Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

„Pajęcza głowa”, czyli netfliksowy przebój w gwiazdorskiej obsadzie. Warto dać mu szansę?

Książka, film
|
19.06.2022

Jeszcze przed premierą „Pajęczej głowy” wydawało się, że ten film ma wszystko – dobrą historię, cenionego reżysera, budżet i w końcu gwiazdorską obsadę. Nie zawsze jednak jest to przepisem na sukces. Jak zatem wypada najnowsza superprodukcja Netfliksa? Sprawdźmy.

Tagi: film dla faceta po 40.

„Pajęcza głowa” - kadr z filmu
Chris Hemsworth w filmie „Pajęcza głowa” | fot. mat. pras. Netflix

Joseph Kosinski, ten sam, który odpowiedzialny jest za zrecenzowany na naszych łamach film „Top Gun: Maverick”, wypuścił właśnie swoje kolejne dzieło. Film pt. „Pajęcza głowa” (ang. „Spiderhead”) zamówiony został przez platformę Netflix. Reżyser, który pracował na scenariuszu przygotowanym przez Rhetta Reese’a i Paula Wernicka, dysponował ogromnym budżetem. Zadaniem wymienionej trójki było filmowe zinterpretowanie opowiadania George’a Saundersa „Escape from Spiderhead”, za które ten doceniony został nagrodą Bookera. Kiedy dodamy do tego takie aktorskie znakomitości jak Chris Hemsworth i Miles Teller, możemy mówić o zestawie doskonałym.

Ten film miał wszystko, żeby stać się wielkim przebojem. Docenioną prestiżowymi nagrodami produkcją w klimatach thrillera psychologicznego z czarnym humorem i wciągającą historią. Czyli dokładnie tak, jak w przypadku opowiadania Saundersa. Ale czy to się udało? Możemy przekonać się już od 17 czerwca na platformie Netflix.

„Pajęcza głowa” – fabuła filmu

Film rozgrywa się w ultranowoczesnym zakładzie karnym. Nie ma w nim krat czy więziennych strojów. Zarządza nim geniusz, Steve Abnesti. Osadzeni nie muszą odbywać całej kary, ale jest jeden warunek – muszą zgodzić się na wszczepienie modułu dawkującego psychodeliki. To one sprawiają, że stają się kimś innym. W założeniu lepszym, ale wiadomo – różnie bywa. Fabuła skupia się na dwójce więźniów, Jeffie i Lizzy, którzy zaczynają coś do siebie czuć. To zaburza cały plan Abnestiego. Relacje tych dwojga sprawiają, że całkowicie przesuwają się granice wolnej woli.

„Pajęcza głowa” - plakat
„Pajęcza głowa” – angielski plakat filmu | mat. pras. Netflix

W oczekiwaniu na przebój

Trwający niespełna dwie godziny film ogląda się trudno. Kolejne sceny dłużą się, nie posuwając fabuły do przodu. Fabuły, która jest ledwie zrozumiała. Piękne ujęcia i świetna scenografia nie są w stanie zamaskować braków scenariuszowych. Film „Pajęcza głowa” jest najzwyczajniej w świecie przeciętny. Nie zmusza do myślenia, czy refleksji, nie powoduje wybuchów śmiechu, uniesienia czy czegokolwiek. Naprawdę świetna historia napisana przez Saundersa nie została wykorzystana. No, może w połowie, ale wszystko, co w niej najlepsze, zostało gdzieś zgubione – czy to na etapie pisania scenariusza, czy w końcu reżyserii. Bo jak na thriller psychodeliczny Sci-Fi, to mało w tym wszystkim thrillera, czy jakiekolwiek głębi.

Problem leży w tym, że rozwiązania fabularne są zwyczajnie banalne. Po filmie od takich znakomitości wymagać można jakiegoś twistu, zaskoczenia, nieoczywistych rozwiązań. Nic z tych rzeczy – jest sztampowo i przewidywalnie. Bohaterowie są nijacy, a wszystko dzieje się – choć z opisu fabuły wynika inaczej – w nudnym, sterylnym otoczeniu. Trudno nawiązać jakoś więź z Jeffem i Lizzy, bo oni zwyczajnie są sztuczni. W swoich gestach, słowach, zachowaniach. Taki dystans utrzymuje się przez cały film, dlatego najczęściej na koniec usłyszeć można znamienne: „No w końcu!”.

Warto powiedzieć kilka słów o aktorach. Zatrudnienie Hemswortha było odważnym, ale uzasadnionym wyborem. To aktor, który – choć nieco zaszufladkowany jako Thor – już kilka razy udowodnił, że radzi sobie z rolami dramatycznymi. Że to coś więcej niż tylko ładna buzia i postawna sylwetka. Istniała więc nadzieja, że tchnie w nijako napisanego Abnestiego nieco życia. Niestety, dostosował się do poziomu całego filmu, zadowalając się aktorską przeciętnością. Ładny uśmiech i nienagannie skrojone garnitury to nieco za mało, żebyśmy poczuli zainteresowanie wykreowaną przez aktora postacią. Jeszcze większym rozczarowaniem jest Miles Teller, ponieważ... po nim zwyczajnie oczekiwaliśmy, że – mówiąc kolokwialnie – zrobi robotę. Niestety, nawet on niczym nie zachwycił, choć oczywiście miał swoje dobre momenty. Sęk w tym, że od aktora tak znakomitego mamy prawo oczekiwać czegoś znacznie lepszego.

Nawet muzyka nie pasuje. Niby ścieżka dźwiękowa obejmuje znane utwory z poprzednich dekad, ale są one dobrane jakoś nieporadnie. Nie powiem, że psują efekt, bo niewiele jest do psucia, ale nie uzupełniają całości, jak to bywało w głośnych ostatnio produkcjach takich jak „Batman” czy nawet „Stranger Things”.

A miało być tak pięknie...

W „Pajęczej głowie” nie ma polotu, nie ma pomysłu i nie ma fabuły. To film, który można obejrzeć, ale niewykluczone, że będą to zmarnowane dwie godziny. To szczególnie bolesne z powodu reżysera, obsady i budżety. No i znakomitej historii, którą mieli pod ręką scenarzyści. Można odnieść wrażenie, że ostatnio wszystko ambitniejsze, za co zbiera się Netflix, wypada co najwyżej przeciętnie. Trudno powiedzieć, z czego to wynika, ponieważ w przypadku opisywanego filmu nikt nie żałował grosza. Jednocześnie wielu twórców mówi, że lubi pracować dla giganta streamingu, ponieważ jego szefowie nie wtrącają się do pracy scenarzystów czy reżyserów. Może w tym problem? Trudno ocenić, a pewne jest jedno – „Pajęcza głowa” to film zmarnowanego potencjału. Szkoda.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie