Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

„Medicine at Midnight” – recenzja najnowszej płyty Foo Fighters

Muzyka
|
09.02.2021

5 lutego ukazał się dziesiąty album w dorobku Foo Fighters. Czy amerykański zespół w godny sposób uczcił 25-lecie działalności? Przekonajmy się!

„Medicine at Midnight” - okładka
Fragment okładki „Medicine at Midnight”

Jeszcze przed premierą „Medicine at Midnight” członkowie Foo Fighters poinformowali, że jest to dla nich album wyjątkowy, ponieważ podwójnie jubileuszowy. Dziesiąty w ich dorobku, a także będący celebracją 25-lecia istnienia zespołu. Płyta miała ukazać się w 2020 roku, bo wtedy przypada ta rocznica, ale z powodu pandemii pojawiła się w lutym 2021 roku. Ale skupmy się na muzycznej zawartości.

Pierwszy singiel zatytułowany „Shame Shame” ukazał się już w listopadzie 2020 roku i był w mojej opinii świetnym otwarciem. Słychać było z jednej strony nawiązanie do rockowych korzeni zespołu, a z drugiej – o czym zresztą Dave Grohl mówił wielokrotnie – otwarcie na nowocześniejsze brzmienia. Chwytliwy refren i wpadająca w ucho melodia mogły się podobać i dawały nadzieje, że to może być album przełomowy. Otwierający nowy rozdział Foo Fighters.

Kolejne single – „No Son of Mine” oraz „Waiting on a War” – nieco ostudziły mój entuzjazm. Nie zrozumcie mnie źle, to dobre rockowe kawałki utrzymane w stylistyce zespołu, ale dalekie od zapowiadanej rewolucji. Single singlami, ale 5 lutego w końcu mogłem zapoznać się z całością, co bez wątpienia jest najlepszym sposobem na ocenienie albumu. To była miła podróż, ale nie tak alternatywna, jak przypuszczałem.

„Holding Poison” to kolejny klasycznie rockowy kawałek, jakich sporo w dyskografii zespołu. Nie zabrakło również chwytliwej ballady – „Chasing Birds”, która utrzymana jest w klimacie wspomnianego już „Waiting on a War”. Podobał mi się nieco funkowy kawałek „Cloudspotter”, a także otwierający płytę żywiołowy utwór „Making A Fire”, w którym... znalazło się miejsce na archaicznie brzmiące chórki z lat 80. Ale mimo wszystko piosenka wpadła w ucho. Tytułowy kawałek po prostu jest, ale po przesłuchaniu szybko o nim zapomniałem.

Foo Fighters na „Medicine at Midnight” faktycznie poszukuje. Sam znalazłem tam wiele mniej lub bardziej ciekawych inspiracji, wiele nawiązań do różnych muzycznych epok. To dobra rzecz, ale sprawia ona jednocześnie, że album nie zachwyca spójnością. Wszystko jest nieco od siebie odklejone. Fani gitarowego grania powinni być zadowoleni, ale po przesłuchaniu – tak mi się przynajmniej wydaje – wybiorą sobie 3-4 utwory, które szczególnie im się podobają, a o reszcie zwyczajnie zapomną. Ja tymczasem ponownie odpalam znane mi już dobrze „Shame Shame”...

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie