Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Asertywność okiem trenera - cz. 1

Męska psychologia
|
11.11.2012
Męska psychologia Asertywność okiem trenera - cz. 1

Czym jest asertywność? Kiedy nam jej brakuje? O tym w pierwszej części cyklu o asertywności opowiada Wojciech Imielski, trener rozwoju osobistego.

Męska psychologia Asertywność okiem trenera - cz. 1

Wolność jest prawem czynienia wszystkiego, co nie szkodzi innym.
Karol Marks

Wiele lat temu, jako dziesięcioletni może dzieciak, wraz z kilkoma rówieśnikami wybrałem się do ciotki jednego z kolegów. Ciotka miała magnetowid i otrzymaliśmy zaproszenie na film „Commando”, z bogiem naszego dzieciństwa - Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej.

Niestety, chwilę po tym, jak rozgościliśmy się w salonie, ciotka kolegi powzięła niezłomne postanowienie poczęstowania nas ugotowaną właśnie zupą z botwinki. „Poczęstować” to chyba zresztą nieodpowiednie słowo – po prostu nalała wszystkim dzieciakom po misce zupy, nie przyjmując do wiadomości moich stanowczych zapewnień, że nie mam ochoty na jedzenie i że podana zupa z pewnością się zmarnuje. Zupa się zmarnowała, a ja, przez wrodzone awanturnictwo i upór, siedząc obok miski ze stygnącą botwinką, projekcję ekscytującego filmu przetrwałem w atmosferze wzburzenia i niepokoju, związanego z całkiem jasnym poczuciem, że oto po raz kolejny jestem całkiem czarną owcą. Co zresztą nieznacznie dali mi odczuć moi „dobrze wychowani”, pokornie wpychający może i dobrą zupę koledzy.

Takich autobiograficznych historii mógłbym opowiedzieć setki. Bunt mam we krwi i gdybym nie został psychologiem, z pewnością byłbym dziś przewodnikiem karawan na Saharze albo piratem na południowym Pacyfiku. Zresztą, kto wie…? Dorosłe życie jest jednak nieustannym kompromisem – kiedyś i mnie zaczęło zastanawiać, gdzie leżą granice cudzej ingerencji w moje sprawy i czy odmawiając spełniania zachcianek i oczekiwań naruszam czyjekolwiek dobro.

Czy pomimo, że nie znosisz kulturystyki, trenujesz czasem w siłowni? Tylko dlatego, że twoi znajomi ćwiczą? Jeżeli tak, to czy zauważyłeś, że wielu spośród nich również nie cierpi treningu siłowego? Może nawet wszyscy… Oczywiście, zamiast „siłowni”, do tego wzoru podstawić możesz jakąkolwiek inną formę zbiorowej aktywności – zakupy w markecie, spacer z narciarskimi kijkami czy pobyt w kościele. Jej rodzaj tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Chodzi mi o to, że z pewnością bierzesz czasem udział w czymś, co pod żadnym względem nie odpowiada twoim potrzebom, planom ani zainteresowaniom. Jeśli powodem takiego stanu rzeczy jest zawsze wyższa konieczność (np. zdobywania środków na utrzymanie) – być może zjawisko asertywności wcale cię nie zainteresuje. Jeśli jednak przyczyną jest lub bywa nadmierny wpływ otoczenia – ten artykuł napisałem właśnie dla ciebie.

Jest całkiem sympatycznie, jeśli w wyniku zewnętrznych nacisków podejmujemy jakieś niechciane, ale nieszkodliwe czy nawet pożyteczne działanie. Tak jest pewnie w przypadku wspomnianej siłowni. Dużo gorzej, jeśli ulegając czyjejś presji

inwestujemy własny czas, uczucia, zdrowie albo środki finansowe, by sprostać zupełnie nieuzasadnionym oczekiwaniom i pretensjom osób nie tolerujących odmowy, nie uznających cudzego prawa do własnych przekonań, nie rozumiejących, zda się, prostego przekazu, jaki niesie ze sobą słowo „nie”.

Nie znoszę katolickich świąt, które obchodzą wszyscy moi bliscy. Tak naprawdę nie znoszę żadnych świąt. Co więcej – wielu moich znajomych również ich nie lubi. Wyniki swobodnej sondy wśród moich przyjaciół przekonały mnie, że zwyczaj dzielenia się opłatkiem niemal każdy uważa za co najmniej uciążliwy, ale przecież: „babci byłoby przykro”. Bierzemy więc udział w zbiorowym cyrku, jakim jest wzajemne spełnianie wzajemnych oczekiwań. Za wszelką cenę.

Wspólne siedzenie przy świątecznym stole może być i często jest po prostu wynikiem chęci podtrzymania rodzinnych więzi. Wszyscy pewnie zgadzamy się co do tego, że dorosły człowiek nie zawsze robi to, na co ma ochotę. Czasami poświęca się dla czyjegoś dobra, rezygnuje z własnych ambicji na rzecz przyjaźni czy miłości, wypełnia rozmaite nieprzyjemne obowiązki. Jednak z nadmiernego ulegania presji otoczenia płyną liczne niebezpieczeństwa, natury przede wszystkim psychologicznej.

Kiedy pracowałem jako psycholog w służbie zdrowia, każdego tygodnia widziałem dziesiątki sytuacji, w których pacjent psychiatryczny w najbardziej bezczelny sposób manipulował całą swoją rodziną i otoczeniem. Wymuszał najrozmaitsze zachowania, grożąc pobiciem, podpaleniem czy samobójstwem, wyłudzał pieniądze i inne środki wykorzystując współczucie bliskich i znajomych, cynicznie lub nieświadomie grając na najwyższych uczuciach własnego otoczenia. W razie konieczności przyjęcia jakiejkolwiek odpowiedzialności zazwyczaj sięgał po argument w postaci własnych, stwierdzonych przecież medycznie zaburzeń. Zaburzeni emocjonalnie pacjenci bywają mistrzami wszelkiej manipulacji, zaś opisany stan rzeczy zazwyczaj trwa przez długie lata, wyniszczając emocjonalnie wszelkie zaangażowane w sytuację osoby. Czego tym osobom brakuje?

Czy w swojej miejscowości, już przed laty, zauważyłeś może epidemię „syndromu meczu tenisowego”? Chodzi mi o panów stojących na rogu ulicy lub pod sklepem – kręcą śmiesznie głowami, w jedną i drugą stronę, jakby obserwując pasjonujący finał rozgrywek na kortach Wimbledonu. W rzeczywistości pilnie wypatrują nadchodzących osób, tak naprawdę bowiem ich głównym zajęciem jest zaczepianie znajomych i nieznajomych przechodniów: „szacuneczek, czterdzieści groszy się znajdzie?” Czy zdajesz sobie sprawę, że ci mężczyźni, od lat nie zarabiający ani grosza, są codziennie pijani do nieprzytomności? Czy zdrowy rozsądek nie podpowiada, że w nowoczesnym społeczeństwie ich obecność i zachowanie nie mają racji bytu? Ktoś jednak codziennie daje im pieniądze, w ostatecznie zebranej sumie stanowiące całkiem niezły kapitał rozrywkowy!

W gruncie rzeczy na podobne nadużycia narażeni jesteśmy każdego dnia. W kolejnej części artykułu zastanowimy się, czy psychologia dysponuje zadowalającą odpowiedzią na wszelkie, powszechne próby manipulacji.

Wojciech Imielski, psycholog, trener rozwoju osobistego, pisarz i publicysta
www.wojciechimielski.pl

 Przeczytaj kolejną część artykułu >> 

Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie