Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Film na weekend: „Bohemian Rhapsody”

Książka, film
|
02.04.2021

„Bohemian Rhapsody”, filmowa autobiografia zespołu Queen, to nasza propozycja na film idealny podczas weekendowego seansu.

Tagi: film dla faceta po 40.

Kadr z filmu „Bohemian Rhapsody”
Rami Malek jako Freddie Mercury

Przygotowanie filmu „Bohemian Rhapsody” trwało wiele długich miesięcy. Ostatecznie zdecydowano, że reżyserem zostanie Bryan Singer, który w świecie kina ma opinię solidnego wyrobnika, ale nie wizjonera czy reżyserskiego geniusza. Z jednej strony świetną historię zespołu Queen miał jak na tacy, ale nadal musiał odpowiednio ją zaprezentować i sprawnie zrealizować.

Film miał swoją premierę w październiku 2018 roku i, co chyba nie powinno być zaskoczeniem, okazał się wielkim przebojem. Przy budżecie nieco ponad 52 milionów wygenerował przychód sięgający 900 milionów dolarów! Produkcję doceniono aż czterema Oscarami, a obecnie uznawana jest za jedną z najlepszych biografii filmowych ostatnich lat. W tych okolicznościach nie pozostaje nic innego, jak tylko rozpocząć oglądanie!

"Bohemian Rhapsody". Plakat
Polski plakat filmu „Bohemian Rhapsody”

„Bohemian Rhapsody” – o czym opowiada?

To jeden z tych filmów, którego fabułę znamy jeszcze przed seansem. Opowiada bowiem nieco podkoloryzowaną (a niekiedy przesadnie ugrzecznioną) historię jednego z najważniejszych zespołów rockowych w historii – Queen. Pokazuje, jak kilku niesamowicie utalentowanych muzyków osiągnęło niebotyczny wręcz sukces. Jak kolejne utwory, nagrywane w różnych niecodziennych okolicznościach, osiągały szczyty listy przebojów na całym świecie.

To jednocześnie historia człowieka – Freddiego Mercury’ego – który prowadził skandalizujący tryb życia, a jednocześnie był artystą szalenie skromnym i zamkniętym w sobie. Kolejne ekscesy związane z życiem prywatnym wokalisty mogły w pewnym momencie odbić się na popularności Queen. Sporo miejsca poświęcono również śmiertelnej chorobie, z którą zmagał się Mercury, a która w pewnym momencie wpłynęła na wszystkie aspekty jego życia. Punktem kulminacyjnym „Bohemian Rhapsody” jest kultowy koncert na rzecz Live Aid, który traktować można jako triumfalny powrót Queen na scenę i do świadomości odbiorców rocka.

Znakomity i (zbyt) grzeczny

„Bohemian Rhapsody” ogląda się bardzo dobrze. To wciągająca i sprawnie zrealizowana historia jednego z najważniejszych zespołów w historii. Nie brakuje dobrej muzyki, wzruszających i podniosłych scen, odrobimy dramatyzmu i w końcu aktorskiego kunsztu. Jednym problemem jest w mojej opinii fakt, że historia legendy rocka została przesadnie wypolerowana i dopasowana do potrzeb masowego odbiorcy. Wystarczy zapoznać się z kilkoma opracowaniami dotyczącymi Queen, żeby wiedzieć, iż życie muzyków – a w szczególności Mercury’ego – było przesycone kontrowersjami, narkotykami i seksem. Wielu istotnych osobistych wątków związanych z zespołem w filmie nie ma, a szkoda, ponieważ obraz muzyków przestaje być wielowymiarowy.

Rozumiem oczywiście ten zabieg Singera, który działał pod naciskiem żyjących muzyków Queen, którzy chcieli zaprezentować nieco wyidealizowany obraz siebie samych i Mercury’ego. Chcieli stworzy coś na kształt laurki i to im się udało. Jeśli więc ktoś liczył na dokumentalną opowieść dotyczącą Queen, to na pewno będzie zawiedziony. Z drugiej jednak strony – po to powstają fabularyzowane biografie, żeby historię nieco podkolorować i dopasować do standardów współczesnego kina. „Bohemian Rhapsody” jest dziełem rozrywkowym, a nie skierowanym do historyków i archiwistów. A ta „rozrywkowość” została moim zdaniem osiągnięta w dobrym stylu, a całość jest spójna, wciągająca i interesująca. To nic, że często mija się z prawdą.

Obsada i realizacja – jestem na „tak”!

Jeśli chodzi o biografie filmowe, to odpowiedni dobór aktorów jest kwestią kluczową. Oczywiście już po charakteryzacji powinni oni przypominać osoby, w które się wcielają. To szalenie trudne zadanie, któremu wielu twórców filmowych nie sprostało. Szczęśliwie w „Bohemian Rhapsody” wyszło to znakomicie. Aktorzy zostali dobrani i ucharakteryzowani bardzo dobrze, ale – jak i w prawdziwym życiu – całe show skradł Freddie Mercury (czyli wcielający się w wokalistę Rami Malek). Aktor za swoją rolę otrzymał w pełni uzasadnionego Oscara. W czasie oglądania filmu naprawdę można było odnieść wrażenie, że Mercury pojawił się na planie. Ogromny szacunek dla aktora i osób odpowiedzialnych za casting!

Spore wrażenie zrobiło na mnie odtworzenie niemalże jeden do jednego scen, wydarzeń, wnętrz, koncertów. Pomoc członków Queen w realizacji „Bohemian Rhapsody” była bardzo duża, co po prostu widać, ponieważ nadali oni filmowi sporego realizmu. Osoby, które nieco bardziej interesują się historią zespołu, wyłapią wiele subtelnych smaczków, które przygotowali twórcy. To jeden z kolejnych aspektów, które w mojej ocenie wpływają na pozytywny odbiór filmu. Został on po prostu dopracowany, niemalże dopieszczony i to czuć podczas oglądania.

Nie zapominajmy, że jednocześnie film opowiada tragiczną historia szalenie utalentowanego i wrażliwego człowieka, który został pokonany przez śmiertelną chorobę. Inspiracji i geniusza, o którego talencie długo nie zapomnimy. Ten film mu się po prostu należał!

„Bohemian Rhapsody” obecnie dostępny jest na platformach Player, iTunes, Rakuten, a także Canal+.

Michał Grzybowski

Wejdź na FORUM!
Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (0) / skomentuj / zobacz wszystkie