Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Najlepsze filmy erotyczne

Książka, film
|
21.03.2023

Film erotyczny musi zawierać przynajmniej 3 podstawowe elementy: magnetycznych bohaterów, fabułę, która pozwala pokazać coś więcej niż akt i umiejętnie budowane napięcie. Filmy erotyczne i o seksie nie muszą być przyjemne w oglądaniu, żeby były znaczące i wartościowe.

Tagi: film dla faceta po 40.

Kadr  filmu "Oczy szeroko zamknięte"
Kadr filmu "Oczy szeroko zamknięte"

Magnetyczni bohaterowie to tacy, na których chce się patrzeć w sytuacjach intymnych; odpowiednia fabuła odróżnia film opowiadający o cielesnej namiętności od porno, gdzie liczy się pokazanie aktu, a narracja jest zaledwie pretekstem; a umiejętnie stworzone napięcie jest najtrudniejszą do zdefiniowania składową dobrego filmu erotycznego.

Najważniejsze 10 (a właściwie 12) filmów erotycznych XX wieku

Poproszona o stworzenie „Top 10″, kierowałam się pewnymi kryteriami, aby temat uporządkować. Odrzuciłam ekranizacje książek, bo mają łatwiej na już starcie – gotową fabułę. Dlatego też świetna „Nieznośna lekkość bytu” czy „Historia O” albo „Gorzkie gody” nie wejdą do rankingu. Filmy, które nie miały swoich premier w Polsce, także odpadają. W ten sposób pozbyłam się na przykład „Bound” braci Wachowskich. Zostają takie, które podobały się piszącej, gdy je oglądała; podobają się nadal albo miały wpływ na kształtowanie się wyobrażeń erotycznych. To znaczy, miały znaczenie. No i oczywiście takie, które mówią o seksie i namiętnościach, podnosząc ciśnienie i działając na wyobraźnię. Kolejny subiektywny ranking, który napotkał oczywistą trudność w oddzieleniu sztuki od pornografii.

Zobacz też ranking filmów erotycznych XXI wieku >>

 

„Nocny Portier”, Liliana Cavani, 1974 r.

Nocny portier
fot. charlotterampling.net

Ten film będzie poruszający jeszcze przez dziesięciolecia. I sceny z niego przesiąkły do tak wielu obrazów, że nie ma mowy o ominięciu „Nocnego Portiera”. Jest kontrowersyjny nawet teraz, gdy kino pokazało już niemal wszystko. Dla Polaków zapewne szokujący inaczej niż dla reszty świata. Opowieść o relacji niemieckiego oficera z młodziutką więźniarką obozu koncentracyjnego, o ich spotkaniu po latach. Film pełen nawiązań, jak choćby w scenie tańca, gdy półnaga Charlotte Rampling tańczy w spodniach, czapce SS i skórzanych rękawiczkach przed oficerami w obozie śmierci. Film pełen sadomasochistycznego napięcia, które także stanowi o sile przekazu. Przywołanie Shoah w kontekście seksualnej obsesji, jej fetyszyzujące wizualne przedstawienie kiedyś wzbudziły skandal i nadal budzą niepokój i drżenie duszy. 
Zagłosuj na ten film tutaj!

„Imperium zmysłów”, Nagisa Ôshima, 1976 r.

Imperium zmysłów
fot. ucla.edu

„Imperium zmysłów” to fabularna wersja historii Sady Abe, która w 1936 roku popełniła okrutną zbrodnię, bulwersującą ówczesną Japonię. Przed sądem wyznała, że była to zbrodnia z miłości i pożądania. Seksualność w „Imperium zmysłów” jest ukazana z azjatycką intensywnością, od namiętnych i poetyckich scen, do obsesji, dręczenia, wreszcie brutalnego okaleczania. Film jest tak esencjonalny, że trzeba sobie robić przerwę na szklankę wody, żeby dotrwać do końca. Byłby jak igły w oku, gdyby nie maska egzotyki, która widza oddala i lekko znieczula. Rozwój namiętności i przerodzenie się jej w seksualną obsesję zakończoną perwersyjną zbrodnią, sceny między kochankami, którzy z zapamiętaniem oddają się coraz bardziej wyuzdanym praktykom oczywiście budzą wątpliwości, czy „Imperium zmysłów” jest pornograficzne, czy należy do świata sztuki.
Zagłosuj na ten film tutaj!

 

„Skaza”, Louis Malle, 1996 r.

Skaza
fot. jeremyirons.net

„Skaza” jest filmem przejmującym i erotycznym do szpiku kości. Historia kobiety (przepiękna Juliette Binoche), której największą i fatalną namiętnością staje się ojciec jej narzeczonego. W roli ojca porażający Jeremy Irons. Historia opowiedziana zbliżeniami, pozornie na chłodno, w pozornie cichym i kameralnym filmie. Mocy w niej tyle, że mimo upływu dwóch dekad nadal ogląda się ją z przejęciem.

Zagłosuj na ten film tutaj!

„Crash” , David Cronenberg, 1996 r.

Crash
Fot. mat.prasowe dystrybutora

Po angielsku, bo nikt nie pamięta beznadziejnego tytułu „Niebezpieczne pożądanie”. Książkowy pierwowzór J. H. Ballarda także nosi tytuł „Crash. Co prawda wspomniałam, że nie będzie ekranizacji książek, ale ta jest szczególna zarówno znaczeniem, jak i siłą rażenia. David Cronenberg nie miał sobie równych w portretowaniu seksualnych odlotów. Szkoda, że wziął sie za C. G. Junga dopiero, jak stracił formę i wyprodukował suchara – „Niebezpieczną Metodę”, marnując historię Sabiny, Zygmunta i Carla Gustawa oraz niebywały seksapil i talent Fassbendera. Za co należą mu się baty i klęczenie na grochu. Ale był czas, w którym dawał z siebie więcej. I wtedy właśnie powstał „Crash”. To nie jest uroczy film o kochających się ludziach. To jedna z odważniejszych realizacji tematu ludzkich perwersji na styku Erosa i Tanatosa, z fetyszyzacją maszyny i technologii w tle.
Zagłosuj na ten film tutaj!

 

„Nagi instynkt”, Paul Verhoeven, 1992 r.

Nagi Instynkt
Fot. 
mat.prasowe dystrybutora

Gdyby Paul Verhoeven miał bardziej wybujałą wyobraźnię, to by był prawie jak Cronenberg. Ale nie jest. Mimo to dał światu jedno z najsławniejszych erotycznych dzieł filmowych – „Nagi instynkt”. Film przełomowy 20 lat temu, sprawca skandalu obyczajowego i licznych protestów. Gdy dziś oglądam Catherine Tramell w scenie przesłuchania, z trudnością powstrzymuję uśmiech. Wtedy okrzyknięto Sharon Stone femme fatale amerykańskiego kina i rozpisywano się o pierwszej żeńskiej postaci, która na ekranie emanuje taką siłą, seksapilem i wyzwoleniem obyczajowym. Na początku lat 90. „Nagi instynkt” był elektryzującym doznaniem i za to film nie wypadnie z rankingu.
Zagłosuj na ten film tutaj!

„Gilda”, Charles Vidora, 1946 r.

Gilda
Fot. mat.prasowe dystrybutora

Wiem, że to strasznie stary film. W rankingu wylądował jako symbol całego gatunku filmów noir, a Rita Hayworth jako wielka femme fatale – przedstawicielka całej grupy. Scena zdejmowania rękawiczki pochodząca z tego filmu jest jak wzorzec metra z Sèvres dla każdego damskiego pozbywania się ciuchów na ekranie. Postaci femme fatale stały się z czasem wzorcem, od którego filmowcy zaczęli odrysowywać kolejne zmysłowe, seksualne heroiny kina nowoczesnego. Może i niezbyt erotyczny, ale kanoniczny, także ze względu na mizoginię wymieszaną z pożądaniem.
Zagłosuj na ten film tutaj!

 

„Ostatnie tango w Paryżu”, Bernardo Bertolucci, 1972 r.

Ostatnie tango w Paryżu
Fot. mariaschneider.net

Zagubiony i zrozpaczony Amerykanin wałęsa się po Paryżu i poznaje młoda Francuzkę, z którą nawiązuje płomienny romans, oparty na seksualnym przyciąganiu. Pięknie nakręcony romantyczno-lubieżny film, z posągowym Marlonem Brando i młodziutką Marią Schneider, który niestety strasznie się zestarzał. Podobno Bertolucci ukartował z Brando zainscenizowanie sceny stosunku analnego, tak aby Schneider nic nie wiedziała i aby całe pomieszanie i ból odbiło się na jej twarzy. Jednak sceny erotyczne, które niegdyś uważano za przejmujące, dziś ogląda się na chłodno. Film i tak trzeba znać. Na koniec miłość nie zwycięża, co jest jego atutem.
Zagłosuj na ten film tutaj!

„The Pillow Book”, Peter Greenaway, 1996 r.

Pillow Book
Fot. 
mat.prasowe

Wiele argumentów przemawia za tym filmem, chociaż nigdy nie był bardzo sławny czy kultowy. Ponieważ czuję, że wszystkie filmy Greenawaya – gęste, zmysłowe, malarskie, barokowe z nieustanym starciem między życiem, a śmiercią są bardzo erotycznymi obrazami. I należy mu się miejsce w zestawieniu. W „The Pillow Book” dzika wyobraźnia Greenawaya przybrała oszczędną zen-formę. Powstała piękna mieszanka obrazów Wschodu i Zachodu, namiętności i powściągliwości, którą ogląda się jak cudowny obraz. Plus sceny z seksem na piątkę. Plus młody MacGregor jako Jerome.
Zagłosuj na ten film tutaj!

[relkmob1]

„Oczy szeroko zamknięte”, Stanley Kubrick, 1999 r.

mat.prasowe dystrybutora

Z tym filmem mam problem. Z jednej strony występuje w nim aktor, który nie istnieje w moim światopoglądzie – Tom C. Filmy z nim nie istnieją, skoro główny bohater nie istnieje, bo nie ma aktora, który by go grał. Prawdopodobnie miałam spadek mocy, skoro dałam się namówić na obejrzenie „Oczu”. I wyrażam zrównoważone uznanie. Bynajmniej nie wobec Williama Harforda, który nie istnieje i któremu nawet wieść o nalocie kosmitów nie zmieniłaby wyrazu twarzy. Ten film jest taki, jak trzeba. Nieco tajemniczy, nieco pomysłowy, nieco wykraczający poza tabu. Nie jest genialny, ani odkrywczy, ale historia znudzonego małżeństwa, które poszukuje bodźców i znajduje więcej, niżby chciało, nadal robi wrażenie.
Zagłosuj na ten film tutaj!

„9 i pół tygodnia”, Adrian Lyne, 1986 r. oraz „9 piosenek” Michael Winterbottom, 2005 r.

mat.prasowe dystrybutora

Celowo dostały jedną pozycję, bo mają „9″ w tytule i są w porządku. Po prostu w porządku. Poprzednie filmy były przełomowe albo odkrywcze, albo na kilometr wiało od nich transgresją. Te zaś są o seksie, cielesności, realizowanych tak, jak nakazuje aktualna moda – pod lodówką lub z przerwą na koncert rockowy. „9″ i „9″ gorszyły – starszy był w pewien sposób przełomowy z odważnymi scenami seksu pomiędzy Kim Basinger a Mickeyem Rourke. Nowszy zawiera rejestrację całych scen seksu, dosłownych i nieudawanych, tak jak epoka internetu przedstawia seks. Co niektórym kazało wznosić okrzyki oburzenia i pytania o granicę między pornografią a sztuką. Dwie „9″ mogą zainspirować albo pobudzić, ale dreszczy na duszy od nich nie dostaniecie. Po prostu w porządku, erotyczne filmy antropologiczne o tym, jak to robią dwunożni.

Zagłosuj na te filmy tutaj!

 

mat.prasowe dystrybutora

Bonus z XXI w.: „Wstyd”, Steve McQueen, 2012 r.

mat.prasowe dystrybutora

Dla jednych nudy w kolorze blue, dla innych film dekady. Ja jestem w tej drugiej grupie. Rzuciło mnie na kolana przed mocą obrazu, długimi ujęciami, którymi można by portretować wrzosowiska, gdyby nie to, że reżyser postanowił tak pokazać kompletną klęskę egzystencji. McQueen mówił, że tęskni za czasami, w których seks miał rewolucyjną moc i mógł naprawdę coś zmieniać, nie zaś tylko sprzedawać. Opowiedział historię zamożnego nowojorczyka, uzależnionego od seksu i niezdolnego do sięgnięcia po bliskość z drugim człowiekiem. „Wstyd” jest o seksie, ale nie polecam go na romantyczny wieczór. Plus trzy gwiazdki za Fassbendera, z którego Steve McQueen potrafi wykrzesać takie iskry, że nie można spać po nocach.

Zagłosuj na ten film tutaj!

Marta Niedźwiecka

Artykuł ukazał się w serwisie

Zwierciadło

Co nas podnieca?
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie