Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Film na weekend: „Diuna”

Książka, film
|
14.01.2022

Jeden z najlepszych filmów Sci-Fi ostatnich lat, czyli „Diuna”, trafił już na serwisy VOD, dlatego zdecydowaliśmy się polecić go wam na weekendowy seans. Szczególnie tym, którzy go jeszcze nie widzieli, ale również tym, którzy z produkcją zapoznali się w kinie.

Tagi: film dla faceta po 40.

„Diuna” - grafika
Grafika promująca film „Diuna”

„Diuna” (ang. „Dune”) była jednym z najbardziej oczekiwanych filmów 2021 roku. Stworzona z ogromnym rozmachem produkcja miała być nowym otwarciem dla filmowego uniwersum, które powstało na podstawie twórczości Franka Herberta. Warto w tym miejscu przypomnieć, że jego ikoniczne dzieło interpretował już w latach 80. XX wieku David Lynch, który stworzył ciekawą i bez wątpienia oryginalną wizję, ale zdaniem wielu nie do końca oddającą klimat książki zatytułowanej oczywiście „Diuna”. Zresztą prób było więcej i każda ma swoich fanów, ale wszystkim było daleko do ideału. Inna sprawa, że film Sci-Fi mający na karku prawie 40 lat zwyczajnie się zestarzał, dlatego informacja o projekcie Denisa Villeneuve’a została przyjęta przez miłośników twórczości Herberta z ogromną radością.

Drogi jednak były tylko dwie – albo wielki sukces, albo wielkie rozczarowanie. Nowa „Diuna” zadebiutowała we wrześniu 2021 roku i już teraz wiemy, że mówić możemy o tym, że obrała tę pierwszą drogę. Film doceniony został czterema Złotymi Globami, a także znalazł się na skróconych listach oscarowych nominacji (między innymi za efekty specjalne czy muzykę). Eksperci nie mają również wątpliwości, że produkcja powalczy o statuetkę w najważniejszej kategorii – „Najlepszego filmu”. Ponieważ minęło już kilka miesięcy od kinowej premiery „Diuny”, ta trafiła do większości serwisów VOD, a także na DVD i Blu-ray. To doskonała okazja, żeby polecić ją na weekendowy seans. Zarówno tym, którzy dzieła Villeneuve’a nie mieli okazji zobaczyć, jak i tym, których zachwyciło ono w kinowej sali. Bo to jeden z tych filmów, do których można wracać raz za razem z niemalejącą satysfakcją.

Plakat „Diuny”
Timothée Chalamet na jednym z plakatów „Diuny”

„Diuna”, czyli jak się robi Sci-Fi

Losy rodu Atrydów, który przybywa na planetę Arrakis, zostały opowiedziane z godnym tej historii rozmachem. Reżyser wykorzystał ponad 160 milionów dolarów, które otrzymał od wytwórni, na stworzenie dzieła widowiskowego, wypełniającego założenia prozy Herberta. Bo, podobnie jak w filmie, również w stworzonym przez pisarza świecie nie brakowało potężnych statków kosmicznych, wymyślnych strojów, przepastnych wnętrz i nowatorskich rozwiązań technologicznych. Villeneuve, mając wiedzę i środki, postanowił stworzyć podobny obraz i – trzeba to przyznać, bo zauważamy to już w pierwszych minutach „Diuny” – udało mu się to zrobić doskonale. Scenografia i efekty specjalne imponują, a to dopiero pierwsza z wielu rzeczy, które są godne odnotowania, jeśli chodzi o film z 2021 roku.

Kolejnym jest gra aktorska. Reżyser zaprosił do współpracy wiele znakomitości, ale jednocześnie dowiódł, że nie zamyka się na nowe, świetnie rokujące nazwiska. Wystarczy wspomnieć, że w filmie pojawili się Timothée Chalamet (brawurowo odgrywający główną rolę) oraz Zendaya, czyli wschodząca gwiazda amerykańskiego kina. Dodając do tego Rebeccę Ferguson, Oscara Isaaca, Stellan Skarsgård czy Jasona Momoę, możemy mówić o doskonałym połączeniu młodości i doświadczenia. Z drugiej jednak strony tak rozbudowana i pełna indywidualności obsada może sprawiać problemy na wielu płaszczyznach. Villeneuve nie miał jednak tego problemu – każdemu dał na tyle dużo czasu, że mógł spokojnie udowodnić swoją aktorską wartość. To przełożyło się na fakt, że mamy przed sobą sporą grupę doskonale dopasowanych i oddanych swoim rolom perfekcjonistów. Wpływa to, wraz ze wspomnianym już epickim światem, na pozytywny odbiór „Diuny”. Podczas seansu czujemy, że obcujemy z dziełem na wielu płaszczyznach epokowym.

KAdr z filmu „Diuna”
W „Diunie” nie brakuje widowiskowych scen

Miłośnicy dzieła Herberta, całkiem zresztą słusznie, podkreślają, że filmowej „Diunie” brakuje nieco głębi. Twórcy postawili na klarowne opowiedzenie historii walki dobra ze złem, pomijając niektóre wątki znane z książki. A było ich całkiem sporo, ponieważ pod pretekstem prezentacji kosmicznej opery, Herbert mówił chociażby o takich zagadnieniach, jak machiny polityczno-biznesowe, fanatyzm religijny czy nadmiernej eksploatacji środowiska naturalnego. W filmie z 2021 roku tematy te są traktowane jako wątki poboczne, jeśli w ogóle się o nich wspomina, ale rozumiem takie podejście ze strony twórców, którzy wybrali prostszą drogę. Z myślą nie o nich samych, ale o widzach, którzy obecnie oczekują konkretnych elementów. Film ma tworzyć spójną całość, wciągać i zapewniać rozrywkę. Rozmywanie głównego wątku wieloma sprawami pobocznymi oznaczałoby obniżenie atrakcyjności dzieła. To kolejny z wielu przykładów na to, że przeniesienie książkowego świata na kinowy ekran bez utraty wartości płynących z oryginalnego dzieła to mrzonka. I cieszę się, że Villeneuve to zrozumiał, tworząc epicki i pełen wartości film, który oparty jest o fabułę książki, ale który nie jest próbą jej wiernego przeniesienia. To my, widzowie, zyskaliśmy na tej decyzji.

Nie sposób nie wspomnieć jeszcze o jednym. Prezentacji. Oglądając „Diunę” można śmiało potwierdzić, że Villeneuve jest najwybitniejszym stylistą współczesnego kina. On na ekranie maluje obrazy, dbając o najdrobniejsze nawet detale. Ujęcia są zrealizowane perfekcyjnie, podobnie jak scenografia (stworzona wespół z Patrice’em Vermette’em). Każdy element składowy stanowiący o filmie to małe dzieło sztuki. Goszcząc na planecie Arrakis ma się niemalże wrażenie, że czuje się na skórze palące słońce, a także piasek chrzęszczący między zębami. To efekt, którego nie da się uzyskać ot tak.

Ważnym, a może nawet kluczowym elementem filmu jest muzyka skomponowana przez Hansa Zimmera. Ponownie udowodnił on, że jest mistrzem w swoim fachu, a w prace nad „Diuną” zaangażował się z całkowitym oddaniem. Stworzył nawet... własne instrumenty, które pozwoliły mu na muzyczne odwzorowanie wycia wiatru na pustyni Arrakis. Czy wstawi do swojej gabloty kolejnego Oscara? To wielce prawdopodobne!

Panie Villeneuve, poprosimy o więcej!

W „Diunie” opowiedziano mniej więcej połowę historii z książki. Finał filmu daje satysfakcję, ale pozostawia widza z nieodpartym wrażeniem, że obejrzał on dopiero wprowadzenie. Fascynujące i znakomicie zrealizowane, ale wciąż jedynie preludium czegoś znacznie większego.

Nie jest to informacja frustrująca w kontekście tego, że sam Villeneuve przyznał w jednym z wywiadów, że jego marzeniem jest stworzenie trylogii. W kolejnej części opowiedziałby resztę historii znanej z książkowej „Diuny”, a następnie sięgnąłby po „Mesjasza Diuny”. Brzmi jak plan, który – podpisuję się pod tym rękami i nogami – powinien zostać zrealizowany. A jest na to spora szansa, ponieważ film z 2021 roku zarobił w granicach 400 milionów dolarów, co oznacza, że wytwórnia powinna dać zielone światło na stworzenie dwóch kolejnych części. Bo nie oszukujmy się, artyzm to jedno, ale pieniądze w kasie muszą się zgadzać. I na szczęście się zgadzają.

„Diuna” dostępna jest do wypożyczenia lub kupna w największych serwisach VOD (player.pl, Canal+, iTunes Store, Chili i Rakuten), wydana została tez na DVD i Blu-ray.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie