Forum
Związek
Jak po was faceci po 40tce poznać, że się zakochujecie?
-
-
Napisane 07 stycznia 2019 - 18:51Alutka dziękuję za Twoją ocenę sytuacji. Myślę podobnie ... ale ja Go kocham..
Pozdrawiam serdecznieUdostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 07 stycznia 2019 - 19:34~Izka napisał:@Sylwia (...)
zadecyduj po prostu czy chcesz być inwestycją...
Widzę, że nie rozumiecie facetów i nie uda mi się Wam tematu naświetlić. ;-)
Dla jasności...
Nie kobieta ma być inwestycją, tylko zaangażowanie faceta. To już na pewno nią jest.
Ale... jak tam sobie chcecie ;-P.
Życzę owocnych poszukiwań dojrzałego pana, który straci głowę dla kobiety hehe...Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 07 stycznia 2019 - 19:53Robercie
Samodzielna i świadoma kobieta nie potrzebuje takiej inwestycji, o jakiej tu piszesz...
Jedyne czego jej trzeba, to stracenie głowy ze wzajemnością ;)
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 07 stycznia 2019 - 19:59Widzę tu daleko posuniętą niekonsekwencję.
Z jednej strony chcecie, by tak bardzo Was kochał, żeby aż tracić zdolność zdroworozsądkowego rozumowania i myślenia - tracił głowę ;-) dla Was.
Z drugiej jednak chcecie, by to właśnie on - jako noszący portki - podejmował dalekosiężne decyzje i za nie odpowiadał...
Hehe to chyba szaleniec jakiś by musiał być.
Do decydowania i odpowiadania potem za te decyzje, potrzebne jest myślenie, żeby nie użyć tego znienawidzonego przez Was... 'kalkulowanie'.
Chyba, że godzi się na życie na beczce prochu, to proszę bardzo.Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 08 stycznia 2019 - 07:30~Izka napisał:Robercie
Samodzielna i świadoma kobieta nie potrzebuje takiej inwestycji, o jakiej tu piszesz...
Jedyne czego jej trzeba, to stracenie głowy ze wzajemnością ;)
Izka... to nie ona potrzebuje tej 'inwestycji'. To on jej potrzebuje.
A teraz coby trochę rozjaśnić.
Nie chodzi tu o dawanie czegoś, żeby potem brać w sensie dosłownym. To kwestia poczucia przydatności życiowej, potrzeby bycia 'dla kogoś', to wreszcie coś z rzędu tzw wyższych uczuć - nutka altruizmu i bezinteresowności, która owocuje w postaci wytworzenia nowego układu zależności. To rodzaj budowania.
Właśnie fakt budowania cieszy faceta. To coś, co on jakby tworzy, a ona czuje się z tym dobrze.
Można sobie pozwolić w tym wypadku na odrobinę szaleństwa, ale wszystko musi być pod kontrolą, bo jak nie, cała budowla runie wcześniej niż można by się spodziewać.
Słowem... facet czerpie przyjemność z tego, że coś kobiecie 'daje', coś w jej życie wnosi, a ona to od niego przyjmuje i się z tego autentycznie cieszy. Owocuje to dobrym związkiem i o to chodzi.
Jeżeli do kogoś przemawia takie tłumaczenie, to się cieszę, jeżeli nie... jego problem. ;-)Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 08 stycznia 2019 - 17:11Sylwia,
Twoje, ale ja go kocham... rozwaliło mnie na łopatki..
to o co chodzi, w czym problem????
skoro kochasz, to tym właśnie, będziesz się kierować w życiu,
jaki on by nie był.. kochasz i już..
chcesz z nim być i będziesz,
czy On kocha czy nie kocha..
przecież to wiesz..
a, że nie ma kropki nad i.. to i tak zgodzisz się na to..
czego Ty oczekujesz od czytelników?
za Ciebie mają się pogodzić z faktami?
czy
za Ciebie maja się z nim rozstać?
On, jest jaki jest, albo bierzesz albo nie bierzesz..
To tak, jak bym sama napisała:
Ludzie, kocham niższego faceta o głowę, a chcę żeby był jak koszykarz!!!!! pomóżcie, co mam robić????
Ja, zawsze matematyką posługiwałam się, żeby kogoś zrozumieć..
nie należy pytać się kogoś, jak było na wakacjach? a tylko ile w skali od 0 do 5?
ktoś mówi: 0, i wszystko wiesz, gdy 5, też rozumiesz... gdy opisuje w szczegółach swoje 5, Tobie robi się ciemnio przed oczami, i myślisz sobie, Boże, to zero dla mnie...
gdy mówię komuś: jestem szczęśliwa, to znaczy, że ja jestem, ktoś by nie był...
gdy nieszczęśliwa, ktoś by był szczęśliwy, na moim miejscu..
uważam jednak, że tylko nasze odczucia się liczą, a nie jakieś tam fakty..
nawet jeśli ktoś Cię kocha, a kocha tak, do wewnątrz :D,
że on tylko o tym wie, a Tobie już nic do tego..
to czy kocha czy nie kocha???
ano,
jak do mnie nic nie dotrze, to nie kocha..
dla mnie,
i nagle, mówisz, mam dość:
i gość, który kochał tylko do wewnątrz, zaczyna Cię kochać na zewnątrz..
nagle zalewa Cię fala jego miłości,
bo on kocha naprawdę?
nic podobnego..
kochał siebie i swoje kochanie,
a jak poczuje, że coś może stracić,
nagle przypomina sobie o Tobie..
no, a co dalej?
a to w zależności, na jakim Ty sama jesteś etapie..
czy już za drzwiami, czy jeszcze w progu..
ale z miłością, to nie ma chyba nic wspólnego..
ot
oni nas, albo my ich..
czy jak to tam leciało :D
pozdrawiam wszystkich,
Ciebie Robercie w szczególności:)
nikt jak Ty, nie drepcze tak w miejscu,
ale i to, ma swoje zalety,
może udepczesz ropę naftową??
i wytryśnie
i zdobędziesz wreszcie to, co Cię uszczęśliwi?
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 08 stycznia 2019 - 17:59~alutka napisał:
Ciebie Robercie w szczególności:)
nikt jak Ty, nie drepcze tak w miejscu,
ale i to, ma swoje zalety,
może udepczesz ropę naftową??
i wytryśnie
i zdobędziesz wreszcie to, co Cię uszczęśliwi?
A nie sądzisz Alutka, że ja mógłbym to samo rzec o Tobie...? :-)
Masz swój pogląd, a ja swój i na tym poprzestańmy. Wielu nie zgodzi się ze mną, ale też wielu z Tobą.
Ja tam w swoją stronę podążam... nie martw się ;-)... W miejscu nie stoję, choć tak się Tobie wydaje.
Utkwiłem w pewnym punkcie w pewnej sprawie i... na ten moment jest to optymalna pozycja. Jak się coś zmieni z zewnątrz, to i ja postąpię w którąś stronę. Możliwe też, że już się to nie zmieni..., a ja też robić tego nie zamierzam.
Po prostu dobrze jest jak jest hehe...
Obecnie nie widzę potrzeby żadnych zmian w mojej sprawie. 8-PUdostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 08 stycznia 2019 - 18:27~Robert1971 napisał:~alutka napisał:
Ciebie Robercie w szczególności:)
nikt jak Ty, nie drepcze tak w miejscu,
ale i to, ma swoje zalety,
może udepczesz ropę naftową??
i wytryśnie
i zdobędziesz wreszcie to, co Cię uszczęśliwi?
A nie sądzisz Alutka, że ja mógłbym to samo rzec o Tobie...? :-)
Masz swój pogląd, a ja swój i na tym poprzestańmy. Wielu nie zgodzi się ze mną, ale też wielu z Tobą.
Ja tam w swoją stronę podążam... nie martw się ;-)... W miejscu nie stoję, choć tak się Tobie wydaje.
Utkwiłem w pewnym punkcie w pewnej sprawie i... na ten moment jest to optymalna pozycja. Jak się coś zmieni z zewnątrz, to i ja postąpię w którąś stronę. Możliwe też, że już się to nie zmieni..., a ja też robić tego nie zamierzam.
Po prostu dobrze jest jak jest hehe...
Obecnie nie widzę potrzeby żadnych zmian w mojej sprawie. 8-P
Hej Robercie,,
no jasne, poprzestańmy na tym,
jak sobie życzysz..
I nikt Ci nie broni twierdzić, że ja drepczę w miejscu,
a w jakim? bo, ja chętnie posłucham..
Ja, akurat w przeciwieństwie do Ciebie, nie czekam aż coś się zmieni z zewnątrz, bo bym się niejednokrotnie, nie doczekała, a biorę sama swoje sprawy w ręce..
jak mi coś doskwiera, to robię co w mojej mocy w tym kierunku..
podoba mi się Twoje określenie:
-wielu zgodzi się lub nie zgodzi,
nie ma tu płci, takiego podziału na one o oni..
bo, już nie wiedziałam co myśleć jak pisałeś ostatnio:
bo Wy..
i nie wiedziałam już , czy my kobiety, czy ja i Izka?
a skoro kobiety nie znam,
to nie wiem sama, jak miałabym odpisać,
w imieniu swoimi?
w imieniu swoim i Izki?
czy
w imieniu kobiet?
a tak na marginesie:
ja, nie spieram się z Tobą.. piszesz o dojrzałych mężczyznach.. większość mi znanych to niedojrzali mężczyźni..
piszemy o innym gatunku..
pozdrawiam
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 08 stycznia 2019 - 18:51~alutka napisał:
I nikt Ci nie broni twierdzić, że ja drepczę w miejscu,
a w jakim? bo, ja chętnie posłucham..
Cały czas z tego samego punktu mnie 'prostujesz' i nie widzę tu żadnej ewolucji ;))) A przecież gdybyś chciała, wiedziałabyś już stosunkowo dużo o sprawie, którą tu podnosiłem... hehe... Im więcej wiesz, tym bardziej precyzyjny możesz mieć pogląd na sytuację. Chyba, że nie kierujesz się faktami w wyrabianiu sobie poglądu, tylko swoimi odczuciami, to już inna sprawa i nie mnie to oceniać ;-). Tracisz tylko wtedy na wiarygodności.
~alutka napisał:
Ja, akurat w przeciwieństwie do Ciebie, nie czekam aż coś się zmieni z zewnątrz, bo bym się niejednokrotnie, nie doczekała, a biorę sama swoje sprawy w ręce..
jak mi coś doskwiera, to robię co w mojej mocy w tym kierunku..
Wcale nie 'w przeciwieństwie do mnie'.
Kiedy mi coś doskwierało, zmieniłem to.
Teraz już niczego nie muszę zmieniać, chyba że się zmienią znacząco okoliczności.
Obecnie - powtarzam - dobrze jest jak jest i sytuacja nie wymaga zmiany z mojego punktu widzenia.
~alutka napisał:
podoba mi się Twoje określenie:
-wielu zgodzi się lub nie zgodzi,
nie ma tu płci, takiego podziału na one o oni..
bo, już nie wiedziałam co myśleć jak pisałeś ostatnio:
bo Wy..
i nie wiedziałam już , czy my kobiety, czy ja i Izka?
a skoro kobiety nie znam,
to nie wiem sama, jak miałabym odpisać,
w imieniu swoimi?
w imieniu swoim i Izki?
czy
w imieniu kobiet?
Mam Ciebie za inteligentną osobę i wiem, że potrafisz rozróżnić, gdy określam zachowanie czy myślenie typowe kobietom, a innym razem zachowanie typowe dla mężczyzn. ;-)
Moje poglądy będą miały zwolenników tu i tam, tak samo jak i Twoje.
~alutka napisał:
a tak na marginesie:
ja, nie spieram się z Tobą.. piszesz o dojrzałych mężczyznach.. większość mi znanych to niedojrzali mężczyźni..
piszemy o innym gatunku..
Alutka... w jakich środowiskach Ty się obracasz i kogo spotykasz na swojej drodze życiowej, to już nie wiem :-).
Jeżeli jest jak piszesz, to znaczy, że 'oni' nie mieszczą się w 'mojej' definicji faceta dojrzałego, albo... ;-)
Są doskonałymi aktorami. :-PUdostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 08 stycznia 2019 - 19:01"Obecnie - powtarzam - dobrze jest jak jest i sytuacja nie wymaga zmiany z mojego punktu widzenia. "
to tak masz, jak ja..
a co do ewolucji,
czy uważasz, że to jakaś nieskończoność?
być może to nie istotne,
ale jednak,
jestem starsza od Ciebie..
skoro oboje, w naszym rozumieniu, rozumni..
to, chyba musisz przyznać..
ewolucja, ewolucją, ale
doświadczenie nie jest bez znaczenia..
czy uważasz, że masz większe ode mnie?
to ,że z jednego punktu,
wg Ciebie Ciągle Cię oceniam,
czy to znaczy, że stoję w miejscu?
a może, doszłam już do celu, gdzie dalej nie da się iść?
nie bierzesz tego pod uwagę?
ja, biorę..
gdzie powinnam skręcić,
jeśli wg Ciebie stanęłam przed ścianą?Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 08 stycznia 2019 - 19:15~alutka napisał:
a może, doszłam już do celu, gdzie dalej nie da się iść?
nie bierzesz tego pod uwagę?
ja, biorę..
gdzie powinnam skręcić,
jeśli wg Ciebie stanęłam przed ścianą?
Być może stoisz właśnie pod ścianą...
Nie wiem gdzie i czy mogłabyś skręcić...
Nie znam Twoich realiów ;-).
Swoje natomiast znam.
Dokąd nic się nie zmieni w warunkach 'zewnętrznych', nie widzę pola manewru - jestem pod tzw. ścianą i wszelkie manewrowanie wydaje się bezcelowe, bo będę dalej tu, gdzie jestem.
Jeżeli coś się zmieni, to i ja dostanę szansę.
Piłka w grze i ruch po drugiej stronie. ;-).
Co do wieku i doświadczenia...
No wybacz ;-).
Na tym poziomie nie bardzo chce mi się dyskutować.
Jedni uczą się szybko i to na czyichś błędach. Tacy doświadczenie nabędą w młodszym wieku.
Inni nie uczą się nawet na własnych - tacy mimo zaawansowanego wieku, będą tkwili w schematach.
Gdzie Ty jesteś...?
Trudno mi powiedzieć ;-).Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 08 stycznia 2019 - 19:39"Piłka w grze i ruch po drugiej stronie."
-zapisałam, zapamiętać spróbuje.. nie znam w realu..
zawsze ruch był po mojej stronie, niezależnie, z kim i w jakim towarzystwie się obracam/obracałam.. chyba nigdy nie mogłabym powiedzieć, że jakiegoś nie doświadczyłam...
Wiem jedno,
że sami nie widzimy się takimi, jakimi inni nas widzą..
są dwa warianty:
1) ja, wiem , że taki/taka jestem..
2) inni mówią o mnie zupełnie coś innego..
no, i teraz,
albo wierzymy sobie i tylko sobie,
albo
to inni decydują o nas,
matka ojciec, mąż , żona dzieci , przyjaciele..
albo trzymamy się własnej wersji,
albo
wersji innych,
albo
lawirujemy między jedną a drugą...
i wtedy nie wiemy kim jesteśmy..
czy tym, kim sami byśmy chcieli, czy tym czego inni od nas oczekują..
Ja uczę się w miarę szybko, i tylko na własnych doświadczeniach..cudze mnie jedynie dokształcają..
byłam głupiutką i ufną 20-latka, naiwną 30-latka..
40-latką byłam absolutnie sobą,
postawiłam na siebie i to były moje najpiękniejsze i najszczęśliwsze lata w życiu 40 do 50..
sama byłam zaskoczona, że można wreszcie coś dogonić, a nie tylko gonić..
Drogo Robercie,
nie zamierzam nigdzie już skręcać..
ale mogę przestać się wymądrzać:D
pracuję nad tym..
pozdrawiam
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 09 stycznia 2019 - 08:32~alutka napisał:"Piłka w grze i ruch po drugiej stronie."
-zapisałam, zapamiętać spróbuje.. nie znam w realu..
zawsze ruch był po mojej stronie, niezależnie, z kim i w jakim towarzystwie się obracam/obracałam.. chyba nigdy nie mogłabym powiedzieć, że jakiegoś nie doświadczyłam...
No i zakładasz, że masz relację z tzw. toksycznym człowiekiem.
Tak go postrzegasz, bo dał Ci się we znaki przez ostatnie lata, a i wcześniejsze też nie były bułką z masłem i miodem.
Każda próba zbliżenia się do niego kończy się sromotną porażką - Twoją, bo 'znowu obrywasz po nosie'.
Relacja stała się nieakceptowalna i przestało Tobie na niej zależeć. Nie chcesz z tą osobą utrzymywać kontaktów towarzyskich... zwyczajnie w trosce o samą siebie. Zawiodłaś się tyle razy, że odechciało się Tobie.
Masz serdecznie dość wykorzystywania Twoich własnych słów wypowiedzianych w dobrej wierze, przeciwko Tobie.
Dość wykręcania kota ogonem.
Dość wmawiania Ci rzeczy które nigdy nie zaistniały.
Dość obwiniania Cię za wszystko.
Dość tłumaczenia się ze swej nieporadności chorobą, depresją..., nawet burzą na Alasce, czymkolwiek.
Dość masz tego wszystkiego, co wnosiła w Twoje życie ta osoba, bo mimo dobrych stron jakie ta relacja miała, faktycznie zatruła Ci kawał życia, a na koniec doprowadziła Cię na skraj ruiny - psychicznie, społecznie, zawodowo, finansowo.
Twoje własne poczucie wartości zaczęło być tak nikłe, że nie wiedziałaś już czy w ogóle powinnaś chodzić jeszcze po tym świecie, czy może ze sobą skończyć.
Jej nieprzemyślane i nieodpowiedzialne działania zmusiły Cię do dokonania kilku poważnych i karkołomnych roszad życiowych, co poskutkowało ogromnymi stratami po Twojej stronie, a potem stwierdziła że przecież to był Twój wybór. I jeszcze trochę innych rzeczy, o których nie chce się nawet wspominać.
Brak przy tym jakiejkolwiek refleksji nad samym sobą i wina za wszystko leży tylko i wyłącznie po Twojej stronie. Najlepiej, gdybyś - jak dawniej - nadal ciągnęła wózek życia tej osoby na swoich barkach, a ona będzie Cię wciąż opluwać, bo przecież 'taką złą jesteś jednostką'...
Czy na takiej relacji Tobie nadal zależy?
Czy dalej robisz ruchy w kierunku zbliżenia się do takiego egzemplarza?
Czy chcesz po raz kolejny oberwać, zostać w coś wkręconą, a potem usłyszeć, że to był Twój wybór?
Jedynym rozsądnym ruchem jest odseparowanie się od delikwenta na tyle, na ile to możliwe i obserwowanie z boku, co się dzieje. To jest ruch z wyboru.
Dobrostan tej osoby nie może zachodzić dłużej Twoim kosztem. Ty żyjesz dla siebie, druga strona dla siebie i każde z Was robi to wyłączni własnymi środkami. Czy tak?
Kolejne wchodzenie w bliższe zażyłości z takim człowiekiem doprowadzą do czegoś, co już było.
Ja próbowałem - wierz mi. Nie udało się kilkakroć i to właśnie po rozwodzie, bo przed, dokonywałem prób dziesiątki jak nie setki razy i na wszystkie chyba możliwe sposoby.
Z toksycznym człowiekiem niczego nie zbudujesz, a jeżeli się coś Tobie uda, to on z pasją to potem zniszczy. Nie warto.
Ruch jaki podjąłem, w mojej ocenie wydaje się słuszny, bo masochistą nie jestem, a zawracanie Wisły kijem już mi po wielokroć się nie udało. Z losem trzeba się tu pogodzić ;-).
Znudziło mi się kopanie się z koniem... Zbyt kosztowna to zabawa.
Dokąd nie przekonam się, że ta osoba załapała jakiś bakcyl normalności, nie będę w ogóle dążył do zbliżenia pod żadnym względem, bo to bez sensu. Troska o moje zdrowie psychiczne i harmonię życiową jest priorytetem wyższym, niż utrzymywanie toksycznej relacji z 'byłą' dla zasady.
Mam 'gdzieś' takie zasady ;-).
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 09 stycznia 2019 - 09:03~alutka napisał:
albo trzymamy się własnej wersji,
albo
wersji innych,
albo
lawirujemy między jedną a drugą...
i wtedy nie wiemy kim jesteśmy..
czy tym, kim sami byśmy chcieli, czy tym czego inni od nas oczekują..
Dość hadcorowo do sprawy podchodzisz ;-).
Własny obraz siebie jest zawsze subiektywny - obarczony błędem emocji własnych.
Mimo tego co teraz powiesz, optuję za wariantem, że słucham samego siebie, ale też biorę pod uwagę co mówią moi bliscy na mój temat. Oni widzą mnie jakby z zewnątrz i łatwiej tu o bardziej bezstronne opinie - nie zniekształcone emocjami. :-)
Niestety trzeba lawirować, szukać złotego środka, co nie oznacza że nie wie się kim się jest. Tu nie do końca się zgodzę z Tobą.
~alutka napisał:
Ja uczę się w miarę szybko, i tylko na własnych doświadczeniach..cudze mnie jedynie dokształcają..
byłam głupiutką i ufną 20-latka, naiwną 30-latka..
40-latką byłam absolutnie sobą,
postawiłam na siebie i to były moje najpiękniejsze i najszczęśliwsze lata w życiu 40 do 50..
sama byłam zaskoczona, że można wreszcie coś dogonić, a nie tylko gonić..
A no właśnie.
Potwierdzasz tylko to samo, co i ja zauważyłem. Gdy żyłem w sumie dla niej, wszystko się kręciło wokół jednego, ale z całym bagażem tego czegoś, co mnie przytłaczało. Prowadziłem jak za rękę, brałem za wszystko odpowiedzialność, kierowałem, podejmowałem dalekosiężne decyzje. Było ok.
Po czterdziestce i ja stwierdziłem w głębi serca, że w końcu potrzeba mi oddechu. W końcu żyłem z dorosłą i odpowiedzialną osobą ;-). Należało się spodziewać, że taką będzie. Pomogłem w mentalnym usamodzielnieniu się sfinansowałem to i owo, nie kontrolowałem jej relacji z otoczeniem jeszcze bardziej niż wcześniej. I co się stało...?
Ano zostałem okrzyknięty tym 'złym'. Bo przecież teraz 'ONA' się zaczęła liczyć. Jakby nie liczyła się wcześniej... To jej 'nowe' liczenie się w świecie zaczęło skutkować bezczelnym i skrajnym egoizmem i kompletnym brakiem odpowiedzialności. Jej wolno było być człowiekiem wolnym i 'wyzwolonym', mnie nie.
Z takim obrotem sprawy nie mogłem się pogodzić. ;-). To musiało runąć, bo do tanga trzeba dwojga. Ja akceptuję Ciebie, ale w zamian Ty akceptujesz mnie - czy tak?
Jednostronne roszczenia to toksyczny związek. Tak to było niestety.
Staram się uczyć nie tylko na swoich własnych błędach. Cudze błędy są też dobre do nauki, tyle tylko, że bywają one popełniane nie zawsze w analogicznej do naszej, sytuacji. Stąd trudność z ich adaptacją do własnych potrzeb ;-).
Alutka. Pewnie jeszcze trochę podrepczę w miejscu - jak to ładnie nazywasz. Może mi ropa naftowa wytryśnie hehe..Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 09 stycznia 2019 - 17:54cześć Robercie,
chyba znowu, buszujemy w nieswoim wątku :D
zatem krótko, zwięźle i na temat:
nie chcę się ciągle powtarzać,
nikt tu chyba, i nigdy nie podważał zasadności Twojego kroku,
odszedłeś, bo...
ja też. to bym zrobiła, popieram, pochwalam,
ale
ja dużo wcześniej, a zatem nigdy bym nie pozwoliła doprowadzić się do takiego stanu, do takiej miazgi, jak sam to opisujesz...
i dlatego właśnie,
mogłam dogadać się z ex i dogaduję się nadal..
jest to dobre dla mnie, dla niego i naszego syna.
Kropka.
w relacjach naszych, nie stanęłam przed ścianą..
zatoczyłam KOŁO,
znów jesteśmy na etapie, jak na początku..
kiedyś lubiliśmy się, jeszcze nie kochaliśmy..
teraz lubimy się, już nie kochamy.
skoro Wam./Tobie się to nie udało..to mogę chyba uznać, że jestem o krok dalej od Ciebie..
a Ty stoisz w miejscu,
co oznacza nic innego, jak to, że za lat 5 czy 10 lat,
jeśli nadal będziesz na tym samym etapie,
czytaj: bo, to wredna suka była..
nie ruszysz się do przodu, a gdzie tu, o zatoczeniu koła mówić..
powtarzam raz kolejny..
pracownik i pracodawca, dwie wersje zawsze, gdy jest spór,
żona i mąż, dwie wersje zawsze, gdy był rozwód..
a Ty ciągle wisisz na swojej,
i im dłużej piszesz, tym bardziej się w tym utwierdzasz,
kopiesz dół..
a należy wyleźć z niego i zawrócić..
sam zbyt długo czekałeś,
a zatem, nie tylko kat w tym przypadku jest winny,
a ofiara również..
jak to mówią, zaniechanie, to też działanie.
pozdrawiam
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 10 stycznia 2019 - 12:13Zakochanie, to piękny stan w dużej mierze jednak niestabilny z dużą dawką silnych i różnych emocji. Iść trzeba dalej (jakby poziom wyżej) i budować z zakochania miłość i tu już bardziej "kalkulacja" wchodzi w grę. Kalkulacja to nic złego, to raczej świadomość własnych potrzeb i zastanowienie się, czy druga strona jest w stanie je spełnić (kalkulują i młodzi i starzy). Dlatego trzeba o tych potrzebach rozmawiać. Im wcześniej nastąpi świadomość potrzeb i szansa na ich realizację z wybraną osobą, tym lepiej dla trwałości związku.
Piszecie tu o zakochaniu. Dziewczyny, zadajcie sobie pytanie, czym dla Was jest zakochanie? I zadajcie, to pytanie partnerowi, czym ono jest dla niego? Jak Wy okazujecie, że jesteście zakochane i jak okazują to Wasi partnerzy? Partner pewnie też jest zakochany, tylko okazuje to inaczej.
Być może macie wątpliwości, bo jesteście już na wyższym poziomie, czyli miłości... a wtedy jest stabilność, bezpieczeństwo, można rzec "oschłość w okazywaniu uczuć". Wtedy trzeba szukać spontaniczności, bo w niej tkwi magia zakochania.
Jeśli mężczyzna mówi, że kocha to pewnie kocha... tylko okazuje to w sposób, którego wy być może nie rozumiecie, bo macie inną wizję kochania... więc warto o tym rozmawiać najlepiej z partnerem:-).Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 10 stycznia 2019 - 12:33Alutka... wszystko ok, co piszesz, tylko z tym 'za długo czekałeś', to nie wiem gdzie przyłatać.
Wiesz mi. Gdybym wiedział od razu, że tak się to wszystko skończy, to rozwód nastąpiłby kilkanaście miesięcy wcześniej i może - jak piszesz - stanęłoby na jakimś sensownym konsensusie porozwodowym.
Tu jednak wszystko odbyło się dosłownie skokowo.
Najpierw kilkanaście lat życia we względnej harmonii - brak z jej strony jakichkolwiek sygnałów że jest niezadowolona.
Potem krótki bardzo okres, gdzie coś zacząłem zauważać - jakieś pobąkiwania że ona to by drugi raz za mąż nie wychodziła... ale to naprawdę kwestia miesięcy była, potem nagłe łup...
Dosłownie z tygodnia na tydzień znalazłem się w zupełnie innej rzeczywistości. Szok! Po prostu ciężki szok.
Dalej co? Ano najpierw niedowierzanie, że coś takiego mogło się wydarzyć, próby zaprzeczania, potem próby naprawy sytuacji - po omacku, bo bez kompletnie żadnych wyraźnych sygnałów z jej strony co u siebie mam naprawić, żeby było lepiej.
Potem coraz większe podkładanie się i robienie z siebie idioty w nadziei że wreszcie trafię w to 'coś', sedno sprawy i da się wszystko uratować.
I wreszcie po pewnym czasie decyzja, że rozstać się trzeba, bo dobre małżeństwo zostało zamienione w... miazgę - jak to ładnie ujęłaś.
Ja szans nie miałem żadnych.
Po prostu nokaut.
Można tylko przypuszczać, że jej nowe znajomości, jakie nawiązała właśnie przed samym 'kataklizmem' wydatnie przyczyniły się do rozwałki.
Nagle - w momencie przestała kompletnie słuchać co do niej mówię, a jak coś już usłyszała, to było totalnie przekręcone i wykorzystane przeciwko mnie.
W sumie to z dnia na dzień zacząłem we własnym domu czuć się jak na wojnie - wyniszczającej, podjazdowej.
Wyniszczyła mnie.
Zawsze można mówić, że nie tylko kat jest winien, ofiara też... Można nawet, że to ofiara jest winna, że kat ją dopadł... hehe... Nowoczesne metody retoryki na takie figury pozwalają.
Fakt pozostaje faktem. Z dobrego małżeństwa w momencie zrobiła się ruina, a potem było tylko gorzej. Obecnie jest miazga.
Nie widzę teraz żadnych szans na naprawę tej sytuacji, Co padło, to padło, z powstania teraz czegokolwiek na gruzach niczego się nie spodziewam, bo nawet gdyby i co powstało, to będzie podobne do tego co zostało zniszczone. Dla mnie nie ma sensu.
Dlatego za dziesięć, czy dwadzieścia lat będę dalej w tym samym miejscu. W tamtą stronę już nie pójdę, bo nie jestem masochistą. To całkowicie ślepy zaułek.
Chłop dla niej to taki dureń którego trzeba przekonać wszelkimi sposobami, że jest durniem. Z taką osobą nie da się nawet spacerować w tę samą stronę, nie mówiąc nawet o jakimkolwiek wspólnym działaniu.
Ot i wszystko...
Nie ciągnijmy tego może już, bo piszę tylko dlatego, że mnie prowokujesz. Wiesz przynajmniej jak wygląda sprawa - w telegraficznym skrócie ;-).Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 10 stycznia 2019 - 15:021. "Wyniszczyła mnie."
2. "Zawsze można mówić, że nie tylko kat jest winien, ofiara też... Można nawet, że to ofiara jest winna, że kat ją dopadł.."
3. "Dla mnie nie ma sensu. "
4. "Nie ciągnijmy tego może już,bo piszę tylko dlatego, że mnie prowokujesz."
1/ to proces, nie można kogoś wyniszczyć jednym popołudniem.
2/gdy kat dopadł ofiarę, to ofiara jest niczemu winna.. gdy poddaje się sama dłuuuugiemu katowaniu, jest współwinna, nie należy tego mylić i mieszać,
a tak większość często robi..
gdy idę sobie ulicą i mnie ktoś dopadnie, gdzie tu moja wina?
gdy ktoś mnie obraża, strzeli w pysk, a potem przyjdzie z kwiatami, i mówi, że kocha. a ja zostaję z nim nadal, to nie jest tożsame..to słabość ofiary.. jakby myślały, że to trudne i niewykonalne odejść, ktoś odszedł, bo mu było łatwo? nie, też ciężko, ale zmobilizował się i zawalczył o siebie, o dzieci itp..
ale odbiegam od tematu, ta taki przykład tylko..
wiesz dobrze, że każde twierdzenie można odwrócić..
-wyniszczyła mnie, na, pozwoliłem się wyniszczyć..
3/dla Ciebie być może, ale nie dla dzieci..
oczywiście pojęcie dobrego rodzica, to rzecz dyskusyjna, co kto uważa, z doświadczenia wiem jednak, że nie rodzic o tym decyduje czy był dobrym czy nie, a dziecko..
4/ dobrze, nie ciągnijmy, choć już wiele razy próbowaliśmy zakończyć temat oboje,
i jakoś tak zawsze wraca jak bumerang :D
i nie dlatego, że ja Cię prowokuję,
zauważ, że zawsze tylko odnoszę się do tego, co sam piszesz..
a, że jedno i to samo, to ja nadal pukam i próbuję Ci powiedzieć, że nie zakończyłeś tego co było,
każda wojna powinna się kiedyś skończyć,
dla wszystkich..
a walczymy w różny sposób..
wg mnie,
mimo, że twierdzisz, że broń złożyłeś,
to nadal trzymasz tarczę,
a póki bronimy się, póki spodziewamy ataku,
to wojna trwa..
pozdrawiam
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 10 stycznia 2019 - 15:10~solasi napisał:Zakochanie, to piękny stan w dużej mierze jednak niestabilny z dużą dawką silnych i różnych emocji. Iść trzeba dalej (jakby poziom wyżej) i budować z zakochania miłość i tu już bardziej "kalkulacja" wchodzi w grę. Kalkulacja to nic złego, to raczej świadomość własnych potrzeb i zastanowienie się, czy druga strona jest w stanie je spełnić (kalkulują i młodzi i starzy). Dlatego trzeba o tych potrzebach rozmawiać. Im wcześniej nastąpi świadomość potrzeb i szansa na ich realizację z wybraną osobą, tym lepiej dla trwałości związku.
Piszecie tu o zakochaniu. Dziewczyny, zadajcie sobie pytanie, czym dla Was jest zakochanie? I zadajcie, to pytanie partnerowi, czym ono jest dla niego? Jak Wy okazujecie, że jesteście zakochane i jak okazują to Wasi partnerzy? Partner pewnie też jest zakochany, tylko okazuje to inaczej.
Być może macie wątpliwości, bo jesteście już na wyższym poziomie, czyli miłości... a wtedy jest stabilność, bezpieczeństwo, można rzec "oschłość w okazywaniu uczuć". Wtedy trzeba szukać spontaniczności, bo w niej tkwi magia zakochania.
Jeśli mężczyzna mówi, że kocha to pewnie kocha... tylko okazuje to w sposób, którego wy być może nie rozumiecie, bo macie inną wizję kochania... więc warto o tym rozmawiać najlepiej z partnerem:-).
Przesympatyczny post, taki powiew letniego zefirka :)
zaraz przypomina mi się dowcip:
ona: czy czy Ty jeszcze mnie kochasz, w ogóle? czy mógłbyś mi jakoś zacząć okazywać miłość?
a ON, poszedł i umył jej samochód ! :D
niestety, jeśli ludzie mówią, że kochają,
nie oznacza to wcale, że kochają..
na szczęście,
każdy z nas, wie o tym czy jest kochany, czy nie..
aż tak bardzo o potrzebach nie należy rozmawiać,
wystarczy się dobrze dobrać..
i być uczciwym,
wobec siebie i partnera.
Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie
-
-
Napisane 10 stycznia 2019 - 15:47~alutka napisał:1. "Wyniszczyła mnie."
Wyniszczyła mnie wojna, która wybuchła jak obuchem w łeb bez kompletnie żadnej zapowiedzi... ;-) Nie wydarzyło się to - jak piszesz - w jedno popołudnie - to trwało kilkanaście miesięcy.
~alutka napisał:2. "Zawsze można mówić, że nie tylko kat jest winien, ofiara też... Można nawet, że to ofiara jest winna, że kat ją dopadł.."
Alutka... tłumaczyłem to, ale widzę, że nie dociera. Proces przebiegał błyskawicznie - za szybko jak na moje możliwości przystosowawcze z tamtego okresu...Nie byłem w stanie tego od razu zakończyć, bo nie było wtedy ku temu żadnych podstaw. Kilkutygodniowe aberracje w zachowaniu żony przyjmuje się jako coś normalnego i w wielu przypadkach o niczym to nie świadczy. Tu jednak świadczyło - dowiedziałem się o tym dopiero później.
~alutka napisał:3. "Dla mnie nie ma sensu. "
Obecny stan rzeczy w żaden sposób nie koliduje z moimi relacjami z dziećmi. Widujemy się często, spędzamy czas głównie na tym, co one lubią, bardzo się cieszą gdy do nich przychodzę. Układ między mną, a nią nie ma tu nic do rzeczy.
A tak na marginesie... zawsze można założyć, że to 'moja prawda' jest bardziej 'mojsza niż Twoja' i... my kobiety lepiej znamy się na relacjach międzyludzkich, więc to NAS trzeba słuchać, bo...
No i wracamy do stwierdzenia, że facet to taki 'dureń', że mimo iż ma swoje racje, trzeba mu udowodnić, że jednak jest tym 'durniem', bo... widzi świat ciut inaczej. ;-)...
Niech i tak będzie. Ja tarczę już muszę mieć cały czas przy sobie, bo nigdy nie wiem co tam jeszcze mnie spotka. Próbowałem tę tarczę odkładać, to wtedy właśnie spadały razy. Wojna się naprawdę zakończy dopiero jak dzieci się zupełnie usamodzielnią, bo wtedy nie będzie płaszczyzny do kontaktów między mną, a nią... Dokąd na takie kontakty jesteśmy skazani tarczy nie składam.
Tyle. ;-)Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie