Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

„Nocna msza” – nowy horror Mike’a Flanagana dla Netfliksa. Demoniczny fanatyzm...

Książka, film
|
05.10.2021

Gdy Mike Flanagan poinformował, że przygotuje kolejną produkcję dla Netfliksa, wśród miłośników seriali grozy zapanowało poruszenie. Twórca nie schodzi poniżej typowego dla sobie wysokiego poziomu, dlatego w wypadku „Nocnej mszy” oczekiwania były wygórowane. Czy serial im sprostał?

„Nocna msza” - grafika promo
Grafika promująca serial „Nocna msza”

Mike Flanagan to już człowiek-instytucja. W ostatnich latach nie reżyseruje słabych filmów czy seriali. To on odpowiedzialny jest za świetnie przyjęty „Nawiedzony dom na wzgórzu”, czy takie filmy jak „Ouija: Narodziny zła” oraz „Gra Geralda”. W swoich filmach reżyser łączy horror z innymi gatunkami, nie unikając poruszania ważnych – przynajmniej dla niego – problemów społecznych. Często w dziełach wygłasza komentarz do sprawy, która jego zdaniem na takowy zasługuje. Nie tworzy typowych straszydeł o duchach czy zombie, ale stara się podejść do tematu ambitniej. Często zwalnia tempo, żeby skupić się na sferze psychologicznej bohaterów. Powoli i misternie buduje napięcie korzystając z przemyślanych twistów fabularnych.

Reżyser i scenarzysta wyrobił sobie już markę. O swojej klasie od pewnego czasu przekonuje pod skrzydłami Netfliksa, z którym podpisał kontrakt na wyłączność. Jego najnowszym dziełem jest serial „Nocna msza” (ang. „Midnight Mass”), który na platformie zadebiutował 24 września tego roku. Złożyło się na niego siedem odcinków, których tytuły nawiązują do Pisma Świętego. To nie przypadek – produkcja skupia się na wierze i religijności. Najczęściej źle pojmowanych.

„Nocna msza” – zarys fabularny

Rzecz rozgrywa się na fikcyjnej amerykańskiej wysepce, na której mieszka zaledwie 127 osób. Biedna, ale zżyta ze sobą społeczność swoją egzystencję podporządkowuje codziennym rytuałom. Choć ludzie mają świadomość, że zostali skazani na zapomnienie, pamiętają o ciężkiej pracy, a także wierze, która odgrywa w ich życiu kluczową rolę.

Ten pozorny spokój zaburzony zostaje, gdy na wyspę powraca młody mężczyzna, który skończył odsiadywać wyrok za nieumyślne spowodowanie śmierci. Równie ważne dla całej społeczności jest pojawienie się na wyspie młodego i charyzmatycznego księdza. Te dwa wydarzania sprawiają, że pomiędzy ludźmi na wyspie zaczynają tworzyć się podziały. Wraz z przybyciem ojca Paula, na Crockett Island dzieją się rzeczy niezwykłe, z pozoru cudowne, które zaczynają wzbudzać w społeczności religijny żar. Żar, który z czasem przyniesie znacznie więcej złego, niż dobrego...

"Nocna msza" - kadr
Postać księdza jest w „Nocnej mszy” kluczowa

Krytyka fanatycznej skrajności

Początek „Nocnej mszy” niczym nie zachwyca. Ot, zwykłe miasteczko i nieco dziwna, wyobcowana społeczność, która jakoś musi sobie radzić w niesprzyjających okolicznościach. Walcząc o byt, godność i przetrwanie. Flanagan tka jednak powoli akcję, która wraz z kolejnymi odsłonami serialu coraz bardziej się rozwija i zazębia, ostatecznie doprowadzając do nieoczekiwanego zwrotu fabularnego. Zwrotu, który całą wizję świata z „Nocnej mszy” wywraca do góry nogami. Twórca nie straszy duchami pod łóżkiem czy zjawami na strychu, ale ludzkimi zachowaniami. Przestrzega przed fanatyzmem religijnym, który doprowadzić może całą społeczność na granicę racjonalności. Który doprowadzić może to bezmyślnej brutalności.

Wszystko w serialu Netfliksa osnute jest filozoficzną mgłą. Dialogi są rozbudowane, monologi wzniosłe. Akcja nie gna – wszystko dzieje się swoim tempem, powoli budując gęsty klimat. Dla kogoś przyzwyczajonego do typowych amerykańskich horrorów będzie to momentami przytłaczające, ale warto dać ponieść się wizji twórcy, który idealnie dostosował tempo i środki przekazu do tego, co chciał w „Nocnej mszy” osiągnąć. Chce nas nie tylko przestraszyć, ale może przede wszystkim skłonić do refleksji. Nad życiem, śmiercią, wiarą i w końcu fanatyzmem. Warto powiedzieć sobie jedno – serial w żadnym wypadku nie jest krytyką chrześcijaństwa. Jest krytyką fundamentalizmu religijnego. Stara się pokazać, że osiągnięcie skrajności – nawet w pozornie dobrej sprawie – przyniesie więcej złego, niż dobrego.

„Nocna msza” stawia pytania dotyczące ważnych spraw. Związanych z rodziną, przyjaźnią, umiejętnością wybaczania, dawania drugiej szansy. Nie jest dziełem skupiającym się na religii i jawnie ją krytykującym. Wręcz przeciwnie – pokazuje jej dobre strony, ale gdy podchodzimy do niej z umiarem i racjonalnością. To często jedynie punkt wyjścia do analizy ludzkich zachowań w bardziej uniwersalnym rozumieniu. W serialu mamy cały przekrój bohaterów – od mającego otwarty umysł wyrzutka, poprzez fanatycznego księdza, racjonalnego stróża prawa czy w końcu przerażającą dewotkę. Z małej grupy bohaterów reżyserowi udało stworzyć się cały przekrój współczesnego społeczeństwa. Są to często postaci nieco przerysowane, momentami jednowymiarowe, ale spełniają one swoją rolę – symbolizują konkretne zachowania i grupy osób. Do obsady nie mam zastrzeżeń, a na szczególne wyróżnienie zasługuje dwoje aktorów: Kate Siegel (jako Erin Greene) oraz Hamish Linklater (jako Ojciec Paul).

"Nocna msza" - kadr z serialu Netfliksa
„Nocna msza” może wystraszyć na różnych płaszczyznach...

Horror inny niż wszystkie

Jeśli zasiadając do „Nocnej mszy” liczyłeś na zwykłego straszaka, to najpewniej się zawiodłeś. Mike Flanagan stworzył dzieło dużo bardziej złożone i przerażające w sposób nieoczywisty. Gra emocjami, budowaniem napięcia. Straszą ludzie, którzy nie potrafią racjonalnie ocenić sytuacji i są zdolni nawet do najgorszego w imię źle rozumianej wiary. W mojej opinii serial jest otwartą krytyką fanatyzmu, który nie powinien być mile widziany w żadnej dziedzinie naszego życia.

„Nocna msza” nie jest produkcją dla każdego. Akcja rozwija się powoli, a wiele scen jest zwyczajnie przegadanych. Dialogi są ciekawe, ale nie każdemu odpowiadał będzie ich filozoficzny wydźwięk. To horror bardzo nietypowy, ale do tego Mike Flanagan nas już zdążył przyzwyczaić. Niżej podpisanemu ten klimat się podoba i docenia kunszt, z jakim serial zrealizowano – bo jest boleśnie nieoczywisty i trudny do jednoznacznego sklasyfikowania. Ale dzięki temu jest „jakiś”, odróżnia się od innych produkcji, które w ostatnich latach powstają hurtowo. Czy to najlepsze dzieło Flanagana? Jedno z najlepszych!

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie