Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

życie po rozwodzie

Rozpoczęte przez ~arion, 05 lut 2018
  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 10 kwietnia 2018 - 19:52
    ~Robert1971 napisał:

    (...)
    Nie wiem nawet czy one mają świadomość co do faktycznych przyczyn zawalenia się ich dotychczasowego świata - ja im tego nie mówiłem i o ile ona im sama nie powie o swojej orientacji seksualnej, ja mogę zrobić to dopiero gdy oboje będą dorośli, wcześniej nie.
    (...)

    Robercie,
    Myśmy także nie wyjaśniali początkowo co się stało, ale dzieci dopytują...mój syn chyba się domyśla, natomiast córka drąży.
    Wydawało mi się, że wystarczy powiedzieć, że miłość czasami się kończy, ale to nie wystarcza.
    Nauczyliśmy nasze dzieci pytania dlaczego...
    :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 10 kwietnia 2018 - 20:11
    ~Dziabełek napisał:
    Wiem, pytanie do Roberta i nieelegancko tak się wcinać, ale jestem Diabeł, więc sobie pozwolę:

    Co powiedziałbyś Ty, Aniołku?

    Uczciwie byłoby: prawdę.

    Ale ja nie mam dzieci, więc wiem tyle, co nic... A swoim bliskim też nie powiedziałem całej prawdy...
    (...)
    Dzieci... Poznanie prawdy pozostawiłbym im. One nie są nami. One mają swoją własną perspektywę. Często szerszą, niż nasza własna, w której to z jednej strony patrząc odjeżdża pociąg, z drugiej strony patrząc - odjeżdża stacja. Jedno z rodziców opowiada, co widzi; drugie - opowiada, co widzi; z tych dwóch opowieści i z tego co samo widzi - dziecko widzi to, co widzi...


    Diabełku, oczywiście, że nieelegancko się wcinać, ale Diabełki nic sobie z tego nie robią i w tym są bardzo podobne do Aniołków.
    Ja starałam się nie mówić dzieciom całej prawdy, nie wyjaśniać wszystkiego gdyż uważałam i uważam, że ludzie dorośli potrafią wiele spraw załatwić między sobą nie obciążając dzieci swoimi sprawami. Powiedziałam, że się przyjaźnimy, że Tata jest jedynym facetem, z którym chciałam mieć dzieci, że są one owocem naszej miłości i że powinni nam zaufać, że gdyby nie było naprawdę ważnego powodu to przecież dalej bylibyśmy razem. To są trudne rozmowy, gdyż mój jeszcze mąż czuje potrzebę obwieszczenia całemu światu kim jest i może mu nie wystarczyć akceptacja jegoprzyjaciela i za chwilę byłej żony... boję się, że nie wytrzyma.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 10 kwietnia 2018 - 21:33
    ~Dziabełek napisał:

    (...)
    Wielkanoc to taki cholernie dobry czas, by na nowo usiąść nad życiem i nad swą drogą...
    Piłatowe: "Czym jest prawda?"... Bułhakow rozmontował to pytanie do każdej kropki, ale odpowiedź...
    (...)
    I jest coś jeszcze. "Nie opuszczę Cię aż do śmierci.". Nie ma w przysiędze żadnego zdania warunkowego. Więc dla mnie, nawet jeśli się rozstaliśmy, nawet jeśli druga strona wszystko złamała - ta część przysięgi pozostaje aktualna. Dopasowana do rzeczywistości.

    Dlatego nie wiem, czy umiem jeszcze pokochać na 100%; dlatego nie wiem, na ile starczy mi sił i na ile potrafię otworzyć moje serce na nowo, ile mam w nim jeszcze miejsca. Ale chcę kobiecie, którą poznałem i pokochałem, jak najwięcej tego miejsca dać. Lecz wierność - nie w sensie fizycznym, lecz w sensie zaufania całego minionego życia - jest czymś, co definiuje mnie, w moim pojęciu, jako faceta. Moja była żona ma w moim sercu sejf. Punkt. Kropka. Wara innym od tego miejca.

    Księża chcą ze mną rozmawiać o rozwodzie kościelnym. A ja sobie myślę: "Jaja sobie ze mnie robicie? To Wasz - katolicki przepis. Nie boży. W prawosławiu rozwód jest dopuszczalny. W katolicyzmie - do dziś: tylko z wielkim cyrkiem. W obu kosćiołach: Bóg ten sam. Więc to wasz przepis, nie - boży. Wasz, ludzki przepis, nie ma nic wspólnego z wiarą. To, co myślicie, jak się do niego dostosuję: mam w nosie. Bóg jest ponad ludzkimi interpretacjami i przepisami. Obiecałem mojej byłej żonie w dniu ślubu i ma swój sejf. Na wieczność. (...)

    Drogi Diabełku,
    Prawdziwy człowiek ma naprawdę pojemne serce. Każdy prawdziwie ważny dla nas Ktoś pozostawia w nim swój mały ślad, dlatego wcale nie jest to dziwne, że trudno jest wyczyścić, zresetować swoje serce...to niemożliwe i jedyna droga to zaakceptować ten fakt, przyjąć że można kochać inaczej.
    Wcale mnie nie dziwi, że w Twoim sercu jest sejf byłej żony..
    Diabełku, rozwodów kościelnych nie ma...jest unieważnienie małżeństwa ( taki dziwny twór), ale jak mam unieważnić prawdę...jak unieważnić coś co słyszał Bóg? Dlatego ludzkie wymysły mają się nijak do tego co boskie, przecież świat to nie tylko katolicyzm i prawosławie.....to także ludzie niewierzący i skąd mogę mieć pewność, że im Bóg nie błogosławi? Uważam, ze nie mam prawa by oceniać Boga.
    Pokochać na 100 procent nie musi oznaczać zaoferowania całego miejsca w sercu. Mam dwójkę dzieci i kocham każde na 100 procent..i mój prawie były mąż ma tam miejsce...może to nie sejf...raczej takie malutkie pudełeczko, które będę sobie otwierała oglądając zdjęcia, czy filmy video oczywiście nie za często, tak w miarę potrzeb :) I nikomu nic do tego prawda? :)
    Ja nigdy nie rzucam słów na wiatr, podobnie jak Ty Diabełku :)
    Najważniejsze to zaufać, zaufać, że będzie dobrze :):):)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Bolo ~Bolo
    ~Bolo
    Napisane 11 kwietnia 2018 - 15:58
    Byłem u adwokata, pogadałem z żoną. Dajemy sobie jeszcze trochę czasu. Może się uda a może nie, ale trudno jest wyrzucić do śmieci 10 lat życia. Spróbujemy iść na terapię, głównie żona, bo to jest dziwne jak ona podchodzi do seksu, skąd to się bierze? Może ona też woli kobiety? A może to wychowanie?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~real man ~real man
    ~real man
    Napisane 11 kwietnia 2018 - 19:44
    Nie wiem stary jak się wyrzuca do śmieci 10 lat, bo niby co to miałoby w realu znaczyć? Wiem za to, że zmarnujesz kilka kolejnych. Nic tak chłopie nie zniewala jak własne przekonania.
    No chyba, że nie wydolisz finansowo bez małżonki...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Żuber ~Żuber
    ~Żuber
    Napisane 11 kwietnia 2018 - 21:02
    Do Bolo: Bolo posłuchaj, to nie wypali. Wspomnisz moje słowa. Przerabialiśmy terapie i inne sroty pierdoty i nic. Bierz się w garść i nie daj się ustawić żonie lub nie daj Boże tesciowej, bo te jak się zaczynają wpier...to masz pozamiatane, jesteś niewolnikiem.
    Po co byłeś u adwokata? Kurde Bolo pomyśl!!!

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~arion ~arion
    ~arion
    Napisane 12 kwietnia 2018 - 04:31
    ~Bolo napisał:
    Byłem u adwokata, pogadałem z żoną. Dajemy sobie jeszcze trochę czasu. Może się uda a może nie, ale trudno jest wyrzucić do śmieci 10 lat życia. Spróbujemy iść na terapię, głównie żona, bo to jest dziwne jak ona podchodzi do seksu, skąd to się bierze? Może ona też woli kobiety? A może to wychowanie?


    Właśnie wyrzuciłem 25 lat ;)
    i są dwie szkoły jedna mówi jedna mówi : jak coś się psuje to każde w swoją stronę a druga ratuj co się da ;)
    niestety nic innego nie mogę doradzić ;)
    spostrzeżenie co do seksu: to ostatnia rzecz,którą się dopasowuje i pierwsza ,która się psuje;warto na to zwracać uwagę ;)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Bolo ~Bolo
    ~Bolo
    Napisane 12 kwietnia 2018 - 14:40
    ~arion napisał:


    spostrzeżenie co do seksu: to ostatnia rzecz,którą się dopasowuje i pierwsza ,która się psuje;warto na to zwracać uwagę ;)


    arion i to mnie dobija, bo nie wierzę, że ona dopasuje się do moich potrzeb. Jak, jak ma to zrobić? Ale może naprawdę warto spróbować? Sam nie wiem, naprawdę nie wiem co robić.
    Skoro dla niej to obrzydliwe to jak ma przestać takie być?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Bolo ~Bolo
    ~Bolo
    Napisane 12 kwietnia 2018 - 14:42
    ~real napisał:
    Nie wiem stary jak się wyrzuca do śmieci 10 lat, bo niby co to miałoby w realu znaczyć?

    Normalnie, tak jak napisał arion. Żyłeś sobie z kimś i raptem to juz nieważne. Finito.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Diabełek ~Diabełek
    ~Diabełek
    Napisane 12 kwietnia 2018 - 17:42
    Chłopaki,
    jakieś parę stron wcześniej Robert pisał o psiapsiółkach i ich wpływie na żonę na zasadzie: rób tak / nie rób tak / oni wszyscy są tacy sami / nie daj się / itd.
    Nikt z nas Bola nie zna; ani jego żony; ani ich przeszłości, przyszłości i teraźniejszości też nie. Każdy z nas ma do dyspozycji kilka słów ze strony Bola oraz lata słoneczne własnego doświadczenia. Ale to są własne doświadczenia, własnego życia każdego z nas z osobna.
    Bolo ma własne. I z nas tu wszystkich najlepiej zna przynajmniej siebie. Więc ma prawo, zasługuje na to, jak każdy z nas: decydować o swoich krokach.
    Boi się? Okay. Ma wątpliwości? Okay. Czuje ból i zwątpienie? Okay. To wszystko normalne, ludzkie, uzasadnione i żaden powód do wstydu. Można chłopaka wesprzeć podpowiadając mu jak może odnaleźć swą siłę, pewność siebie i wiarę w siebie. Ale chyba nie mamy prawa ustawiać mu jego małżeństwa i jego przyszłości, prawda?
    No chyba, że ktoś deklaruje, że bierze całą odpowiedzialność za jego życie na siebie?

    Jedni są silni odkąd się urodzili i idą przez życie jak lodołamacze; innym - świat osuwa się spod nóg, gdy ich plany i marzenia się walą i potrzebują czasu, czasem pomocy. Nikt przez to nie jest lepszy czy gorszy. Ważne, by umiał dopasować swoje kroki do tego, kim jest. @Bolo: najlepiej znasz siebie. Uwierz w to, że jesteś w stanie najlepiej o swoim własnym życiu decydować.

    P.S. Co do terapii: z mojego własnego doświadczenia - terapia (choć ja nazwałbym to raczej couchingiem) jest szansą. Żadną pewnością, ale szansą. Nikt nie zna przyszłości. Czasem trzeba przełknąć ciężką pigułę. Czasem wygrywamy coś innego niż to, po co przyszliśmy. Ja nie wygrałem małżeństwa, ale wygrałem siebie.
    Zawsze jest jakieś wyjście. Patrz na doświadczenia innych, ale nie zapominaj, że to Twoje życie, a nie kopia czyjegoś.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 13 kwietnia 2018 - 09:11
    ~arion napisał:

    i są dwie szkoły jedna mówi jedna mówi : jak coś się psuje to każde w swoją stronę a druga ratuj co się da ;)


    Osobiście jestem zwolennikiem drugiej, ale kiedy wszystko zawodzi, przechodzisz samego siebie, durnia z siebie robisz, podkładasz się, a tu jest coraz gorzej, zamiast być coraz lepiej, to odpuszczasz, bo też chcesz... jak to się ładnie teraz mawia: 'żyć własnym życiem, a nie życiem Twojej żony'.

    Jeżeli Wasze życie nie znajduje już wspólnego mianownika i jej lepiej będzie bez Ciebie - tak jej się teraz wydaje - to niech idzie.

    Ja przez długie miesiące próbowałem ratować, a tu była coraz większa ruina. Robiłem wszystko co się dało i jeszcze więcej, a druga strona dokręcała tylko śrubę. Wyjścia nie było, ale rozwód postrzegam jako ostateczność.

    Nie mam teraz wyrzutów sumienia, że nic nie zrobiłem, żeby małżeństwo ratować. Zrobiłem bardzo dużo i wiem, że niejeden nie zrobiłby nawet 1/3 tego co ja.

    Nie udało się - trudno. Dojrzały facet po miażdżącej porażce otrzepuje się i idzie dalej. No inaczej się nie da, bo jak nie... to tylko sznur.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~arion ~arion
    ~arion
    Napisane 13 kwietnia 2018 - 16:25
    ~Robert1971 napisał:
    ~arion napisał:

    i są dwie szkoły jedna mówi jedna mówi : jak coś się psuje to każde w swoją stronę a druga ratuj co się da ;)


    Osobiście jestem zwolennikiem drugiej, ale kiedy wszystko zawodzi, przechodzisz samego siebie, durnia z siebie robisz, podkładasz się, a tu jest coraz gorzej, zamiast być coraz lepiej, to odpuszczasz, bo też chcesz... jak to się ładnie teraz mawia: 'żyć własnym życiem, a nie życiem Twojej żony'.

    Jeżeli Wasze życie nie znajduje już wspólnego mianownika i jej lepiej będzie bez Ciebie - tak jej się teraz wydaje - to niech idzie.

    Ja przez długie miesiące próbowałem ratować, a tu była coraz większa ruina. Robiłem wszystko co się dało i jeszcze więcej, a druga strona dokręcała tylko śrubę. Wyjścia nie było, ale rozwód postrzegam jako ostateczność.

    Nie mam teraz wyrzutów sumienia, że nic nie zrobiłem, żeby małżeństwo ratować. Zrobiłem bardzo dużo i wiem, że niejeden nie zrobiłby nawet 1/3 tego co ja.

    Nie udało się - trudno. Dojrzały facet po miażdżącej porażce otrzepuje się i idzie dalej. No inaczej się nie da, bo jak nie... to tylko sznur.

    inaczej się nie da....;)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 15 kwietnia 2018 - 22:07
    ~Robert1971 napisał:
    ~arion napisał:

    i są dwie szkoły jedna mówi jedna mówi : jak coś się psuje to każde w swoją stronę a druga ratuj co się da ;)


    (...)rozwód postrzegam jako ostateczność.

    Nie mam teraz wyrzutów sumienia, że nic nie zrobiłem, żeby małżeństwo ratować. Zrobiłem bardzo dużo i wiem, że niejeden nie zrobiłby nawet 1/3 tego co ja.

    Nie udało się - trudno. Dojrzały facet po miażdżącej porażce otrzepuje się i idzie dalej. No inaczej się nie da, bo jak nie... to tylko sznur.


    Robercie, ze wszystkich Twoich słów wynika, że zrobiłeś co mogłeś. Mi też wydaje się, że zrobiłam wszystko, chociaż czasem jeszcze pojawiają się w mojej głowie pytania...a może powinnam to czy tamto.

    Dzisiaj pomimo pięknej pogody, cudownego spaceru, na który sobie poszłam... nie mogę znaleźć sobie miejsca, może dlatego, że wkrótce dołączam " do klubu" i im bliżej tego ostatecznego "do widzenia" tym trudniej mi być silną. Jest mi bardzo smutno, że skończyło się coś, co miało trwać do końca życia.
    W życiu nie możemy być pewni niczego i naprawdę zrobienie wszystkiego nie zawsze wystarcza. Nic nie trwa wiecznie.
    Mimo tego pomyślałam sobie dzisiaj, że każda trudna sytuacja, przez którą uda nam się przejść, każda porażka, każdy błąd i każdy napotkany człowiek mają w naszym życiu znaczenie. Często dopiero po jakimś czasie to dostrzegamy. Warto wyciągać wnioski i iść dalej...Dziękuję Panowie, stokrotnie :):):)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~arion ~arion
    ~arion
    Napisane 16 kwietnia 2018 - 14:41
    trudno nie myśleć o tym,co poszło nie tak;myślę o tym często ,oczywiście wiem,że to nie ma sensu ;) takie mysli po prostu przychodzą,nie rozpamiętuje tego,czekam,aż odejdą choc wiem ,że wrócą

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izka ~Izka
    ~Izka
    Napisane 16 kwietnia 2018 - 16:47
    Nie wszystko zależy od nas. Warto zdać sobie z tego sprawę.
    A Robert zrobił stanowczo za dużo nie przyjmując do wiadomości, że jego żona chce iść inną drogą. Bez niego.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~arion ~arion
    ~arion
    Napisane 16 kwietnia 2018 - 18:04
    ~Izka napisał:
    Nie wszystko zależy od nas. Warto zdać sobie z tego sprawę.
    A Robert zrobił stanowczo za dużo nie przyjmując do wiadomości, że jego żona chce iść inną drogą. Bez niego.

    zdecydowanie wszystko co zależy od drugiego człowieka jest wątpkiwe tylko nie zawsze można okreslić ile powinniśmy zrobić dla tej drugiej kochanej osoby,kiedy trzeba przestać?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izka ~Izka
    ~Izka
    Napisane 16 kwietnia 2018 - 19:22
    @arion
    To nie jest trudne do określenia. Można zrobić wiele dla kogoś kogo kochamy, ale pod warunkiem, że wiemy/czujemy, że ktoś tego CHCE, i że zwyczajnie nie wykorzystuje sytuacji. Zawsze jednak należy mieć na uwadze, że mamy do czynienia z dorosłą i autonomiczną osobą, która może ponosić konsekwencje swoich czynów. I ma do tego prawo.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~arion ~arion
    ~arion
    Napisane 17 kwietnia 2018 - 06:11
    bardzo ładnie to brzmi ;)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Weronika ~Weronika
    ~Weronika
    Napisane 17 kwietnia 2018 - 18:35
    ~Izka napisał:
    @arion
    To nie jest trudne do określenia. Można zrobić wiele dla kogoś kogo kochamy, ale pod warunkiem, że wiemy/czujemy, że ktoś tego CHCE, i że zwyczajnie nie wykorzystuje sytuacji. Zawsze jednak należy mieć na uwadze, że mamy do czynienia z dorosłą i autonomiczną osobą, która może ponosić konsekwencje swoich czynów. I ma do tego prawo.
    Tak Was podczytuję od jakiegoś czasu:-).
    Izka -ja chyba jestem przykładem tej co zrobiła (za) wiele. A przez 22 lata miałam sporo okazji, żeby się wykazać. Mój były mąż nie żądał poświęceń oraz ich nie doceniał,jak również skrzętnie wykorzystywał sytuację mojego zaangażowania.Mój błąd- robiłam to dla siebie, bo kochając w ten sposób( z poświęceniem)czułam się lepiej. Problem w tym, że liczyłam ,że on zauważy co dla niego robię ..Nie zauważył. Nadto wykorzystał (zdrada ).Tak jak w filmie "moją dobroć wziął za słabość charakteru".

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~arion ~arion
    ~arion
    Napisane 17 kwietnia 2018 - 19:00
    coś z tego rozumiem,może tez dlatego,że zostałem zdradzony i dlatego,że nie żądając poświęceń uczyniłem moją miłość niezauważalną

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry

Gorące tematy