Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Film „Przechwycenie” nowym hitem Netfliksa. Czy to kino akcji godne zainteresowania? [RECENZJA]

Książka, film
|
17.06.2022

Dość nieoczekiwanie, bo nawet sam twórca jest zdziwiony, film „Przechwycenie” bije kolejne rekordy popularności na Netfliksie. To akcyjniak do złudzenia przypominający podobne filmy sprzed kilku dekad. Skąd tak duża popularność tej produkcji? Przekonajmy się!

 „Przechwycenie” - kadr z filmu
Główna bohaterka filmu „Przechwycenie” | fot. mat. pras. Netflix

Raz na jakiś czas bywa tak, że film, po którym nikt niczego wielkiego się nie spodziewał, okazuje się wielkim hitem. Szczególnie popularne jest to w dobie serwisów streamingowych, gdzie nie musimy płacić za odtworzenie konkretnego tytułu. Takim przykładem jest stworzony przez Matthew Reilly’ego film „Przechwycenie” (ang. „Interceptor”), który zadebiutował 3 czerwca. Proste kino akcji, które z jakiegoś powodu zawędrowało na sam szczyt najpopularniejszych filmów na platformie Netflix.

To o tyle zaskakujące, że tytuł ten nie miał specjalnie rozbuchanej promocji, a także nie przyciągał znanymi nazwiskami – główne role zagrali w nim bowiem Elsa Pataky, Luke Bracey i Aaron Glenane. Wszystko wskazywało na to, że „Przechwycenie” będzie filmem jakich wiele, który zginie gdzieś w zalewie podobnych produkcji. Tak się jednak nie stało. Szczęście, czy faktycznie mówmy tutaj o dziele wyjątkowo udanym?

„Przechwycenie” - plakat
Plakat filmu „Przechwycenie” | mat. pras. Netflix

„Przechwycenie” – fabuła filmu

Kapitan JJ Collins trafia do samotnej bazy rakietowej gdzieś na Pacyfiku. To efekt pomyłki, która kosztowała ją prestiżową posadę w Pentagonie. Gdy zjawia się na miejscu, szybko trafia w sam środek nieoczekiwanych wydarzeń. Były oficer amerykańskiego wywiadu, Alexander Kessel, chce wprowadzić w życie szaleńczy plan skoordynowanego ataku rakietowego. Bohaterka musi uchronić świat przed nuklearnym zniszczeniem. Wykorzystuje swoje doświadczenie i przeszkolenie wojskowe, podejmując walkę z przeważającymi siłami wroga. Musi zrobić wszystko, żeby uratować swój kraj przed zagładą.

To nie jest nowa „Szklana pułapka”, choć bardzo chce nią być

Powiem wprost – nie mam pojęcia, dlaczego „Przechwycenie” cieszy się tak dużą popularnością na Netfliksie. To nieźle zrealizowany, staroszkolny film akcji, ale nic ponadto. Fabuła jest przewidywalna i sztampowa, napompowana do granic możliwości amerykańskim patriotyzmem. Podobnych produkcji – czerpiących garściami chociażby ze „Szklanej pułapki” – można znaleźć na serwisach streamingowych na pęczki. Powstawały one w latach 80., 90. i w XXI wieku. Raz na jakiś czas twórcy próbują wrócić do czasów prostych, niekiedy banalnych filmów akcji z nieustępliwym twardzielem (tutaj twardzielką) w roli głównej. Zwykle nic takie produkcje nie wnoszą, bo jak ktoś ma chęć na podobną historię, odtworzy sobie jeden z klasycznych dzieł. Tam ma wszystko, czego potrzebuje.

Efekty specjalne i sceny walki to coś, co w „Przechwyceniu” zostało zrobione naprawdę dobrze. Te sekwencje mogą się podobać. Wykorzystano nowoczesną technologię, a aktorzy faktycznie wiedzą, co robią na planie. Drobiazgowo zadbano o scenografię, a także wyposażenie amerykańskich agentów – każda broń, którą widzimy na ekranie, faktycznie używana jest przez wojsko w USA. Należy to docenić, ale... to zdecydowanie zbyt mało, żeby było się czym zachwycać. Film zawodzi na poziomie scenariusza i fabuły, przynosząc nam kolejną powtarzalną historię o nuklearnej zagładzie i bohaterze, który ratuje świat. Oczywiście amerykańskim bohaterze. Schemat goni schemat, a w takiej czy innej formie wszystko już widzieliśmy w innych filmach.

O ile jeszcze jako typowe kino akcji „Przechwycenie” ma szansę się obronić, bo na ekranie dzieje się dużo, o tyle jako komentarz społeczny, który wylewa się z tego filmu na każdym kroku, już nie. Twórcy za wszelką cenę postanowili przy okazji tworzenia infantylnego filmu akcji wspomnieć o takich zagadnieniach, jak równouprawnienie, seksualizacja kobiet czy rasizm. Oczywiście to ważne sprawy, o których trzeba rozmawiać, ale nie w takiej formie i nie w takiej sytuacji. To zwyczajnie irytuje, gdy chce się obejrzeć prostego akcyjniaka na dobranoc, a dostaje się kino moralizatorskie, które każdy z tych poważnych tematów traktuje po łebkach. To nie daje do myślenia, to na dłuższą metę irytuje.

3xNIE

Australijsko-amerykańska kooperacja w postaci filmu „Przechwycenie” to zwyczajnie nic szczególnego. Dzieło na wielu płaszczyznach przeciętne, schematyczne i irytujące. Sceny walki czy efekty specjalne są zrobione prawidłowo, mogą się podobać, ale to nie wystarczy, żeby można było nazwać film przynajmniej dobrym. Jego popularność to zagadka, której nie potrafię rozszyfrować. Czyżby chodziło o to, że wciąż tęsknimy za prostym kinem akcji spod znaku „Szklanej pułapki”? Być może, ale o wiele lepiej sięgnąć po serię filmów z Brucem Willisem, niż męczyć się z moralizatorsko-filozoficznym tonem zaproponowanym w najnowszym hicie Netfliksa. A może zwyczajnie nie ma ostatnio żadnych nowości w tym gatunku, które byłyby interesujące? To już prędzej...

Co ciekawe, sam reżyser „Przechwycenia” przyznał ostatnio, że popularność filmu jest dla niego ogromną niespodzianką i że nie wie, skąd tak duże zainteresowanie. Skoro sam twórca tego nie wie, to skąd my mamy wiedzieć? Jeśli szukacie prostego kina akcji i wpadliście akurat na „Przechwycenie”, to nie przestawajcie szukać, może w końcu traficie na coś wartościowego.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie