Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Półka kolekcjonera: AC/DC – „Highway to Hell”

Muzyka
|
26.07.2021

„Highway to Hell” to wydawniczy przełom dla AC/DC, a także ostatni album nagrany z wokalistą Bonem Scottem. Płyta kultowa i wyjątkowa, czyli idealna na naszą półkę kolekcjonera!

 „Highway to Hell” - okładka płyty
Kultowa okładka albumu „Highway to Hell”

1979 rok był dla zespołu AC/DC przełomowy. Właśnie wtedy światło dzienne ujrzał album pt. „Highway to Hell”, który był szóstym w ich karierze (i piątym wydanym ogólnoświatowo). Choć zespół był już rozpoznawalny, szczególnym uznaniem cieszył się tylko w rodzimej Australii. Muzycy dojrzewali twórczo, co wpływało na fakt, że wydawali coraz lepsze płyty. Szczyt formy nastąpił właśnie pod koniec lat 80. XX wieku.

Członkowie AC/DC podjęli kilka ważnych decyzji, a także wyciągnęli wnioski z poprzednich sesji nagraniowych, co pozwoliło im na przeskoczenie na wyższy poziom. Można jedynie żałować, że było to ostatnie wydawnictwo nagrane z Bonem Scottem, który osiągnął na płycie wokalną perfekcję. Oczywiście pojawienie się Briana Johnsona i wydanie świetnego „Back in Black” było również wydarzeniem wyjątkowym, ale wielu fanów AC/DC do dziś nie pogodziło się z przedwczesną śmiercią charyzmatycznego wokalisty...

Zdjęcie zespołu AC/DC
Zespół AC/DC pod koniec lat 80.

Przypadkowy producent i imprezowy album

Pierwsze fragmenty nowego materiału zespół AC/DC przygotował jeszcze w Australii w Albert Studios. Ze strzępkami utworów pojawili się w londyńskim Roundhouse Studios wiosną 1979 roku. Co ciekawe, po raz pierwszy w swojej historii nie zaprosili do współpracy producentów Harry’ego Vandy i George’a Younga. Najpierw nawiązali współpracę z Eddiem Kramerem, ale ta nie układała się najlepiej i ostatecznie wraz z producentem nie przygotowali żadnego utworu. Przypadkowo na ich drodze pojawił się Robert Lange i, choć go nie znali, postanowili spróbować. Okazało się to na tyle dobrym rozwiązaniem, że producent pomógł nagrać nie tylko „Highway to Hell”, ale również dwa kolejne albumy AC/DC.

W Londynie pojawili się gitarzysta i lider zespołu Angus Young, gitarzysta rytmiczny Malcolm Young, wokalista Bon Scott, perkusista Phil Rudd oraz basista Cliff Williams. W proces twórczy zaangażowana była jednak pierwsza trójka. Bracia zajęli się komponowaniem, natomiast frontman pisaniem tekstów. Trzeba przyznać, że te były raczej monotematyczne, ale nawiązujące do początkowych studyjnych dokonań AC/DC. Bon Scott pisał o pożądaniu („Love Hungry Man”, „Girls Got Rhythm”, seksie („Beating Around the Bush”, „Touch Too Much”, „Walk All Over You”) i imprezowaniu w mieście („Get It Hot”, „Shot Down in Flames”). Wokalista przyznał przed kolegami, że poważniejsze teksty, które znalazły się na poprzedniej płycie, czyli „Powerage” (1978), mu się nie podobały i woli pisać o przyjemnościach dnia codziennego.

Jeśli chodzi o muzykę, to tutaj również nie było rewolucji. Rytmiczne tempo, wpadające w ucho riffy oraz wyprowadzenie brzmienia gitar przed inne instrumenty – to znaki rozpoznawcze AC/DC i podobnie było na „Highway to Hell”. Wydaje się jednak, że zespołowi udało się uchwycić przebojowość i nagrać utwory, które zwyczajnie bardziej wpadają w ucho. Nie ma jednocześnie wątpliwości co do tego, że największą robotę zrobił tytułowy i zarazem pierwszy na płycie kawałek „Highway to Hell”. To zdecydowanie największy przebój z płyty, który szybko podbił wiele list przebojów na całym świecie. Dalsza część płyty jest bardzo dobra i równie przebojowa, ale czasem tak jest, że jeden singiel robi różnicę. W tym wypadku był to właśnie utwór tytułowy.

To było TO!

AC/DC nie schodziło poniżej pewnego dobrego poziomu na poprzednich płytach, ale wciąż im czegoś brakowało, żeby wspiąć się na szczyt popularności. Rozwiązaniem okazał się album „Highway to Hell”, który został doceniony przez krytyków i szybko zauważony przez słuchaczy. Oczywiście krążek cieszył się ogromnym zainteresowaniem w Australii, ale tam zespół miał już ugruntowaną pozycję. Dużo ważniejsze w kontekście muzycznego i finansowego rozwoju było podbicie rynku amerykańskiego. Co ciekawe, ogólnoświatowa premiera „Highway to Hell” miała miejsce 27 lipca 1979 roku, natomiast w Stanach Zjednoczonych płyta ukazała się dopiero 3 sierpnia 1979 roku.

To opóźnienie nie wpłynęło jednak na niezwykle pozytywny odbiór trzeciej płyty AC/DC. Szacuje się, że w USA sprzedano ponad 7 milionów jej egzemplarzy, co zaowocowało siedmiokrotną platyną. W Australii rozeszło się ponad 350 tysięcy płyt (5x platyna), a w Wielkiej Brytanii 300 tysięcy (platyna). Zainteresowanie najnowszym dziełem AC/DC było ogromne, co potwierdzały również entuzjastyczne recenzje najważniejszych pism muzycznych. Zespół wspiął się na sam szczyt i nie planował z niego schodzić.

Nieoczekiwanie jednak, nieco ponad pół roku po premierze płyty, zmarł Bon Scott. Utalentowany wokalista i postać niezwykle charyzmatyczna, która bez wątpienia przyczyniła się do ogromnego sukcesu zespołu. Mogli pozostać na szczycie, a musieli zastanawiać się, czy nie zakończyć kariery... Ostatecznie, jak wiadomo, tego nie zrobili, a miejsce Scotta zajął Brian Johnson. Ich wspólny album zatytułowany „Back in Black” był kolejnym genialnym i wybitnym dziełem, ale o tym pisałem przy okazji innego spotkania przy półce kolekcjonera...

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie