Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies
Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

Trudne pytanie

Rozpoczęte przez ~Anonimowy Facet, 16 lut 2020
  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 02 marca 2020 - 16:01
    ~kobietka napisał:
    kim byś był bez innych ludzi? (...) Gdyby od samego urodzenia odseparowali Cię od świata, (...) niczego byś nie przeczytał, o niczym byś nie rozmawiał? (...) "tworzymy" siebie nawzajem (...) Na tysiące różnych sposobów. (...) możliwe byłoby w ogóle stworzenie własnej tożsamości, gdyby nie ten kontakt? (...) i do takich wniosków jak te wyżej nigdy byś nie doszedł - po prostu nie byłoby potrzeby. Nawet takiej koncepcji by nie było :) (...) to przecież wszystko jest (praktycznie bezsensownym) wypełnianiem sobie czasu od urodzenia do śmierci :) (...) Ludzie, którzy nie potrzebują innych ludzi, potrzebują innych ludzi, by im okazywać, że są ludźmi, którzy nie potrzebują innych

    A ja sobie tak czytam co tu piszesz i mam lekkie wrażenie, że nieco zgubiliśmy wątek ;-).

    No więc po kolei - może od końca.
    Nie piszę i nie twierdzę, że 'nie potrzebuję innych ludzi', co jakoś mi tu wynikło. Ja zapytałem wprost: 'po co nam inni ludzie?', a to nie jest tożsame z twierdzeniem jak powyżej i w dodatku sobie na to pytanie odpowiedziałem - może lakonicznie, ale zawsze :-).
    Są oni po to, by coś im dawać i coś od nich otrzymywać - są po prostu środowiskiem w którym żyjemy.

    Tak.
    Oni wypełniają naszą przestrzeń na zewnątrz nas - gdy mamy kogoś bliskiego, może on wypełniać też i naszą wewnętrzną przestrzeń, a jakże...

    Gdybym nie miał tych wszystkich ludzi wokół siebie od urodzenia, nie nauczyłbym się postaw społecznych, może nie potrafiłbym mówić, czytać, pisać, nie znałbym zasad współżycia społecznego, nie byłoby zasad moralnych - przynajmniej nie w takim kształcie jak są teraz, zakazów moralnych, religijnych, prawnych...
    No mnóstwa rzeczy by nie było, a mój rozwój jako hipotetycznego troglodyty, byłby ograniczony do tego do czego sam zdołałbym dojść - prawdopodobnie stałbym na poziomie rozwoju człowieka ery kamienia łupanego ;-)...

    Tyle, że nijak się to ma do naszych obecnych rozważań.
    Piszesz, że bezsensowne jest takie zapełnianie czasu... nie do końca.

    Cała dywagacja zawisła na tym co nas uszczęśliwia tak?
    Dla mnie równowaga między tym, jak sobie wyobrażam siebie i świat w relacji ze mną vs to, co faktycznie mnie otacza i jakie relacje zachodzą wokół mnie.

    Czy ludzi potrzebuję?
    Ano teraz tak.
    Stanowczo.

    Gdyby jednak spotkał mnie los zesłania na bezludną wyspę, musiałbym się pogodzić z brakiem ludzi i dokąd by to nie zaszło, nie byłbym szczęśliwy. Z chwilą jednak, gdy mój wewnętrzny świat zostałby dostosowany do panujących warunków, odszukałbym w nim punktów zaczepienia i potrafiłbym odnajdywać rzeczy, które mnie satysfakcjonują, byłaby szansa na szczęście ;-).

    Szczęście wypływa z nastawienia do życia i okoliczności, a nie z nich samych.
    Iluż to ludzi jest bajecznie, obrzydliwie bogatych, mogących mieć wszystko czego tylko zapragną, a - o dziwo - nie są wcale szczęśliwi i kończą np. samobójczą śmiercią, albo zaćpani narkotykami, czy zapijaczeni alkoholem...

    A inni - może i ubodzy materialnie - a jednak potrafiący cieszyć się z tego co mają i korzystać z dobrodziejstwa losu w każdym możliwym aspekcie. Czy są przy tym ludzie, czy ich nie ma, to rzecz drugorzędna - oni sami są szczęśliwi, spełnieni i mogą w tym stanie dawać szczęście innym.

    Jak można dać komuś szczęście samemu nie będąc szczęśliwym? :-)
    No ciężko - dla mnie to jasne.
    Dlatego należy zadbać by najpierw nasze własne JA było szczęśliwe, by dopiero potem móc uszczęśliwić drugą osobę.

    Do tych wniosków ja doszedłem już dawno, a teraz tylko tutaj je piszę, bo jest na ten temat dyskusja.
    Natomiast czy ludzie do szczęścia są mi potrzebni...?

    Hmmm...
    To pytanie jest dobre i kieruje tok rozumowania na kwestie samego zapotrzebowania na drugiego człowieka.

    Dla mnie sprawa jest jasna - o ile ludzie są dostępni, mogą być potrzebni, przydatni, mogą pomnażać moje szczęście, ale gdyby ich nie było... też bym dał radę :-). I o ile nie umarłbym z głodu, czy innego tam zimna tudzież zagrożeń ze strony dzikich zwierząt, pewnie mógłbym funkcjonować.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Pf ~Pf
    ~Pf
    Napisane 02 marca 2020 - 16:45
    ~444 napisał:
    Nie wiem dlaczego ale Twój post @Pf odebrałam jako atak personalny na "właściciela" wątku.

    Też @444 nie wiem, dlaczego tak odebrałaś.

    Moje słowa są rozmową z @kobietką.
    Natomiast odniesienie w moim P.S. to głos wobec sensu wypowiedzi współdyskutanta.

    Jeśli autor wątku pisze, konkretnie podsumowując wypowiedzi uczestników forum: "pomijając komunały typu uczciwość", czyli oceniając bardzo subiektywnie wartość tych wypowiedzi bez wiedzy o ich autorach, to w dyskusji mam prawo odnieść się do tego, czy uczciwość w moim rozumieniu jest frazesem.
    Natomiast to, co mi zarzucasz: argument ad personam, czyli zaatakowanie osoby a nie jej argumentów, nie miało w mej wypowiedzi w ogóle miejsca.
    Szybciej w wypowiedzi autora wątku, w świetle twoich dalszych wyjaśnień, ukryty jest atak w znaczeniu: "wy pierdolicie o czymś, o czym nie macie pojęcia, bo wielu nie ma o tym, moim zdaniem, pojęcia ", co, de facto, możnaby odebrać jako zarzucaną mi przez Ciebie formę ataku.

    Ale ponieważ słowa padły z innych ust, a wyjaśnienie z innych, nie mam zamiaru ani ochoty doszukiwać się w nich czym są. Jest mi to, zasadniczo, obojętne. Jedynie nie pozwolę sobie nawijać makaronu na uszy.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 02 marca 2020 - 16:57
    ~Robert1971 napisał:
    A ja sobie tak czytam co tu piszesz i mam lekkie wrażenie, że nieco zgubiliśmy wątek ;-).


    Pewnie tak, nic nowego, że mam do tego skłonności ;).

    Muszę to wszystko przemyśleć, ale jedno pytanie "na teraz":

    Jak się szuka szczęścia w sobie? Jak to zrobiłeś? Gdzie jest ten przycisk "on"? :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 02 marca 2020 - 17:24
    ~kobietka napisał:

    Jak się szuka szczęścia w sobie? Jak to zrobiłeś? Gdzie jest ten przycisk "on"? :)

    Nie ma...
    Trzeba dostać dobrze w dupę od życia, żeby... jak to w jakiejś książce czytałem - zeżreć trochę popiołu.

    Potem budzisz się z tego letargu i nagle...
    O !!!
    Jak fajnie ;-).
    Mam to już za sobą, zwisa mi co było !!!

    Pisałem tu gdzieś powyżej - dowiedziałem się nagle, że całe moje dotychczasowe życie i staranie się... poszło się jebać...

    Bolało bardzo.
    Potem już nie bolało

    Dowiedziałem się, że jestem nieszczęśliwy - to trochę tak, jakby nagle ktoś z wesołej imprezy - w smokingach i kreacjach wszyscy - wrzucił Cię do szamba.
    No i jesteś w tym szambie - a przed chwilą było tak pięknie :-).

    Co dalej?

    Wyłazisz.
    Dobrze, że się nie utopiłeś, w ustach pełno gówna...
    Ale zrzucasz z siebie te łachmany - do śmieci się teraz tylko nadają.
    Wypluwasz to paskudztwo, płuczesz co się da...
    Szorujesz się... pucujesz... ale śmierdzi dalej.
    Ohyda...

    Potem, gdy czas wszystko zaciera, pamiętasz imprezę i ten moment wylądowania na dnie szamba. Teraz już w nim nie jesteś.
    Trochę jeszcze śmierdzi, gówno w ustach..., ale to zanika.

    Potem przychodzi catharsis.

    Szamba nie ma, łachmanów też, imprezy też nie ma.
    Jesteś Ty.
    Masz co zostało i... cieszysz się, że żyjesz, że już nie ma gówna w ustach, łachy wyrzucone, bo cuchnęły.

    Teraz doceniasz, że mogło być gorzej - mogłeś tego nie przeżyć.
    Przeżyłeś.
    NIE UTOPIŁEŚ SIĘ W SZAMBIE w którym wylądowałeś na samym dnie.
    Masz inaczej w głowie poukładane.

    Oni...?
    Jacy oni?
    Czy są mi teraz potrzebni?
    Żeby mnie znowu do szamba wpierdolili jak ostatnio?

    Ja mam swój świat i on musi zgadzać się z tym, co widzą moje oczy - koniec z zakłamywaniem rzeczywistości i nazywaniem wszystkiego okrągłymi słówkami :-).
    Ostatnio skończyło się... jak się skończyło - nie ma co do tego powracać, ale i schematu powielać.

    Ot doświadczenie życiowe.
    Po prostu :-).

    Przycisku 'on' na włączenie szczęścia, nie ma !!!
    Każdy musi sobie go sam zainstalować.

    Poukładać sobie co dla mnie ważne, mniej ważne, co mi wisi, a co mam kompletnie w dupie.

    Wcześniej wszystko jakoś odwrotnie było - może dlatego dałem się podejść z tym szambem...?
    Może na drugi raz już się nie dam... tego do końca nie wiem. :-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Pf ~Pf
    ~Pf
    Napisane 02 marca 2020 - 17:40
    ~kobietka napisał:
    @Pf, dopiero teraz zobaczyłam. :)

    W takim razie - jak wyżej?


    Być może jeszcze coś Ci umknęło ;)

    Ja nie twierdzę, że nie potrzebujemy otoczenia innych ludzi, i myślę, że też nie to @raz miał na myśli. Z twojej odpowiedzi wnioskuję, że tak odebrałaś moje zdanie. Być może mylisz z tym, z czym dyskutujesz u Roberta.

    Ja twierdzę, że mojej największej wartości - w takim znaczeniu, jakie mi przybliżyłaś, czyli czegoś, co mnie definiuje - nie mogę opierać na zewnątrz, w otoczeniu siebie, niezależnie od tego, jak jest mi bliskie. Prędzej czy później przeminie - i zostanę bez siebie?
    Analogię za szczęściem widzę w tym, że to również bardzo indywidualna wartość.
    Jest taka możliwość; nie wiem czy uniwersalna; że szczęście nie jest czymś, co mogę otrzymać, lecz że jest to stan, decyzja. Oraz, że szczęście nie musi za wszelką cenę być stałe. Że może się dostosowywać, tzn. że mój stan może być efektem decyzji wobec okolicznosci. Zarówno krótkich momentów jak i dłuższych okresów. I może być wielkie, i może być małe.
    Chyba przede wszystkim, nie powinno być wynikiem strachu. Być może bardzo często mylimy szczęście z wolnością od lęków i niejako lęki stają się motorem i podstawą definicji czym szczęście jest.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~raz ~raz
    ~raz
    Napisane 02 marca 2020 - 17:59
    szczescie, co to kurwa w ogole jest ?

    patrzac wstecz widze, ze najbardziej szczesliwy bylem gdy nie wiedzialem, ze musze a, nawet, ze chce byc szczesliwy. Po prostu przestalem byc szczesliwy gdy zaczalem o tym myslec / zdawac sobie sprawe, ze cos takiego jak szczescie istnieje i tego szukac.

    Czlowiek sobie zaczyna w pewnym momencie zycia uswiadamiac, ze ludzie szczesliwi sami o tym nie wiedza, ze sa.

    Pojebane to :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 02 marca 2020 - 18:18
    ~Pf napisał:

    Ja twierdzę, że mojej największej wartości (...) nie mogę opierać na zewnątrz, w otoczeniu siebie (...) Prędzej czy później przeminie (...) to również bardzo indywidualna wartość (...) że szczęście nie jest czymś, co mogę otrzymać, lecz że jest to stan, decyzja (...) może się dostosowywać (...) może być efektem decyzji wobec okolicznosci (...) może być wielkie, i może być małe.(...) nie powinno być wynikiem strachu.

    Sami decydujemy o swoim szczęściu - albo widzimy przysłowiową szklankę pustą do połowy, albo pełną - zawsze jest tam tylko połowa zawartości, ale nasz stosunek do tego jest już zależny od naszego nastawienia.
    Pesymista - optymista.
    Szczęściarz - malkontent.

    Sami też dostosowujemy swój stosunek do zaistniałych zdarzeń - wpadłem do szamba - była ohyda, bleee...

    Ale co z tego?
    Ano nic - idę dalej, do przodu i mądrzejszy jestem o ten mały element - wiem, że jak na to pozwolę, ktoś mnie wpierdoli do szamba.
    Jak będę znowu przedkładał szczęście czyjeś nad swoje, zrobi mi to samo - bo czemu nie ? ;-).
    Już nie dbam o kogoś jak kiedyś - ktoś był dla mnie najważniejszy i co wyszło?
    Wielkie gówno.

    Teraz ja sam musze decydować i się ze sobą układać co do priorytetów życiowych.
    Ktoś... o ile mu ze mną po drodze, weźmie z mojego szczęścia, jak nie...
    Jego strata.
    Tyle.

    Ja zdecydowałem, że będę cieszył się z tego co los daje i widział pozytywy zdarzeń - pozytywy dla mnie. Jeśli ktoś będąc ze mną też te pozytywy dostrzeże - ok.
    Jak nie - trudno - rozumu komuś do głowy nie nałoży wiadrem... :-)

    Szczęście jest we mnie - tak, to moja decyzja - chcę być szczęśliwy i nie czekam na cud z nieba, tylko robię wszystko, by to szczęście mieć.

    A że nie wyczyniam tego, co to w mediach promują... a co mnie to obchodzi :-) ?
    Ja mam swój model i schemat na szczęście i do mnie tylko on pasuje.

    Ktoś inny może z mojego szczęścia zaczerpnąć, jednak jego własne szczęście też będzie jego indywidualnym szczęściem - nie nałożę mu go łopatą. :-).
    On musi sam zdecydować o byciu szczęśliwym - i to nie w oparciu o konkretne zdarzenie, osobę, okoliczność.

    Szczęście będzie reakcją na całokształt, gdy nabierzemy odpowiedniego doń podejścia.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 02 marca 2020 - 18:26
    ~raz napisał:
    szczescie, co to kurwa w ogole jest ? (...) Czlowiek sobie zaczyna w pewnym momencie zycia uswiadamiac, ze ludzie szczesliwi sami o tym nie wiedza, ze sa.

    Bo zwyczajnie zaczynają z istnienia/nieistnienia szczęścia robić problem i go rozkminiać na tysiąc sposobów - a po co?

    Lepiej właśnie brać życie jakie jest i się za wiele nie zastanawiać - pozytywnie do tego podchodzić i będzie git :-).

    To jest właśnie szczęście - nie mieć wydumanych problemów 8-DDD

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~alutka ~alutka
    ~alutka
    Napisane 02 marca 2020 - 19:17
    A ja powiem tak,
    przez większość mojego życia, bywałam szczęśliwa i nieszczęśliwa, albo nie bywałam wcale, ani szczęśliwa, ani nieszczęśliwa.. co zatem było między tym stanami?
    spokój :)
    ale zawsze, dokładnie wiedziałam jak to nazwać, w jakim stanie aktualnie się znajduję..

    w pewnym momencie, byłam nieszczęśliwa non stop, dzień po dniu, tydzień po tygodniu..mało tego, przestałam już wierzyć, że kiedykolwiek jeszcze poczuję się szczęśliwa, lub osiągnę stan spokoju chociażby - to był stan ciągły.

    kiedy po rozwodzie i zawirowaniach sercowych, po raz pierwszy w życiu zamieszkałam sama,
    doświadczyłam bycia szczęśliwą non stop, dokładnie około roku byłam szczęśliwa codziennie,
    nigdy wcześniej, ani w zasadzie później, niczego takiego nie doświadczyłam.
    @kobietko, żadnego przycisku nie włączyłam:)
    po prostu, tak myślę, że należy znaleźć się w odpowiednim czasie i miejscu, być tam, gdzie chce się być samemu, bez żadnego czynnika zakłócającego..budzisz się rano i uśmiechasz..to była moja pierwsza myśl zaraz po przebudzeniu:
    -jestem szczęśliwa!
    dziś już tak nie mam :D, mam prawo przypuszczać, że mój facet, jest tym czynnikiem "psują"! drugi człowiek, więcej i częściej coś Ci odbierze, niż podaruje, tak myślę.

    a co do wyspy bezludnej,
    a to ciekawe, bo ja niby ludzi "nie potrzebuję", ale na takiej wyspie, to bym była przerażona, nagle zaczęłabym się bać wszystkiego..
    ludzie sami w sobie, są dla mnie punktem odniesienia i tak jak pisałaś, jestem tym, czego nie lubię i lubię u innych. tak się wyklułam:)
    chcesz być szczęśliwa?
    KUP KOZĘ, A PÓŹNIEJ JĄ SPRZEDAJ :D

    każdy ma swoje wyobrażenie szczęścia,
    w tych samych okolicznościach, jedna osoba jest szczęśliwa a inna nie, tego nie da się pożyczyć.

    a co do tlenu? :)
    przeżyć życie, można na wiele sposobów,
    ale trzeba przeżyć!
    czy za wszelką cenę? tego nie wiem, nigdy nie stałam przed takim dylematem, żeby wybierać między życiem moim, a kogoś innego,
    gdy ktoś się dusi przy mnie, otwieram okno..
    niech leci........

    hej







    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Anonimowy facet ~Anonimowy facet
    ~Anonimowy facet
    Napisane 02 marca 2020 - 21:25
    @Alutko, bardzo dziękuję za Twoje wypowiedzi. Dają mocno do myślenia i zastanowienia się nad sobą. Są niebanalne i prawdziwe. Być może spotykałem na swojej drodze niewłaściwych ludzi, ale masz 100% rację twierdząc, że drugi człowiek, więcej i częściej coś Ci odbierze, niż podaruje. Generalnie tak jest, że ludzie od drugiej osoby najczęściej oczekują. Nie znają umiaru i wykorzystują partnera jak niewychowane bachory własną matkę. Tylko dlatego, że mogą. Może tak już jest, że część z nas najlepiej się czuje we własnym towarzystwie. Albo tylko część ma odwagę być samemu.

    @Pf, rozbawiłeś mnie do łez. Pisząc o komunałach miałem na myśli rzeczy oczywiste, które pojawiają się w większości odpowiedzi. A tyś nie dość, żeś się zagotował ancymonie to zarzuciwszy mi subiektywną ocenę wypowiedzi bez znajomości autorów przypuściłeś tyradę co autor miał na myśli bez znajomości mojej skromnej osoby. Bo przeca nie napisałem, jak to określiłeś, że pierdolicie tylko grzecznie podziękowałem za opinie. Na szczęście inni interlokutorzy (dziękuję @444) zrozumieli sens mojej wypowiedzi bez doszukiwania się ukrytego przekazu (wyłącznie we własnej głowie). Czy mi się wydaje czy uwiera Ci w okrężnicy kij od miotły?

    @Raz, tym razem się z Tobą zgodzę. Chyba to tak jest, że czym bardziej szukamy szczęścia i się nad nim zastanawiamy tym mniej szczęśliwi jesteśmy...

    Dziękuję za odpowiedzi. Daliście mi do myślenia.

    @Pf, z góry zaznaczam, że nie ma ukrytego przekazu i chęci obrażania kogokolwiek. Buziaki słodziaku.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Pf ~Pf
    ~Pf
    Napisane 02 marca 2020 - 23:55
    ~Anonimowy napisał:
    Czy mi się wydaje czy uwiera Ci w okrężnicy kij od miotły?

    @Anonimowy,
    Jak powiedział Pan do Tomasza: włóż palec, a się przekonasz.
    Niemniej dziękuję za troskę. Doceniam. Również serdeczności.
    Ancymonie.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Mikołaj ~Mikołaj
    ~Mikołaj
    Napisane 03 marca 2020 - 07:02
    Anonimowy facet zamiast rozstrząsać się nad ogólnym pojęciem szczęścia. Zastanów sie czego Ty sam chcesz.
    Chcesz zmian- to zmień
    Masz marzenie - spełnij je
    Kochasz kogoś - pokaż to tej osobie itp

    Co do wykorzystywania to też można się uzupełniać.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 03 marca 2020 - 13:10
    ~Robert1971 napisał:
    Nie ma...
    Trzeba dostać dobrze w dupę od życia


    A nie, to dziękuję :D

    A tak poważnie pisząc, to zabawne, jak odmiennie można patrzeć na podobne kwestie - ja się staram uczyć czegoś dokładnie odwrotnego.

    W takim: "wszystko mogę przeżyć i wszystko mogę unieść" już byłam. Inni ludzie stali obok tego - niby istotni, ale w zasadzie nie do końca.

    Czy to nie jest jakaś taka... wewnętrzna asekuracja? Czy to jest na pewno słuszne?

    ~Alutka napisał:
    chcesz być szczęśliwa?
    KUP KOZĘ, A PÓŹNIEJ JĄ SPRZEDAJ :D


    Pytanie do Was obojga, trochę z innej beczki, ale mi się nasunęło:

    Czy można kogokolwiek rzeczywiście pokochać, nie ryzykując zranienia?

    No bo niby faktycznie - można przejść przez życie do nikogo i niczego się specjalnie nie przywiązując (i nigdy z tego powodu nie cierpieć), tylko... nie pozbawiamy się przy tym uczuć z przeciwnego bieguna? Tych najbardziej pozytywnych?

    Taki spokojny, zrównoważony, czysty neutralizm - żyjesz, ale na pół. Kochasz, ale na pół. Nie płaczesz, bo nigdy nie ma po czym.

    Jakoś... nie widzę w tym szczęścia. Przynajmniej ja sama. Widzę... obojętność. Za dużo znieczulenia - a ten kij przecież zawsze ma dwa końce.

    ~Pf napisał:
    Chyba przede wszystkim, nie powinno być wynikiem strachu. Być może bardzo często mylimy szczęście z wolnością od lęków i niejako lęki stają się motorem i podstawą definicji czym szczęście jest.


    Prawda, @Pf. :) Chyba każdy z nas coś takiego w sobie nosi; a "szczęście" w tym wypadku robi za Prozac - uspokaja.


    P.S. Alutko, kojarzysz mi się ze Świrszczyńską :D

    Masz, będzie romantycznie, podaruję Ci wiersz:

    https://poezja.org/wz/%C5%9Awirszczy%C5%84ska_Anna/6414/Drzwi_s%C4%85_zawsze_otwarte

    :))

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 03 marca 2020 - 17:19
    ~alutka napisał:

    @aniołek napisał:
    "robić wszystko po swojemu, ale nie krzywdzić innych"
    -czyli w zasadzie,to mogłabym sobie jedynie w nosie podłubać i to najlepiej jak nikt nie widzi..
    (...)
    wystarczy się zapytać zatem: czy jesteś dla mnie gotowy,gotowa do poświęceń? skoro nie, to nie kochasz. kropka.
    na ogół "kocha" tyko jedna strona, druga daje się "kochać"
    najczęściej odchodzi ta kochana!

    @anonimowy facet,
    dla mnie wartością nadrzędną jest TLEN.

    hej


    Oj Alutko, Alutko ;)
    Jaka to różnica czy nazwiesz wartość nadrzędną tlenem czy też poczuciem wolności?

    Pisząc, że warto robić wszystko po swojemu, ale nie krzywdzić innych miałam na myśli krzywdę wyrządzaną drugiemu z premedytacją, usprawiedliwioną wewnętrznie i "przyklepaną".

    Nigdy nie zapytałabym czy ktoś jest dla mnie skłonny do poświęceń...bo to oznaczałoby, że jedynie dawałabym się kochać drugiemu.
    Wokół nas żyją i dawcy i biorcy i to jest fajne ...prawda? :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Alex ~Alex
    ~Alex
    Napisane 03 marca 2020 - 19:21
    Zawsze będzie ktoś skrzywdzony, ponieważ gdy wychodzimy ze związków rzadko obie strony chcą rozstania.
    Jedna strona sie przywyczaja, wydaje jej się że jest ok.
    Nawet jak nie ma trzeciej osoby na choryzoncie.
    A gdy jest trzecia osoba na choryzoncie to nawet dla odchodzącego partnera lepiej bo może wybrać.

    Ta ta zaraz mi ktoś zarzuci trzymanie dwóch gałęzi. No nie bo zakochać się, rozstać z partnerem, związać z trzecią osobą to jest rozstanie a nie zdradzanie.
    Dla własnej higieny głowy warto pewnien czas pozostać samamu.

    Tak czy owak, życie mamy jedno. Przez to, że będziemy z kimś bo tak wygodniej, drugiej osobie wygodniej dodatkowych dni nie dostaniemy.
    Czym innym jest gdy są dzieci. Ja jestem zdania, że dzieci zasługują na obydwojga rodziców przynajmniej do ich 18tki.
    Te patchworki to dla mnie porażka, szczególnie dla osób trzecich. Niestety też się w to pakujemy, mój brat też więc temat mi bliski. Brat poznał kobietę bezdzietną i teraz bije się z myślami. Porządny facet z niego a ja kibicuje mu, żeby wyszedł z patchworku. W imię czego, cudze dzieci wychowywać? Miłość? Totalna wygoda i tyle.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 04 marca 2020 - 05:35
    ~kobietka napisał:
    Trzeba dostać dobrze w dupę od życia (...) ja się staram uczyć czegoś dokładnie odwrotnego. (...) Czy to nie jest jakaś taka... wewnętrzna asekuracja? Czy to jest na pewno słuszne? (...)
    ~Alutka napisał:
    chcesz być szczęśliwa?
    KUP KOZĘ, A PÓŹNIEJ JĄ SPRZEDAJ :D
    Pytanie (...) Czy można kogokolwiek rzeczywiście pokochać, nie ryzykując zranienia? (…) można przejść przez życie do nikogo i niczego się specjalnie nie przywiązując (…) nie pozbawiamy się przy tym uczuć z przeciwnego bieguna? Tych najbardziej pozytywnych? (…) Nie płaczesz, bo nigdy nie ma po czym. (…) nie widzę w tym szczęścia.(…) obojętność. Za dużo znieczulenia - a ten kij przecież zawsze ma dwa końce.

    Dwa końce - ano ma :-).
    Tyle, że… jak to w życiu - trza mieć miękkie serce i twardą dupę.
    Ktoś inny znowu powiedział, że cierpienie uszlachetnia.
    A co to znaczy, że uszlachetnia?
    Na czym owo ‚uszlachetnienie ma polegać?

    Jak dla mnie szlachetne jest to, co mimo syfu, się nie zasyfi, mimo ogólnej degradacji, się nie zdegraduje, mimo degrengolady pozostanie przy swoich wzniosłych ideałach i wartościach.

    Czyż z miłością nie będzie podobnie?
    Czy trzeba kogoś kochać szalenie?
    Bez rozumu?
    Na wariata?

    Ja facet jestem :-) i dla mnie samo takie postrzeganie miłości trąci niedojrzałością, gówniarstwem.
    Dla Was, kobiet - o ile wiem - to ideał miłości.

    Dla Was złamanie przyrzeczeń miłości to zbrodnia, dla nas - sprzeniewierzenie naszego zaangażowania jest zbrodnią.

    Jednak jesteśmy z innych planet - Ty z wenus, ja z marsa - niestety :-).

    Mnie nie ekscytuje jakiś głupiutki ‚żar serca’, który plącze się w ciągle wyrządzanej krzywdzie, wyzysku i permanentnej nieuczciwości.
    To albo dziecinada, albo tkwienie w układzie ze strachu.

    Fajnie to Alutka ujęła - kup kozę, a potem ją sprzedaj. Będziesz szczęśliwa.
    Ja powiedziałbym, że będziesz szczęśliwa dwa razy - raz przy zakupie, drugi raz gdy będziesz ją sprzedawać. To samo jest z używanym samochodem :-).
    Dwa momenty Cię uszczęśliwiają - moment zakupu i… właśnie moment sprzedaży.

    Tyle tylko, że życie nie może składać się z ciągłych zmian.
    Jak kogoś kochasz, to go… kochasz - robisz wszystko, by mu dogodzić :-). Wychodzisz naprzeciw jego potrzebom, oczekiwaniom względem siebie, tak naginasz swoje życie, by było Wam ‚po drodze’.
    Czy tak?

    Gdy jednak nagle zaczynasz się dusić, bo partner Cię za bardzo zawłaszcza, co robisz?
    Najpierw próbujesz się nieco uwolnić, a gdy to nie pomaga, stajesz przed alternatywą sprzedaży kozy :-)

    Jakoś nie widzę w tym zobojętnienia.
    Mam swój wewnętrzny świat i w nim sobie funkcjonuję.
    Na wiele spraw mam swój pogląd i trochę już przeżyłem - w dupę dostałem - mogę z tej perspektywy patrzeć na wiele rzeczy.

    Czy ryzykuję kochając?
    Trochę tak, ale nie mogę przecież funkcjonować jak na bezludnej wyspie gdy ludzie wokół pełno.
    Jakaś szczypta ryzyka jest konieczna - dla każdego inna.

    A gdy mnie zawiedzie to co?
    Ano nic - już to przeszedłem i mam pewne mechanizmy wypracowane. Wiem teraz co z tym zrobić. Nie jest to asekuranctwo, nie jest to też obojętność. Po prostu jesteśmy dorosłymi ludźmi i jako dorośli musimy nie tylko odczuwać, wypada jeszcze myśleć i przewidywać :-).

    Własnemu szczęściu trzeba pomagać.
    Jak?
    Właśnie sięgając nieco dalej niż tylko prymitywne 'tak, bo tak' i 'nie, bo nie'.

    I nie ma to nic wspólnego ze zobojętnieniem, czy pozbyciem się dobrego bieguna uczuć.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~raz ~raz
    ~raz
    Napisane 04 marca 2020 - 12:36
    ~Robert1971 napisał:

    Jak dla mnie szlachetne jest to, co mimo syfu, się nie zasyfi, mimo ogólnej degradacji, się nie zdegraduje, mimo degrengolady pozostanie przy swoich (...) wartościach.


    jw. popieram w 100%.
    To jest wlasnie to cos co daje w zyciu sile.

    Obecnie nikogo juz prawie na to nie stac, wola zapierdalac przez zycie w stadzie baranow i to najlepiej w srodku stawki. W stadzie poganianym przez trendy 'szczesliwosci' i 'postepowych' zachowan wyznaczane przez medialnych ekspertow i celebrytow ze zjebanym wlasnym zyciem.

    Jedyne co z tego maja to poczucie, ze nadazaja.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~kobietka ~kobietka
    ~kobietka
    Napisane 04 marca 2020 - 13:28
    ~Robert1971 napisał:
    Czyż z miłością nie będzie podobnie?
    Czy trzeba kogoś kochać szalenie?
    Bez rozumu?
    Na wariata?
    Ja facet jestem :-) i dla mnie samo takie postrzeganie miłości trąci niedojrzałością, gówniarstwem.
    Dla Was, kobiet - o ile wiem - to ideał miłości.


    O coś zupełnie innego mi chodzi, ale to jak zwykle - każdy, gdzieś między wierszami, pisze o sobie :)

    Musiałbyś, Robert, na małą chwilę przestać wkładać mnie do półeczki "normalnych" (nie, żeby było w tym coś złego), beztrosko się rozwijających dziewcząt, marzących o tym, żeby ich życie wyglądało dokładnie tak jak to z tych wszystkich wysokobudżetowych filmów.

    Swoje przeszłam :) Dla mnie wyzwaniem jest to, żeby ludziom ufać, otwierać się, wychodzić ze strefy komfortu, nie budować dystansu - w ochronie własnego "ja". Nie torpedować samej siebie.

    Z autopsji wiem, że można udawać pozorną otwartość, nie biorąc w tym wcale udziału (jak dziwnie by to nie brzmiało).

    Może za wiele cytatów daję :) Ale moje największe "wyzwanie" najlepiej opisuje Żulczyk:

    "Ludzie sypiają ze sobą, nic ekscytującego. Zdjąć przed kimś ubrania i położyć się na kimś, pod kimś lub obok kogoś to żaden wyczyn, żadna przygoda. Przygoda następuje później, jeśli zdejmiesz przed kimś skórę i mięśnie i ktoś zobaczy twój słaby punkt, żarzącą się w środku małą lampkę, latareczkę na wysokości splotu słonecznego, kryptonit, weźmie go w palce, ostrożnie, jak perłę, i zrobi z nim coś głupiego, włoży do ust, połknie, podrzuci do góry, zgubi. I potem, dużo później zostaniesz sam, z dziurą jak po kuli, i możesz wlać w tą dziurę dużo, bardzo dużo mnóstwo cudzych ciał, substancji i głosów, ale nie wypełnisz, nie zamkniesz, nie zabetonujesz, nie ma chuja".

    I to jest właśnie ryzyko :) W moim ujęciu.

    A moje "używanie rozumu" w tym wszystkim polega na tym, że jestem świadoma swoich ograniczeń i chciałabym z nimi trochę powalczyć.

    I walczę z obecnym partnerem :) Jak się z tym czuję? Przerażona :)

    Ale go kocham i nie chcę być taką Zosią Samosią w niewidzialnej skorupie - przeciwko niemu.

    ~Robert1971 napisał:
    Ktoś inny znowu powiedział, że cierpienie uszlachetnia.


    Może i uszlachetnia, ale jeszcze częściej komplikuje życie. I płacisz za to, że kiedyś ktoś tam zrobił ci krzywdę, a to Ty się musisz z tym siłować.

    No ale znowu:

    "Można powiedzieć wszechświatowi: To nieuczciwe. A wszechświat odpowie zapewne: Nie? A to przepraszam".

    Siema :)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~raz ~raz
    ~raz
    Napisane 04 marca 2020 - 17:44
    hej @kobietka,
    czytam te twoje rozkminy i cos mi sie wydaje ze predzej mysliwym od tego myslenia zostaniesz niz uzyskasz wewnetrzny spokoj.
    Jpdle, po kiego chuja sobie tak komplikujesz sama. Jakies odkrywanie podbrzusza, striptizy do kosci i inne pitu-pitu ;)

    Zycie jest proste jak odchudzanie. Kazdy ma na to tysiace sposobow a, tak naprawde dziala tylko jeden, ten najprostszy.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 04 marca 2020 - 18:00
    ~kobietka napisał:

    O coś zupełnie innego mi chodzi, (…) Musiałbyś, Robert, na małą chwilę przestać wkładać mnie do półeczki (…) marzących o tym, żeby ich życie wyglądało dokładnie tak jak to z tych wszystkich wysokobudżetowych (…) Dla mnie wyzwaniem jest to, żeby ludziom ufać, otwierać się, wychodzić ze strefy komfortu, nie budować dystansu (…) można udawać pozorną otwartość, (…) dużo później zostaniesz sam, z dziurą jak po kuli, i możesz wlać w tą dziurę dużo, (…) ale nie wypełnisz, (…) I to jest właśnie ryzyko (…) A moje "używanie rozumu" (…) I walczę z obecnym partnerem :) Jak się z tym czuję? (…) Ale go kocham i nie chcę być taką Zosią Samosią w niewidzialnej skorupie - przeciwko niemu. (…) cierpienie uszlachetnia. (…) Może i uszlachetnia, ale jeszcze częściej komplikuje życie. I płacisz za to, że kiedyś ktoś tam zrobił ci krzywdę, a to Ty się musisz z tym siłować. (…) Można powiedzieć wszechświatowi: To nieuczciwe.

    Czy musi być wszystko uczciwe?

    Ja mam być uczciwy, a czy ‚oni’ będą to już nie ode mnie zależy.
    Ja mogę jedynie dobrać sobie towarzystwo - gdy mi stare nie odpowiada, zmieniam na nowe i tyle.

    Jak ktoś Cię skrzywdził, boli. Jednak czy trzeba się siłować?

    Hmmm…
    Nie trzeba.
    Nabierasz wtedy dystansu, utwardzasz się, Twoje możliwości się zwiększają…

    Wydaje mi się, że ten etap mam poniekąd za sobą.
    Życie bywa brutalne i tak chyba należy to wszystko postrzegać. Nikt nie zapewniał, że będzie jak tych wysokobudżetowych… ;-).

    Z drugiej strony, co to za wartość, która nie została poddana próbie?
    Żadna - to gadanina, blefowanie, przechwalanie się, pieniądze bez pokrycia.

    Nie wkładam Cię do półeczki.
    Po prostu też kiedyś tak myślałem. Wydawało mi się, że dam radę wszystkiemu i w każdej sytuacji - bo czemu nie…?
    W końcu mamy jakąś inteligencję, moce sprawcze, wiedzę…
    Można się dogadać, przezwyciężyć trudności i takie tam…

    Wyszło inaczej.
    Wchodzisz w relację, angażujesz się coraz bardziej, coraz więcej w to wkładasz i okazuje się, że w końcu całe Twoje zaangażowanie nie tylko przepada.
    Nagle ktoś, komu ufałaś, dawałaś wszystko i jeszcze więcej… Nie tylko tego nie docenia, ale uważa Cię winnym nieszczęść całego świata.

    Ufaj ludziom po czymś takim - no proszę bardzo :-).

    Jednak się da.
    Po prostu dochodzisz w pewnym momencie życia do wniosku, że nie wszystko, co posiadasz, jest dane raz na zawsze.
    Ot masz to dziś, a jutro już możesz nie mieć - takie życie.

    Dojrzałość to umiejętność pogodzenia się z porażką, mówienia o niej w sposób spokojny, bez emocji.
    Przegrałem - trudno. Innym razem wygram.

    Mimo to, wychodzę z podniesioną głową.

    Zwyczajnie nie opieram swojego szczęścia na ulotnościach - mam w sobie tę wartość, która mnie jakoś trzyma :-).

    Unikam impresjonizmu przy wyznaczaniu życiowych strategii i strategicznych celów :-).

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry

Gorące tematy