roku.

Dało się to zauważyć, ponieważ trzy wydane po „Sabbath Bloody Sabbath” albumy (ukazały się w latach 1975-78) były wyraźnie słabsze od poprzednich. Między muzykami brakowało chemii, a ich współpraca nie układała się tak dobrze, jak wcześniej. Dalsza historia jest już znana – Iommi pozostaje na czele Black Sabbath i poszukuje nowych rozwiązań, natomiast Ozzy rozpoczyna pełną sukcesów karierę solową. Ostatecznie panowie spotkali się jeszcze raz, właśnie w drugiej dekadzie XXI wieku, ale niestety nie w komplecie, ponieważ do trzech oryginalnych muzyków nie dołączył wówczas perkusista Bill Ward. Poszło oczywiście o pieniądze.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie