Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Asertywność okiem trenera - cz. 3

Męska psychologia
|
17.11.2012
Męska psychologia Asertywność okiem trenera - cz. 3

O zespole uszczęśliwiacza i terrorze emocjonalnym pisze w trzeciej części cyklu o asertywności Wojciech Imielski, trener rozwoju osobistego.

Męska psychologia Asertywność okiem trenera - cz. 3

Stare powiedzenie mówi, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Myślę, że w piekle znajdują się różne rodzaje bruku, ten jednak jest faktycznie wyjątkowo powszechny – ludzie, których misją jest przymusowe uszczęśliwianie innych bywają wybitnym utrapieniem wielu osób i środowisk. Dobrze wie o tym chociażby ten, kogo regularnie odwiedzają niestrudzeni domokrążcy, z przekonaniem zapowiadający kolejny koniec świata i rozdający wypełnione błyskotliwymi opowieściami o jedynie słusznej drodze do zbawienia gazetki.

Młode małżeństwo, tuż po ślubie, wprowadza się do rodziców. Takie rozwiązanie spada im z nieba – w końcu o mieszkanie nie jest tak łatwo. Bywa, że zgodne pożycie trwa długie lata, znam jednak wiele sytuacji, w których decyzja o zamieszkaniu z teściami to początek drogi krzyżowej. Teściowie wiedzą bowiem najdokładniej nie tylko, jaka pielucha będzie najlepsza, a jaka najgorsza dla nowo narodzonej latorośli. Czasami znają także lekarstwo na wszelkie problemy intymne, udzielają masowych rad, przestróg i sugestii, nachodzą młodych o każdej porze dnia i nocy, usiłują kontrolować ich pocztę i małżeńskie wydatki. Troskliwie i z pełnym miłości poświęceniem zamieniają życie młodego małżeństwa w koszmar, nierzadko powodując lub przyspieszając rozpad związku.

Szczerze powiedziawszy, w konfrontacji z rozwiniętym i utrwalonym zespołem uszczęśliwiacza asertywność niewiele pomoże. Jak uczą liczne przykłady, nie działa tu bowiem ani prośba, ani groźba, ani perswazja, ani pobicie. Czasami zbawienna okazuje się nieustępliwość i twarda konsekwencja od samego początku kontaktów. Jeśli jednak młodzi małżonkowie nie zorientują się w porę do czego rozwój sytuacji zmierza, chwilę później najlepiej szukać już nowego mieszkania. Jakiekolwiek wysiłki na rzecz odzyskania należnej autonomii, próby separacji od teściów czy zdrowej regulacji wzajemnych stosunków kończą się niezmiennie recitalem lamentów i pretensji pod adresem dwojga młodych niewdzięczników, tym bardziej, że „przecież to wszystko z miłości i troski”.

I wreszcie najbardziej wyrafinowana forma interpersonalnego terroru – terror emocjonalny. Wykorzystujący przede wszystkim prostą technikę „ja cię tak kocham, a ty jesteś taki(a) podły(a)…” i różne jej wariacje, jest typową taktyką działania osób zaburzonych emocjonalnie. Ta forma prześladowania bliskich bywa niezwykle skutecznym narzędziem wieloletniej manipulacji. Terror w omawianej postaci nie tylko trudno jest wykryć i udowodnić. Ma on jeszcze jedną, wielką zaletę – krzywdziciel jawi się jako bezbronna ofiara, faktyczne ofiary spędzają zaś swoje życie sprawiedliwie, demokratycznie obdzielone poczuciem winy.

W takiej sytuacji osoba zaburzona emocjonalnie (i zwykle osobowościowo) latami wykorzystuje otoczenie, przede wszystkim partnera życiowego, stosując różne formy uczuciowego szantażu. Wykonując liczne, zupełnie nieodpowiedzialne i często nieuczciwe posunięcia doprowadza w końcu partnera do szału, zarzucając mu następnie (a jakże!) skłonność do agresji i przemocy. Po stronie oprawcy typowy scenariusz spektaklu zakłada rozmaite histeryczne demonstracje (od zwykłego szlochu, po tzw. „próby samobójcze”), których treść i formę ogranicza wyłącznie jego osobista inwencja. Po stronie ofiar zaś bezradność, czasem lęk, irytację, tłumiony gniew i – ostatecznie - zazwyczaj poczucie winy. Manipulant zwykle osiąga swój cel, podczas gdy z partnera dzień po dniu radość życia uchodzi po kropli, jak krew ze źle zabezpieczonej rany. Po latach męczarni ofiara emocjonalnego terroru bywa cieniem człowieka, pozbawionym przez uczuciowego pasożyta wszelkich sił witalnych.

Wszystkie opisane przykłady zjawisk społecznych mają jeden wspólny mianownik. Jest nim bezduszna a czasami prawdziwie bezczelna manipulacja, jakiej dopuszczają się osoby nie potrafiące istnieć bez dokonywania interpersonalnych najazdów na cudze, niepodległe terytorium. Spokojna, w miarę możliwości pozbawiona cech przemocy stanowczość bywa w takich przypadkach jedyną rozsądną bronią. Poprawnie rozumiana asertywność w wielu sytuacjach może stać się największym interpersonalnym dobrem człowieka. Dlaczego wspominam o asertywności „poprawnie rozumianej”?

Pojęcie asertywności bywa zupełnie niepoprawnie rozumiane, czemu przyjrzymy się w kolejnym odcinku artykułu.

 

Wojciech Imielski, psycholog, trener rozwoju osobistego, pisarz i publicysta
www.wojciechimielski.pl

 

<< Przeczytaj poprzednią część artykułu 

 Przeczytaj kolejną część artykułu >> 

 

Pokonaj stres
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (2) / skomentuj / zobacz wszystkie

Facetpo40
23 listopada 2012 o 18:44
Odpowiedz

`ona - dzięki za szczera uwagę. Ten cykl jest po prostu długi i zawiera wiele ważnych informacji opisujących kontekst, bo bardzo często nie zdajemy sobie sprawy z tego, w którym momencie asertywność jest nam potrzebna, przypisując takie zachowania na przykład wyłącznie sytuacjom biznesowym. Uznaliśmy, że warto pokazać całość problemu. Jeśli zajrzysz w kolejne części artykułu - znajdziesz także konkretne wskazówki, jak być asertywnym.

Facetpo40

23.11.2012 18:44
ona
23 listopada 2012 o 14:02
Odpowiedz

Moim zdaniem w powyższych artykułach nadal brakuje bardziej konkretnych wskazówek postępowania. Liczyłabym na bardziej poradnikowy charakter artykułów. Zwłaszcza gdy pisze je profesjonalista. Takie ogólniki można przeczytać na wielu stronach w Internecie. Pozdrawiam.

~ona

23.11.2012 14:02