Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Wyścig na szczyt

Kariera
|
24.01.2012
Kariera Wyścig na szczyt

Każdy zna z pewnością złowieszcze określenie - „wyścig szczurów”. Brzmi jak nazwa choroby, przed którą niewielu udaje się uciec. Jednych dopada na krótko, a innych trzyma bardzo, bardzo długo. Pewnie musi paść na podatny grunt. A może ostra zawodowa rywalizacja to coś normalnego w XXI wieku i niepotrzebnie ją demonizujemy. Bo, że jest - nikt nie zaprzeczy.

Tagi: kariera

Kariera Wyścig na szczyt

Wyścig to wyścig, nazwa jest zrozumiała. Ale dlaczego zaraz szczurów? Ano dlatego, że szczury (polecam lekturę powieści pt.: „Szczur” autorstwa Andrzeja Zaniewskiego, po niej zrozumiemy dlaczego nasz "wyścig szczurów" to tylko nieszkodliwe zabawy w porównaniu z walką gryzoni) są bezgranicznie bezwzględne. Zatem wyścig szczurów to kombinacja wyścigu o lepsze stanowisko, przywileje i pensję, z jednoczesną chęcią wyeliminowania innych, którzy dążą do tego samego celu. Gdyby wyrysować to na tradycyjnym wykresie to strzałka w górę pokazywałaby jak pniemy się w górę, a strzałka pozioma jak zostawiamy za sobą innych kandydatów do „owsa”. I już wszystko jasne. I przerażające.

Sport powszechny

Masz już sporo doświadczenia i wiesz, że wyścig szczurów to domena korporacji, chociaż - w dzisiejszych czasach zaczyna pojawiać się nawet w niewielkich firmach. Nadal jednak tylko wielka korporacja zapewnia to, co potrzebne do tego morderczego sportu: odpowiednio motywującą nagrodę i naprawdę niebezpiecznych rywali. I chciałoby się w takiej sytuacji krzyknąć: "to niech się w tych korporacjach pozagryzają!" Ale - niestety - nie jest to taka prosta sprawa. W wyścigu szczurów, tak jak w gangsterskich porachunkach, poszkodowanymi są też bezstronni i bogu ducha winni "świadkowie" bezwzględnej walki: a to podwładni, a to przyjaciele, a to rodzina. No, ale to przecież na pewno wiesz, bo albo jesteś weteranem takiego wyścigu, albo nadal jesteś "na trasie". A jeśli dotąd udało ci się nie stanąć w blokach, istnieje wiwlkie prawdopodobieństwo, że niebawem to nastąpi. Bo kto nie biegnie - zostaje z tyłu i nie ma udziału w podziale łupów. A te - są najważniejsze.

Drabina na szczyt

Jeżeli jesteś weteranem, to czasem jeszcze ze zgrozą wspominasz tamte dni, gdy pracowałeś po 14-18 godzin i jeszcze byłeś z tego dumny. Może jako prawnik w wielkiej kancelarii, która ma swoje siedziby w każdej stolicy na każdym kontynencie i sama przynależność do jakiejś „McAmeryka i synowie” napawała cię taką dumą i szczęściem, że dostawałeś regularnie zawodowego orgazmu. Może byłeś konsultantem finansowym, mega księgowym, architektem, subiektem, albo jeszcze jakimś innym tworem ponadnarodowego biznesowego konglomeratu. Może sprzedawałeś serki topione lub białe, które je połowa populacji Ziemi. Może pisałeś slogany reklamowe produktów, które można znaleźć nawet w nędznej budzie ulicznego sprzedawcy w Lagos (Nigeria). A może robiłeś jeszcze coś innego - i tak naprawdę nie jest nawet ważne, co to było, bo ważne jest, że robiłeś to ramię w ramię z całą armią innych ludzi. Ubrani w białe koszule i piękne garnitury, albo firmowe kombinezony podbijaliście świat. I zarabiałeś za to przyzwoicie, ale - co najważniejsze - miałeś możliwość awansu.

 I dla tych dwóch rzeczy byłeś gotów… zabijać. Oczywiście - nie dosłownie! Ale zdarzały się sytuacje, w których gotów byłeś rzucić się na rywala z pięściami, kłami i szponami. Zaniedbywałeś bliskich, pracowałeś po nocach, ale za to twoje ego urosło do rozmiarów osiemnastokołowej ciężarówki, bo dostałeś podwyżkę. I niepostrzeżenie zmieniłeś się w upiora, kogoś kim nigdy nie byłeś: pogardzałeś innymi, lekceważyłeś kolegów na "gorszych" stanowiskach, oburzałeś się na przyjaciół i rodzinę, którzy nie mieli pojęcia jak ważne rzeczy robisz. Byłeś, jak w transie. I pewnego dnia - coś cię wyrwało z tej karuzeli. Nie ważne, czy "wysiadło" ci serduszko i obudziłeś się w szpitalu, a najbliższy kolega zajął twoje stanowisko, już w momencie, gdy lekarz podłączał cię do kroplówki. Może żona odeszła z innym, może bez sensu nawrzeszczałeś na dziecko, pokłóciłeś się ze starym kumplem… Takich "może" są miliony. Każde z nich mogło spowodować, że… przegrałeś. A może jednak nie?

Ty odpadłeś i nie wiesz jeszcze, czy to dobrze, czy źle. No bo są ciągle tacy, którzy wciąż biegną. Oni nie uważają, że dzieje się z nimi coś złego. Są twardzi, nie mają skrupułów i dylematów. I są naprawdę dobrzy w tym, co robią, bo "wyścig szczurów" to ekstremalny sport dla dobrze wykształconych i błyskotliwych oraz bezwzględnych. To walka najlepszych wojowników. No więc są tacy, którzy nie narzekają, a nawet jest im w tej walce dobrze. Zarabiają coraz więcej, awansują coraz szybciej, mają domy, apartamenty, żony i kochanki i pozycję. Mają wszystko. Może więc „wyścig szczurów” nie jest taki zły? W końcu - każdy chciałby być na szczycie, a koszty - cóż nie jest to czas dla dziewic…

Szczur czy gladiator?

Stare przysłowie mówi, że "kto zabijał, aby coś zdobyć, ten nigdy dobrowolnie tego nie odda". Czy tacy są dzisiejsi zwycięzcy, czy musimy się ich bać? Jednym ruchem ręki, bez mrugnięcia okiem mogą skreślić z listy pracowników ciebie, twojego kumpla i stu innych, zamknąć fabrykę, filię czy oddział. Bo "tak trzeba", tego wymaga dobro firmy, a od niej zależy ich kariera.

Ale o tym nie wiedzą jeszcze ci, którzy nie pobiegli. Nie wiadomo - jakim cudem się uchowali, ale są tacy! Obserwują tę rywalizację z boku i jeszcze się zastanawiają. Wyścig zawsze korci: to jest wyzwanie, adrenalina, a adrenaliną żywią się mężczyźni. Może jest już tak, że bez oddechu innego szczura na karku nie mamy motywacji do działania? Jeśli tak, refleksja to mało optymistyczna. To grzech nie spróbować - przecież wszyscy mówią, że najgorzej żałować w życiu tego, czego się nie zrobiło. A może mnie się uda? I tak powstają szeregi kolejnych kandydatów do „wyścigu szczurów”. Czy można ich jakoś przestrzec, zatrzymać, może nawet - ocalić? Ale po co? Dlaczego? Przed czym? Każdy z nas sam podejmuje decyzje i sam ponosi ich konsekwencje.

Świat można naprawiać, zaczynając do siebie samego. A że wyścig jest niebezpieczny, bywa bolesny i nie zawsze się wygrywa? Ano - tak jest. Można się temu poddać, można to zmieniać, można z tym walczyć. Tylko od nas zależy, czy w dążeniu do sukcesu będziemy szczurami, czy gladiatorami.

Michał Wichowski

Linki artykułu
Kopiuj link:
Skopiowano do schowka

Wklej link na stronę:
Skopiowano do schowka

 

Komentarze (2) / skomentuj / zobacz wszystkie

Kosmos1999
16 września 2013 o 10:53
Odpowiedz

to ja raczej jestem gladiatorem

~Kosmos1999

16.09.2013 10:53
JaK
25 stycznia 2012 o 15:48
Odpowiedz

Jak to dobrze, że nie jestem w żadnej korporacji i ta gonitwa mnie nie dopadła... A może to źle, bo popadam w rutynę? (-:

~JaK

25.01.2012 15:48