Nawet jeśli ktoś nie jest szczególnie obeznany z historią dwudziestego wieku, to na hasło „Bitwa o Anglię”, zapewne odpowie „Dywizjon 303!”. I trudno się dziwić – pamięć o dokonaniach 303 Dywizjonu Myśliwskiego Warszawskiego imienia Tadeusza Kościuszki (bo tak brzmi pełna nazwa polskiej eskadry) jest w naszym kraju wciąż żywa i podtrzymywana przez dzieła kultury. Największe zasługi na tym polu ma bez wątpienia Arkady Fiedler. Jego „Dywizjon 303”, pisany i wydany „na gorąco” (bo po raz pierwszy już w 1942 roku) to fascynująca opowieść o polskich lotnikach, która przez lata doczekała się kilkudziesięciu wydań, w tym trzydziestu w Polsce i kilkunastu poza jej granicami.
Do sukcesu z pewnością przyczynił się nienaganny warsztat pisarski słynnego podróżnika, ale przede wszystkim niezwykłe dokonania polskich lotników. Ofiarą utworzonego na początku 1940 roku Dywizjonu 303 padło 126 maszyn Luftwaffe. I chociaż nie wszyscy historycy zgadzają się z tymi deklaracjami (niektórzy twierdzą, że zestrzeleń wrogich samolotów było o około połowę mniej), to polska eskadra i tak pozostaje najskuteczniejszą ze wszystkich alianckich, które brały udział w tej kilkumiesięcznej kampanii powietrznej. Należy też pamiętać, że na tym udział Polaków w Bitwie o Anglię się nie kończy – najpierw w składzie, a potem u boku Royal Air Force walczyły jeszcze dwa dywizjony bombowe (300 i 301) oraz jeden myśliwski (302).
Dywizjon 303 – który film obejrzeć?
Lata mijały, a potencjał historii o słynnym dywizjonie wydawał się nie być dostrzegany przez twórców filmowych (o brytyjskim obrazie „Bitwa o Anglię” z 1969 roku w reżyserii Guya Hamiltona zapewne mało kto pamięta). Aż tu nagle w 2018 roku polscy widzowie otrzymali okazję obejrzenia nie jednego, a dwóch filmów traktujących o zmaganiach polskich lotników. Z uwagi na fakt, że oba miały premiery w odstępie kilkunastu dni, jeden z nich otrzymał dość kuriozalną kampanię marketingową, w której użyto hasła „Nie pomyl filmu”. Żeby móc odróżnić filmy od siebie, jeden z nich był przez wielu nazywany „tym zagranicznym” („303. Bitwa o Anglię” w reżyserii Davida Blaira), a drugi „tym polskim” („Dywizjon 303. Historia prawdziwa” w reżyserii Denisa Delicia). Od premiery minęło już trochę czasu, zatem można na spokojnie poszukać odpowiedzi na pytanie – który z nich lepiej obejrzeć?
„303. Bitwa o Anglię”, czyli „z tym gościem z Gry o tron”
Obraz Davida Blaira trafił na ekrany kin jako pierwszy i w przeciwieństwie do swojego konkurenta nie mógł się pochwalić błogosławieństwem rodziny Arkadego Fiedlera, czyli autora wspomnianej książki. Miał za to inne (przynamniej na pierwszy rzut oka) atuty – w obsadzie znalazł się brytyjski aktor Iwan Rheon, który dał się poznać widzom na całym świecie jako Ramsay Bolton w hicie HBO „Gra o tron”, a także Milo Gibson (syn Mela) oraz Marcin Dorociński. Nazwiska ciekawe, tylko czy rzeczywiście pomogły filmowi?
Cóż, i tak i nie. Do gry każdego z wymienionych trudno mieć jakiekolwiek obiekcje. Gorzej, że samo podjęcie ciekawego tematu niestety nie wystarczyło, aby móc wypowiadać się o „303. Bitwa o Anglię” w superlatywach. Pół biedy, gdy chodzi o detale, takie jak sposób przedostania się Jana Zumbacha (Rheon) do Anglii – w filmie dokonał on tego dzięki zuchwałej kradzieży samolotu, podczas gdy w rzeczywistości pokonał kanał La Manche statkiem. Gorzej, że prawda historyczna nie została odzwierciedlona w ważniejszych kwestiach – śmierć Josefa Františka na białych klifach Dover z pewnością prezentuje się efektownie na ekranie, ale w rzeczywistości czeski as lotnictwa rozstał się z życiem w innych okolicznościach. I niestety owe nieścisłości nie są największym problemem filmu, a brak ciekawego scenariusza – z filmu dowiadujemy się w zasadzie, że w Anglii został utworzony polski dywizjon, który walczył z Niemcami. I to w sumie tyle! Poszczególni piloci, poza Zumbachem i granym przez Dorocińskiego Witoldem Urbanowiczem nie zostają w odpowiedni sposób przedstawieni, przez co nie wiemy o nich praktycznie nic, a co za tym idzie – nieszczególnie przejmujemy się ich losami. A sceny batalistyczne? Cóż, do starć powietrznych wprawdzie dochodzi, ale są one mocno chaotyczne, nie wiadomo jaki jest ich końcowy rezultat i o co właściwie toczy się cała batalia.
Pomimo wymienionych wyżej minusów film Davida Blaira nie jest jednak dziełem jednoznacznie złym. Wojenny anturaż nie sprawia, że całość jest smutna i ponura – w filmie nie brakuje akcentów humorystycznych, a całość – mimo pewnego uczucia niedosytu – jest w gruncie rzeczy niezłą rozrywką. Choć jeśli interesuje nas prawda historyczna, to lepiej poszukać jej gdzieś indziej.
„Dywizjon 303. Historia prawdziwa”, czyli dobrze znane nam twarze
W filmie, którego widzowie mieli nie pomylić z tym wspomnianym wyżej, mamy zdecydowanie więcej znanych polskiemu widzowi twarzy. Tutaj Zumbachem jest Maciej Zakościelny, Urbanowiczem Piotr Adamczyk, a w obsadzie znalazło się miejsce także dla między innymi Jana Wieczorkowskiego i Antoniego Królikowskiego. Ale niestety, nawet bez odnoszenia się do konkurenta, trudno nazwać film Denisa Delicia udanym.
Podobnie jak w przypadku obrazu Blaira, największym problemem jest scenariusz i sposób przedstawienia bohaterów. Postawiono tu na dobrze znaną z polskiej literatury zasadę „Słowacki wielkim poetą był”, bez dalszego tłumaczenia. Tacy właśnie są tutaj polscy lotnicy – wspaniali, dzielni, niezłomni i… no w zasadzie wiele więcej nie da się o nich powiedzieć. Członków dywizjonu nie łączą praktycznie żadne relacje poza „zawodowymi”. I też nie bardzo przejmujemy się ich losem – stanowią szarą masę pozbawioną cech indywidualnych. Oczywiście trudno byłoby w dwugodzinnym filmie nakreślić rys charakterologiczny kilkunastu osób, ale brak jakiejkolwiek próby przeszkadza.
Zaskoczeniem na plus jest z kolei przedstawienie wroga. W sporej części dzieł kultury traktujących o II wojnie światowej, przedstawiającej ten konflikt z perspektywy alianckiej, niemieccy żołnierze to byt wręcz jednomyślny, ślepo wierzący hitlerowską ideologię. Tu jest inaczej – doświadczony niemiecki oficer zdaje sobie sprawę z tego, że znajduje się po stronie agresora i w jednej ze scen gasi zapał zapatrzonego w Fuhrera jak w obrazek młodego lotnika.
Podsumowując, obydwa filmy mają swoje dobre i złe strony, ale ich wspólną wadą jest niepełne wykorzystanie potencjału materiału źródłowego. Historię Zumbacha, Urbanowicza i innych pilotów z pewnością da się opowiedzieć w ciekawszy i bardziej przekonujący sposób, niż tylko twierdząc, że wielkimi lotnikami byli. A odpowiadając na pytanie zadane w tytule – jeśli już mamy zdecydować się na jeden film, to niech to będzie „303. Bitwa o Anglię”.
Michał Miernik
Wejdź na FORUM! ❯
Komentarze (1) / skomentuj / zobacz wszystkie
Niczym w kawale o kupowaniu Windowsa odpowiedz na tytułowe pytanie brzmi: "Ciemnoniebieski świat"
01.02.2024 01:22