Forum
Związek
życie po rozwodzie
-
-
Napisane 13 maja 2018 - 11:59@arion
Bez wzajemnej miłości nie ma na końcu żadnych uśmiechów... Tylko zmarnowany czas.
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 13 maja 2018 - 12:20
~arion
153 post(ów)
Napisane 13 maja 2018 - 10:54
smutne
ludzie,którzy w imię własnego ego i rad z poradników typu,,bądź szczęśliwa/y rozpier...wszystko i żyj chwilą"nie patrzą na kres naszej drogi,kiedy peleton wyścigu życia minie nas niezauważenie czy nie najpiękniej jest z drugą osobą spojrzeć w tył z uśmiechem ;)
;no dobra,takie tam sobie....
Może spójrz na to inaczej... wszystko oceniamy ze swojego punktu widzenia. Jedni widzą tylko czarne i białe, drudzy dostrzegają szarości. Ludzie dobierają się na zasadzie uzupełniania, by uczyć się innego spojrzenia, wychowywać się wzajemnie by odejść z tego świata lepszymi. Np. Ktoś skręcił nogę w momencie gdy zbłądził myślą, podziękował Bogu za napomnienie i odnalazł w tym błogosławieństwo, czas na odpoczynek, dostrojenie się, wyciszenie bo za długo tkwił np. w niskich wibracjach w pracy a drugi mu powie: patrz pod nogi, uważaj jak chodzisz! To tylko twoja wina, a gdy sam skręci, będzie obwiniał wszystko, tylko nie siebie, bo przecież kpi sobie z wiary innych i każdy ma prawo bycia sobą.Nie powinniśmy oceniać innych zbyt krytycznie, bo każdy musi uczyć się na własnych błędach nawet jak wolno je pojmuje i konsekwencje ponoszą po latach nawet jego wnuki. Mamy wolną wolę i nie raz schodzimy na niewłaściwe tory myślowe..., dziś myślimy tak a jutro możemy przejrzeć na oczy i zupełnie stać się kimś innym zależnie od obranej drogi i siły, która nami kieruje. Jeśli ludzie szukają odpowiedzi, rad w filmach, programach, rozmowach, to widocznie kierują się taką potrzebą i czują się z nami już źle..- może podświadomie chronią się przed tą naszą miłością,- kiedy stajemy się od nich zależni albo kochamy ich ponad wszystko na świecie a nie dostrzegamy subtelnych sygnałów. Ludzie czasem nie potrafią wytłumaczyć co nimi kierowało, że zrobili to czy tamto, dotknęli nas słowem- może po to, byśmy się zdystansowali do człowieka i nie traktowali go jak boga. Rzeczą ludzką jest błądzić i grzeszyć, bo zwiedzeni bywamy pokusami tego świata i zawsze zostanie nam pokazane, że człowiek, w którym pokładamy wiarę i nadzieję nas zawiedzie...tylko Bóg jest niezmienny w swej miłości. Czy powinniśmy mieć żal do kogoś, kto nie pojmuje praw rządzących tym światem, jest niepokorny i chce rzucać sobie kłody pod nogi i wszystkim innym przy okazji?, Czy powinniśmy na siłę go przy sobie zatrzymywać czy tkwić przy kimś takim by zwariować?
To co jednych raduje, daje spokój, innych rozbija na cząsteczki, przyprawia o mdłości, lub złość. Nie szukajmy w oczach innych współczucia , bo nam nie wyszło z tą osobą czy tamtą. Widocznie ta osoba nie była nam pisana na dłużej, los da nam kogoś w swoim czasie - na miarę nas samych a nasza rola w tym związku się skończyła, czy odwrotnie. .
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 13 maja 2018 - 12:50
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
~arion
Napisane 12 maja 2018 - 13:08
Wenus błagam,co to ma być?
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
~arion
Napisane 12 maja 2018 - 13:11
,,Kochani a mnie się wydaje, że życie jest bajką dla każdego taką, na jaką pracuje sam, w zależności od wewnętrznego rozwoju, nastawienia do życia świata, ludzi, wiary, obciążeń rodzinnych."
niestety, nie wszystko zależy od nas,zwłaszcza w małżeństwie ;) o czym część z nas się przekonało,a wewnętrzny rozwój...eh,nastawienia...a rodzina to nie obciazenie
Nie miałam na myśli, że rodzina jest obciążeniem, ciężarem- dla mnie zawsze była świętością, sensem życia. Miałam na myśli obciążenia karmiczne. Np. ludzie próbują sobie w życiu różnych rzeczy, bo przecież mają wolną wolę a po latach się dziwią, albo przeżywają, że ich córka, syn, nie tylko spróbowali ale byli np. uzależnieni lub bi czy homo seksualni, co krzywdziło wielu w rodzinie albo przyglądali się cierpieniu bliskich, których życie rozpadło się z tego powodu. Np. ktoś zdradza a później przygląda się cierpieniu zdradzanego dorosłego już dziecka i serce mu się kroi, widzi swoje błędy i osoby, które przez niego cierpiały, nad czym wcześniej nie myślał. Inny był cwany w życiu, pozwolił by ktoś się oszukał przy wydawaniu reszty a jego syn miał np. problem i był kleptomanem albo złodziejem i musiał go wyciągać nie raz z opałów. Takie tłumaczenie pozwala zrozumieć, że wszystko do nas wraca ze zdwojoną siłą i nie ma gorszej kary, wszystkie dobre i złe uczynki. Są na to ostrzeżenia we wszystkich św, księgach dla całej ludzkości na świecie i przykazania z troski i dla dobra człowieka. Jeśli ktoś nie kocha siebie, nie będzie zdolny obdarzyć miłością nikogo i może sobie myśleć i mówić że kocha a będą to chore uczucia i będzie karmił się cierpieniem i destrukcją drugiej osoby. To tak z moich obserwacji.Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 13 maja 2018 - 13:15Może lepiej uczyć się na błędach innych niż swoich. Warto czasem posłuchać czyjegoś punktu widzenia, wyciągnąć wnioski z życia .Ludzie dzięki przekazom, rozmowom, relacjom rozwijają się, dostrzegają więcej, co niektórym nie jest na rękę, bo zostają w tyle. Młodzi często mają nadzieję, że sobie kogoś zmienią, wypracują pewne cechy pod siebie, co na dłuższą metę kończy się fiaskiem. Widziały gały co brały- jest takie powiedzenie jednak zauroczenie, różowe okulary sprawiają, że ma się nadzieję, że się dotrze a prawda jest taka, że zmienić może się tylko ten, kto kocha i pracuje nad tym. Co podoba się jednej- drugiej może się nie podobać itp.
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 13 maja 2018 - 14:30wchodząc na forum "życie po rozwodzie" myślałam, że znajdę tu teksty o tym, jak układacie sobie nowe życie, tymczasem coraz częściej uciekamy w kierunku rozpamiętywania czasów "przedrozwodowych".
Faktycznie - Przeszłość strasznie nas udupia.
Ale fajnie by było pogadać o tym, jak żyć na nowo po rozwodzie, wyjść z tych złych doświadczeń, nie pozwolić, by znowu nam wszystko zniszczyły.
I tu pytanie do Panów - co byłoby dla Was największym problemem w nowych związkach?Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 13 maja 2018 - 14:45~Kate napisał:
I tu pytanie do Panów - co byłoby dla Was największym problemem w nowych związkach?
Powtórka z rozrywki...
I tu długa lista tego, co znosiłem dla dobra sprawy, czyli utrzymywania małżeństwa, tego z czym było mi źle, tego o co mnie oskarżano w końcowej fazie i jakiego durnia usiłowano ze mnie zrobić, wmawiania rzeczy, które nie miały miejsca, tego jak wypierano się wypowiadanych wcześniej słów i zrywano składane obietnice, tego wreszcie jak dowiedziałem się, że żyłem przez długie lata w stanie permanentnego oszukiwania i... paru innych równie przykrych rzeczy.
Chciałoby się rzec: dam sobie radę sam, bo po co mi ktoś taki u boku, co to tylko wymaga, a żadnej korzyści nie przynosi - bilans zawsze jest nieodłącznym elementem relacji, choć najczęściej sobie tego nie uświadamiany, albo wolimy tego tak nie nazywać.
Słowem... nie chciałbym, by historia zatoczyła koło.
Dla jasności... jestem w nowym związku :-).Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 14 maja 2018 - 09:48Robercie,
no właśnie,
a dlaczego miałoby się to powtórzyć?
Jestem od jakiegoś czasu z facetem, któremu włącza się co jakiś czas flashback - "wszystkie kobiety chcą się do mnie wprowadzać po 3 miesiącach", "Kobiety zawsze chcą moich pieniędzy". Już dwa razy od niego odchodziłam, bo to trudne do wytrzymania... gdybym ja - nawiązując do mojego oświadczenia - za każdym nieodebranym telefonem wietrzyła jego zdradę, w każdym wypitym drinku widziała alkoholizm itd., to byśmy zwariowali...
Tak trudno jest się zresetować? tzn. ja sama wiem, że trudno, ale, do cholery, trzeba :). Inaczej nic się nie uda...Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 14 maja 2018 - 11:56~Kate napisał:Robercie,
(...)
Tak trudno jest się zresetować? tzn. ja sama wiem, że trudno, ale, do cholery, trzeba :). Inaczej nic się nie uda...
Ano bardzo trudno... wiem to i ja po sobie. Staram się, ale zmiana przyzwyczajeń i reakcji obronnych to długotrwały proces... w końcu ktoś w nas te reakcje wzbudził... :-) i pracował na to długo, a teraz..., no cóż, staramy się i wychodzi nam to raz lepiej, raz gorzej.
Wydaje mi się, że w nowym otwarciu przede wszystkim istotne jest, by umieć zaakceptować kogoś takim, jakim jest i nie imaginować za dużo. To te imaginacje i wyobrażenia oraz dopowiadanie słów, których ktoś nie powiedział, dorabianie teorii i wyrabianie sobie poglądów na temat osobowości partnera 'na wyrost' może być główną przyczyną niepowodzeń w nowym związku.
Poza tym... jesteśmy w końcu dorośli i dojrzalsi o ten bagaż, którego nabraliśmy w 'poprzednim wcieleniu', nie jesteśmy gówniarzami, co to wszystkie rozumy pozjadały, a nie rozumieją podstawowych prawideł rządzących życiem. Wiemy, że chcący coś uzyskać od partnera, trzeba mu coś zaoferować, a nie tylko żądać :-)
Partnerowi trzeba też poświęcić uwagę i czas, wykazać jakieś zainteresowanie, może troskę... i przede wszystkim nie dopowiadać za niego, gdy nie zdążył czegoś tam, bo... z reguły dopowiemy nie to, czego on faktycznie chciał, a to będzie rodziło rosnącą frustrację i doprowadzi do powtórki z rozrywki, o jakiej napisałem :-).
A jego/jej wady? Trzeba je zaakceptować i tyle :-)... któż wad nie ma...? Ja twierdzę ze stuprocentową pewnością, że ma je każdy. Skoro zatem ona jest w stanie akceptować moje wady, to i ja powinienem akceptować jej...Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 14 maja 2018 - 13:31~Robert1971 napisał:
......
A jego/jej wady? Trzeba je zaakceptować i tyle :-)... któż wad nie ma...? Ja twierdzę ze stuprocentową pewnością, że ma je każdy. Skoro zatem ona jest w stanie akceptować moje wady, to i ja powinienem akceptować jej...
Każdy ma wady, ale u partnera akcepujemy je nie dlatego, że on/ ona jest w stanie zaakceptować moje wady....dlaczego POWINIENEŚ??? Akceptujesz partnera, bo tego po prostu chcesz, bo to Cię nie drażni, bo to Ci pasuje, a nie dlatego, ze on akceptuje Ciebie.
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 14 maja 2018 - 13:45~Wolna napisał:
Każdy ma wady, ale u partnera akcepujemy je nie dlatego, że on/ ona jest w stanie zaakceptować moje wady....dlaczego POWINIENEŚ??? Akceptujesz partnera, bo tego po prostu chcesz, bo to Cię nie drażni, bo to Ci pasuje, a nie dlatego, ze on akceptuje Ciebie.
Nie bardzo do mnie to przemawia :-)...
Jak jest jakaś wada, która jest wyjątkowo uciążliwa i nic nie da się z tym zrobić mimo, że można by było - ot zwykłe niechlujstwo i niedbanie o swój wygląd, czystość i obejście..., to jak dla mnie ciężko z tym żyć.
Na krótką metę da radę, ale na dłuższą... może stać się to naprawdę problemem ważącym na atrakcyjności tej danej osoby dla mnie. Mogę sobie ją akceptować, ale skoro się nie myje, nie ubiera jak należy, nie dba o 'obejście' i sprawia to, że muszę zmagać się z wszechobecnym syfem, to sorry, ale musielibyśmy pozostać przy co najwyżej zażyłości i spotkaniach w sytuacjach tzw. odświętnych, bo w takich to raczej każdy już jako-tako o siebie zadba :-). To taki przykład pierwszy z brzegu :-).
Dobieramy się w pary, bo coś nas do siebie przyciąga i coś nas łączy. Życie jest na tyle wielopłaszczyznowe, że są i rzeczy, które mogłyby nas dzielić, bo się w czymś tam nie zgadzamy. Jeżeli - najogólniej - więcej jest tych dzielących, niż łączących, to raczej zaczniemy się od siebie odpychać, gdy łączących, będziemy się przyciągać.
To bardzo proste.Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 14 maja 2018 - 16:56@Kate: Podstawowy problem: zakończyć żałobę. Z całą złością, rozgoryczeniem, rozczarowaniem, itd.. To jest pierwszy problem i pierwsza przeszkoda w rozpoczęciu naprawdę nowego związku. Nowego, czyli: jako nowy „ja”.
Spróbuję to opisać obrazowo.
W swoim minionym związku pewien człowiek, z biegiem czasu, zbierał i wytwarzał ciągle nowe części swego pancerza, który miał o nim stanowić, który miał go chronić. To była naturalna reakcja na płynące z zewnątrz bodźce: dostosowywania się do rzeczywistości bycia z kimś, stałej konfronatacji. W najcięższym momencie, gdy przyszło rozstanie, pancerz ten ochronił go, był twierdzą. Więc szedł z nim dalej przez życie.
Minął czas rozstania i przyszedł moment, gdy ktoś mu uświadamił (lub sami do tego doszedł): czas zacząć wszystko od nowa. Uwierz! Masz niespożytą siłę! Możesz fruwać!
Więc, niczym Otto Lillenthal, zaczął budować latającą machinę, by wzbić się w nowe życie. Jest mądry, więc budował naprawdę podziwu godne urządzenie latające. Gdy ukończył dzieło, założył je na siebie, wziął rozbieg, wzniósł się... Pełną parą wsych mięśni wprawił w ruch skrzydła i włozył cały swój wysiłek, by lecieć. I nagle, w środku lotu, puścił się, by swobodnie spadać w dół. I gdy kolejne części pancerza zaczęły się odrywać, nagle odkrył, że ma własne skrzydła. Że potrafi latać bez machin, że bez pancerzy jest wolny.
Największą trudnością w nowym związku jest wejść w niego całkowicie świadomym siebie, ale wolnym od uprzedzeń. Z całym bagażem doświadczeń pozostać sobą. I wobec nowej osoby nie wychodzić z otwartą przyłbicą ale w zbroi, lecz bez zbroi, bez przyłbic. Zaufać. Drugiej osobie, ale przede wszystkim sobie. I w nowym związku nie zapomnieć o sobie, nie oderwać sobie skrzydeł.
Wydaje mi się – ale to mój punkt widzenia – że narastania pancerzy nie unikniemy w 100 % i nawet jest tego unikanie bezcelowe. W końcu chronią nas. Sęk w tym, żeby chroniły nas tam, gdzie to konieczne i by jednocześnie nie ograniczały naszych ruchów.
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 14 maja 2018 - 20:54@Diabełek
wydawałoby się, że mężczyźni, jako bardziej niezależni finansowo, stabilniejsi emocjonalnie, mniej zależni od upływu czasu - łatwiej przechodzą rozstania i mają lepsze obiektywnie warunki, by znowu zaryzykować w związku. Tymczasem po rozwodzie spotkałam wielu mężczyzn, którzy nawet kilka lat po rozstaniu są całkowicie zanurzeni w przeszłości.
Czasem zastanawiam się nad zrobieniem sobie takiej koszulki "nie jestem jak Twoja Ex. Mam własne wady " :)))Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 14 maja 2018 - 22:03~Diabełek napisał:@Kate: Podstawowy problem: zakończyć żałobę.
(...)
Zaufać. Drugiej osobie, ale przede wszystkim sobie. I w nowym związku nie zapomnieć o sobie, nie oderwać sobie skrzydeł.
Wydaje mi się – ale to mój punkt widzenia – że narastania pancerzy nie unikniemy w 100 % i nawet jest tego unikanie bezcelowe. W końcu chronią nas. Sęk w tym, żeby chroniły nas tam, gdzie to konieczne i by jednocześnie nie ograniczały naszych ruchów.
Przepraszam, ale jeśli mogę dopowiedzieć dwa zdania :-)
NIE WSZYSCY POTRAFIĄ ZAUFAĆ NA NOWO.
Myślę, że właśnie z powodu, jak określił to Diabełek, niedomkniętej żałoby trudno jest nam budować po rozwodzie prawdziwe i szczere relacje, chociaż bardzo chcemy i wydaje nam się, że potrafimy. Wydaje nam się również, że to jedyna słuszna droga. A to często tylko za szybko otwarte przez nas kolejne drzwi.
Zgadzam się, że nie da się stanąć całkiem bez pancerza.
NAJWAŻNIEJSZE to dać sobie CZAS.
Czas....niby oczywiste, ale naprawdę potrzeba czasu, by poukładać sobie na nowo życie.
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 14 maja 2018 - 22:08~Kate napisał:@Diabełek
(...)
Czasem zastanawiam się nad zrobieniem sobie takiej koszulki "nie jestem jak Twoja Ex. Mam własne wady " :)))
Kate!
Świetny pomysł, zamawiam taką koszulkę!!!!
:-)Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 14 maja 2018 - 22:32
no jasne,tylko trochę inaczej to oceniamy,wiesz ja byłem gotowy wytwać przy mojej żonie bo była moją żoną a relacje w małżeństwie są dynamiczne ;) i tyle;ja pisze o tym,że życie to ciągłość i całość
@ arion rozumiem Ciebie bardzo dobrze, ja kiedyś myślałam, że zestarzeję się razem z moim mężem, którego sama sobie wybrałam - ale cóż...można powiedzieć ,że przegrałam lub,że wygrałam siebie- teraz wiem ,że to nie do końca był "mój mężczyzna". Gdyby był "mój" nie kłamał by mi patrząc w oczy.
A co do opowieści @Diabełka...ja przy swojej zbroi mam dodatkowo trzy kolce ;-) w tym jeden jest przeznaczony specjalnie dla mnie,by czasem nie przyszło mi do głowy "otworzyć się bez granic" :-)
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 15 maja 2018 - 12:46@Zołza: A dwa pozostałe? jeśli zapytać można? ))))
Co do pancerzy: myslę że to jeden z większych problemów w nowym związku, o które pyta Kate. I porównując do pancerza – nie mam tu na mysli własnego „ja” jako pancerz czy własnego poczucia godności, honoru. Nie. Te cechy uważam za wrodzone, nasze. W moim porównaniu pancerz to naleciałość, to coś obcego naszemu pierwotnemu ja; coś, co wyrosło na skutek okoliczności; coś, co w sobie wypracowaliśmy, by siebie chronić, ale też i dowartościować, „sprzedać” (że tak „marketingowo” rzecz ujmę). Gomborwicz pisał o „przyklejaniu gęby” i tak mniej więcej rozumiem ów pancerz – „gęby”, maski, które sami sobie lub ktoś nam przypiął.
Trwając bardzo długo w związku naturalną rzeczą nawzajem się kształtujemy, dopasowujemy; mniej lub bardziej, świadomie lub nieświadomie. Po rozpadzie związku jednym z największych problemów (przynajmniej dla porzuconego) jest odnalezienie na nowo siebie. Oddzielenie: to jestem ja prawdziwy - a to nie ja. I pisząc dalej o zaufaniu nie mówię, iż należy znowu otworzyć się w sensie bezgranicznego zaufania komuś. Mówię natomiast o zaufaniu do siebie, do pełnej swiadomości kim i jaki (jaka) jestem. O oderwaniu tego wszystkiego, co było moim modelem reakcji na/wobec byłej bliskiej mi osoby. Nowa osoba w moim zyciu może być zupełnie inna i moje wypracowane wcześniej systemy, modele, przyzwyczajenia – mogą do niej zupełnie nie pasować i w tym sensie możemy staracić szansę otwarcia się na nowy związek.
Gdy to piszę, uswiadamiam sobie, że właściwie nie pozbycie się swych pancerzy-naszłości może pociągnąć inne niebezpieczeństwo – że wpasujemy się tylko w związek, w którym nasze stare przyzwyczajenia będą idealnie pasować. Czyli innymi słowy – wdepniemy w to samo... „szczęście”.
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 15 maja 2018 - 16:06@diabełek
Brawo, dokładnie o to chodzi.
I o to żeby nie uogólniać i nie uważać cech byłego partnera za charakterystyczne dla całej płci.
Nie wiem czy jest coś bardziej irytującego niż opinia, że wszystkie kobiety są takie same. Ma się poczucie, że jest się dla kogoś jednym z miliona klonów, więc może lepiej dać sobie spokój.
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 15 maja 2018 - 17:11~Izka napisał:@diabełek
Brawo, dokładnie o to chodzi. (...)
Nie wiem czy jest coś bardziej irytującego niż opinia, że wszystkie kobiety są takie same. Ma się poczucie, że jest się dla kogoś jednym z miliona klonów, więc może lepiej dać sobie spokój.
I tego właśnie doświadczałem, a potem sam miałem/mam skłonności do takiego traktowania. Tu trzeba dużo pracy nad sobą. Po prostu słyszałem frazy w typie: 'bo w takich razach facet to, albo to...' i moje tłumaczenie, że ja myślę/robię zupełnie coś innego, nic nie pomagało, bo 'ona' zaprogramowała się na zniszczenie relacji. Zniszczyła ją w ten sposób. Ja jednak teraz też łapię się na podobnym uogólnianiu i stawaniu w tzw. opozycji. a niepotrzebnie. W związku powinniśmy tworzyć całość i do tego dążyć, a nie rozbijać wszystko i polaryzować na 'my i wy', bo to do niczego nie prowadzi... :) Pancerz założony w innym celu chronił wtedy, a teraz może przeszkadzać i warto to sobie uświadamiać. ;-).
Nowa relacja, nowy świat, nowe okoliczności - jakże różne od poprzednich... pancerz też trzeba założyć zupełnie inny, bo - bądź co bądź - jest on zawsze potrzebny ;-), ale musi być skrojony dokładnie na miarę.Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 15 maja 2018 - 18:27@Diabełek mój pancerz to "nówka" prawie nie śmigany ;-)) bardzo świadomy mnie samej, prosto z pracowni ala Coco Chanel,więc powinien mi służyć do końca świata i jeszcze dłużej :-)..a te dwa pozostałe kolce..powiedzmy,że to galanteria :-)
A co do nowych związków: jeśli mają być prawdziwe, to trzeba chyba jednak pozwolić sobie samemu na całkowite otwarcie się na drugą osobę- tylko czasem kurcze te kolce blokują ;-)) jak jest się ze sobą jakiś czas samemu, to chyba najzwyczajniej w świecie nie chce się już- człowiek ma wszystko poukładane i w szafkach i w głowie:-) i mimo wielu braków dnia codziennego to jakoś ciężko włożyć tę rękę tak świadomie do ognia :-)Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 15 maja 2018 - 18:44~_zołza_ napisał:
A co do nowych związków: jeśli mają być prawdziwe, to trzeba chyba jednak pozwolić sobie samemu na całkowite otwarcie się na drugą osobę- tylko czasem kurcze te kolce blokują ;-)) jak jest się ze sobą jakiś czas samemu, to chyba najzwyczajniej w świecie nie chce się już- człowiek ma wszystko poukładane i w szafkach i w głowie:-) i mimo wielu braków dnia codziennego to jakoś ciężko włożyć tę rękę tak świadomie do ognia :-)
To już kwestia osobistego wyboru, czy wolisz dokonać żywota w samotności - zawsze ktoś tam Cię znajdzie ;-), czy wolisz, żeby ktoś się Tobą zaopiekował...
A tak na poważnie spójrzmy na sprawę od strony czysto biologicznej. Starzejemy się i mimo zaklęć nic na to nie poradzimy, zatem przyjdzie napewno czas, kiedy któreś z nas zaniemoże i co wtedy? Kto Ci przysłowiową szklankę wody poda? czyż nie lepiej mieć przy sobie osobę kochającą i zdolną do tegoż...?
Chyba lepiej dzielić starość z kimś - jaki by nie był (o ile nie jest kompletnym draniem) niż w całkowitej samotności. To raczej sprawa oczywista :-)Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie