Duet Richard Glatzer oraz Wash Westmoreland, który odpowiedzialny jest za scenariusz oraz reżyserię filmu „Motyl. Still Alice”, postanowił w swoim filmie z 2014 roku podjąć się analizy trudnego problemu, jakim jest choroba Alzheimera. Nie chodzi tutaj o typowo biologiczne informacje z nią związane, ale raczej o prezentację, jak wpływa na osobę, która zachorowała, a także jej otoczenie.
Już na wstępie trzeba powiedzieć, że nie jest to film łatwy i zasiadając do oglądania warto mieć tego świadomość. Jednak czasem warto poświęcić popołudnie na zapoznanie się z filmem gdzieś poza naszą strefą komfortu. Głównie dlatego, że daje on do myślenia i nie pozostawia z pustką w głowie. Wręcz przeciwnie – jest niesamowicie sugestywny i plastycznie pokazuje problem, z jakim zmagają się bohaterowie.
„Motyl. Still Alice” – o czym opowiada?
Na wstępie poznajemy 50-letnią doktor Alice Howland (w tej roli Julianne Moore), która jest odnoszącą sukcesy wykładowczynią na Uniwersytecie Columbii. Jej życie jest niesamowicie poukładane, ustabilizowane i szczęśliwe. Ma kochającego i wspierającego męża Johna (Alec Baldwin), a także troje dorosłych i dorastających dzieci – Annę, Toma i Lydię. Tworzą zgraną, niemalże książkową rodzinę.
W pewnym momencie Alice dostrzega, że jej pamięć zaczyna szwankować. To drobiazgi – zapomniane klucze czy jakiś naukowy termin. Początkowo bagatelizuje problem, ale w pewnym momencie zaczyna się niepokoić, dlatego udaje się do lekarza. Po kilku wizytach i szeregu specjalistycznych badań bohaterka słyszy druzgocącą diagnozę – rzadka odmiana dziedzicznego Alzheimera. Szczęśliwe i poukładane życie Alice załamuje się.
„Motyl. Still Alice” – kadr z filmu
Stereotypowo genialny
Fabuła „Motyl. Still Alice” w gruncie rzeczy niczym nie zaskakuje. Szczęście rodziny mąci poważna choroba, która wywraca wszystko do góry nogami. Ile podobnych historii pojawiło się w filmach czy książkach? Nie da się tego zliczyć. Mimo wszystko to właśnie film Glatzera oraz Westmorelanda z kilku powodów uważany jest za dzieło, które dotyka wspomnianego problemu w najbardziej pełny i sugestywny sposób.
Moim zdaniem powodów takiego stanu rzeczy jest kilka. Największą zaletą „Motyl. Still Alice” jest fakt, że twórcy bardzo sprawnie uniknęli ckliwych i melodramatycznych scen. Nie postawili na znane z wielu filmów „wyciskacze łez”. Pozwolili widzowi na analizowanie tego, co dzieje się z życiem Alice, jak się zmienia, a także jak choroba wpływa na otoczenie. Dali możliwość własnej oceny tej niesamowicie trudnej sytuacji, co jest zabiegiem niezwykle trafionym. Wcale nie trzeba mieć szalenie wybujałej wyobraźni, żeby zrozumieć dramat bohaterki i jej rodziny.
Kolejną dobrą decyzją z realizatorskiego punktu widzenia jest skupienie się na głównej bohaterce. Od samego początku wiemy, że to Alice jest w centrum wydarzeń i to na jej emocjach, uczuciach i reakcjach mamy się skupić. W „Motyl. Still Alice” nie ma niepotrzebnych dialogów. W niektórych scenach nie ma ich wcale. Jednocześnie kamera praktycznie zawsze skupiona jest na bohaterce, jej gestach i mimice. Wszystko to sprawia, że bezsilność, smutek, złość i wiele innych emocji, które na poszczególnych etapach rozwoju choroby targają Alice, są wiarygodne. Poprzez zastosowanie rozmytych czy rozedrganych obrazów świetnie pokazano dezorientację bohaterki. W czasie seansu naprawdę zaczynamy czuć, to co ona. Mistrzostwo!
Na koniec trzeci aspekt, który sprawia, że „Motyl. Still Alice” to film, obok którego nie można przejść obojętnie. Jest nim Julianne Moore, która za tę rolę otrzymała w pełni zasłużonego Oscara. Aktorka – nie od dziś wiadomo, że świetna – wspięła się na wyżyny sztuki aktorskiej. Jej kreacja przyćmiewa wszystkie pozostałe, ale to bez wątpienia zabieg celowy. Mamy od początku wiedzieć, kto w filmie powinien być w centrum naszej uwagi. Alec Baldwin zagrał swoją rolę poprawnie, ale – to nie pierwszy raz – świetnie potrafił odsunąć się w cień, pozostawiając więcej miejsca odtwórczyni głównej roli. Nieźle w przekroju całości wypada Kristen Stewart, czyli najmłodsza i najbardziej niepokorna córka Alice i Johna. Wykonała dobrą pracę podczas tworzenia skomplikowanej relacji na linii matka-córka.
Julianne Moore oraz Kristen Stewart
Podsumowując...
Jak już zostało wspominane na wstępie, „Motyl. Still Alice” to kino wymagające. Film o – jak chorobę Alzheimera nazwała sama Alice – „trudnej sztuce zapominania”. To wspaniała i niesamowicie smutna analiza zatracania własnej tożsamości, ale również godzenia się z wyniszczającą chorobą, a w końcu powolnego umierania. Poprzez zachowania i reakcje głównej bohaterki zobaczyć możemy, jak choroba wpływa na jej otoczenie – a szczególnie rodzinę. Jak zmieniają się relacje wszystkich domowników i jakie niesie to dalsze konsekwencje.
„Motyl. Still Alice” to film, który trzeba zobaczyć, ale nie z powodu aspektów rozrywkowych, tylko analityczno-poznawczych. Historia niesie bowiem za sobą uniwersalny przekaz i daje do myślenia: „A co będzie, jak mnie kiedyś spotka podobny los?”...
Obecnie film „Motyl. Still Alice” obejrzeć można na platformach iTunes Store oraz Chili. Ponieważ jest z 2014 roku, bywa prezentowany na ogólnodostępnych kanałach telewizyjnych.
Michał Grzybowski
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie