Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Dalej niż Dakar. Solo.

Motocykle
|
02.05.2023

To był mój pierwszy w życiu rajd. Budapest – Bamako – najdłuższy amatorski rajd świata, często nazywany „niskobudżetowym Dakarem” dla każdego, zadziałał na mnie jak przysłowiowy lep na muchy.

Info:

Wyprawa motocyklowa dalej niż

Tagi: hobby faceta po 40.

Trasa do Maroka
W drodze do Maroka

Hasło rajdu bardzo wymowne – Anyone. By Anything. In Any Way. By Any Means. Nic więcej nie potrzebowałem żeby poczuć motyle i dostać pozytywnego pierdolnięcia ;) I inne podhasła które rozpalały moją wyobraźnię – „The World’s Largest Amateur Rally”, „Low-budget Dakar alternative”, „Dakar for the poor”, „Ultimate African Road Trip”. Marzenie żeby stanąć na mecie najtrudniejszego kiedyś rajdu świata. Bezcenne.

Od tego się zaczęło – od marzenia o Dakarze

Rajd ten, biegnący w większości przez dakarowe odcinki – nie może zostać obojętnym dla każdego kto choć raz widział i przeżywał te uczucia w telewizornii. Kto pamięta te lata to doskonale wie o co chodzi. To była magia. Cały świat śledził zmagania pustynnych jeźdźców, codziennie wyczekując wieczornych wiadomości i kolejnych doniesień z rajdu. Bez nowoczesnych środków łączności te chwile były jak przekaz z nie z tego świata. I te twarze z odciśniętym znojem, potem i wysiłkiem. Chyba każdy facet gdzieś w środku gniótł w sobie skrajne emocje. Podziw, odwaga, strach i obawa. Ten rajd zbudował mit który trwa do dziś. Legenda która wciąż żyje i żyła też we mnie.

Marzenie o piaskach Sahary

Dużą zachętą i inspiracją żeby o tym „pomyśleć” była informacja, że nie istnieją żadne ograniczenia dotyczące pojazdów lub osób które mogą wystartować. No limits.

Generalnie są do przejechania dzienne etapy które należy ukończyć pomiędzy Budapesztem a….Bamako w Mali. Nie ma limitu czasowego. Niepisana zasada jest taka, aby zdążyć dojechać do kolejnego odcinka przed zachodem słońca. Punkty są przyznawane za ukończenie kolejnego etapu. Są dodatkowe wyzwania w postaci punktów za orientację w terenie. I najważniejsza zasada: pojazd nie ma obowiązku być na mecie tylko UCZESTNIK można ukończyć rajd po prostu z kimś innym z innym zespołem…więc hulaj dusza piekła nie ma! Piękna i cudowna alternatywa.


Trasa rajdu przez Afrykę


Poszczególne etapy w kilometrach

Oczywiście zgodnie z hasłami przewodnimi organizator praktycznie nie zapewniał nic oprócz numeru startowego, roadbook’a, pomocy w załatwieniu wiz i niezbędnych ubezpieczeń w każdym afrykańskim kraju przez który przebiegała trasa rajdu. Majestatyczne i czarowne Maroko, niewzruszona Sahara Zachodnia, magiczna, wręcz mistyczna Mauretania, kolorowy i radosny Senegal czy wreszcie entuzjastyczna Gambia, tam gdzie była meta w stolicy Banjul. Ze względu na sytuację polityczną ostatecznie zrezygnowano z dotychczasowej mety jaką była stolica Mali, Bamako.


Jeden z „hardkorowców” na ETZ 250


Nawet nasz „maluch” brał udział w edycji w 2013r, numer startowy 143

Organizator informuje, że transkontynentalny rajd nie jest dla niedzielnych kierowców; jest maksymalną przygodą z minimalną pomocą (w praktyce absolutnie żadną) obsługa nie posiada śmigłowców ratowniczych, holowników samochodowych, tłumaczy, prawników czy przewodników. Generalna zasada to poleganie na własnym szczęściu, zasobach i umiejętnościach. Jedyne co jest pewne na Budapest-Bamako to niepewność. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy. To przygoda. To duże wydarzenie społeczności na dwóch kontynentach w ciągu 2 tygodni. 9000 km to wyzwanie dla maszyn i dla ludzi. Tyle słów zachęty. Albo zniechęcenia. Do wyboru.


Jeden z etapów przez pustkowia Maroka, dziś „tylko” 650 km

I z takimi informacjami zapisałem się we wrześniu na rajd. Start w styczniu. Motocykl zakupiłem w maju już z myślą o tym rajdzie. Kalkulowałem, obliczałem czytałem o dakarowskich legendach i wybór padł na jedyny optymalny i w miarę ekonomiczny motocykl - Yamaha Super Tenere XTZ 750. Jednocześnie zgodny z duchem low budget’owych założeń. Zrównoważona moc dwóch cylindrów, masa oleju, sucha miska, łatwość w obsłudze czy nawet dostępność części. Jak się później okazało decyzja ta była kluczowa planując rajd w pojedynkę. Legendarna niezawodność i trwałość jednostki napędowej (przebiegi nawet 250.000km). Zaufałem japońskim technologom z lat 80-tych kiedy to właśnie tworzyli z myślą o Dakarze. Masa żelastwa gwarantowała bezkompromisowość i w miarę bezawaryjność a o to przecież chodziło. Bez zespołu. Bez żadnego wsparcia. Bez oglądania się na nikogo. Wielka wiara we własne umiejętności prowadzenia ciężkiej (na sucho 240 kg) maszyny. I niezachwiana wiara w Tośka – tak nazwałem swojego nowego przyjaciela. Kompletny odpał.


Legendarna Yamaha Super Tenere XTZ 750 – model który wielokrotnie zdobył 1 miejsce w rajdzie Paryż - Dakar.


W oczekiwaniu na prom do Maroka

Na początku miałem jeszcze w miarę sporo rzeczy – w sumie razem ze mną było tego jakieś prawie 400kg. Bez szans na piaskach pustyni. Pozbywałem się balastu bardzo szybko jak tylko skończyły się utwardzone nawierzchnie. Niezbędne minimum do przeżycia. Lekki śpiwór, wędzona szynka która dawała radę w 40st upale, zapas paliwa i wody, ręczna profesjonalna pompka (niezbędna!) komplet kluczy, świec, regulator napięcia który lubił się palić, dętki i parę tam jeszcze szpejów.


Bagażnik na kanistry 


Maroko – na początku afrykańskiego odcinka mróz, zimno, śnieg, buty wersja zimowa, temperatura poniżej zera


Maroko – początkowy odcinek rajdu, wysokość ponad 2000m n.p.m. – przejazd przez Atlas Wysoki


Atlas Wysoki


A zaledwie kilka dni później tylko piach, suchy piach ….

W takich pięknych okolicznościach przyrody, banalna butelka z wodą stawała się lejkiem i wybawieniem w pośrodku niczego na 450 kilometrowym odcinku przez pustynię w Mauretanii. I zabawna historia, gdzie porywisty wiatr wyrywa mi ją z ręki i widzę jak oddala się w szybkim tempie i biegnę za nią jak szalony bo wiem, że jak jej nie dopadnę to stracę cenne litry przy wlewaniu paliwa z kanistra do baku…a ta skubana tańczy, turla, podskakuje a ja śmieję się do rozpuku widząc komizm całej tej sytuacji.


Etap do Laayoune 

A potem mega wyzwanie. Spalone sprzęgło jakieś 120km przed końcem kolejnego etapu. Zdradliwy odcinek nad oceanem i maź która dosłownie zalepiła Tośka na amen po silnik. I tu opatrzność miała mnie w swej opiece, bo pojawili się chwilę potem Słowacy swoim Jeepem Rangerem. Zabrałem się z nimi i wróciłem po motocykl z…Ministrem Turystyki Islamskiej Republiki Mauretanii który po długich negocjacjach zdecydował się mi pomóc (tylko 350 Eur ;) a był na kolejnym odcinku jako zabezpieczenie rajdu. To właśnie z powodu śmierci kilku Francuzów w Mauretanii przeniesiono rajd Paryż-Dakar do Ameryki Południowej.

Przeżyliśmy wspólnie chwile grozy jadąc brzegiem oceanu podczas przypływu – bezcenne - żeby skrócić sobie dystans. Dodatkowe 240 km tam i z powrotem po pustyni plus ponad 150km do najbliższego miasta gdzie lądujemy o 5.30 rano. 3h snu i jedziemy do lokalnego mechanika. Oczywiście sprzęgła nie ma, ale to NO PROBLEM. W Afryka jest wszystko. Po kilku godzinach faktycznie zjawia się inny ciemnoskóry jegomość z kółeczkami w ręce. Cena wywoławcza 400Eur. Zbijam do 200Eur po jakiejś pół godzinie, i tak nie mam wyjścia. Po zamontowaniu oczywiście sprzęgło ślizga ale nie jest tak źle. Jestem uratowany!!! Mogę jechać dalej i w kolejnym obozie witają mnie skonsternowane miny innych uczestników rajdu, którzy położyli już na mnie przysłowiowy krzyżyk.

Jestem dalej w grze. Ależ jestem dumny z siebie!


Znowu w trasie!!


Serwis Yamaha gdzieś na trasie – jeszcze w Maroku, potem pozostało już tylko zawierzenie w maszynę

Kolejne etapy w Senegalu już bardziej spokojne. Piaski pustyni zamieniły się w sawannę, pojawia się roślinność, drzewa i trawa. I bardziej utwardzone nawierzchnie. To miód dla nowego „sprzęgła”. Wioski i mnóstwo dzieci które co przystanek oblegały mnie zewsząd. Chłopacy dotykali każdego elementu Tośka z uwielbieniem i podziwem. W ich oczach widać było szczerą radość i fascynację z powodu „odwiedzin” gościa z innej planety. I wtedy dotarło do mnie że kiedyś ja sam, mniej więcej w ich wieku z niewiarygodnym namaszczeniem patrzyłem na takich facetów… i… zamarzyłem…


Camping w Senegalu

Robi się bardzo gorąco, temperatura dzień w dzień dochodzi do 40st. Jak na początek lutego wymarzona pogoda na moto ;) Niektóre asfaltowe odcinki popołudniami zamieniały się w niebezpieczne „lodowisko” i jakiś gwałtowniejszy manewr na „kostkach” mógł zakończyć się glebą. Dalej pełna koncentracja pomimo lejącego się wszędzie potu. Dakar nie był na trasie rajdu ale mijając go gdzieś niejako po drodze pojawiło się uczucie zwycięstwa. I ogromna satysfakcja.


Jeden z uczestników na trasie w Gambii, jak widać Łada daje radę

Potem Gambia. Krótkie odcinki w tumanach kurzu wśród roześmianych tubylców. I wreszcie stolica – Banjul. Przejazd przez metę, gratulacje od wszystkich poznanych w trasie i nieskłamana radość którą wspólnie celebrujemy wraz z Gambijskimi muzykami na scenie pod gołym niebem. W rozmowach pojawiają się kolejne plany i wyzwania. Może znowu za rok???


Na mecie w Banjul, Gambia


Na mecie rajdu w Banjul, wraz z Chrisem z Anglii i Guy’em z Belgii


Mocno wyluzowani z Chrisem na imprezie zamykającej rajd w Banjul


„Dakarowe” srebro

Genezą rajdu przez pomysłodawcę było wskrzeszenie ducha rajdu Paryż-Dakar tworząc jego niskobudżetową odmianę „dla każdego”, jednocześnie krzewiąc charytatywną pomoc dla mieszkańców Afryki. Uczestnicy w ramach rajdu samodzielnie organizują środki by potem zawieźć je do Afryki. Każdego roku zawożone są środki medyczne, techniczne, wykopywane są nowe studnie, budowane nowe szkoły, wyposażane obiekty w instalacje fotowoltaiczne a nawet przywożone całe, kompletne ambulansy. Pomysłowość uczestników jest imponująca. Dotychczas przekazano na te cele kila milionów Euro z prywatnych środków. To druga twarz rajdu a być może pierwsza. Każdego roku zespół który wykona najbardziej wybitną, charytatywną pracę odbiera nagrodę – Mother Teresa Charity Award.


Najmłodsi uczestnicy rajdu to dzieciaki które zaangażowały się w akcję charytatywną. Przekazywały dla dzieci z Afryki swoje zabawki  i dołączały własnoręcznie namalowane obrazki  


Paczki do Afryki dzięki pomocy wielu przyjaciół, znajomych i Gości hotelu villa Toscana  którzy zaangażowali się w akcję charytatywną

W 2011r. wprowadzono nową kategorię tzw. Bamako Spirit Category której celem jest zachowanie oryginalnego ducha założycielskiego rajdu. Organizatorzy zapraszają najbardziej kreatywne, śmiałe, szalone i śmieszne załogi, które mają szansę na wystartowanie w rajdzie bez kosztów organizacyjnych. Masz odważną wizję? Przyjdź i ją zrealizuj. Nawet wysłużonym ale wciąż sprawnym wozem strażackim ;)

I w ten właśnie sposób, dzięki szalonym marzycielom dla marzycieli powstał najdłuższy, amatorski rajd świata. Afrykańskie kraje Islamskie. Czarna Afryka. Bezmiar pustyni. Solo. Czy trzeba być wariatem? Trochę tak :-) ale to właśnie wariaci pchają ten wózek zwany światem do przodu.

Na koniec podzielę się z wami tym, co mi pomogło zrealizować tak karkołomny projekt.

Medytacja w czasie jazdy – codziennie banan nie schodził mi z gęby ;)

Koncentracja na sobie, na chwili obecnej – czujność, uwaga, obserwacja.

Radość z jazdy dzień po dniu – dla tego uczucia dam się pociąć na żyletki ;)


Chwila zadumy…

Jerzy Strama

PS. W trakcie rajdu okazało się że organizator zainteresowany był wyłącznie własnym interesem i mówiąc wprost, zarobieniem kasy. Pojawiło się kilka wątków które pokazały jeszcze inną twarz organizowanego rajdu. Takie życie. Ale to tylko mały szczegół pośród ogromu niezapomnianych doznań i nawiązanych nowych znajomości i przyjaźni.

Najlepszą sprawą byli uczestnicy samego rajdu którzy podeszli do całości z dużym profesjonalizmem i zaangażowaniem czego nie można powiedzieć o organizatorach.

W trakcie ostatniego wydarzenia na przełomie stycznia i lutego 2016 r ze względu na zagrożenie terrorystyczne została zmieniona trasa rajdu – odbywała się tylko po terytorium Maroka. Ze względu na brak odwołania a tylko zmianę trasy rajdu, organizator nie przewidywał i nie zwracał pieniędzy za wpłacone koszty organizacyjne. Wiele załóg poczuło się oszukanych. Wiele z nich na własną rękę kontynuowało wcześniej zaplanowaną trasę do stolicy Mali, Bamako.


Z Medical Team – Belgia, w Saint Louis Senegal


Medical Team udziela pomocy węgierskiemu motocykliście na trasie rajdu. Na co dzień dwójka Belgów pracuje jako wojskowi medycy na misjach 


Z Krisem podpisujemy się na ambulansie który został dostarczony w jednym kawałku przez belgijski Medical Team dla szpitala w Banjul. 


Medical Team z Merem miasta Banjul (ten największy w niebieskim stroju ;) i zarządem szpitala któremu ofiarowano ambulans


Ambulans został zbudowany za pieniądze kilkuset osób, każda „wpłaciła” 5EUR i podpisała się na karoserii samochodu, wewnątrz znajduje się kompletna aparatura do pomocy medycznej 


Kolejny dar od uczestników

A po rajdzie przyszedł czas na przegląd przed sezonem ;)
Mechanik się załamał ale dał radę! Chwała mu, bo były chwile załamania nerwowego…


Tosiek after rally…cdn…

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie