Strona używa cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody na używanie cookies, zawsze możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce internetowej. Polityka Cookies Akceptuję

Forum

Dodaj temat

Związek

Do czego jestem potrzebny żonie?

Rozpoczęte przez ~Kristof, 19 sty 2019
  • avatar ~Kristof ~Kristof
    ~Kristof
    Napisane 19 stycznia 2019 - 16:50
    Witajcie. To mój pierwszy post tutaj. Z nikim o tym jeszcze nie rozmawiałem, ale czas już chyba...
    Moje małżeństwo trwa już ponad 20 lat. Dwóch synów, dom, dwa samochody, bardzo dobre zarobki. Nigdy żony nie zdradziłem i myślę że ona mnie również. Jednak coraz częściej się zastanawiam czy ja nie jestem jej potrzebny tylko do tego żeby utrzymać dom, wychować dzieci, żeby przed rodziną wyglądało wszystko ok. Moja żona nie pracuje odkąd wprowadziliśmy się do domu na wsi. Oczywiscie w domu robi wszystko, ale dzieci są już dorastające więc nie aż tak wymagające. Wygląda że żonie odpowiada bycie z dala od miasta i ludzi. Jest wykształcona, ładna i zgrabna. Problem jest z tym że nigdy sama nie wyraża chęci do seksu, mam wrażenie że gdybym nic nie mówił to mogłaby żyć zupełnie bez tego. Jak już się upomnę to udostępni mi swoje ciało, z lekkim ociąganiem. Tak, udostępni, takie odnoszę wrażenie - niech ma, na jakiś czas będzie spokój... Namiętności nigdy chyba nie było. W czasie kiedy się kochamy ja staram się zrobić wszystko żeby było jej jak najlepiej. Obserwując reakcje myślę że mi wychodzi. Ona jest natomiast zupełnie bierna, nie ma mowy o jakimś szaleństwie. Najlepiej późną porą, tylko w sypialni. Praktycznie nie piję alkoholu. Nie palę wcale. Staram się jak tylko mogę żeby mojej rodzinie niczego nie brakowało i żeby żona nie musiała pracować. Mam wrażenie że tylko do tego jestem potrzebny... Rutyna rutyna, rutyna. Czy to wszystko jest normalne? Czy mam za duże oczekiwania? Że raz w tygodniu żona ma się kochać z mężem to za dużo? Mam dopiero 44 lata. Rozmowy nie przynoszą efektów choć za każdym razem żona obiecuje że się to zmieni. A potem każdy powód jest dobry. Co o tym sądzić?

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izka ~Izka
    ~Izka
    Napisane 19 stycznia 2019 - 21:55
    Napisano tu już wiele ma ten temat.
    Ale i tak żaden z was nie chce dopuścić do siebie prawdziwej odpowiedzi.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 20 stycznia 2019 - 10:51
    Tak... bardzo dużo powiedziano tutaj już na temat oschłości seksualnej żon i frustracji mężów z tym związanej.

    Poczytaj sobie.

    Wszystko sprowadza się do jednego. Dziewczyna łapie faceta, okręca go wokół palca, na początku jest super. Seks kilka razy dziennie, śniadanka, obiadki, wspólne kolacje, wypady na łono natury i takie tam, dbanie o siebie i o 'nas' w jak najszerszym rozumieniu.

    Im więcej facet jest zaangażowany i wkręcony w rolę jaką ma spełniać, tym bardziej 'oni' się od siebie oddalają.

    I... albo on staje się wykastrowanym bankomatem godząc się na seks raz w miesiącu, albo po prostu uśmiecha się prosto w oczki, a szuka sobie lewizny. Ona zresztą robi często coś analogicznego, najczęściej z tą różnicą, że swoją aktywność koncentruje w domu i wokół niego. Często jak on dobrze zarabia, łoży w całości na wszystko, a ona co zarobi ma na 'waciki'.

    Pozostaje pytanie - odwrotne od tego, które zadałeś w nagłówku :-).

    Do czego żona jest potrzebna Tobie?
    Jak sobie na nie odpowiesz, to potem zbilansuj co uzyskasz po obu stronach i sam zadecyduj co dalej ;-)...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izka ~Izka
    ~Izka
    Napisane 20 stycznia 2019 - 12:28
    ~Robert1971 napisał:

    Im więcej facet jest zaangażowany i wkręcony w rolę jaką ma spełniać, tym bardziej 'oni' się od siebie oddalają.


    Tyle tu już kobiety napisały, a Panowie dalej swoje.
    To pierwsze stwierdzenie jest tylko wtedy możliwe, gdy podstawą decyzji o wejściu w związek ze strony kobiety nie była fascynacja mężczyzną, lecz jedynie racjonalna ocena sytuacji typu pora na związek/małżeństwo.
    Potem się okazuje, że intymność z mężczyzną, który nie wywołuje u kobiety pożądania, jest jak nieprzyjemny zabieg medyczny. Nic dziwnego, że kobiety próbują tego unikać. Tego właśnie nie potraficie zrozumieć.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 20 stycznia 2019 - 12:47
    A Ty dalej swoje... ;-).

    Pisałem o tym już wielokrotnie...
    Jak jej tak źle w tym związku/małżeństwie, to składamy o rozwód z jej winy i git...
    On się stara, a ona się nie stara. Jemu zależy, jej nie - bo... Go już nie kocha.

    W czym zatem problem, niech składają o rozwód z jej winy i sprawa będzie jasna - w końcu w dniu ślubu była dorosła i nikt ją nie przymuszał do podpisania aktu małżeństwa.

    Jeżeli ją ktoś przymuszał, to niech przed sądem udowodni i wykaże wadliwość oświadczenia woli i wtedy rozwód odbędzie się bez orzekania o winie. ;-).

    Faceci to rozumieją, nie rozumieją tylko dlaczego skoro tak jest, to ONE nie chcą za to brać odpowiedzialności w postaci wzięcia na siebie winy za rozpad małżeństwa.

    Może mi to wytłumaczysz wreszcie - inni też pewnie się chętnie tego dowiedzą... ;-)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izka ~Izka
    ~Izka
    Napisane 20 stycznia 2019 - 18:57
    Przypuszczam, że powód jest dokładnie taki sam, jak w przypadku mężczyzn, którzy zamiast się rozstać, wikłają się w romans. Sam to zresztą doradzałeś.
    Nazwij to jak chcesz wygoda, realizm, wyrachowanie, czy jak wolisz odpowiedzialność - wtedy brzmi dobrze. Prawda jest taka, że najczęściej to po prostu brak możliwości finansowych, mieszkania, utrzymania dotychczasowego poziomu życia dzieci. I tyle. Więc ludzie się męczą, bo nie widzą innego wyjścia.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 20 stycznia 2019 - 19:49
    ~Izka napisał:
    Sam to zresztą doradzałeś..

    No sorry... pomyliłaś najwyraźniej osoby - ja romansu nie zalecam.
    Jestem fanem uczciwości i tylko po rozstaniu z poprzednią partnerką słusznie byłoby sobie szukać kogoś nowego.
    Nie przyznaję się do tego ;-).

    Co do reszty natomiast, sama potwierdzasz, że nie jest to uczciwe ze strony kobiety, co to nagle 'przestała kochać'.

    Jak powiadam...
    On się stara, ona nie - ma go w dupie.
    On łoży na wszystko, ona wydziwia.
    On ją kocha, ona go nie kocha.
    On stara się dalej o małżeństwo, mimo że jest mu w nim 'tak średnio', ale coś ślubował - uczynię wszystko, by małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. Ona też takie ślubowanie składała.
    On to robi, ona nie...

    To kto tu jest uczciwy?
    Po czyjej stronie leży wina za jego rozpad?
    Czy faceta, że 'ona nagle przestała go kochać'?
    A jaki on na to miał wpływ?
    Może i jakiś w jej rozumieniu miał, ale skoro podjęli zobowiązanie (małżeństwo), to je realizują - to jest dorosłość.

    Ona jednak w imię impresji 'ja go nie kocham', woli uprzykrzać mu życie, zamiast odejść i wziąć winę na siebie.
    Woli doszukiwać się u niego wszystkiego złego - głównie tego, czego nie ma - wmawia przemoc, pijaństwo, zdradę, wymyśla niestworzone rzeczy... A on czuje się jakby go kto dźgał nożem.

    To uczciwe nie jest...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Żuber ~Żuber
    ~Żuber
    Napisane 22 stycznia 2019 - 23:31
    Wielu ludzi męczy się w związku dla dobra dzieci. Tylko czy taki byle jaki związek rodziców jest dla tych dzieci dobry? A kłótnie? A pretensje? A obojętność? Brak szacunku? To jest dobro? Bo łatwiej, bo tatuś daje pieniążki i wszyscy są zadowoleni!
    Mam być obok tylko dlatego, że dzieci? Że ma być mężatką na papierze? Albo żeby we wsi nie gadali? Bez sensu.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 23 stycznia 2019 - 10:44
    Myślisz Żuber, że to takie proste? Ja właśnie boję się odejść od żony jedynie ze względu na dziecko - córka ma 3,5 roku, jest bardzo wrażliwa i boję się tego jak to na nią wpłynie. Boję się, że zniszczę jej życie, boję się tego jak żona będzie się zachowywać po rozwodzie - ja zniosę każdą obelgę, ale obawiam się tego, że żona "nie pozwoli" jej mnie kochać, że z czasem będzie starała się ograniczać nasze kontakty, nastawiać ją przeciwko mnie. Już wiem, że schrzaniliśmy, że nigdy nie doświadczy pozytywnego wzorca relacji damsko - męskiej - albo będę próbował "wytrwać" dla niej w małżeństwie i stanę się wrakiem albo odejdę, a w raz ze mną normalne dzieciństwo w pełnej rodzinie. Nikt nie obiecywał, że dorosłe życie będzie proste.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Żuber ~Żuber
    ~Żuber
    Napisane 23 stycznia 2019 - 11:24
    Człowieku, no pewnie, że to nie jest proste.
    Nikt nie zagwarantuje Ci łatwego życia.
    Dziecko w tym wieku niewiele wie! Naprawdę wolisz być zakładnikiem?
    Czy ja wiem czy schrzaniliście? Dopiero możecie schrzanić!

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 23 stycznia 2019 - 11:33
    Schrzaniliśmy, jak zresztą większość par świeżo po narodzinach dzieci - nie zadbaliśmy o relację, dziecko stało się najważniejsze, były jedynie pojedyncze zrywy i udawanie, że jednak jest wszystko ok, a kiedy zorientowaliśmy się, że trzeba ratować co się da nagle zauważyliśmy, że między nami powstał ogromny mur. Nie interesuje mnie "co ludzie powiedzą" - jedynym co mnie jeszcze motywuje do walki jest dobro dziecka, idziemy na terapię małżeńską, chociaż czuję, że na to był czas wcześniej, a teraz jest zwyczajnie za późno.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 23 stycznia 2019 - 11:40
    ~Rafał35 napisał:
    Nikt nie obiecywał, że dorosłe życie będzie proste.


    A no nikt...

    A jak będziesz próbował wytrwać, to jaki wzorzec dasz córce?
    Dzieci są doskonałymi obserwatorami i widzą więcej, niż nam - dorosłym - się wydaje.

    Zostaniesz - źle, bo nie przewidzisz w którą stronę pójdzie Wasze małżeństwo, odejdziesz... też niedobrze, bo co ona tam wykombinuje to już będzie kompletnie poza Twoją kontrolą.
    Jednak i teraz nie jesteś w stanie kontrolować co się dzieje w relacjach rodzice-dziecko, skoro nie ma między Wami zgody.

    Czy odejściem zniszczysz życie córce...?
    Nie da się chyba na to pytanie odpowiedzieć...
    Ale raczej nie zniszczysz - dużo będzie zależało od postawy matki po rozwodzie.

    Twoje kontakty z dzieckiem po rozwodzie będą ograniczone siłą rzeczy.
    Chyba, że wywalczysz żeby córka była z Tobą...

    Ja tak sobie myślę, że jak kobieta daje w dupę i źle jej z dobrym chłopem, to nie pozostaje nic innego, jak tylko odejść.
    Siedzenie z kimś takim, to mordęga jest, a i na dziecko/dzieci nie wpływa dobrze.
    Dopiero mają one zły wzorzec relacji damsko-męskich...

    Chyba, że oceniasz siebie jako 'złego chłopa' :-)
    To też pewnie lepiej odejść.

    Świat na głowie stanął... niestety.

    Idziecie na terapię małżeńską... wg 'lokalnych mędrców' jak kobieta przestała kochać, to już nie ma szans... ;-).
    Ale może 'nowoczesne terapie' dają radę w tym zakresie - nie wiem ;-)
    Spróbować warto.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 23 stycznia 2019 - 12:15
    Dzięki za Twój głos Robert1971, bardzo sobie cenię to, co tutaj piszesz na tym forum.
    W takich sytuacjach nie ma dobrego rozwiązania, mam tego świadomość, bo od paru miesięcy myślę wyłącznie o różnych alternatywach i każda jest zła.
    Córka z pewnością widzi, że jest coś nie tak, bo rozrabia ostatnio bardziej niż zwykle, próbuje zwrócić na siebie uwagę.
    Nie uważam się za złego chłopa, ale i moja żona nie jest złą kobietą - dalej się szanujemy, dzielimy obowiązkami domowymi, wspólnie wychowujemy dziecko. Po prostu w bardzo niedojrzały sposób podeszliśmy do związku - były wzajemne oczekiwania, a tak naprawdę niewiele pracy. Z dnia na dzień wygasła namiętność, bliskość a seks to już w ogóle dramat (żonie po porodzie libido spadło do zera i "oddawała" mi się od czasu do czasu, żebym się odczepił, a sami wiecie jak się w takich sytuacjach czuje facet) - staliśmy się "przyjaciółmi", którzy potwornie męczą się ze sobą. Każda kolejna rozmowa to tylko dokładanie cegieł do muru, który jest między nami. Już nawet złapanie się za rękę jest jakieś niekomfortowe.
    Żona ma już jeden rozwód za sobą i z byłym mężem (nie mieli dzieci) są największymi wrogami, nienawidzi go z całego serca.
    Córka powinna być z matką, oboje mamy z nią świetny kontakt, ale uważam, że dziewczynka powinna dorastać przy matce. Boję się jednak, że w pewnym momencie i ja stanę się wrogiem żony, a wtedy najbardziej oberwie przecież zupełnie niewinna w tym wszystkim córka.
    Spróbować terapii nie zaszkodzi, choćby po to, żeby nie pluć sobie w brodę, że nie zrobiło się kiedyś wszystkiego. Zawsze to jakieś nowe doświadczenie w życiu.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 23 stycznia 2019 - 13:15
    ~Rafał35 napisał:

    Nie uważam się za złego chłopa, ale i moja żona nie jest złą kobietą - dalej się szanujemy, dzielimy obowiązkami domowymi, wspólnie wychowujemy dziecko.

    Skoro się szanujecie i potraficie dzielić obowiązkami.
    To może jednak jest szansa na jakąś normalizację...?
    ~Rafał35 napisał:

    Z dnia na dzień wygasła namiętność, bliskość a seks to już w ogóle dramat (żonie po porodzie libido spadło do zera i "oddawała" mi się od czasu do czasu, żebym się odczepił, a sami wiecie jak się w takich sytuacjach czuje facet) - staliśmy się "przyjaciółmi", którzy potwornie męczą się ze sobą. Każda kolejna rozmowa to tylko dokładanie cegieł do muru, który jest między nami. Już nawet złapanie się za rękę jest jakieś niekomfortowe.

    A może to 'dokładanie cegiełek do muru' bierze się z jakichś zadawnionych żalów między Wami?
    Może o tym warto byłoby spokojnie porozmawiać?
    Sytuacja gdzie się szanujecie i potraficie dogadywać raczej sprzyja...
    Mogłoby się udać.
    ~Rafał35 napisał:

    Żona ma już jeden rozwód za sobą i z byłym mężem (...) są największymi wrogami, nienawidzi go z całego serca.

    Hmmm...
    Potrafisz może zlokalizować 'ten punkt' w którym oni się ze sobą tak bardzo pokłócili?
    Całkiem możliwe, że to istotna sprawa i niewykluczone też, że wchodzisz na 'ten sam teren' i ona się od Ciebie oddala...
    Może w jej postrzeganiu historia zatacza koło...
    ~Rafał35 napisał:

    Boję się jednak, że w pewnym momencie i ja stanę się wrogiem żony, a wtedy najbardziej oberwie przecież zupełnie niewinna w tym wszystkim córka.

    Małe dziecko - jak Twoje - jeszcze nie rozumie z tego wszystkiego aż tak wiele, żeby miało to zmienić ją na całe życie.
    Ważniejsze co dzieje się później.
    Wrogość jest jak najbardziej niewskazana, bo dziecko ją doskonale dostrzega i uczy się jej.
    Niekorzystny wzorzec.
    ~Rafał35 napisał:

    Spróbować terapii nie zaszkodzi, choćby po to, żeby nie pluć sobie w brodę, że nie zrobiło się kiedyś wszystkiego. Zawsze to jakieś nowe doświadczenie w życiu.

    Właśnie może terapeuta wyłuska miejsce problemu między Wami...
    Rozstać się zawsze zdążycie - nie ma się co śpieszyć.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Aniołek ~Aniołek
    ~Aniołek
    Napisane 23 stycznia 2019 - 15:30
    Rafale35,
    Wydajesz się być człowiekiem bardzo świadomym, a to naprawdę dużo znaczy.
    Czytając to wszystko co napisałeś myślę sobie, że może powodem Waszego bycia razem po którejś ze stron (np. żona) było ogromne pragnienie posiadania potomstwa i teraz jest klops, bo potomstwo wprawdzie jest, a nie ma bliskości między Wami.
    Uważam, że samo "chcę potomka" to za mało, by zbudować związek. To tak nie działa...a przynajmniej nie tak powinno być.
    Żona rozwiodła się ...nie mieli dzieci, a z Tobą je ma.

    Na pewno zadajesz sobie pytanie dlaczego związałeś się akurat z nią? Co spowodowało, że z nią jesteś?

    Terapia to bardzo dobry pomysł, szczególnie że jak sam piszesz, nie potraficie ze sobą rozmawiać ( rozmawiając dokładacie kolejne cegły budując mur).
    Tak jak pisze Robert, nie ma się co spieszyć i skoro się szanujecie to może się udać.
    Trzymam za Was kciuki :-)


    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 24 stycznia 2019 - 10:32
    Robert1971 - jakiś żal po obu stronach się pojawił, to nieuniknione w takiej sytuacji, żonie wręcz włączyło się poczucie krzywdy (obserwując ją wydaje mi się, że nie przepracowała po prostu emocji, które pojawiły się w trakcie poprzedniego rozstania - były mąż ją zdradził, a potem toczyli wyjątkowo brutalną wojnę o majątek - i teraz, trochę nawykowo "broni" się przed moimi "zarzutami", próbując wpędzić mnie w poczucie winy, wymyślając w emocjach moje rzekome przewinienia - czyli jest jak piszesz, trochę wszedłem na tamten "teren"), ale na rozum oboje mamy świadomość, że żadne z nas celowo nie chciało zepsuć drugiej stronie życia. Wciąż jest milion dobrych rzeczy, za które możemy się cenić. Wczoraj, już na spokojnie, powiedziała mi, że wie, że przecież nie stałem się żadnym tyranem, a ona zołzą, że dalej jesteśmy dla siebie dobrymi ludźmi. Nie robimy sobie na złość tylko po prostu nie umiemy w tej chwili inaczej. Na rozum wie (ja również to wiem), że żadne z nas nie chciało drugiej stronie wyrządzić krzywdy, nie robiło nic z premedytacją. Przyznała jednak, że powinna była zwracać na mnie większą uwagę, na moje potrzeby - nie rozumiała ich, postępowała nawykowo, nie miała świadomości, że czułem się odrzucony, kiedy wykręcała się przed seksem. Jest z natury perfekcjonistką, chciała być "idealną" matką. Długo karmiła piersią (prawie 2 lata) i przyznawała, że libido miała wtedy praktycznie zerowe, łatwo jej było spuścić mnie i moje potrzeby na drzewo. Przyjęła, że związek to samograj i przyznała, że to było błędne podejście. Mur stał się o kilka cegiełek mniejszy, a to już coś - żona zaczęła widzieć w tym wszystkim mnie, a nie tylko siebie i córkę.
    Z byłym mężem też wszystko zaczęło się od nieregularnego seksu, on jednak "poradził" sobie z problemem nieco inaczej niż ja. Żona jest "trudna" pod tym względem, mało aktywna, skupiona raczej na tym, co ja zrobię w łóżku, mocno wstydliwa, nie przepada za swoim ciałem, nie jest skłonna do eksperymentów, nie ma żadnych własnych pomysłów, fantazji. W tym zakresie nasz związek nigdy nie był idealny, delikatnie mówiąc - a próbowałem wiele, żeby to zmienić. Mam poczucie, że będę wiecznie tym sfrustrowany, tym bardziej, że przed naszym związkiem miałem inne doświadczenia i wiem, co mnie w nim "omija".

    Aniołku - fajnie, że się odezwałaś, też bardzo lubię "Cię" czytać :) Dziecko z pewnością nie było powodem naszego bycia razem, długo nie chcieliśmy mieć dzieci, dopiero wiek żony (jest ode mnie starsza o 5 lat) zmienił nasze myślenie - nie chcieliśmy kiedyś żałować, że przegapiliśmy moment na posiadanie dzieci. Żona ma tak, że rzadko myśli o sobie - przed porodem skupiała się na mnie, z czego egoistycznie korzystałem (gotowała obiadki, robiła fantazyjne kanapki do pracy, wyręczała mnie w obowiązkach domowych), a po porodzie skupiła się na dziecku, dawała z siebie 200%.
    Dlaczego związałem się z nią? Byłem pokiereszowany po poprzednim związku, a ona okazała mi wtedy masę dobroci - była trochę "idealną" mamą, a nie partnerką. To było na tamtym etapie życia dla mnie ważniejsze niż seks. No ale jednak w trakcie małżeństwa mocno się zmieniłem, dużo nad sobą pracowałem, rozbijałem błędne schematy myślowe, a w konsekwencji bardzo wydoroślałem, no i potrzeby automatycznie się zmieniły - "mamy" już nie potrzebuję, sam potrafię o siebie zadbać i rozwiązywać swoje problemy. Tu jednak nie ode mnie wszystko zależy.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Robert1971 ~Robert1971
    ~Robert1971
    Napisane 24 stycznia 2019 - 14:38
    ~Rafał35 napisał:

    Z byłym mężem też wszystko zaczęło się od nieregularnego seksu, on jednak "poradził" sobie z problemem nieco inaczej niż ja. Żona jest "trudna" pod tym względem, (...) wiem, co mnie w nim "omija".


    Z tą oschłością seksualną, to chyba mądrego nie ma...
    Po prostu to wygasa po jakimś czasie i stabilizuje się na określonym poziomie.
    Na początku często, w różnych miejscach i sceneriach, wygibasy i ekstrawagancje, potem... ;-) Wiadomo.
    Dla każdego ten poziom jest inny, bo każdy ma inne potrzeby w tym zakresie.
    Jeden musi codziennie, albo częściej, innemu wystarczy raz na dwa tygodnie i też jest szczęśliwy. ;-)

    ~Rafał35 napisał:

    Byłem pokiereszowany po poprzednim związku, a ona okazała mi wtedy masę dobroci - była trochę "idealną" mamą, a nie partnerką. To było na tamtym etapie życia dla mnie ważniejsze niż seks. No ale jednak w trakcie małżeństwa mocno się zmieniłem, dużo nad sobą pracowałem, rozbijałem błędne schematy myślowe, a w konsekwencji bardzo wydoroślałem, no i potrzeby automatycznie się zmieniły - "mamy" już nie potrzebuję, sam potrafię o siebie zadbać i rozwiązywać swoje problemy. Tu jednak nie ode mnie wszystko zależy.


    I zastanawia, czy nie tu jest faktyczny problem.
    Byłeś zdruzgotany, pokaleczony, bez chęci do życia po poprzednim związku.
    Ona okazała Tobie dużo dobroci - stała się lekarstwem na Twoje rany.
    Teraz rany się już zaleczyły i... Co dalej?

    Czy ona jest typem opiekuńczej matki? - tak to wygląda.
    Ty... Samodzielnym, dojrzałym facetem.
    Nie potrzebujesz już jej 'matkowania', chcesz partnerki.
    Ona potrzebuje obiektu swojej atencji. Ma teraz córkę.
    Czy zależy jej na Tobie tak samo jak dawniej?
    Może to pytanie zada jej terapeuta i pozwoli na nie odpowiedzieć.
    Liczyłbym się z różnymi wariantami. Może być nawet tak, że gdy ona sobie uświadomi, że już nie jesteś tym samym mężczyzną, z którym się związała, zacznie działać 'odśrodkowo', bo uzna że nie o to jej w życiu chodzi...

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izka ~Izka
    ~Izka
    Napisane 24 stycznia 2019 - 16:54
    Byłeś dla żony odskocznią po poprzednim związku. I tyle. Od początku nie było z jej strony fascynacji Tobą, co wprost wynika z opisu waszego seksu.
    Zresztą z Twojej strony było analogicznie, dlatego Ty z kolei nie przykładałeś do tego wagi.
    Wasz związek był podyktowany bardziej doraźną potrzebą, niż prawdziwą relacją damsko-męską.
    Nie pocieszę cię, można pewnie tak trwać, ale nie jest możliwe, aby ustalić, że ktoś ma kogoś pożądać. To tak nie działa. Coż, to geny decydują. ;)

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Rafał35 ~Rafał35
    ~Rafał35
    Napisane 25 stycznia 2019 - 13:33
    Robert1971 - no właśnie ten "poziom" jest dla mnie największym problemem, tym bardziej, że mam jakieś porównanie i coś mi tu bardzo nie gra.

    Izka - niestety częściowo masz rację, kiedy poznałem żonę byłem miesiąc po rozstaniu z byłą dziewczyną, pierwotnie nie zamierzałem się z nikim wiązać, ale nikt wcześniej nie okazał mi tyle dobroci co moja obecna żona - było mi szkoda odpuścić sobie takiego człowieka mimo ewidentnego uczucia niedosytu w niektórych sferach. Jest jednak tak jak pisze Robert - rany się zaleczyły i moje potrzeby się zmieniły, a uczucie deficytu w tych sferach wyszło na pierwszy plan i dręczy mnie każdego dnia.
    Myślę, że żona miała jednak trochę inaczej niż ja - od jej rozwodu minęły 4 lata, które spędziła sama, umawiała się od czasu do czasu na jakieś randki, ale nie miała nawet krótkiego związku z kimkolwiek. Na mnie naprawdę jej zależało i było to czuć, kochaliśmy się często (było jak było), problemem była jedynie kwestia zaufania (bała się zaangażować). Żona miała bardzo trudne dzieciństwo, ma problemy ze swobodnym wyrażaniem siebie, ze spontanicznością, inicjatywą, a w szczególności z dbałością o własne potrzeby (nawet kiedy jest bardzo zmęczona nie potrafi sobie odpuścić i np. sprząta).
    Oczywiście biorę pod uwagę wersję, że związała się ze mną z braku lepszej opcji (miała wtedy 33 lata) i jako mężczyzna pociągałem ją średnio albo i wcale. Zadawałem jej takie pytania, ale stanowczo zaprzeczała (trudno jednak wymagać od niej, żeby powiedziała mi prawdę). Czytam co tu piszecie i sam zastanawiam się czy z atrakcyjniejszym dla niej (bo obiektywnie za nieatrakcyjnego się nie uważam, wprost przeciwnie) mężczyzną ten seks wyglądałby inaczej, czy byłaby bardziej otwarta i robiłaby coś więcej niż położenie się na plecach i rozłożenie nóg.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

  • avatar ~Izka ~Izka
    ~Izka
    Napisane 25 stycznia 2019 - 19:12
    Uwierz, że byłoby zupełnie inaczej.
    Z tym, że nie ma gwarancji, że ten kto by jej pasował, byłby nią zaintetesowany.
    To jest ten problem. Wzajemność.

    Udostępnij Udostępnij fb  |  Dodaj wpis |  Cytuj |  Link bezpośredni |  Zgłoś naruszenie

» odpowiedz » do góry
1 2
Strona 1 z 2
następna
Strona 1 z 2 następna

Gorące tematy