Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Romans i zdrada

Żona zdradziła emocjonalnie i chce odejść

Rozpoczęte przez ~Tomek, 29 wrz 2020
  • avatar ~444 ~444
    ~444
    Napisane 02 października 2020 - 16:24
    ~444 napisał:
    ~Tomek napisał:
    No dobra. To powiedzcie mi jeszcze. Ile taki stan zawieszenia może trwać. Stan w którym kobieta nie wie czego chce (albo wie tylko się boi konsekwencji). No teraz to wygląda tak że ja mam żyć normalnie obok niej a ona będzie chodzić codziennie, obserwować mnie i się zastanawiać... Jak długo można wytrzymać w takim czymś? Ile to potrwa? Na ile zależy to ode mnie? Wiem. Mogę ją przymuszać do podjęcia decyzji ale to chyba bez sensu.

    czegoś Ci brakuje?
    jak brakuje (np. seksu) to nie toleruj tego, albo jest z Tobą albo nie, nie ma trochę tak a trochę nie
    przymuszaj ją, tylko tak zyskujesz szacunek

    Nie do seksu rzecz jasna a do decyzji, spada czy zostaje;-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Tomek ~Tomek
    ~Tomek
    Napisane 02 października 2020 - 16:39
    ~444 napisał:
    ~444 napisał:
    ~Tomek napisał:
    No dobra. To powiedzcie mi jeszcze. Ile taki stan zawieszenia może trwać. Stan w którym kobieta nie wie czego chce (albo wie tylko się boi konsekwencji). No teraz to wygląda tak że ja mam żyć normalnie obok niej a ona będzie chodzić codziennie, obserwować mnie i się zastanawiać... Jak długo można wytrzymać w takim czymś? Ile to potrwa? Na ile zależy to ode mnie? Wiem. Mogę ją przymuszać do podjęcia decyzji ale to chyba bez sensu.

    czegoś Ci brakuje?
    jak brakuje (np. seksu) to nie toleruj tego, albo jest z Tobą albo nie, nie ma trochę tak a trochę nie
    przymuszaj ją, tylko tak zyskujesz szacunek

    Nie do seksu rzecz jasna a do decyzji, spada czy zostaje;-)

    Poczekam chwilę, kilka tyg. Może 2 miesiące, zobaczę co się będzie działo...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Siwy77 ~Siwy77
    ~Siwy77
    Napisane 02 października 2020 - 16:41
    ~Tomek napisał:
    No dobra. To powiedzcie mi jeszcze. Ile taki stan zawieszenia może trwać. Stan w którym kobieta nie wie czego chce (albo wie tylko się boi konsekwencji). No teraz to wygląda tak że ja mam żyć normalnie obok niej a ona będzie chodzić codziennie, obserwować mnie i się zastanawiać... Jak długo można wytrzymać w takim czymś? Ile to potrwa? Na ile zależy to ode mnie? Wiem. Mogę ją przymuszać do podjęcia decyzji ale to chyba bez sensu.


    U mnie to trwało ostatecznie pół roku, w sensie tyle czasu trzeba było na jej pełne zaangażowanie w związek W tym czasie starała się ale było widać dystans w jej oczach. Pół roku tyle czasu potrzebowała żeby się przekonać że jednak ja nie zmienię swojej decyzji (była pewna że dam jej papiery rozwodowe).

    Oczywiście w tym czasie seks był nieziemski jakbyśmy się dopiero poznali :P
    Ostatecznie pękła (jak sama przyznała) jakoś zaraz po seksie to było chyba w grudniu.

    Wiem że to pokręcone ale....

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Tomek ~Tomek
    ~Tomek
    Napisane 02 października 2020 - 17:11
    ~Siwy77 napisał:
    ~Tomek napisał:
    No dobra. To powiedzcie mi jeszcze. Ile taki stan zawieszenia może trwać. Stan w którym kobieta nie wie czego chce (albo wie tylko się boi konsekwencji). No teraz to wygląda tak że ja mam żyć normalnie obok niej a ona będzie chodzić codziennie, obserwować mnie i się zastanawiać... Jak długo można wytrzymać w takim czymś? Ile to potrwa? Na ile zależy to ode mnie? Wiem. Mogę ją przymuszać do podjęcia decyzji ale to chyba bez sensu.


    U mnie to trwało ostatecznie pół roku, w sensie tyle czasu trzeba było na jej pełne zaangażowanie w związek W tym czasie starała się ale było widać dystans w jej oczach. Pół roku tyle czasu potrzebowała żeby się przekonać że jednak ja nie zmienię swojej decyzji (była pewna że dam jej papiery rozwodowe).

    Oczywiście w tym czasie seks był nieziemski jakbyśmy się dopiero poznali :P
    Ostatecznie pękła (jak sama przyznała) jakoś zaraz po seksie to było chyba w grudniu.

    Wiem że to pokręcone ale....

    Czekaj czekaj bo nie bardzo rozumiem twój post. To twoja żona nie wiedziała że ty wiesz? Moja wie że ja wiem.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~444 ~444
    ~444
    Napisane 02 października 2020 - 17:56
    ~Siwy77 napisał:
    ~Tomek napisał:
    No dobra. To powiedzcie mi jeszcze. Ile taki stan zawieszenia może trwać. Stan w którym kobieta nie wie czego chce (albo wie tylko się boi konsekwencji). No teraz to wygląda tak że ja mam żyć normalnie obok niej a ona będzie chodzić codziennie, obserwować mnie i się zastanawiać... Jak długo można wytrzymać w takim czymś? Ile to potrwa? Na ile zależy to ode mnie? Wiem. Mogę ją przymuszać do podjęcia decyzji ale to chyba bez sensu.


    U mnie to trwało ostatecznie pół roku, w sensie tyle czasu trzeba było na jej pełne zaangażowanie w związek W tym czasie starała się ale było widać dystans w jej oczach. Pół roku tyle czasu potrzebowała żeby się przekonać że jednak ja nie zmienię swojej decyzji (była pewna że dam jej papiery rozwodowe).

    Oczywiście w tym czasie seks był nieziemski jakbyśmy się dopiero poznali :P
    Ostatecznie pękła (jak sama przyznała) jakoś zaraz po seksie to było chyba w grudniu.

    Wiem że to pokręcone ale....

    A tam zaraz pokręcone, życie...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Siwy77 ~Siwy77
    ~Siwy77
    Napisane 02 października 2020 - 18:13
    ~Tomek napisał:
    ~Siwy77 napisał:
    ~Tomek napisał:
    No dobra. To powiedzcie mi jeszcze. Ile taki stan zawieszenia może trwać. Stan w którym kobieta nie wie czego chce (albo wie tylko się boi konsekwencji). No teraz to wygląda tak że ja mam żyć normalnie obok niej a ona będzie chodzić codziennie, obserwować mnie i się zastanawiać... Jak długo można wytrzymać w takim czymś? Ile to potrwa? Na ile zależy to ode mnie? Wiem. Mogę ją przymuszać do podjęcia decyzji ale to chyba bez sensu.


    U mnie to trwało ostatecznie pół roku, w sensie tyle czasu trzeba było na jej pełne zaangażowanie w związek W tym czasie starała się ale było widać dystans w jej oczach. Pół roku tyle czasu potrzebowała żeby się przekonać że jednak ja nie zmienię swojej decyzji (była pewna że dam jej papiery rozwodowe).

    Oczywiście w tym czasie seks był nieziemski jakbyśmy się dopiero poznali :P
    Ostatecznie pękła (jak sama przyznała) jakoś zaraz po seksie to było chyba w grudniu.

    Wiem że to pokręcone ale....

    Czekaj czekaj bo nie bardzo rozumiem twój post. To twoja żona nie wiedziała że ty wiesz? Moja wie że ja wiem.


    To skomplikowane. Ona wiedziała że się domyślam. Ja nie miałem dowodow bo wszystko kasowała i się pilnowala. Przyznała się dopiero po 3 miesiącach jak przez głupotę oddzwonila do niego ( oni już się nie widywali od paru miesięcy) a ja już miałem pod lupą jej bilingi prawie rozpracowane...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~raz ~raz
    ~raz
    Napisane 02 października 2020 - 18:26
    ~Tomek napisał:

    Myślę że kochanek już się wycofał ale nie mam pewności. Jakies tam plany mam. Powiedziałem też żonie że nie będę jej robił problemów przy rozwodzie. Nie będę szedł w zaparte przez wzgląd na dobro dzieci ale będziemy musieli się dogadać w różnych kwestiach.


    Ok. powiedziales jej. Wynika coś z tego ? Macie cos juz konkretnego ustalone, co dalej robicie z wami, moze macie zamiar cos ustalic (kiedy konkretnie ?), czy tylko to byla twoja deklaracja. Ona sie do czegos tez zdeklarowala ?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Tomek ~Tomek
    ~Tomek
    Napisane 02 października 2020 - 18:48
    ~raz napisał:
    ~Tomek napisał:

    Myślę że kochanek już się wycofał ale nie mam pewności. Jakies tam plany mam. Powiedziałem też żonie że nie będę jej robił problemów przy rozwodzie. Nie będę szedł w zaparte przez wzgląd na dobro dzieci ale będziemy musieli się dogadać w różnych kwestiach.


    Ok. powiedziales jej. Wynika coś z tego ? Macie cos juz konkretnego ustalone, co dalej robicie z wami, moze macie zamiar cos ustalic (kiedy konkretnie ?), czy tylko to byla twoja deklaracja. Ona sie do czegos tez zdeklarowala ?

    Zarzucała mi że nie umiem się normalnie rozejść tylko zmuszam ja do pozostania. Więc pwoeidizalem że jak złoży pozew to nie będę robił problemów i ciągnął rozwodu przez 2 lata. Zrobię to przez wzgląd na dobro dzieci żeby nie robić im stresu. Inna sprawa że właśnie przez wzgląd na dobro dzieci sąd może odrzucić pozew :). Generalnie mieliśm rozmawiać na następny dzień po kłótni ale widzac jej niezdecydowanie i biorąc pod uwagę sugestie jej siostry że "może ona potrzebuje więcej czasu" dalem jej czas... Tylko nie wiem ile... Na razie zastosuje się do waszych porad ale nie wiem kiedy powiedzieć pas...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Tomek ~Tomek
    ~Tomek
    Napisane 02 października 2020 - 18:52
    ~Siwy77 napisał:
    ~Tomek napisał:
    ~Siwy77 napisał:
    ~Tomek napisał:
    No dobra. To powiedzcie mi jeszcze. Ile taki stan zawieszenia może trwać. Stan w którym kobieta nie wie czego chce (albo wie tylko się boi konsekwencji). No teraz to wygląda tak że ja mam żyć normalnie obok niej a ona będzie chodzić codziennie, obserwować mnie i się zastanawiać... Jak długo można wytrzymać w takim czymś? Ile to potrwa? Na ile zależy to ode mnie? Wiem. Mogę ją przymuszać do podjęcia decyzji ale to chyba bez sensu.


    U mnie to trwało ostatecznie pół roku, w sensie tyle czasu trzeba było na jej pełne zaangażowanie w związek W tym czasie starała się ale było widać dystans w jej oczach. Pół roku tyle czasu potrzebowała żeby się przekonać że jednak ja nie zmienię swojej decyzji (była pewna że dam jej papiery rozwodowe).

    Oczywiście w tym czasie seks był nieziemski jakbyśmy się dopiero poznali :P
    Ostatecznie pękła (jak sama przyznała) jakoś zaraz po seksie to było chyba w grudniu.

    Wiem że to pokręcone ale....

    Czekaj czekaj bo nie bardzo rozumiem twój post. To twoja żona nie wiedziała że ty wiesz? Moja wie że ja wiem.


    To skomplikowane. Ona wiedziała że się domyślam. Ja nie miałem dowodow bo wszystko kasowała i się pilnowala. Przyznała się dopiero po 3 miesiącach jak przez głupotę oddzwonila do niego ( oni już się nie widywali od paru miesięcy) a ja już miałem pod lupą jej bilingi prawie rozpracowane...

    Nadal jestescie małżeństwem? Wybacz, jestem nowy na forum nie wiem. Ale Twoja pewnie nigdy nie powiedziała Ci że Cię nie kocha...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~raz ~raz
    ~raz
    Napisane 02 października 2020 - 19:29
    ~444 napisał:
    ~Siwy77 napisał:
    Jak się z tym dobrze czujesz i mąż nie ma nic przeciwko to ok w sumie ale czy aby na pewno nie brakuje Ci czegoś ?
    Ja bym tak nie mógł, prościej było by mi być singlem.
    Zauważ jak wam blisko do niebezpiecznej granicy po przekroczeniu której zrobi się już źle.

    Nie mnie oczywiście oceniać ale taki dystans mnie by zniszczył. Jeżeli z kimś jestem to na 100% to nie biznes. Jakiś rok temu moja żona szła tym tokiem ale znacznie dalej, chciała związku otwartego nie dosłownie ale tak to miało wyglądać. Odmówiłem, raz że to w dłuższej perspektywie może mocno oddalić, a 2 na cholere się tak męczyć. Dałem jej jasno do zrozumienia że jak chce eksperymentować to tylko z moim udziałem na luźny związek się nie zgadzam i lepiej się po prostu rozejść na poziomie. Obiecałem pomoc i wsparcie jeżeli tego by chciała nawet - została i zaakceptowała przynajmniej na razie :P



    dystans w moim związku mnie nie niszczy, bo to ja podjęłam decyzję, że zostaję a jak się o czymś świadomie decyduje to chyba nie ma sensu nad tym rozpaczać?

    nie potrafiłam zrozumieć podejścia mojego męża do mnie po tej całej aferze (pod dywanik zamiecione, aż miło) ale przyjaciel mi wytłumaczył, że nie zabija się kury znoszącej złote jaja (to ja jestem tą kurą, podobno)

    mam bardzo złe mniemanie o mężczyznach (a o swoim mężu o dziwo nie) to jest dobry znak, może z tej przyjaźni rozwinie się coś więcej?

    jak zwykle, po każdym upadku cieszę się, że prawa fizyki działają, pudruję nosek i robię swoje:-)


    To nie jest kwestia angazowania sie emocjonalnego badz nie. Swiat nie jest czarno-bialy. Mozna kochac ale 'madrze'. Kochac i wymagac jednoczesnie, stawiac granice i respektowac probe ich przelamania. Oczywiscie wymagac tez trzeba od siebie i samemu respektowac czyjes granice. Granice nie moga ograniczac wolnosci w zwiazku tylko maja zapobiegac zbyt duzemu przechyleniu sie wachadla na jedna ze stron. Musi wystepowac swiadomosc (z obu stron), ze zlamanie krytycznej granicy powoduje koniec zwiazku. Jednym slowem dawac ale nie za darmo, tez oczekiwac dawania. To nigdy nie zadziala jezeli jedna strona ma wszystkie zwiazkowe puzle (w tym zaangazowanie) po swojej stronie bo wtedy jedna nie ma nic do stracenia a druga wszystko. Musi byc mniej wiecej rownowaga. Bardzo fajnie to dziala w tradycyjnym modelu malzenstwa. W takim modelu z automatu powstaje wzajemne uzaleznienie sie od siebie i koniecznosc oparcia sie na partnerze w pewnych kwestiach, koniecznosc wzajemnego sie wspierania. Trzeba jednak zadbac zeby powstala pewnego rodzaju symbioza a nie pasozytnictwo. Raz ze to zbliza, dwa powoduje, ze sie srednio oplaca wachac inne kwiatki. Ale do tego facet musi byc facetem a kobieta kobieta. Musza wzajemnie sie szanowac. Zreszta SZACUNEK to jest wg mnie najwazniejsze 'uczucie' w zwiazku. Niestety trudnodostepne - trzeba na niego ciezko zapracowac, trzeba go utrzymac co nie jest tez latwe, latwo go stracic, ciezko odzyskac. Nigdy nie jest dany z gory jak np. milosc czy zaufanie.

    I wcale nie mowie tu o modelu on pracuje - ona w domu z dziecmi.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~444 ~444
    ~444
    Napisane 02 października 2020 - 20:13
    ~raz napisał:
    ~444 napisał:
    ~Siwy77 napisał:
    Jak się z tym dobrze czujesz i mąż nie ma nic przeciwko to ok w sumie ale czy aby na pewno nie brakuje Ci czegoś ?
    Ja bym tak nie mógł, prościej było by mi być singlem.
    Zauważ jak wam blisko do niebezpiecznej granicy po przekroczeniu której zrobi się już źle.

    Nie mnie oczywiście oceniać ale taki dystans mnie by zniszczył. Jeżeli z kimś jestem to na 100% to nie biznes. Jakiś rok temu moja żona szła tym tokiem ale znacznie dalej, chciała związku otwartego nie dosłownie ale tak to miało wyglądać. Odmówiłem, raz że to w dłuższej perspektywie może mocno oddalić, a 2 na cholere się tak męczyć. Dałem jej jasno do zrozumienia że jak chce eksperymentować to tylko z moim udziałem na luźny związek się nie zgadzam i lepiej się po prostu rozejść na poziomie. Obiecałem pomoc i wsparcie jeżeli tego by chciała nawet - została i zaakceptowała przynajmniej na razie :P



    dystans w moim związku mnie nie niszczy, bo to ja podjęłam decyzję, że zostaję a jak się o czymś świadomie decyduje to chyba nie ma sensu nad tym rozpaczać?

    nie potrafiłam zrozumieć podejścia mojego męża do mnie po tej całej aferze (pod dywanik zamiecione, aż miło) ale przyjaciel mi wytłumaczył, że nie zabija się kury znoszącej złote jaja (to ja jestem tą kurą, podobno)

    mam bardzo złe mniemanie o mężczyznach (a o swoim mężu o dziwo nie) to jest dobry znak, może z tej przyjaźni rozwinie się coś więcej?

    jak zwykle, po każdym upadku cieszę się, że prawa fizyki działają, pudruję nosek i robię swoje:-)


    To nie jest kwestia angazowania sie emocjonalnego badz nie. Swiat nie jest czarno-bialy. Mozna kochac ale 'madrze'. Kochac i wymagac jednoczesnie, stawiac granice i respektowac probe ich przelamania. Oczywiscie wymagac tez trzeba od siebie i samemu respektowac czyjes granice. Granice nie moga ograniczac wolnosci w zwiazku tylko maja zapobiegac zbyt duzemu przechyleniu sie wachadla na jedna ze stron. Musi wystepowac swiadomosc (z obu stron), ze zlamanie krytycznej granicy powoduje koniec zwiazku. Jednym slowem dawac ale nie za darmo, tez oczekiwac dawania. To nigdy nie zadziala jezeli jedna strona ma wszystkie zwiazkowe puzle (w tym zaangazowanie) po swojej stronie bo wtedy jedna nie ma nic do stracenia a druga wszystko. Musi byc mniej wiecej rownowaga. Bardzo fajnie to dziala w tradycyjnym modelu malzenstwa. W takim modelu z automatu powstaje wzajemne uzaleznienie sie od siebie i koniecznosc oparcia sie na partnerze w pewnych kwestiach, koniecznosc wzajemnego sie wspierania. Trzeba jednak zadbac zeby powstala pewnego rodzaju symbioza a nie pasozytnictwo. Raz ze to zbliza, dwa powoduje, ze sie srednio oplaca wachac inne kwiatki. Ale do tego facet musi byc facetem a kobieta kobieta. Musza wzajemnie sie szanowac. Zreszta SZACUNEK to jest wg mnie najwazniejsze 'uczucie' w zwiazku. Niestety trudnodostepne - trzeba na niego ciezko zapracowac, trzeba go utrzymac co nie jest tez latwe, latwo go stracic, ciezko odzyskac. Nigdy nie jest dany z gory jak np. milosc czy zaufanie.

    I wcale nie mowie tu o modelu on pracuje - ona w domu z dziecmi.

    Aha, tradycyjny model, czyli on na delegacje i szkolenia, rozwój te sprawy a potem godna emerytura a ja w domu z gromadką dzieci, proszącą się o parę złotych na kosmetyczkę no bo przecież po co żona ma wyglądać, ważne, ze asystentka jest ponętna i chętna po alko albo i bez;-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~444 ~444
    ~444
    Napisane 02 października 2020 - 20:22
    ~444 napisał:
    ~raz napisał:
    ~444 napisał:
    ~Siwy77 napisał:
    Jak się z tym dobrze czujesz i mąż nie ma nic przeciwko to ok w sumie ale czy aby na pewno nie brakuje Ci czegoś ?
    Ja bym tak nie mógł, prościej było by mi być singlem.
    Zauważ jak wam blisko do niebezpiecznej granicy po przekroczeniu której zrobi się już źle.

    Nie mnie oczywiście oceniać ale taki dystans mnie by zniszczył. Jeżeli z kimś jestem to na 100% to nie biznes. Jakiś rok temu moja żona szła tym tokiem ale znacznie dalej, chciała związku otwartego nie dosłownie ale tak to miało wyglądać. Odmówiłem, raz że to w dłuższej perspektywie może mocno oddalić, a 2 na cholere się tak męczyć. Dałem jej jasno do zrozumienia że jak chce eksperymentować to tylko z moim udziałem na luźny związek się nie zgadzam i lepiej się po prostu rozejść na poziomie. Obiecałem pomoc i wsparcie jeżeli tego by chciała nawet - została i zaakceptowała przynajmniej na razie :P



    dystans w moim związku mnie nie niszczy, bo to ja podjęłam decyzję, że zostaję a jak się o czymś świadomie decyduje to chyba nie ma sensu nad tym rozpaczać?

    nie potrafiłam zrozumieć podejścia mojego męża do mnie po tej całej aferze (pod dywanik zamiecione, aż miło) ale przyjaciel mi wytłumaczył, że nie zabija się kury znoszącej złote jaja (to ja jestem tą kurą, podobno)

    mam bardzo złe mniemanie o mężczyznach (a o swoim mężu o dziwo nie) to jest dobry znak, może z tej przyjaźni rozwinie się coś więcej?

    jak zwykle, po każdym upadku cieszę się, że prawa fizyki działają, pudruję nosek i robię swoje:-)


    To nie jest kwestia angazowania sie emocjonalnego badz nie. Swiat nie jest czarno-bialy. Mozna kochac ale 'madrze'. Kochac i wymagac jednoczesnie, stawiac granice i respektowac probe ich przelamania. Oczywiscie wymagac tez trzeba od siebie i samemu respektowac czyjes granice. Granice nie moga ograniczac wolnosci w zwiazku tylko maja zapobiegac zbyt duzemu przechyleniu sie wachadla na jedna ze stron. Musi wystepowac swiadomosc (z obu stron), ze zlamanie krytycznej granicy powoduje koniec zwiazku. Jednym slowem dawac ale nie za darmo, tez oczekiwac dawania. To nigdy nie zadziala jezeli jedna strona ma wszystkie zwiazkowe puzle (w tym zaangazowanie) po swojej stronie bo wtedy jedna nie ma nic do stracenia a druga wszystko. Musi byc mniej wiecej rownowaga. Bardzo fajnie to dziala w tradycyjnym modelu malzenstwa. W takim modelu z automatu powstaje wzajemne uzaleznienie sie od siebie i koniecznosc oparcia sie na partnerze w pewnych kwestiach, koniecznosc wzajemnego sie wspierania. Trzeba jednak zadbac zeby powstala pewnego rodzaju symbioza a nie pasozytnictwo. Raz ze to zbliza, dwa powoduje, ze sie srednio oplaca wachac inne kwiatki. Ale do tego facet musi byc facetem a kobieta kobieta. Musza wzajemnie sie szanowac. Zreszta SZACUNEK to jest wg mnie najwazniejsze 'uczucie' w zwiazku. Niestety trudnodostepne - trzeba na niego ciezko zapracowac, trzeba go utrzymac co nie jest tez latwe, latwo go stracic, ciezko odzyskac. Nigdy nie jest dany z gory jak np. milosc czy zaufanie.

    I wcale nie mowie tu o modelu on pracuje - ona w domu z dziecmi.

    Aha, tradycyjny model, czyli on na delegacje i szkolenia, rozwój te sprawy a potem godna emerytura a ja w domu z gromadką dzieci, proszącą się o parę złotych na kosmetyczkę no bo przecież po co żona ma wyglądać, ważne, ze asystentka jest ponętna i chętna po alko albo i bez;-)

    A i jeszcze zapomniałam dodać, że żona w tradycyjnym modelu bardzo szybko robi się dla swojego męża nudna. A skąd to wiem? Od swoich niedoszłych kochanków;-)

    Wole nietradycyjny model rodziny. Każdy robi to w czym jest dobry i dobrze się w tym czuje. Czego się nie lubi oddaje na zewnątrz i za to płaci. Po co się frustrować, szkoda życia.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~444 ~444
    ~444
    Napisane 02 października 2020 - 20:53
    ~444 napisał:
    ~444 napisał:
    ~raz napisał:
    ~444 napisał:
    ~Siwy77 napisał:
    Jak się z tym dobrze czujesz i mąż nie ma nic przeciwko to ok w sumie ale czy aby na pewno nie brakuje Ci czegoś ?
    Ja bym tak nie mógł, prościej było by mi być singlem.
    Zauważ jak wam blisko do niebezpiecznej granicy po przekroczeniu której zrobi się już źle.

    Nie mnie oczywiście oceniać ale taki dystans mnie by zniszczył. Jeżeli z kimś jestem to na 100% to nie biznes. Jakiś rok temu moja żona szła tym tokiem ale znacznie dalej, chciała związku otwartego nie dosłownie ale tak to miało wyglądać. Odmówiłem, raz że to w dłuższej perspektywie może mocno oddalić, a 2 na cholere się tak męczyć. Dałem jej jasno do zrozumienia że jak chce eksperymentować to tylko z moim udziałem na luźny związek się nie zgadzam i lepiej się po prostu rozejść na poziomie. Obiecałem pomoc i wsparcie jeżeli tego by chciała nawet - została i zaakceptowała przynajmniej na razie :P



    dystans w moim związku mnie nie niszczy, bo to ja podjęłam decyzję, że zostaję a jak się o czymś świadomie decyduje to chyba nie ma sensu nad tym rozpaczać?

    nie potrafiłam zrozumieć podejścia mojego męża do mnie po tej całej aferze (pod dywanik zamiecione, aż miło) ale przyjaciel mi wytłumaczył, że nie zabija się kury znoszącej złote jaja (to ja jestem tą kurą, podobno)

    mam bardzo złe mniemanie o mężczyznach (a o swoim mężu o dziwo nie) to jest dobry znak, może z tej przyjaźni rozwinie się coś więcej?

    jak zwykle, po każdym upadku cieszę się, że prawa fizyki działają, pudruję nosek i robię swoje:-)


    To nie jest kwestia angazowania sie emocjonalnego badz nie. Swiat nie jest czarno-bialy. Mozna kochac ale 'madrze'. Kochac i wymagac jednoczesnie, stawiac granice i respektowac probe ich przelamania. Oczywiscie wymagac tez trzeba od siebie i samemu respektowac czyjes granice. Granice nie moga ograniczac wolnosci w zwiazku tylko maja zapobiegac zbyt duzemu przechyleniu sie wachadla na jedna ze stron. Musi wystepowac swiadomosc (z obu stron), ze zlamanie krytycznej granicy powoduje koniec zwiazku. Jednym slowem dawac ale nie za darmo, tez oczekiwac dawania. To nigdy nie zadziala jezeli jedna strona ma wszystkie zwiazkowe puzle (w tym zaangazowanie) po swojej stronie bo wtedy jedna nie ma nic do stracenia a druga wszystko. Musi byc mniej wiecej rownowaga. Bardzo fajnie to dziala w tradycyjnym modelu malzenstwa. W takim modelu z automatu powstaje wzajemne uzaleznienie sie od siebie i koniecznosc oparcia sie na partnerze w pewnych kwestiach, koniecznosc wzajemnego sie wspierania. Trzeba jednak zadbac zeby powstala pewnego rodzaju symbioza a nie pasozytnictwo. Raz ze to zbliza, dwa powoduje, ze sie srednio oplaca wachac inne kwiatki. Ale do tego facet musi byc facetem a kobieta kobieta. Musza wzajemnie sie szanowac. Zreszta SZACUNEK to jest wg mnie najwazniejsze 'uczucie' w zwiazku. Niestety trudnodostepne - trzeba na niego ciezko zapracowac, trzeba go utrzymac co nie jest tez latwe, latwo go stracic, ciezko odzyskac. Nigdy nie jest dany z gory jak np. milosc czy zaufanie.

    I wcale nie mowie tu o modelu on pracuje - ona w domu z dziecmi.

    Poza tym nic tak nie wzbudza szacunku u męża jak wynagrodzenie porównywalne do tego co sam zarabia;-) Dodasz do tego chęć na seks, spontaniczność, uwagę, podziw no i okazuje się, że jesteś kurą znoszącą złote jaja. Wcale nie trzeba się wykazywać w domowych, bezpłatnych a zajmujących mnóstwo czasu pracach;-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~444 ~444
    ~444
    Napisane 02 października 2020 - 21:03
    ~Siwy77 napisał:
    ~444 napisał:
    ~Siwy77 napisał:
    Jak się z tym dobrze czujesz i mąż nie ma nic przeciwko to ok w sumie ale czy aby na pewno nie brakuje Ci czegoś ?
    Ja bym tak nie mógł, prościej było by mi być singlem.
    Zauważ jak wam blisko do niebezpiecznej granicy po przekroczeniu której zrobi się już źle.

    Nie mnie oczywiście oceniać ale taki dystans mnie by zniszczył. Jeżeli z kimś jestem to na 100% to nie biznes. Jakiś rok temu moja żona szła tym tokiem ale znacznie dalej, chciała związku otwartego nie dosłownie ale tak to miało wyglądać. Odmówiłem, raz że to w dłuższej perspektywie może mocno oddalić, a 2 na cholere się tak męczyć. Dałem jej jasno do zrozumienia że jak chce eksperymentować to tylko z moim udziałem na luźny związek się nie zgadzam i lepiej się po prostu rozejść na poziomie. Obiecałem pomoc i wsparcie jeżeli tego by chciała nawet - została i zaakceptowała przynajmniej na razie :P



    dystans w moim związku mnie nie niszczy, bo to ja podjęłam decyzję, że zostaję a jak się o czymś świadomie decyduje to chyba nie ma sensu nad tym rozpaczać?

    nie potrafiłam zrozumieć podejścia mojego męża do mnie po tej całej aferze (pod dywanik zamiecione, aż miło) ale przyjaciel mi wytłumaczył, że nie zabija się kury znoszącej złote jaja (to ja jestem tą kurą, podobno)

    mam bardzo złe mniemanie o mężczyznach (a o swoim mężu o dziwo nie) to jest dobry znak, może z tej przyjaźni rozwinie się coś więcej?

    jak zwykle, po każdym upadku cieszę się, że prawa fizyki działają, pudruję nosek i robię swoje:-)



    Czyli tzw etap przejściowy i to rozumiem. Życzę w takim razie pogłębienia relacji bo wydaje mi się że tego Ci jednak trzeba...


    Pogłębiam, nieustannie, niczego nie zatajam, szczerość do bólu, godziny rozmów itd.
    Może jakieś rady, konkretnie jak mam jeszcze bardziej pogłębiać?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~444 ~444
    ~444
    Napisane 02 października 2020 - 21:06
    ~444 napisał:
    ~raz napisał:
    ~444 napisał:
    ~Siwy77 napisał:
    Jak się z tym dobrze czujesz i mąż nie ma nic przeciwko to ok w sumie ale czy aby na pewno nie brakuje Ci czegoś ?
    Ja bym tak nie mógł, prościej było by mi być singlem.
    Zauważ jak wam blisko do niebezpiecznej granicy po przekroczeniu której zrobi się już źle.

    Nie mnie oczywiście oceniać ale taki dystans mnie by zniszczył. Jeżeli z kimś jestem to na 100% to nie biznes. Jakiś rok temu moja żona szła tym tokiem ale znacznie dalej, chciała związku otwartego nie dosłownie ale tak to miało wyglądać. Odmówiłem, raz że to w dłuższej perspektywie może mocno oddalić, a 2 na cholere się tak męczyć. Dałem jej jasno do zrozumienia że jak chce eksperymentować to tylko z moim udziałem na luźny związek się nie zgadzam i lepiej się po prostu rozejść na poziomie. Obiecałem pomoc i wsparcie jeżeli tego by chciała nawet - została i zaakceptowała przynajmniej na razie :P



    dystans w moim związku mnie nie niszczy, bo to ja podjęłam decyzję, że zostaję a jak się o czymś świadomie decyduje to chyba nie ma sensu nad tym rozpaczać?

    nie potrafiłam zrozumieć podejścia mojego męża do mnie po tej całej aferze (pod dywanik zamiecione, aż miło) ale przyjaciel mi wytłumaczył, że nie zabija się kury znoszącej złote jaja (to ja jestem tą kurą, podobno)

    mam bardzo złe mniemanie o mężczyznach (a o swoim mężu o dziwo nie) to jest dobry znak, może z tej przyjaźni rozwinie się coś więcej?

    jak zwykle, po każdym upadku cieszę się, że prawa fizyki działają, pudruję nosek i robię swoje:-)


    To nie jest kwestia angazowania sie emocjonalnego badz nie. Swiat nie jest czarno-bialy. Mozna kochac ale 'madrze'. Kochac i wymagac jednoczesnie, stawiac granice i respektowac probe ich przelamania. Oczywiscie wymagac tez trzeba od siebie i samemu respektowac czyjes granice. Granice nie moga ograniczac wolnosci w zwiazku tylko maja zapobiegac zbyt duzemu przechyleniu sie wachadla na jedna ze stron. Musi wystepowac swiadomosc (z obu stron), ze zlamanie krytycznej granicy powoduje koniec zwiazku. Jednym slowem dawac ale nie za darmo, tez oczekiwac dawania. To nigdy nie zadziala jezeli jedna strona ma wszystkie zwiazkowe puzle (w tym zaangazowanie) po swojej stronie bo wtedy jedna nie ma nic do stracenia a druga wszystko. Musi byc mniej wiecej rownowaga. Bardzo fajnie to dziala w tradycyjnym modelu malzenstwa. W takim modelu z automatu powstaje wzajemne uzaleznienie sie od siebie i koniecznosc oparcia sie na partnerze w pewnych kwestiach, koniecznosc wzajemnego sie wspierania. Trzeba jednak zadbac zeby powstala pewnego rodzaju symbioza a nie pasozytnictwo. Raz ze to zbliza, dwa powoduje, ze sie srednio oplaca wachac inne kwiatki. Ale do tego facet musi byc facetem a kobieta kobieta. Musza wzajemnie sie szanowac. Zreszta SZACUNEK to jest wg mnie najwazniejsze 'uczucie' w zwiazku. Niestety trudnodostepne - trzeba na niego ciezko zapracowac, trzeba go utrzymac co nie jest tez latwe, latwo go stracic, ciezko odzyskac. Nigdy nie jest dany z gory jak np. milosc czy zaufanie.

    I wcale nie mowie tu o modelu on pracuje - ona w domu z dziecmi.

    Aha, tradycyjny model, czyli on na delegacje i szkolenia, rozwój te sprawy a potem godna emerytura a ja w domu z gromadką dzieci, proszącą się o parę złotych na kosmetyczkę no bo przecież po co żona ma wyglądać, ważne, ze asystentka jest ponętna i chętna po alko albo i bez;-)

    I jak to poseł Czarnek powiedział rozumiem, że mam czekać w domu cierpliwie aż się niewierny mąż nawróci.
    Na drzewo z oszołomami. Na szczęście mamy swoją kasę i może nam taki jeden z drugim naskoczyć albo się opluć w TV.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~raz ~raz
    ~raz
    Napisane 02 października 2020 - 23:09
    ~444 napisał:
    ~444 napisał:
    ~444 napisał:
    ~raz napisał:
    ~444 napisał:
    ~Siwy77 napisał:
    Jak się z tym dobrze czujesz i mąż nie ma nic przeciwko to ok w sumie ale czy aby na pewno nie brakuje Ci czegoś ?
    Ja bym tak nie mógł, prościej było by mi być singlem.
    Zauważ jak wam blisko do niebezpiecznej granicy po przekroczeniu której zrobi się już źle.

    Nie mnie oczywiście oceniać ale taki dystans mnie by zniszczył. Jeżeli z kimś jestem to na 100% to nie biznes. Jakiś rok temu moja żona szła tym tokiem ale znacznie dalej, chciała związku otwartego nie dosłownie ale tak to miało wyglądać. Odmówiłem, raz że to w dłuższej perspektywie może mocno oddalić, a 2 na cholere się tak męczyć. Dałem jej jasno do zrozumienia że jak chce eksperymentować to tylko z moim udziałem na luźny związek się nie zgadzam i lepiej się po prostu rozejść na poziomie. Obiecałem pomoc i wsparcie jeżeli tego by chciała nawet - została i zaakceptowała przynajmniej na razie :P



    dystans w moim związku mnie nie niszczy, bo to ja podjęłam decyzję, że zostaję a jak się o czymś świadomie decyduje to chyba nie ma sensu nad tym rozpaczać?

    nie potrafiłam zrozumieć podejścia mojego męża do mnie po tej całej aferze (pod dywanik zamiecione, aż miło) ale przyjaciel mi wytłumaczył, że nie zabija się kury znoszącej złote jaja (to ja jestem tą kurą, podobno)

    mam bardzo złe mniemanie o mężczyznach (a o swoim mężu o dziwo nie) to jest dobry znak, może z tej przyjaźni rozwinie się coś więcej?

    jak zwykle, po każdym upadku cieszę się, że prawa fizyki działają, pudruję nosek i robię swoje:-)


    To nie jest kwestia angazowania sie emocjonalnego badz nie. Swiat nie jest czarno-bialy. Mozna kochac ale 'madrze'. Kochac i wymagac jednoczesnie, stawiac granice i respektowac probe ich przelamania. Oczywiscie wymagac tez trzeba od siebie i samemu respektowac czyjes granice. Granice nie moga ograniczac wolnosci w zwiazku tylko maja zapobiegac zbyt duzemu przechyleniu sie wachadla na jedna ze stron. Musi wystepowac swiadomosc (z obu stron), ze zlamanie krytycznej granicy powoduje koniec zwiazku. Jednym slowem dawac ale nie za darmo, tez oczekiwac dawania. To nigdy nie zadziala jezeli jedna strona ma wszystkie zwiazkowe puzle (w tym zaangazowanie) po swojej stronie bo wtedy jedna nie ma nic do stracenia a druga wszystko. Musi byc mniej wiecej rownowaga. Bardzo fajnie to dziala w tradycyjnym modelu malzenstwa. W takim modelu z automatu powstaje wzajemne uzaleznienie sie od siebie i koniecznosc oparcia sie na partnerze w pewnych kwestiach, koniecznosc wzajemnego sie wspierania. Trzeba jednak zadbac zeby powstala pewnego rodzaju symbioza a nie pasozytnictwo. Raz ze to zbliza, dwa powoduje, ze sie srednio oplaca wachac inne kwiatki. Ale do tego facet musi byc facetem a kobieta kobieta. Musza wzajemnie sie szanowac. Zreszta SZACUNEK to jest wg mnie najwazniejsze 'uczucie' w zwiazku. Niestety trudnodostepne - trzeba na niego ciezko zapracowac, trzeba go utrzymac co nie jest tez latwe, latwo go stracic, ciezko odzyskac. Nigdy nie jest dany z gory jak np. milosc czy zaufanie.

    I wcale nie mowie tu o modelu on pracuje - ona w domu z dziecmi.

    Poza tym nic tak nie wzbudza szacunku u męża jak wynagrodzenie porównywalne do tego co sam zarabia;-) Dodasz do tego chęć na seks, spontaniczność, uwagę, podziw no i okazuje się, że jesteś kurą znoszącą złote jaja. Wcale nie trzeba się wykazywać w domowych, bezpłatnych a zajmujących mnóstwo czasu pracach;-)


    @raz napisal: Widze, ze niedoczytalas, wiec ci pogrubilem w mojej wypowiedzi wyzej.
    Wy kobiety na haslo 'tradycyjny model malzenstwa' reagujecie jakby diabla siwecona woda pokropic :). Tradycyjne modele zycia tez ewouluja, wez to pod uwage.
    Z ostatnim twoim wpisem sie jak najbardziej zgadzam.
    pozdrawiam

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~raz ~raz
    ~raz
    Napisane 02 października 2020 - 23:18
    ~Tomek napisał:
    No dobra. To powiedzcie mi jeszcze. Ile taki stan zawieszenia może trwać. Stan w którym kobieta nie wie czego chce (albo wie tylko się boi konsekwencji). No teraz to wygląda tak że ja mam żyć normalnie obok niej a ona będzie chodzić codziennie, obserwować mnie i się zastanawiać... Jak długo można wytrzymać w takim czymś? Ile to potrwa? Na ile zależy to ode mnie? Wiem. Mogę ją przymuszać do podjęcia decyzji ale to chyba bez sensu.


    Czyli jednak cos ustaliliście, znaczy ona ustalila...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~raz ~raz
    ~raz
    Napisane 02 października 2020 - 23:21
    ~Tomek napisał:

    Zarzucała mi że nie umiem się normalnie rozejść tylko zmuszam ja do pozostania. Więc pwoeidizalem że jak złoży pozew to nie będę robił problemów i ciągnął rozwodu przez 2 lata. Zrobię to przez wzgląd na dobro dzieci żeby nie robić im stresu. Inna sprawa że właśnie przez wzgląd na dobro dzieci sąd może odrzucić pozew :). Generalnie mieliśm rozmawiać na następny dzień po kłótni ale widzac jej niezdecydowanie i biorąc pod uwagę sugestie jej siostry że "może ona potrzebuje więcej czasu" dalem jej czas... Tylko nie wiem ile... Na razie zastosuje się do waszych porad ale nie wiem kiedy powiedzieć pas...


    A moze jednak nie ustaliliscie nic...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~raz ~raz
    ~raz
    Napisane 02 października 2020 - 23:38
    Tomek, czegos tu nie rozumiem, wez mnie naprowadz.
    ona powiedziala, ze nie wie czego chce (waha sie) i bedzie cie obserwowac (rozumiem, że twoja poprawe), czy moze twierdzi, jak za chwile napisales - chce sie rozwiesc i ma pretensje, ze jej to utrudniasz ?
    Bo wiesz, to sie 'troche' wyklucza ;)
    Oczywiscie pytam o jej pkt widzenia (deklaracje), bo twoj pkt widzenia jest jasny - nie chcesz sie rozwodzic, pomimo jej zdrady. Zarowno jej powrot jak i ewentualny rozwod pozostawiasz calkowice w jej gestii i odbedzie sie to (przynajmniej jej powrot) calkowicie na jej warunkach.

    Moze sprobuj zebrac jakos okolicznosci i jej deklaracje do kupy i jakos chronologicznie uporzadkowac. Ulatwi ci to spojrzenie na ta sytuacje.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~raz ~raz
    ~raz
    Napisane 02 października 2020 - 23:50
    ~444 napisał:
    ~raz napisał:
    ~444 napisał:
    ~Siwy77 napisał:
    Jak się z tym dobrze czujesz i mąż nie ma nic przeciwko to ok w sumie ale czy aby na pewno nie brakuje Ci czegoś ?
    Ja bym tak nie mógł, prościej było by mi być singlem.
    Zauważ jak wam blisko do niebezpiecznej granicy po przekroczeniu której zrobi się już źle.

    Nie mnie oczywiście oceniać ale taki dystans mnie by zniszczył. Jeżeli z kimś jestem to na 100% to nie biznes. Jakiś rok temu moja żona szła tym tokiem ale znacznie dalej, chciała związku otwartego nie dosłownie ale tak to miało wyglądać. Odmówiłem, raz że to w dłuższej perspektywie może mocno oddalić, a 2 na cholere się tak męczyć. Dałem jej jasno do zrozumienia że jak chce eksperymentować to tylko z moim udziałem na luźny związek się nie zgadzam i lepiej się po prostu rozejść na poziomie. Obiecałem pomoc i wsparcie jeżeli tego by chciała nawet - została i zaakceptowała przynajmniej na razie :P



    dystans w moim związku mnie nie niszczy, bo to ja podjęłam decyzję, że zostaję a jak się o czymś świadomie decyduje to chyba nie ma sensu nad tym rozpaczać?

    nie potrafiłam zrozumieć podejścia mojego męża do mnie po tej całej aferze (pod dywanik zamiecione, aż miło) ale przyjaciel mi wytłumaczył, że nie zabija się kury znoszącej złote jaja (to ja jestem tą kurą, podobno)

    mam bardzo złe mniemanie o mężczyznach (a o swoim mężu o dziwo nie) to jest dobry znak, może z tej przyjaźni rozwinie się coś więcej?

    jak zwykle, po każdym upadku cieszę się, że prawa fizyki działają, pudruję nosek i robię swoje:-)


    To nie jest kwestia angazowania sie emocjonalnego badz nie. Swiat nie jest czarno-bialy. Mozna kochac ale 'madrze'. Kochac i wymagac jednoczesnie, stawiac granice i respektowac probe ich przelamania. Oczywiscie wymagac tez trzeba od siebie i samemu respektowac czyjes granice. Granice nie moga ograniczac wolnosci w zwiazku tylko maja zapobiegac zbyt duzemu przechyleniu sie wachadla na jedna ze stron. Musi wystepowac swiadomosc (z obu stron), ze zlamanie krytycznej granicy powoduje koniec zwiazku. Jednym slowem dawac ale nie za darmo, tez oczekiwac dawania. To nigdy nie zadziala jezeli jedna strona ma wszystkie zwiazkowe puzle (w tym zaangazowanie) po swojej stronie bo wtedy jedna nie ma nic do stracenia a druga wszystko. Musi byc mniej wiecej rownowaga. Bardzo fajnie to dziala w tradycyjnym modelu malzenstwa. W takim modelu z automatu powstaje wzajemne uzaleznienie sie od siebie i koniecznosc oparcia sie na partnerze w pewnych kwestiach, koniecznosc wzajemnego sie wspierania. Trzeba jednak zadbac zeby powstala pewnego rodzaju symbioza a nie pasozytnictwo. Raz ze to zbliza, dwa powoduje, ze sie srednio oplaca wachac inne kwiatki. Ale do tego facet musi byc facetem a kobieta kobieta. Musza wzajemnie sie szanowac. Zreszta SZACUNEK to jest wg mnie najwazniejsze 'uczucie' w zwiazku. Niestety trudnodostepne - trzeba na niego ciezko zapracowac, trzeba go utrzymac co nie jest tez latwe, latwo go stracic, ciezko odzyskac. Nigdy nie jest dany z gory jak np. milosc czy zaufanie.
    I wcale nie mowie tu o modelu on pracuje - ona w domu z dziecmi.



    Aha, tradycyjny model, czyli on na delegacje i szkolenia, rozwój te sprawy a potem godna emerytura a ja w domu z gromadką dzieci, proszącą się o parę złotych na kosmetyczkę no bo przecież po co żona ma wyglądać, ważne, ze asystentka jest ponętna i chętna po alko albo i bez;-)


    To tez chyba przeoczylas (znowu pogrubilem wyzej). Cos masz ostatnio problemy z koncentracja chyba ;)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry

Gorące tematy